Cywilizacja życia kontra cywilizacja śmierci!
Czy cywilizacja życia nie ma już szans z cywilizacją śmierci, na bazie której mroczni panowie feudalni samo-oświecenia budują swe latyfundia przyszłości? Nie traćmy nadziei.
Gdzie i kiedy zaczął się obecny kryzys gospodarczy i finansowy świata? Nie, nie w 2008 roku w USA, gdy pękły pierwsze bańki spekulacyjne rynków finansowych. Coraz częściej i głośniej mówi się o tym, że ma on swoje pierwotne przyczyny w końcówce lat 60 ubiegłego wieku i symbolicznie wytrysnął jako gejzer fatalnej prognozy dla świata z głowy ówczesnego sekretarza generalnego ONZ, U-Thanta.
U -Thant oczywiście nie był autorem, a ledwie pasem transmisyjnym złych wieści dla świata. Marionetką, ktora otrzymała dostateczne dostojeństwo urzędowe, żeby kreować modę obowiązującą społeczności międzynarodowe w polityce.
W 1970 roku przyjęto błędną strategię „zerowego wzrostu”.
Wymyślono rzecz genialną: dla przezwyciężania widma globalnego kryzysu i nieuniknionej katastrofy musimy przebudować światowy system gospodarczy i przejąć nadzór nad rozwojem państwowych gospodarek narodowych. U-Thant nawoływał i wzywał w 1969 roku polityków narodów świata z wysokiej mównicy do nowej rewolucji takimi słowami:
„Nie chciałbym, aby moje słowa zabrzmiały zbyt dramatycznie, ale na podstawie danych, do których mam dostęp jako sekretarz generalny, mogę wysunąć tylko jeden wniosek, a mianowicie, że członkom Narodów Zjednoczonych pozostało może dziesięć lat na uregulowanie zastarzałych waśni, podjęcie wspólnej ogólnoświatowej inicjatywy w celu zahamowania wyścigu zbrojeń, poprawy warunków środowiskowych człowieka, zlikwidowania groźby eksplozji demograficznej oraz nadania należytego rozmachu wysiłkom w dziedzinie rozwoju. Jeżeli w ciągu najbliższego dziesięciolecia nie zorganizuje się takiego współdziałania na skalę światową, to obawiam się, że wspomniane przeze mnie problemy osiągną tak zatrważające rozmiary, że ich opanowanie nie będzie już w naszej mocy”.
Oczywiście zapytacie, co takiego fatalnego było w cytowanych słowach? Przecież przebija przez nie troska o losy świata. Przecież cele są niby słuszne. Niby tak, ale kluczowe w tym sformułowaniu jest słówko niby. Chodziło o podniesienie poziomu strachu światowej opinii publicznej do takiego poziomu, żeby wdrożyć w fazę przyśpieszonej realizacji mechanizmy globalizacji i ograniczyć, a następnie wyeliminować możliwość samodzielnego kształtowania polityki przez narodowe rządy, zwłaszcza krajów rozwijających się i biedniejszych. Oficjalnie w trosce o środowisko naturalne i konieczność oszczędzania wątłych zasobów naturalnych, a faktycznie - dla przeforsowania zasady i przekonania możnych tego świata, że skoro nie starczy dóbr dla wszystkich, to musi starczyć dla bogatych kosztem biednych.
W Polsce echa tej polityki neoliberalnej słychać wciąż w buńczucznych zapowiedziach rządu Donalda T. o wspieraniu wielkich aglomeracji kosztem całej pozostałej Polski. To jakby ostatnie echo z dna studni Unii Europejskiej, która już w pierwszej fazie kryzysu finansowego zanegowała własne, okazuje się - fasadowe i kupieckie, idee solidaryzmu i równych szans rozwoju na rzecz egoizmu bogatszych i mocnych państw europejskiego centrum. Fasadowe i kupieckie - bo żeby kupić za garść szklanych paciorków ziemie i dobra frajerów trzeba pokazać piękną fasadę bogatego domu i przekonać sprzedawców, że też będziecie to mieć, jeśli się do nas przyłączycie.
Wybrano ściemę i blef handlowy jako metodę realizacji ukrytych celów. Na przekór deklarowanej i znacznie pojemniejszej zasadzie heurytystycznej - jedna Europa, jedna Polska, jedna Solidarność dla ludzi. O przywrócenie tej zasady, przynajmniej w członie jedna Polska, wkrótce będziemy wspólnie walczyć, jeśli chcemy zostawić po sobie coś więcej niż modernistyczny kanibalizm.
Dziś, niezależni od bankierów i oligarchicznych korporacji, eksperci określają zgodnie „strategię zerowego wzrostu dla przezwyciężania kryzysu światowego" jako błędną. Rozumują dość logicznie: Dla przywrócenia gospodarce światowej zdolności do wyprzedzającego przeciwdziałania nadchodzącym zagrożeniom odrzucić trzeba socjal - darwinistyczny egoizm na rzecz aksjologii dobra wspólnego. Przywrocić właściwe definicje wspólnego (w tym regionalnego i narodowego) interesu i w oparciu o sieciowe zależności informacyjne wypracować podstawy nowoczesnie i dalekowzrocznie partnerskiego gospodarowania zasobami natury, kapitału i pracy.
To jakościowa zmiana myślenia o świecie i roli oraz miejscu człowieka na mapach globalnych współzależności. Musi nastąpić przebiegunowanie wartości, wypracowanie właściwych hierarchii wartości, zmiana priorytetów i wektorów przepływów pieniądza, ugruntowanie emisji pieniądza w polu grawitacji innowacyjnej i opartej na wytwarzaniu dóbr gospodarki. Zamiast inżynierii finansowej priorytet powinna odzyskać realna gospodarka. Zamiast liberalnego egoizmu wspólnota. Zamiast imperializmu korporacyjnego sieć tworząca wielowymiarowe więzi społeczne, gospodarcze i kulturowe, budowana przy pełnym szacunku i wzmacniająca różnorodność fenomenologiczną życia - od biosfery po noosferę.
„Strategia zerowego wzrostu” - oparta na preferowaniu jednostek i grup silnych kosztem ich słabszego środowiska społecznego i przyrodniczego - nie obroniła świata zachodniego przed katastrofą globalnego kryzysu. Efekt - czyli powstrzymanie dalszego wzrostu demograficznego światowej populacji ludności, a następnie jego radykalne zmniejszenie i zatrzymanie na optymalnym poziomie - został radykalnie przestrzelony. Paradoksalnie, ucierpiały na takiej anyhumanitarnej strategii bogate społeczeństwa, które dały sobie wszczepić normy rewolucji obyczajowej i odeszły od modelu tradycyjnej rodziny, a także uświecających życie form religijności.
Cywilizacja śmierci zaczęła zbierać swoje żniwo również w krajach bloku sowieckiego, gdy te przyjęły bezkrytycznie zalecenia Banku Światowego i MFW, instytucji kontrolujących prawidłowość wdrażania na odzyskanych terenach imperatywów strategii „wzrostu zerowego“.
W Polsce nawiedzonym wykonawcą tej polityki, jej guru i symbolem (trudno orzec, czy do końca świadomym faktycznych celów oligarchicznych feudałów zachodnich) stał się Leszek Balcerowicz. Natomiast gorącymi wykonawcami rozkazów z nowej centrali dowodzenia - na mocy utajnionych umów i na poziomie licznych operacji gospodarczych i związanych ze stanowieniem koniecznego prawa - stał się establishment okrągłostołowy, a głównie postkomuniści. Oczywiście nie za darmo - walutą była realna mamona i wysokie stanowiska w światowej i polskiej piramidzie zarządzania oraz własności. Kolejne ogłupione blichtrem złotego cielca ekipy rządowe miały niewiele do powiedzenia i w zasadzie można uznać, że pracowały, każda na swoim etapie wdrażania wielkiego planu, jako sterowane przez zagraniczne centrale marionetki.
Obecnie Donald T. gorliwie kończy dzieło wyprzedaży majątku narodowego i powiększania długu Polski przy aplauzie polskojęzycznych (czytaj: będących własnością zagranicznego kapitału) mediów i uwiedzionych siłą rażenia filozofii „róbta co chceta“ kiboli beztroskiego i nieodpowiedzialnego życia tu i teraz oraz na koszt słabszych grup społecznych i przyszłych pokoleń. Z polityków pierwszej ligii lub raczej zamrożonych na pozycjach kontestatorskich przez układ pomagdalenkowy i zarazem liczących się w teatrze realnych rozgrywek o władzę, zgubne konsekwencje marszu po wertepach socjal-darwinizmu, zdaje się rozumieć tylko Jarosław Kaczyński. Na szczęście na obrzeżach pozaparlamentarnej polityki polskiej wkrótce pojawi się grupa młodszych i zdolnych polityków, którzy odrzucają wizję „zerowego wzrostu“. Muszą odrzucić, jeśli chcą żyć normalnie a nie jako wyżsi rangą niewolnicy pośród innych niewolników.
Idea zerowego wzrostu opiera się na idei piramidy społecznej i kreaowania mamony dla koncentracji realnego bogactwa w wybranych miejscach globalnej wioski. Jej celem jest powrót do starej formy feudalizmu zapakowanej opakowanie fasadowej demokracji i nowoczesnej technologii. Realizacja antyhumanitarnej strategii opiera się na filarach kłamstwa i manipulacji, na kilku brutalnych mistyfikacjach. Zdaniem cwaniaków religii zerowego wzrostu - wywiedzionej z rasistowskiej zasady, że zasoby trzeba oszczędzać dla klasy wyższej (elity) - ludzi niższych klas i warstw wolno degradować na każdym poziomie i w każdym wymiarze życia. Dlatego nie warto się już dziwić, że establishment jawnie lub skrycie, wprost lub w sposób zaowalowany promuje następujące idee.
Na poziomie duchowym - zanegowania ducha, odrzucenia religii, w tym zwłaszcza chrześcijaństwa jako mapy i przewodnika dla personalnej i transcendentalnej godności osoby ludzkiej oraz wprowadzenia w to miejsce substytutów takich jak new age czy pseudonaukowy ateizm i ewolucyjny darwinizm.
Na poziomie aksjologicznym - przekonania postępowych i nowowczesnych do relatywizmu i liberalizmu obyczajowego oraz używania języka nowomowy, którym sens zakotwiczy się na poziomie konsumpcji i hedonizmu, a znaczenie fundamentalnych wartości odwróci w swój negatyw, zaś wrażliwość sumienia na dobro i zło, prawdę i fałsz, piękno i brzydotę rozmyje w szarości i bylejakości.
Na poziomie społecznym - wzmocnienia strumieniem finansowym wybranych projektów globalnego sterowania zachowaniami i wyborami jednostek i grup społecznych. Dla jednych będzie kij, dla drugich marchewka, dla jednych szansa na bogacenie się, dla drugich permanentne ubóstwo. Zasóbów na ziemi nie ma na tyle, by wszyscy mogli żyć godnie i bogacić się poprzez własną pracę.
Na poziomie gospodarczym - radykalnego przeforsowania totalitarnych mechanizmów globalnego, bezpośredniego i pośredniego zarządzania, koniecznych do utrzymania na odpowiednio niskim, „zrównoważonym” poziomie, wielkości ludzkiej populacji i tempa wzrostu gospodarczego.
Na poziomie politycznym - wbudowania w ustroje państw takich mechanizmów, które - przy zachowaniu fasady demokracji, pięknych deklaracji i festiwali wyborczych - odetną polityków od własnych wyborców i podporządkują ich bezpośrednio pod właściwą władzę zakulisową oraz pracujących na jej rzecz lobbystów.
Każdy z tych obszarów jest sam w sobie bardzo interesujący i powinien być osobno omówiony. Ale istota poziomów jest taka, że tworzą one jeden współzależny system naczyń połączonych. Zero wzrostu przy koncentracji kapitału oznacza, że przyrostowi realnych dochodów w jednym miejscu musi towarzyszyć stagnacja lub spadek w wielu innych miejscach globalnej wioski. Pierwszym celem nadrzędnym systemu jest przejmowanie wytworzonych dóbr i infrastruktury przez oligarchię. Drugi cel tego sytemu zawiera się w sentencji: podmiotowość osoby ludzkiej przynależy do wybranych zaś reszta nie różni się od bydła i musi być uprzedmiotowiona, kontrolowana w każdym istotnym parametrze egzystencji i brutalnie wykorzystana.
W lieraturze światowej jest wiele publikacji opisujących konsekwencje cywilizacyjne wzrostu zerowego. Najkrócej rzecz ujmąjąc: ma nas być mniej i mamy podzielić się w wyniku darwinistycznej selekcji, wykorzystującej inżynierię finansową i biotechnologiczną, na kilka kast.
Na szczęście dla nas, z wielu powodów ta wizja opętanego umysłu nie mogła być w pełni zrealizowana. Głównym powodem był ten, że świat wciąż nie jest wpełni kontrolowany z jednego centrum decyzyjnego, wciąż jest areną gry policentrycznej, wciąż różne regiony (i państwa narodowe) zachowują ograniczoną suwerenność decyzyjną i planistyczną. Z drugiej strony, warto przytomnie pamiętać, że schodów do pokonania na sam szczyt piramidy NWO feudałowie z gabinetu cieni rządu światowego mają coraz mniej. A my jesteśmy coraz bliżej poddania się, oddania własnej wolności i godności za przysłowiową miskę ryżu.
Alternatywna strategia homeostazy społecznej i trwałego wzrostu gospodarczego.
Na forum ONZ na początku lat 70 ub. wieku pojawiła się alternatywna strategia opierająca się na zasadzie, że możliwy i realny jest trwały i zrównoważony rozwój całej społeczności światowej. Koncepcja ta wspiera się na wnioskach prognoz ostrzegawczych zespołu Meadows: „Limits to Growth” z 1972 roku, „Beyond the Limits” z 1992 roku, potwierdzona kolejną prognozą „Limits to Growth, the 30 – Year Update“ z roku 2004.
W prognozie „Limits to Growth“ (1972), przestrzegającej przed globalną katastrofą w wyniku „przekroczenia granic wzrostu”, stwierdzono rzecz następującą:
„Można zmienić te światowe trendy (…) w ten sposób, aby podstawowe potrzeby materialne każdego człowieka na ziemi były zaspokojone i żeby każdy miał jednakowe szanse wykorzystania swych osobistych możliwości. (…) Jeżeli ludzie zdecydują się (…) dążyć do równowagi ekologicznej i ekonomicznej stabilizacji (…) to im szybciej zaczną pracować (…) tym większe będą szanse powodzenia”.
W następnych prognozach uchwycono istotę rzeczy mocniej i prościej. Warunkiem przezwyciężenia globalnego kryzysu ma być radykalna przemiana cywilizacji poprzez więzi „miłości“. (loving) Można zapobiec globalnej katastrofie, jeśli cywilizację śmierci (w piramidzie) zastąpimy mądrą i pokojową cywilizacją życia (w sieci).Jeśli prymitywny wyścig szczurów zatąpimy współpracą opartą na aksjologii dobra wspólnego. Skuteczność tej przemiany uzależniono również od fundamentalnej przebudowy infrastruktury informacyjnej światowej społeczności. („Information is the key to (sustainability transformation”.)
W recenzjach tych prognoz pojawiło się niestety ważkie oświadczenie „możnych tego świata”: otóż, podzielają konkluzję raportów, co do konieczności dokonania fundamentalnej przemiany mentalności, lecz uważają, że jest już zbyt późno, by ją skutecznie przeprowadzić. Stwierdzili oni (kto dokładnie?), że „w warunkach narastania deficytu zasobów życia nie można wymagać, aby ludzie kierowali się wzajemną miłością”. Dziwne, prawda?
Jeśli nie miłością, to może nienawiścią. (Donald T. miałby na tym poletku doświadczalnym spore osiągnięcia zasługujące na pokojową nagrodę Nobla). Jeśli nie pokojem, to może wojną domową. (Znowu nasi mistrzowie z PO są w światowej awangardzie). Jeśli nie ekologią i produkcją zdrowej żywności w gospodarstwach rodzinnych, to może biotechnologiczną inwazją wielkich korporacji na własność rolników i docelowe przejęcie wszystkich zasobów rolnych świata przez nowych feudałów, potężniejszych od dawnych cesarzy i królów oraz poprzez degradację bioróżnorodności życia, która doprowadzi ludzkość do chorób i śmierci głodowej.
Walka dwóch cywilizacji trwa, a nawet nasila się w ostatnich latach.
Zdaniem panów feudalnych obecny kryzys ujawnił, że „strategia trwałego rozwoju” dla całej ludzkości jest ewidentnie niemożliwa do zrealizowania. Świat jest już nieodwracalnie przeludniony i bez ostrego cięcia populacji nie da się podtrzymać przy istnieniu trzech zasadniczych filarów zrównoważonego wzrostu: rozwoju społecznego rozumianego jako powszechna poprawa jakości życia (1), rozwoju gospodarczego (2) i ochrony środowiska (3).
Jak można radykalnie wyciąć w pień populację? Odpowiedź na to pytanie nie jest trudna. Narzędzia i bronie cywilizacji śmierci są doskonalone nieprzerwanie co najmniej od czasów Rewolucji Francuskiej. Dziś klasyczna wojna, gilotyna, czy komora gazowa wydaje się być przeżytkiem.
A oto skuteczniejsze metody. Od aborcji po eutanazję. Od pestycydów, dioksyn, szczepionek i narzucania rolnikom zmutowanych nasion po patologie prawa, gdzie opatentuje się każdą sekwencję łańcucha DNA flory i fauny, a następnie człowieka. Od liberalizmu obyczajowego i promocji zboczeń po tworzenie skrajnie niekorzystnych rozwiązań prawnych dla normalnej rodziny. Od do. Lista lucyferycznych wynalazków stale wydłuża się i mota człowieka i całe narody w swe sidła.
Czy cywilizacja życia nie ma już szans w walce z cywilizacją śmierci, na bazie której mroczni panowie feudalni samo-oświecenia budują swe latyfundia przyszłości? Nie traćmy nadziei.
Ale tym razem nadzieja musi spotkać się z roztropnością, wiedzą i wiarą, z praktyką życia, które tworzy wspólnoty, z fraktalną różnorodnością talentów - prostych, uczciwych i zaradnych - ludzi. Mroczni panowie uznali, że każdego naukowca, polityka, urzędnika, duchownego, nauczyciela, dziennikarza, robotnika... mogą kupić. I dopóki bezkarnie kupują, dopóki dla mamony zdradzamy własne interesy, każdy z nas osobno dla iluzji ego, wygrywają z całą ludzkością.
Ale to nie oni, a cała ludzkość jest nośnikiem talentów, wiedzy i prawdy. Solidarność stanie się wkrótce wielką ideą. Solidarność i sieciowa współpraca.
Jeśli chcemy, każdy z nas osobno i wspólnie razem, włożyć mały kamyk miłości do strumienia cywilizacji życia, płynącego przez pokolenia i oplatającego całą ziemię i kosmos, to na poziomie ekonomicznym musimy:
1. Przeciwstawić patologicznej globalizacji, zdrowe i społecznie sprawiedliwe zasady współpracy gospodarczej, w oparciu o fraktalne wzory rozmaitych i przenikających w głębie ducha wspólnot naturalnych, lokalnych, narodowych i regionalnych.
2. Dokonać jakościowej zmiany wzorców produkcji i konsumpcji.
3. Popracować nad wzrostem gospodarczym opartym na umiejętności pozyskiwania odnawialnych zasobów energii oraz żywności i nie prowadzącym do degradacji środowiska.
4. Opracować teoretyczne podstawy ekonomii uzadniającej możliwość trwałego bezkryzysowego wzrostu gospodarczego.
5. Przemodelować tak zasady kapitału i pracy, aby radykalnie ograniczyć rozwarstwienie społeczne, a podstawą gospodarki uczynić interesy klasy średniej i rodzin oraz wspólnot lokalnych.
Przebudowa form życia światowej społeczności ma się wspierać na sieciowej bazie polityki gospodarczej. Czym różni się strategia zerowego wzrostu od strategi trwałego rozwoju? Otóż, pomimo, że obie strategie upierają się twardo przy ograniczeniu nadmiernego wzrostu populacji ludzkich, to - poza tym drobiazgiem - dzieli je przepaść. Mniej więcej taka jaka dzieli piekło od nieba, diabła od człowieka, apokalipsę od ewangelii, egoizm od sztuki empatii i solidarności. Nie nadaremnie miłość została uznana za oblicze prawdziwego Boga.
Strategia trwałego rozwoju powinna odnieść się wprost do chrześcijaństwa i osoby Jezusa Chrystusa, ale należy uszanować tu wielkość i przesłanie każdej wielkiej religii światowej, każdego człowieka dającego świadectwo godnego życia. Miłość nie jedno ma imię, miłość przenika w każdy wymiar, ma odkrywać własne przeznaczenie również w pragmatycznych eposach życia a nie tylko w odtwarzaniu pasyjnych ról, nic jej nie ogranicza i sama najlepiej odnajdzie drogę do przyszłości. Celem miłości nigdy nie jest cierpienie, lecz zdrowa na ciele i duchu wspólnota.
Mamy więc wybór pomiędzy dwiema przeciwstawnymi drogami rozwoju ludzkości.
Pierwsza jest ścieżką oligarchów i feudalizmu kastowego, druga ścieżką demokracji opartej na miłości, powszechnej i rozproszonej własności, talentach jednostek - rozumianych w takim samym stopniu jako środek do realizacji pomyślności jednostki, jak i wspolnoty, do której ona przynależy.
Pierwsza koncepcja opiera się na założeniu, że zmniejszenie aktywności gospodarczej oraz poziomu konsumpcji mas (lecz nie elit) to najlepsza strategia ochrony deficytowych zasobów naturalnych i przyrodniczych (przed ludzką szarańczą). Druga koncepcja opiera się na wierze, że człowiek jest istotą innowacyjną i potrafi doprowadzić do radykalnej zmiany metod gospodarowania.
Wydaje się, że wiara w nakierowanie każdego człowieka na dobro wspólne, odpowiednio samoedukującej się w duchu wzajemnego szacunku społeczności, ma głeboki sens. Tu najważniejszym kapitałem jest kapitał ludzki oraz wiedza teoretyczna i praktyczna, która ukierunkowuje człowieka na zdobycie koniecznych umiejętności, przydatnych społeczności lokalnej i globalnej. Koncepcja ta uznaje potrzebę ochrony i zwiększania efektywności twórczej. Każdy ma pracować i nie może być bierny, wykluczony i pozostawiony sam sobie. Siła takiego społeczeństwa wywodzi się z intelektualnego i duchowego potencjału osób wspierających wspólnotę oraz z siły wspólnoty wspierającej każdą osobę.
Jeżeli rozważania ograniczymy do poziomu ekonomicznego pod kątem korzystania z zasobów naturalnych, to potencjał ten powinien być wciągnięty do pracy na rzecz:
1. Użytecznego w kategoriach aksjologii dobra wspólnego wykorzystywania dostępnych zasobów.
2. Odkrywania alternatywnych źródeł zasobów.
3. Ochrony i poprawnego formatowania środowiska przyrodniczego, przy założeniu, że najlepiej zadbają o własny dom jego mieszkańcy, odpowiednio wspierani przez mądre projekty publiczne.
4. Wiedzy o kompleksowych skutkach działalności ludzkiej i zmianach warunków życia.
5. Budowania rezerw zasobów intelektualnych i materialnych oraz promocji oszczędnego i prostego stylu życia, gdzie znika prymat konsumpcji a pojawia się prymat pracy.
6. Inwestycji w projekty infrastrukturalne i rozpowszechnienia własności prywatnej oraz wspólnotowej.
Celem, ale i środkiem prowadzącym do celu, jest tu efekt poprawy jakości życia całej światowej społeczności.
Powstaje przy tym kilka zasadniczych pytań. Oto kilka z nich.
1. Czy globalny kryzys da się przezwyciężyć na drodze zmodyfikowanej lekko strategii „zerowego wzrostu”?
2. Czym, jaką teorią ekonomiczną zastapić jawnie skompromitowany neoliberalizm?
3. Czy przełamanie dogmatów neoliberalnych wymaga rewolucji światowej, czy wystarczy intensywna praca od podstaw samoświadomych ludzi organizujących się oddolnie w ruchy społeczne?
4. Czy eksperci ekonomiczni są w stanie opracować teorię ekonomiczną będącą podstawą strategii trwałego rozwoju gospodarczego?
Nie mam dobrych wieści. Świat stoi przed kolejną rewolucją - inicjowaną i wyczekiwaną przez panów feudalnych ukrytych w mroku piramidy. Odpowiedź na każde z powyższych pytań brzmi zaś - nie!
Albo zamieńmy to "nie" na "tak" i napiszmy to prosto:
1. Strategia zerowego wzrostu będzie podtrzymywana za wszelką cenę przez oligarchów, bankierów i liderów polityki światowej.
2. Neoliberalizm będzie propagowany we wszystkich wzajemnie wykluczających się mutacjach i nadal popularny wśród pożytecznych idiotów, łby mających zakute w białych kołnierzykach wytresowanej uczoności.
3. Praca od podstaw to jedyna droga do jakościowej zmiany, lecz niestety prawdopodobieństwo zamieszek, niepokojów, wojny domowej władz z obywatelami zadłużonych krajów jest znacznie większe.
4. Jeśli nawet nowa teoria ekonomiczna jest w zasięgu ludzkiego geniuszu, to będzie ona zwalczana przez tzw. mainstream, gdyż wiąże się z gruntowną zmianą paradygmatu cywilizacji. Odrzuceniem cywilizacji smierci na rzecz cywilizacji życia.
Pozostaniemy więc w więzieniu dogmatów o wolnorynkowej autoregulacji, o niewidzialnej ręce rynku, o cykliczności zjawisk takich jak hossa i bessa, o prymacie rynków finansowych nad realną gospodarką, o konieczności finansowania inwestycji poprzez lichwiarski kredyt bankowy, o terapeutycznych właściwościach kryzysowych bess i tak dalej. (...) Lista dziwnych dogmatów ekonomii jest zbyt długa na objętość tego artykułu.
A za parawanem ziemskiego teatru stoją władcy marionetek i rżą w samouwielbieniu. Postępy na odcinku budowania autostrady cywilizacji śmierci są wszak zadowalające. Czy ten rechot kiedykolwiek zamrze, ugrzęźnie im w gardle?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2612 odsłon
Komentarze
NWO
22 Czerwca, 2011 - 13:30
Tekst bardzo dobry,pokazuje prawdziwe problemy jakie stoją przed nami.Skoro tacy Rotschild-owie,Rockefeller-owie i inni "władcy"uważają że ziemia jest przeludniona-co jest bzdurą i zostało już udowodnione-niech popełnią samobójstwo zbiorowe, troszkę zrobi się lużniej.Kolejnym kłamstwem jet globalne ocieplenie,jako że państwa nie będą w stanie ograniczyć emisji dwutlenku węgla będą musiały płacić wysokie kary lub podatki.Jeśli to zrobią wiadomo kosztem produkcji, społeczeństwa zaczną ubożeć itd. to pociągnie za soba cały łańcuch nieszczęść a ucierpią jak zwykle najubożsi.To co obecnie się dzieje jest właśnie końcową fazą wdrażania ich diabelskiego planu.Polecam filmy na ten temat dostępne na You Tube i nie są to żadne teorie spiskowe tak jak to próbują wmówić.
P.S-nie poddawajcie się szczepieniom które są w planach.
Link do filmu:http://www.youtube.com/watch?v=YNKGOi6ymZk&feature=player_embedded
To prawda
22 Czerwca, 2011 - 16:28
Mamy tu wiele ściem niewyobrażalnych. O jednej z nich pisałem np. tu:
http://pozamatriks.nowyekran.pl/post/4926,poza-matriks-dlaczego-ludzkosc-i-biosfera-potrzebuje-wiecej-dwutlenku-wegla
Temat śledzę i wkrótce napiszę o alternatywnych źródłach energii i i szansach Polski.
Pozdrawiam
Piotr Franciszek
Piotr Franciszek