Co nam obieca Donald?

Obrazek użytkownika deszczowy
Blog

Jeśli Donald Tusk zdecyduje się wystartować w wyborach parlamentarnych, będzie miał przed sobą zadanie pod pewnymi względami trudniejsze, niż w kilku poprzednich kampaniach.
Ostatnio było stosunkowo łatwo.

W czasie dwuletnich rządów PiS + przystawek, politycy PO i zaprzyjaźnione media ładowały czym popadnie w “partię braci Kaczyńskich” wznosząc się na wyżyny demagogii wcześniej niedostępne nawet dla, niemal przysłowiowego w tym względzie, Leppera.
PiS był więc winien zbyt wolnemu rozwojowi, wypadkom drogowym, skutkom przymrozków, cenom jajek, złym stosunkom z Rosją, emigracji a nawet “dusznej atmosferze”. Przekaz był prosty: PiS to obciach, poruta i same nieszczęścia. Systematycznie budowano w społeczeństwie nienawiść do PiS-u. Audycje publicystyczne przypominały orwellowskie rytualne “minuty nienawiści” do “Kaczorów”.

Było to działanie bardzo skuteczne. Nie tylko udało się PO wygrać wybory. Ta taktyka ciągle zapewnia PO przewagę. Jeśli dzisiaj mimo nieróbstwa, nieudaczności i afer PO ma ciągle wysokie notowania, to właśnie dlatego, że poparcie do tej partii istnieje właśnie głównie dzięki nienawiści do PiS.

Choć obecnie jest pod tym względem trochę trudniej, w końcu rządziło się już ponad dwa lata. “Na szczęście” pozostaje jeszcze prezydent na którego można zrzucić winę za nic nierobienie. Należy więc spodziewać się, że większość wysiłków sztabu wyborczego PO i przyjaciół pójdzie w kierunku czarnego pijaru i dalszego rozniecania i szerzenia nienawiści do PiSu a Kaczyńskich w szczególności. Zwłaszcza, że drugi element poprzednich kampanii jest na wyczerpaniu.

Chodzi oczywiście o kiełbasę wyborczą. Po przegranych wyborach PO które kiedyś kreowało się na partię ludzi poważnych, odpowiedzialnych, dbających o ekonomię, najwyraźniej stwierdziło, że nie tędy droga. Wybrawszy skrajny populizm, Platforma składała niekończące się listy obietnic i zobowiązań które, gdyby były autorstwa jakiejkolwiek innej partii, stałyby się momentalnie niewyczerpalnym źródłem natchnienia dla kabaretów i oburzenia dla “gadających głów”.

Nic takiego nie miało jednak miejsca. Choć Tusk mówił w zasadzie to samo co Kononowicz a poza formą wypowiedzi i sweterkiem niewiele ich różniło, z tego drugiego się śmiano a tego pierwszego stawiano niemal na cokołach i dopingowano do walki jako nadzieję na lepsze jutro. PO po wyborach miało sprawić, że szpitale będą pełne nowoczesnego sprzętu i dobrze opłaconych lekarzy, autostrady miały oplatać Polskę, podobnie jak kochające ramiona Platformy społeczeństwo. Podwyżki w budżetówce, likwidacja biurokracji, obniżenie podatków, “rzeczywista walka z korupcją” - to wszystko brzmiało tak pięknie jaki wizja komunizmu w “Astronautach” Lema. Wydaje się, że naprawdę sporo ludzi dało się na te obietnice nabrać. Nawet pewien dawny buntownik, który śpiewał kiedyś “Nie wierzę politykom” teraz śpiewał Tuskowi “Jeszcze będzie przepięknie”. “Ciemna materia” skutecznie chroniła PO przed wyśmianiem obietnic cudów.

Teraz jednak jest problem. Prawie wszystko co było do obiecania, zostało obiecane a niemal nic nie zostało wypełnione. A minęło przecież zacznie więcej niż 100 dni, które wg. Komorowskiego który grzmiał po trzech miesiącach rządów PiSu, powinny były spokojnie wystarczyć na zreformowanie Państwa. Pozostaje w tej sytuacji tylko jedno:

Brak głosów

Komentarze

Jak zrobić, żeby obrazek był na dole?

Vote up!
0
Vote down!
0

deszczowy

#44432