Desperaci - nieznana historia PRL-u - Niech się święci 1 maja

Obrazek użytkownika obiboknawlasnykoszt@tlen.pl
Historia

Desperaci - nieznana historia PRL-u - Niech się święci 1 maja 1971 roku.

Gorąco polecam obejrzeć ten dokumentalny film o tamtych wydarzeniach, którego nie mogę tu wkleić z YT.

Jest TU: https://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=ZqGhMuKloTs&NR=1

Reżyseria: Aneta Chwalba, Maciej Muzyczuk

 

Podczas pochodu pierwszomajowego w Szczecinie i Gdańsku w 1971 roku doszło do niebywałej manifestacji. Wśród uczestników wyposażonych w szturmówki i praworządne transparenty pojawiły się napisy z żądaniem ukarania osób winnych masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku.

Esbecka kamera zarejestrowała kilkanaście sekund tego milczącego "marszu protestu". Dzisiaj ten materiał jest w zbiorach IPN.

W tym odcinku "Desperatów" pokazano i utrwalono wystąpienia uczestników tamtych wydarzeń.

W filmie tym są pytani, czy nie bali się tak wymownie demonstrować swojego gniewu?

Czy był to tylko akt desperacji, czy kolejny krok w walce o ludzką godność?

Wg. dokumentow KGB ubecy zastrzelili 300 osób, a kilka tysięcy było rannych, a jak Gierek zaczął: "Towarzysze i obywatele, rodacy! .......

Pierwsi stanowili 2% populacji Polski, a byli to SBecy, UBecy, LWP , WSW, i nalezacy do PZPR.

Rodacy liczyli resztę ogółu Polakow czyli 98%. Tak, Gierek wymieniał najważniejszych, a później my wiemy o co wam chodzi, bla bla bla bla bla bla Gierka, który wiedział, że nikogo nie postawią przed sądem i nie nikogo z tych komunistycznych zbrodniarzy nie powieszą za dokonane na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku morderstwa.

 

[quote] Antypochód 1 Maja 1971 r. w Szczecinie

Autor opracowania: Eryk Krasucki, IPN Szczecin

 

1 Maja 1971 r. w Szczecinie Rada Zakładowa Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego wysłała 18 marca 1971 r. do ministra spraw wewnętrznych oraz prokuratora generalnego PRL list, w którym domagano się uwolnienia wszystkich zatrzymanych w trakcie demonstracji grudniowych oraz wskazania ludzi odpowiedzialnych za strzelanie do tłumu i blokadę stoczni podczas strajków w grudniu 1970 r. i styczniu 1971 r. W piśmie oświadczano ponadto, że „wystąpienia grudniowe i styczniowe załogi Stoczni i innych zakładów Szczecina nie zagrażały socjalizmowi”, a więc „hasło obrony socjalizmu przez MO i inne organa porządku i bezpieczeństwa jest niedorzeczne i szkodliwe, milicja nie powinna być ani do tego powołana, ani nie jest do tego zdolna”. „Przeciw komu broniła go w grudniu i styczniu?” – pytano w końcu, wskazując jednocześnie, że odpowiedź na tak postawione pytanie stać się musi ważnym elementem „odnowy naszego życia społeczno- -politycznego”.

Gierek w Stoczni

Kluczowa dla zrozumienia tych słów jest wizyta władz partyjnych i państwowych, do której doszło w styczniu 1971 r. Oto do strajkujących od kilku dni, otoczonych przez milicję i wojsko oraz niemal zupełnie odciętych od informacji robotników przyjeżdżają pierwszy sekretarz PZPR i premier, minister spraw wewnętrznych i minister obrony narodowej. Dochodzi do dramatycznego, wielogodzinnego spotkania, którego efekt był trudny do przewidzenia. Dla obu stron. Żaden z kierowników partii nigdy wcześniej ani nigdy później nie odważył się podjąć podobnego ryzyka – stanąć oko w oko z rozemocjonowaną grupą zmęczonych i głodnych stoczniowców, którzy w tamtym miejscu i momencie wyznaczali warunki dyskusji. Nie przebierając w słowach, robotnicy przedstawiają kilkunastopunktową listę żądań. Gierek tłumaczy się i wyjaśnia, wyraźnie schlebia robotnikom i w wielu miejscach ustępuje. Sprzeciwia się właściwie tylko jednemu – cofnięciu grudniowej podwyżki cen, która była iskrą zapalającą społeczny protest . Całe spotkanie jest jednak wielkim sukcesem. Sukcesem, dodać warto, obopólnym. Gierek wzmacnia swoją pozycję i zaczyna wyraźnie płynąć na jego fali. Stoczniowcy są z kolei zadowoleni z tego, że udało im się dopiąć swego. Po dniach dramatycznego protestu, kiedy to w oficjalnych wystąpieniach nazywani byli „wichrzycielami”, „nieodpowiedzialnym elementem” i „awanturnikami politycznymi”, przyjechał do nich najważniejszy człowiek w państwie, którego obecność wprawiała w zakłopotanie, ale i w jakimś stopniu nobilitowała. Istotnym postulatem, który pojawił się w trakcie strajku styczniowego, było żądanie przeprowadzenia nowych, demokratycznych wyborów do samorządu zakładowego, a więc pragnienie uczynienia fasadowych wówczas struktur realną reprezentacją załogi. Nawiązano w ten sposób do żądań tak wyraźnie słyszalnych w roku 1956, licząc na to, że nawet w ograniczonych prawnie ramach uda się zrobić wiele . Rzeczywistość dość szybko okazała się bardziej skomplikowana, ale przez jakiś czas rada zakładowa była ciałem, z którym bez trudu identyfikowała się większość stoczniowców. Podstawową gwarancję wiarygodności dawało to, że obowiązki jej sekretarza pełnił od lutego Edmund Bałuka, przywódca styczniowego strajku i przewodniczący Komisji Robotniczej. Również to, że w skład struktur samorządowych weszli ludzie znani ze swej aktywności podczas protestów z grudnia i stycznia, mogło budzić zaufanie. Liczono więc, że autentyczny głos robotników będzie słyszalny, a nowa sytuacja zostanie wykorzystana dla poczynienia rzeczywistych zmian. Nie sposób nie wspomnieć w tym momencie o roli Lucjana Adamczuka, stoczniowego socjologa, który stworzył intelektualną nadbudowę dla styczniowego strajku. Nie był on typem zamkniętego na świat intelektualisty ani partyjnego aparatczyka – wcześniej przez wiele lat pracował w stoczni jako spawacz. Znał więc życie w zakładzie przemysłowym od podstaw. Przede wszystkim był jednak uważnym obserwatorem, przyglądającym się pracy i mechanizmom, które nią rządziły, a studia i kolejne lektury przydały temu nowego wymiaru. W opracowaniach Służby Bezpieczeństwa pojawia się sugestia, że Adamczuk dąży do stworzenia jakiejś „nowej ideologii robotniczej” . Chodziło mu przede wszystkim o wykorzystanie istniejących możliwości, ożywienie martwej litery zapisów prawnych, a nade wszystko emancypację struktur związkowych spod partyjnego zwierzchnictwa. „Powoli, bez gwałtownych ruchów i uniesień” – tak mogłaby brzmieć dewiza Adamczuka, który swoimi przemyśleniami dzielił się z Bałuką i innymi zaufanymi osobami.

Pamięć Grudnia

Zacytowany na wstępie list był elementem szerszej kampanii zmierzającej do ustalenia winnych zajść grudniowych. Był to swoisty papierek lakmusowy, za pomocą którego robotnicy mogli określić wiarygodność nowej ekipy rządzącej. Ta z kolei, po VIII Plenum PZPR z 6–7 lutego, na którym przedstawiono „Ocenę wydarzeń grudniowych i wynikające z niej wnioski” tzw. komisji Szydlaka, wychodziła z założenia, że szczegółowe wyjaśnienia są zbędne. Z punktu widzenia szczecińskich robotników nic się jednak nie zmieniło – nikt z nimi nie rozmawiał, żadnych wyjaśnień nie uzyskano mimo stosownych monitów. Nic więc dziwnego, że temat wracał podczas kolejnych posiedzeń rady zakładowej stoczni. Podczas jej plenum 22 kwietnia 1971 r. Edmund Bałuka, wychodząc poza ustalony wcześniej porządek dzienny, poruszył kwestię „odpowiedzialności milicji za otwarcie ognia w czasie zajść grudniowych”, wskazując jednocześnie, że na wysłane do centralnych organów państwa listy „nie nadeszła dotąd wiążąca odpowiedź, a według oświadczenia Komendanta Wojewódzkiego MO płk. Urantówki milicja szczecińska nie ponosi odpowiedzialności za użycie broni”. Zebranych poinformowano również o wysłaniu kolejnych pism w tej samej sprawie, tym razem do ministra obrony narodowej i ministra sprawiedliwości. Wciąż liczono na pozytywną reakcję. W kontekście tego nie dziwi informacja zanotowana w dokumentach w kwietniu 1971 r., że Bałuka planował „zainicjowanie dyskusji na poszczególnych wydziałach Stoczni, których tematem byłaby problematyka odpowiedzialności milicji i wysuwanych pod jej adresem pretensji przez załogę zakładu”. Było również niemal pewne, że grupa, która stała dotąd nieco w tle, da wreszcie znać o sobie w jakiś spektakularny sposób. Obchody 1 Maja dawały po temu wyjątkowe możliwości, z czego sprawę zdawały sobie obie strony.

Niepokój władz

O tym, że 1 maja coś zaskakującego może się wydarzyć, szczecińska Służba Bezpieczeństwa informowała swych przełożonych w Warszawie systematycznie, począwszy od 23 kwietnia. Kolejne meldunki ilustrują wzrastające napięcie i swoistą bezsilność wobec zamierzeń stoczniowców. Przyjrzyjmy się jednemu z takich raportów: „Nawiązując do uprzednichmeldunków, w których informowaliśmy o pogłoskach, jakoby pracownicy Szczecińskiej Stoczni im. A. Warskiego zamierzali wrogo wystąpić podczas pochodu w dniu 1 Maja, informuję, że w dniu dzisiejszym notujemy dalsze wzmaganie się tych pogłosek. Z uwagi na to, że o rzekomych przygotowaniach stoczniowców do pochodu krążą różne wersje i plotki, znajdują się oni w centrum uwagi i zainteresowania wielu środowisk Szczecina. Wyraża się wiele obaw, aby nieodpowiedzialne zachowanie grup stoczniowców nie doprowadziło do poważniejszych zajść. Różnego rodzaju pogłoski na temat przygotowań do pochodu lansowane są w samej Stoczni, jak i w wielu innych zakładach Szczecina, przy czym stwierdza się ich nasilenie i obejmowanie coraz szerszych kręgów społeczeństwa. Między innymi mówi się o następujących zamierzeniach stoczniowców: wyjście na manifestację z czarnymi opaskami na rękach i flagach; niesienie w pochodzie czarnych trumien, co ma symbolizować hołd dla osób, które utraciły życie w czasie wydarzeń grudniowych; niesienie w pochodzie transparentów z wrogimi hasłami; przygotowanie drewnianych karabinów i pistoletów zabawek, którymi będzie markowane strzelanie do osób na trybunie; przedłużenie trasy pochodu na cmentarz, gdzie znajdują się groby osób, które zginęły w grudniu ub.r.; w przypadku obecności na trybunie Komendanta Wojewódzkiego MO płk. J. Urantówki i Prokuratora Wojewódzkiego Rozuma stoczniowcy zamierzają zdemolować trybunę, aby przepłoszyć „ich”. Informacje, które swym zwierzchnikom w centrali przekazywała szczecińska SB, docierały również do wojewódzkich władz partyjnych. Jak wynika z dokumentacji posiedzenia Egzekutywy KW PZPR z 27 kwietnia 1971 r., na którym omawiano plany pierwszomajowej uroczystości, jego członkowie niepokoić się mieli głównie o kwestie czysto techniczne, ale też nakazali „zwrócić uwagę na ewentualne wypadki prowokacji”. Nie ulega wątpliwości, że władzom partyjnym chodziło o uspokojenie nastrojów, zwłaszcza w obliczu wciąż spływających informacji o możliwej eskalacji społecznego niezadowolenia. Z telefonogramów wysyłanych do Komitetu Centralnego jasno wynika, że największe zainteresowanie w całym pogrudniowym okresie budziły nastroje wśród robotników. Skądinąd wiadomo, że sekretarze partyjni nieustannie niepokoili się, by „niezadowolenie społeczne spowodowane urzeczywistnianiem ich decyzji nie przekroczyło progu krytycznego i nie zmusiło aparatu władzy do użycia nagiej przemocy – ostatecznej podstawy ich panowania”. Krzysztof Pomian odnosił to do kwestii gospodarczych, ale wydaje się, że nie będzie błędem przeniesienie tej opinii do kategorii z dziedziny „polityki pamięci”, cokolwiek by to wówczas znaczyło. Charakterystyczny jest również ówczesny stosunek władz do Stoczni Szczecińskiej – zakładu, którego potencjał gospodarczy i wizerunek (choć Grudzień przydał mu nowych cech) miały dla władz znaczenie pierwszorzędne. Rzec można, że „Warski” był zakładem na specjalnych prawach, czego pełną świadomość mieli ówcześni jego pracownicy. Nic więc dziwnego, że w ramach kampanii prasowej starano się ten zakład szczególnie dowartościować. „Sztandar przechodni dla najlepszej stoczni w kraju za rok 1970” – to jeden z tytułów prasowych, jaki pokazał się tuż przed majowym świętem. A obecny wówczas w Szczecinie sekretarz KC Kazimierz Barcikowski mówił: „Jest rzeczą niesłychanie ważną, że stoczniowcy »Warskiego«, nie szczędząc wysiłku, osiągają dobre wyniki produkcyjne. Święcić będą 1 Maja w zmienionych warunkach, kiedy partia dokonuje wielkiego wysiłku dla polepszenia sytuacji materialnej wszystkich ludzi pracy. Chcemy zapewnić was, towarzysze, że pamiętamy o Szczecinie – zarówno o jego potrzebach, jak i jego roli politycznej”. W ton obietnic władz wpisywała się wypowiedź Mieczysława Dopierały, przewodniczącego Komitetu Zakładowego PZPR w stoczni, której język przesycony był identyczną socjal-technokratyczną nowomową. Co istotne dla opisywanych tu spraw, Dopierała był przewodniczącym powołanego w grudniu 1970 r. Ogólnomiejskiego Komitetu Strajkowego, a więc człowiekiem utożsamianym z legendą Grudnia. Wyeksponowanie jego wystąpienia na akademii pierwszomajowej legitymizowało pogrudniowe poczynania władz i służyć miało uspokojeniu nastrojów społecznych, dając do zrozumienia, że pamięć nie powinna być szczególnym obciążeniem dla codziennych poczynań.

Przygotowania

Nie ulega wątpliwości, że żadnego „tajnego komitetu obchodów” nie było. Wszystko odbywało się spontanicznie, choć, co zrozumiałe, w ukryciu. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z akcją grupy ludzi niepowiązanych ze sobą formalnie, ale znających się dobrze, może się przyjaźniących, w każdym razie mających do siebie dużo zaufania. W głośnym reportażu Małgorzaty Szejnert i Tomasza Zalewskiego znaleźć można relację jednego ze stoczniowców: „Tuż przed pierwszym technolodzy Anatol Kłosowicz i Artur Bezia zaczęli szkicować litery na transparencie, ale kierownik ich nakrył przy tej robocie, przestraszyli się, przynieśli to do mnie. Zrobiłem pakunek. Schowałem do kanału. Przed końcem zmiany paru zaufanych kolegów zorganizowało pędzle i czarną farbę. Ja obwiązałem się płótnem, nałożyłem prochowiec, dwóch ukryło przy sobie pozostałe rzeczy”16. Rzecz sprowadzona jest do najprostszych czynności – nie ma w tym zbędnego politykowania, idzie po prostu o uczczenie pamięci poległych. Obraz ten potwierdza w znacznym stopniu dokumentacja pochodząca od delatorów. I tak, jeden z nich informował SB, że: „W dniu dzisiejszym [28 kwietnia] sekretarz ds. propagandy POP przy W-6 G.D. rozmawiał z wózkowym R. Ten powiedział mu, że W.T., cieśla z K-4, namawiał go, by szykował na 1 Maja czarną opaskę oraz zachęcał innych do tego samego”. Na przykładzie tej notatki widać dobrze, na podstawie jakich źródeł konstruowane były raporty tajnej policji. Lepiej też rozumiemy, skąd brała się sygnalizowana wcześniej bezradność. Mówiąc wprost, SB wiedziała w tym przypadku tyle, ile dowiedziała się od donosicieli, a ci ze zrozumiałych względów widzieli tylko wycinek rzeczywistości. Poskładać te wycinki w jakąś całość było bardzo trudno. Zapytać wypada o nastawienie do przygotowań pierwszomajowych ówczesnego samorządu zakładowego. Wydaje się, i potwierdzają to do jakiegoś stopnia notatki oficerów odpowiedzialnych za obserwację nastrojów w stoczni, że rada zakładowa przyjęła postawę cichej akceptacji dla poczynań robotników przygotowujących manifestację. Potwierdza to również Edmund Bałuka, który relacjonuje, że przychodzący do niego funkcjonariusze SB dopytywali się o przygotowania związane z obchodami 1 Maja. Sekretarz rady miał ich informować o tym, że wie o takowych, ale tylko tyle, ile dało się słyszeć na terenie zakładu, a więc niczego konkretnego nie jest w stanie powiedzieć. Tyle w wersji oficjalnej, Bałuka miał bowiem wydawać na prośbę zgłaszających się do niego o pomoc robotników konkretne dyspozycje umożliwiające przygotowanie transparentów, stąd może wzięło się przekonanie części robotników, że za organizacją demonstracji stała dawna „Komisja Robotnicza”.

Czarna rękawica

W jednej z notatek SB znaleźć można charakterystykę pierwszomajowych demonstrantów: „Awanturę wywołała grupka osób, która skupiła wokół siebie element awanturniczy, lecz bierny, dalej taki element, który jest silny na zakładzie, lecz na mieście czujący się niepewnie”. Jest to opis wyraźnie tendencyjny, a zweryfikowanie podawanych w nim informacji jest bardzo trudne lub wręcz niemożliwe, ale na jedną rzecz warto zwrócić uwagę. Mamy tu bowiem wyraźny sygnał, że demonstranci byli grupą bez większego doświadczenia w poruszaniu się w przestrzeni publicznej, a to rodziło niepewność co do efektu podejmowanych przez nią działań. Tłumaczyłoby to w znacznej mierze, dlaczego „twarzą” manifestacji stał się Henryk Toczek, młody i mało znany robotnik wydziału W-4. Z różnych źródeł wynika, że w centrum wydarzeń znalazł się przypadkowo, że nie miał nic wspólnego z wcześniejszymi przygotowaniami. Oto, co na ten temat miał do powiedzenia więzienny donosiciel, rozmawiający z Toczkiem podczas jego pobytu w areszcie: „W ostatniej rozmowie Toczek powiedział [, że] kiedy był w świetlicy, do niego doszedł pracownik z jego wydziału pracy o nazwisku K. pracujący w charakterze hydraulika. Wyciągnął kokardy czarne i powiedział Toczkowi, że będziesz szedł za brata w pochodzie pierwszy i zaraz przyjdzie ktoś, kto tobie da czarną rękawicę, założysz to na prawą rękę i z podniesioną ręką będziesz szedł od samej Stoczni. W tym samym czasie podeszła kobieta i Toczkowi wręczyła czarną rękawiczkę. Nic się nie martw, powiedział Toczkowi K., to wszystko załatwiają władze odgórne Zakładu. I o tym wie nawet Bałuka”. Po latach Toczek wspominał, że udział w żałobnej manifestacji był dla niego oczywistością, chodziło bowiem o protest w związku ze śmiercią brata, który zginął 17 grudnia 1970 r. w trakcie zajść przed komendą wojewódzką w Szczecinie. W swej relacji potwierdził również, że w przygotowaniach do manifestacji nie brał udziału.

W żałobnym pochodzie

Robotnicy mieli stawić się w stoczni w swoich wydziałach ok. 8 rano. Tam zwykle formowano kolumnę, która udawała się na miejsce zbiórki całego pochodu, wyznaczone u zbiegu ulicy Malczewskego i alei Wyzwolenia. W trakcie tworzenia kolumny stoczniowcy po raz pierwszy ujawnili publicznie przystrojone czarnymi wstążkami flagi oraz transparenty z napisami żądającymi ukarania osób odpowiedzialnych za tragedię grudniową. Najbardziej aktywne w przygotowaniach miały być kobiety. Jedna z nich wręczyła Toczkowi czarną rękawicę, po czym wyznaczono mu miejsce niemal na czele pochodu, tuż za dwiema żałobnie ubranymi kobietami, podtrzymywanymi przez młodych robotników, ubranych w białe swetry, opatrzone żałobnymi opaskami. Pochód ruszył, główny jego trzon, lekko wysunięty do przodu, był doskonale widoczny. Przechodzący ulicami miasta stoczniowcy wzbudzali powszechną sympatię mieszkańców zgromadzonych wzdłuż trasy manifestacji. Kiedy doszli do trybuny głównej, pochód zatrzymał się i manifestanci zwrócili się ku stojącym tam przedstawicielom władzy. Toczek uniósł rękę ku górze i trwał w tym geście przez chwilę. Nikt ze służb porządkowych nie interweniował, nikogo siłą nie przepędzano. Wszystko odbywało się w milczeniu, bez przemówień czy okrzyków. Po jakimś czasie pochód ruszył dalej, kierując się w stronę cmentarza, na którym pochowani byli zabici w Grudniu. Liczba osób, które tam dotarły, jest trudna do ustalenia i waha się, w zależności od relacji, od kilkuset do kilku tysięcy. Wiązanki kwiatów złożono na grobach zabitych i ułożono wokół starego krzyża umiejscowionego w pobliżu bramy cmentarza. Tam również pozostawiono szturmówki z czarnymi wstążkami i niesiony na przedzie kolumny stoczniowców transparent. Po minucie ciszy, modlitwie i odśpiewaniu hymnu rzesze ludzi spokojnie rozeszły się, nie napotykając jakichkolwiek przeszkód. Kto był pomysłodawcą takiego układu? Kiedy powstał? Tego do dziś nie wiemy. Widzimy natomiast, jak pochód przerodził się w swoje przeciwieństwo – w antypochód. Robotnicy wykorzystali tradycyjny rytuał o niezwykle sugestywnej symbolice, zmieniając jego wymowę. W kalendarzu partyjnym majowe święto było czasem radości, wesołego i kolorowego pochodu. To jednocześnie czas dyscypliny i eksponowania sukcesów minionego roku. W tę atmosferę wtargnęli robotnicy – „prawowici właściciele” 1 Maja – dając władzy do zrozumienia, że oczekują czegoś więcej niż słownych deklaracji, że tragedia, jaka się kilka miesięcy wcześniej rozegrała, skłaniać powinna do zadumy i żałoby, a nie organizacji barwnego korowodu. Matki opłakujące zabitych robotników i czerń, skontrastowana z innymi kolorami, robiły wrażenie niezwykłe, czyniąc ze szczecińskiego pochodu demonstrację żałobną. W pierwszomajowej relacji „Głosu Szczecińskiego” napisano, że pochód był „Dynamiczną paradą młodości”, próbując tym samym zamazać żałobny charakter manifestacji i przywrócić równowagę w oglądzie spraw. O żałobnym pochodzie w partyjnym dzienniku nie wspomniano, a jedynego nawiązania do tego wystąpienia doszukać się można w zdaniu opisującym przemarsz stoczniowców przed trybuną honorową: „W hasłach pierwszomajowych wyrażano przekonanie, że nigdy nie powtórzy się rozluźnienie więzi między partią i klasa robotniczą, między robotnikami a władzą ludową”. Można było przypuszczać, że partia nie podejmie już żadnych działań służących wyjaśnieniu grudniowych wypadków.

Niejednoznaczny odbiór manifestacji

„Robotnicy biorący udział w pochodzie Pierwszego Maja czuli, że to jest naprawdę ich święto” – opowiadał na falach Radia Wolna Europa anonimowy robotnik. To wyznanie nie zamyka jednak sprawy stosunku szczecinian do manifestacji grupy stoczniowców. W notatkach SB znajdziemy wiele informacji wskazujących na to, że na ogół patrzono na nią krytycznie. Zwróćmy uwagę tylko na jeden zapis: „Społeczeństwo szczecińskie w dalszym ciągu negatywnie i krytycznie ocenia wystąpienie stoczniowców podczas manifestacji 1-majowej, tzw. »żałobną demonstrację«. Załogi zakładów pracy, tych większych i tych mniejszych, potępiają ten incydent wywołany przez wichrzycieli obydwu stoczni. Potępienie to uzasadniają tym, że Święto 1 Maja winno być obchodzone radośnie, a nieodpowiedzialny wybryk części stoczniowców spowodował zupełnie niepotrzebne zakłócenie uroczystego nastroju. Opinie takie podzielają także środowiska studenckie, nauczycielskie i pozostałe”. Tę i podobne jej opinie uznać można za wynik manipulacji SB, ale to nie kończy sprawy. Starano się, rzecz jasna, zbagatelizować wydarzenie, któremu nie udało się zapobiec, ale też należy wziąć pod uwagę ówczesne nastroje społeczne i zaufanie dla ekipy Gierka, o którym już wspomniano. Do tego dochodzi jeszcze kwestia specyficznego statusu stoczni, z czym wiązało się poczucie niezrozumienia i powstające w środowisku robotniczym niesnaski. Mówił na ten temat przed laty Edmund Bałuka: „Muszę przyznać, że ja wtedy nie myślałem o przyczynach naszych sukcesów. Czułem się jak generał, którego armia dobrze prowadzi bój i krok po kroku zdobywa teren. Każdą nową willę na żłobek, każde nowe mieszkanie przyjmowaliśmy chętnie. Zgodziłem się przyjąć dom wczasowy chemików. [...] Myślałem, że jest pusty, nikt go nie potrzebuje. A tu przyjeżdżają do stoczni przedstawiciele chemików i mówią: koledzy, wy nam chcecie zabrać dom wczasowy, który budujemy już sześć lat i nie możemy skończyć, bo nam paru worków cementu brakuje. Muszę przyznać, że tego rodzaju pretensje pojawiały się coraz częściej. A to w jakiejś knajpie robotnik powiedział naszym stoczniowcom: no, czekajcie skurwysyny, następnym razem będziecie sami strajkować. Upłynęło chyba z dziewięć miesięcy, zanim zorientowałem się, w co nas władze wrabiają”. Wystąpienie stoczniowców 1 maja mogło zostać potraktowane rzeczywiście jako kolejny „wybryk”, przejaw braku odpowiedzialności ze strony zakładu, któremu „wolno więcej”. I sprawa ostatnia – trudne do uchwycenia relacje między „młodymi” i „starymi” pracownikami zakładu. Antypochód zorganizowany był przede wszystkim przez ludzi młodych i nie mógł cieszyć się zbytnim poparciem tych robotników, którzy osiągnęli już pewną stabilizację. Im zależało przede wszystkim na spokoju, na tym, aby „wielka polityka” wreszcie wyszła z zakładu. A różnice między oboma kategoriami były znaczne. Pamiętajmy, że w 1970 r. niemal jedna trzecia stoczniowców utrzymywała status tymczasowości, mieszkając w prywatnych kwaterach czy hotelach robotniczych31. To rodziło frustrację i potrzebę zamanifestowania zmiany. W jakikolwiek sposób. Wszelka stabilizacja równała się w tym przypadku zgodzie na wieloletnie oczekiwanie na własne mieszkanie i lepsze zarobki. Ta kwestia wymaga jeszcze pogłębienia, ale nie należy jej lekceważyć.

„Defilada”

Robotnik występujący na antenie Radia Wolna Europa wspominał również o tym, że nie wie o jakichkolwiek represjach związanych z przygotowaniami i uczestnictwem w antypochodzie. „Jak w poniedziałek trzeciego maja przyszliśmy do pracy, to mówiło się sporo o tym, że przeprowadzane są rozmaite dochodzenia, że jacyś »ubowcy« kręcili się po stoczni, żeby dowiedzieć się, kto wymyślił te rozmaite hasła, kto zajmował się pochodem na cmentarz, ale do chwili mojego wyjazdu nie słyszałem, żeby kogoś aresztowano w związku z Pierwszym Majem”. Śledztwo rzeczywiście było prowadzone i nadano mu kryptonim „Defilada”. Materiały z niego zostały zniszczone pod koniec lat 80. Wiadomo również, że kilku osobom biorącym udział w manifestacji założono „kwestionariusze ewidencyjne”. Dają one pewien wgląd w działania tajnej policji, pokazując, jak trudno było jej zlokalizować grupę organizatorów. Starano się dotrzeć do źródeł manifestacji, ale bez skutku. Po jakimś czasie odstąpiono od poszukiwań, przyjmując, że stała za nią niesprecyzowana „grupa wichrzycieli”. Osobną pozostaje sprawa Henryka Toczka, który wieczorem 1 maja 1971 r. podczas imprez rozrywkowych na Stołczynie i Skolwinie dopuścił się „chuligańskich wybryków”. Władze starały się to wykorzystać dla dyskredytacji zarówno jego samego, jak i całej manifestacji, ale robotnicy w stoczni stanęli murem za aresztowanym, doprowadzając do jego uwolnienia. Również wyrok, który zapadł w sierpniowym procesie, był zdecydowanie niższy od tego, który proponowała prokuratura. Nie ulega wątpliwości, że stało się tak dzięki naciskom robotników i obawom władz, aby nie doszło do kolejnych strajków lub zamieszek.

********************************

Antypochód 1 maja 1971 r. w Szczecinie nie miał charakteru wyjątkowego. Podobny odbył się tego dnia w Gdańsku. Również tam niesiono transparenty wzywające do ukarania winnych Grudnia, również tam wszystko odbywało się pod czujnym okiem Służby Bezpieczeństwa.[/quote]

PDF jest do pobrania TU: http://www.ipn.gov.pl/wai/pl/24/5361/nr_72007.html Tak wyglądał pochód 1 maja 1971 roku w Gdańsku:

 

 

Z tyłu widoczny jest budynek, w którym dziś ma siedzibę Solidarność, o którym parę zdań napiszę niżej.

A tak pod bramą Nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina:

Stoczniowcy pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina, 01.05.1971 r.

Nim złożono wieńce i kwiaty miejsce pod nie zostało posprzątane.


Będzie symboliczna nagroda dla wszystkich, kto odgadnie imię i nazwisko tej Pani sprzątającej teren przed złożeniem wińców i kwiatów w dniu 1 maja 1971 roku.


Stoczniowcy pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina, 01.05.1971 r.

Pochód stoczniowców przy ulicach -  Rajskiej, Gnilnej i Heweliusza w Gdańsku, 01.05.1971 r.

Dziś centrum handlowe Medison.

Więcej fotografii z tego dnia można obejrzeć m.in. TU:

grudzien70.ipn.gov.pl/portal/g70/242/1710/Pochod_1_Maja__zalobna_manifestacja.html

 

W latach następnych tak blokowano dojście do tego płotu przy bramie Nr 2 Stoczni Gdańskiej im. Lenina:

Kiosk RUCH stoi w miejscu obecnego pomnika poświęconego Zamordowanym przez komunistów gdańskich stoczniowców w grudniu 1970 r.

 


Inni także podejmowali akcje protestacyjne.

Protest tramwajarza.

Rok 1956 ułożony z numerów tramwajowych stosowanych w latach 70 XX wieku w Gdańsku, a przecież mógł je ułożyć w innej bardziej pasującej kolejności, prawda?

Dziś ten pomnik gdański poświęcony Poległym Stoczniowcom jest w bezczelny sposób zabudowywany.
Na razie tzw. mała architekturą, taką jak ta przy budynku Solidarności, która zasłania pomnik od strony dworca głównego PKP w Gdańsku.

Później zostanie zabudowany dużą architekturą, tak by nikt z pociągów przejeżdżających przez Gdańsk nie zobaczył choćby jego fragmentu.

 

Kto to robi, a no sami zobaczcie.

Widok w kierunku dworca PKP:

I z drugiej strony:

Tak bardzo dba ta druga Solidarność o to by pomnika spod dworca PKP przyjezdni nie zobaczyli, bo po co jątrzyć, prawda?

Gdy pomnik ten jesienią 1980 roku budowano spod dworca wyglądał tak:

i z przeciwnej strony wyglądało to miejsce tak:

Tu na tej fotografii widoczna jest jeszcze wieża zegarowa dworca głównego PKP.
A kto jest gospodarzem terenu na którym to się dzieje?

To dzisiejsze zasłanianie pomnika przypomina dla mnie tamte mroczne czasy lat 70 XX wieku (fotografia wyżej) jaki i stanu wojennego.

Jeśli ktoś by spytał kto to jest gospodarzem terenu, na którym to się dzieje?

Ano, właścicielem i gospodarzem tego terenu jest nie kto inny jak NSZZ „Solidarność”.

Działka i budynek przy ulicy Wały Piastowskie 24 jak widać musi jakoś zarobić na nową ekskluzywną i bardzo drogą elewację tego budynku z czarnego szwedzkiego granitu, prawda?

Za darmo tego się nie dostaje - i to też prawda.

Zamiast zająć się losem wyzyskiwanych i poniewieranych pracowników i członków związku zajęli się biznesem, a nawet wyszynkiem.

Żenada!

Ciekaw jestem czy drzewka podlewają jakimiś nawozami by szybciej i wyżej rosły?

Tematy czy to gdańskie czy solidarnościowe i grudnia 1970 roku tak się ze sobą zazębiają, że mógłbym jak wędrujący ptak fruwać z tematu na temat, a wszystko i tak wszystkie niby nie związane ze sobą, to jednak połączyłoby się w ogromną i jednolita POkomuszą pajęczynę.

EPILOG

To nie jest ani moja Polska, tak jak i nie jest to ta Solidarność, o którą walczyłem i zakładałem od podstaw.

Za tą obecną musiałbym się wstydzić.

Całe szczęście, że Bóg mnie przed takim upokorzeniem ostrzegł i ochronił.

To nie jest ani moja Polska, tak jak i nie jest to ta Solidarność, o którą walczyłem i zakładałem od podstaw.

Za tą obecną musiałbym się wstydzić.

Całe szczęście, że Bóg mnie przed takim upokorzeniem ostrzegł i ochronił.

 

* * * * * * * 

DLA WSZYSTKICH CHĘTNYCH DO WIRTUALNEGO I PANORAMICZNEGO ODWIEDZENIA GDAŃSKA POLECAM TĘ OTO STRONĘ:

fotopano.net/panoramy/gdansk

 

Miłego spaceru.
 

 

Brak głosów

Komentarze

Po kilkunastogodzinnej walce z łączem i edytorem, w końcu się udało lecz beż fotografii zamieszczonych w opracowaniu IPN.
Mam po prostu dość bezsensownych zmagań z ta przestarzałą maszynerią i DRAKULĄ.

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#300321

Dzięki za kolejny historyczny wpis, dzięki któremu wiem więcej. Tradycyjnie rozmnażam i posyłam dalej do kolejnych Niepoprawnych z mojego kółka.

Pozdrawiam Niepoprawnie z dychą

krisp

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0
#300353

W notatce przez pomyłkę i przez przeoczenie zamieszczona była mapka z projektowaną zabudową lecz tego miejsc - została usunięta.
W terminie późniejszym zamieszę właściwy projekt w komentarzu lub w samej notce.
Przepraszam za zamieszanie, które powstało z mojej winy.

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
-1

Obibok na własny koszt

#300394

gość z drogi

pozdrowienia z 10 i smutnym stwierdzeniem,ze nie o taką Polskę nam szło,nie taką, jaką mamy dzisiaj....a PO i jego logo Amber Gold i PSL ,stary ich wspólnik od Pierwszej Nocnej Zmiany....jest Znakiem czasu...

pozdr :)

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#300434

 

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#300405

Tak maszerowali tego dnia ci co zawsze byli i są po właściwej stronie:

 

Obibok na własny koszt

Vote up!
1
Vote down!
-1

Obibok na własny koszt

#300417

Kacap ,szubrawiec, zdrajca ,a także czarci wąż
Tan ostatni ich kusi, srebrnikami krwią nasyconymi
Przez Judasza początek przekleństwu z sobą niosącymi
Czy dopiero oczyszczenie sprawi czystość i cnotę?
Czy ogień piekielny ich wciągnie zakłamaną hołotę?
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#300461