Trzej prezydenci wielkiego formatu w pałacu namiestnikowskim

Obrazek użytkownika Jerzy Mariusz Zerbe
Kraj

Są fakty wskazujące, że już w kilka miesięcy od zaprzysiężenia Bronisław Komorowski staje w zawody z Lechem Wałęsa o żenującą godność największego partacza na urzędzie prezydenta RP.

Zarówno wypowiedzi obydwu panów, jak i podejmowane działania, świadczą o poważnych kłopotach, jakie sprawia im rozróżnianie przyjaciół od wrogów oraz polskiej racji stanu w wydaniu komunistycznym od racji stanu, którą kierować się powinna wolna Polska.

Pamiętamy, że Wałęsa w gwałtownym przypływie małpiego rozumu chciał po wycofaniu wojsk sowieckich w dawnych ich bazach na terenie naszego kraju tworzyć wspólne polsko-rosyjskie przedsięwzięcia gospodarcze. Nie zdawał sobie biedak sprawy, a gorzej jeżeli o tym wiedział, że realizacja takiej koncepcji legalizowałaby stacjonowanie w Polsce setek rezydentów sowieckiego/rosyjskiego wywiadu. Temu pomysłowi sprzeciwił się stanowczo premier Jan Olszewski, co stało się jednym z głównych powodów do zainicjowanej przez Wałęsę akcji usunięcia premiera – słynnej „nocnej zmiany”.

Komorowski krótko po tragicznej katastrofie smoleńskiej poleciał ochoczo do Moskwy, by tam w sąsiedztwie murów kremlowskich, u wezgłowia wielkiego i wiecznie żywego Lenina, rozdzielać uśmiechy rosyjskim towarzyszom, czcząc wraz z nimi zakończenie II wojny światowej, która – jak jeszcze być może pamiętamy – przyniosła nam wolność, niezawisłość i suwerenność. W dodatku do samolotu zaprosił wielkiego polskiego patriotę Wojciecha Jaruzelskiego, którego pasmo osiągnięć w ugruntowywaniu odzyskanej po wojnie niepodległości, jest powszechnie znane i cenione. Tego samego pana, od którego Wałęsa, nieroztropny agent Bolek, chciał nie tak dawno wymóc świadectwo moralności.

Dzisiaj obydwaj panowie prezydenci – Wałęsa i Komorowski - spotykali się oficjalnie z trzecim panem prezydentem – Jaruzelskim, by radzić, jak najgodniej i najgoręcej przyjąć czwartego prezydenta zza miedzy - Miedwiediewa. Do rezultatów obrad w pałacu prezydenckim najważniejszy wkład mógł wnieść oczywiście Jaruzelski. Dzięki niemu Komorowski zapewne zapoznał się z techniką sążnistego obcałowywania sowieckich/rosyjskich przywódców, tak perfekcyjnie opanowaną latami praktyki przez pana Wojciecha.

Umiejętność składania czułych pocałunków jest dla aktualnego prezydenta RP ważnym atrybutem osobistym. Bo pogłębiająca się nieustannie przyjaźń może rychło przerodzić się w bezgraniczną miłość. Na to trzeba być przygotowanym.

A jak powszechnie wiadomo, miłość bez czułości niewiele znaczy.

Brak głosów