Dziś mija 73 rocznica męczeńskiej śmierci Erwiny Barzychowskiej

Obrazek użytkownika obiboknawlasnykoszt@tlen.pl
Historia

RZECZ O 10 LETNIEJ POLSKIEJ MĘCZENNICY SPALONEJ PRZEZ NIEMIECKICH BYDLAKÓW ŻYWCEM

Najmłodsza 10 letnia ofiara wśród Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku.

 

W dniu 1 września 1939 roku Niemcy przy jednym z kolejnych ataków oblali budynek i broniących się w nim pocztowców płonącym benzolem.

 

 

 

Scena z filmu fabularnego dotycząca tego tragicznego wydarzenia.

Erwina Barzychowska (według pisowni niemieckiej – Barzichowska), ur. 10 X 1929 r., była najmłodszą bo 10 - letnią ofiara ataku niemieckiego na Pocztę Polską w Gdańsku.

Występuje różna pisownia jej nazwiska w zależności od tego jakim źródłowym dokumentem jest dany dokument - niemieckim czy polskim.

Według danych dokumentów z niemieckiego USC figuruje jako Erwina Barzichowska, a według polskich dokumentów figuruje jako Erwina Barzychowska.

Erwina Barzychowska w budynku pocztowym podczas obrony przebywała razem ze swoimi opiekunami.

Erwina była wychowanicą 67-letniego dozorcy Jana Pipki i jego żony 53-letniej Małgorzaty.

Jana Pipki zmarł wskutek odniesionych rozległych oparzeń w niewoli z innymi obrońcami poczty Polskiej w Gdańsku, wśród których byli Józef Mitkowski, Alojzy Franz, Bernard Binnebesel, Stefan Cywiński oraz Erwina Barzychowska, która zmarła w dziesięć dni po swoich 10 urodzinach.

Erwina Barzychowska była bardzo mocno poparzona miotaczem ognia przy próbie opuszczenia gmachu poczty.

Zmarła w dniu 20 października 1939 roku w szpitalu po 7 tygodniach strasznych męczarni z powodu odniesionych oparzeniach całego ciała.

Jej opiekunka Małgorzata Pipka przeżyła niemiecką obozową niewolę i wojnę.

Każdy kto ma bystre oko i przechodzić będzie ulicą Podwale Podmiejskie obok budynku Zespołu Szkół Łączności w Gdańsku może zobaczyć w oknie i drzwiach go głównego holu rzeźbę małej dziewczynki - to Erwinka Barzychowska, która poniosła śmierć w wyniku ran odniesionych podczas obrony Poczty Polskiej w dniu 1 września 1939 roku.

Była niewiele młodsza od dzisiejszych gimnazjalistów z Zespołu Szkół Łączności.

Ta rzeźba przedstawiająca Erwinę trafiła do ZSŁ przez przypadek.

Absolwentom na 50-lecie swojej szkoły zamarzył się pomnik symbolizujący łączność pokoleń.

Teresa Myszkin i Marek Targoński, wykładowcy w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, a niegdyś uczniowie ZSŁ, rozpisali konkurs wśród studentów ASP na projekt takiego pomnika.

Spośród zgłoszonych prac dostrzegli rzeźbę przedstawiającą najmłodszą, bo 10-letnią ofiarę wśród Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, która dziś stoi w wyłączonym z codziennej eksploatacji holu głównym od ulicy Podwale Podmiejskie.

 

R.I.P.

Ja pamiętam i nie zapomnę, o tej małej zamordowanej przez niemieckich zwyrodnialców męczennicy polskiej w budynku Poczty Polskiej w Gdańsku.

Cześć jej wiecznej pamięci!

 

Te same miejsca w dniu 1 września 1939 roku i 73 lata później.

Przeszłość i teraźniejszość.

A1

A2

 

B1

B2

Parę szczegółów związanych z Obrońcami Poczty Polskiej w Gdańsku.

Dziś w miejscu rozstrzelania Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku na gdańskiej Zaspie (tu była kiedyś strzelnica) stoi obelisk z napisem:

"W tym miejscu odnaleziono w dniu 28.08.1991 r. szczątki 38 obrońców poczty polskiej w Gdańsku którzy zostali rozstrzeleni przez hitlerowców w dniu 05.10.1939 r."

Na cmentarzu na gdańskiej Zaspie znajduje się grób Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku.

I pomnik przed budynkiem Pocztą Polskiej w Gdańsku.

Być może dla zainteresowanych będą to bardzo dobrze znane szczegół z tragicznej śmierci Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku lecz wart nagłaśniania je za każdym razem gdy się pisze o tych niby porządnych Niemcach gdańskich z tego ich małego Heimatu, siłą wcielanych do niemieckiej faszystowskiej armii.

Nie było to przecież konieczne na siłę ich wcielanie po ich zachowaniu w stosunku do Obrońców po kapitulacji zarówno Poczty Polskiej w Gdańsku, WST Westerplatte, Gdyni czy Helu.

Mało tego, że po kapitulacji Poczty Polskiej w Gdańsku doszło do dwóch morderstw na jej Obrońcach:

- został zastrzelony Jan Michoń, który jako pierwszy wychodził z budynku z biała flagą;

- został spalony żywcem Józef Wąsik, który już po kapitulacji pocztowców został zaatakowany miotaczem ognia przez jakiegoś zwyrodnialca niemieckiego.

Mieszkańcy Gdańska narodowości niemieckiej tworzący szpaler na trasie marszu jeńców ulicami starówki gdańskiej - od budynku Poczty Polskiej do więzienia na Biskupie Górce (po wojnie szkoła i siedziba NKWD/UB ) - nawoływali do zabicia i rozstrzelania wziętych do niewoli obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. 

Następną zbrodnią niemiecką na Obrońcach Poczty Polskiej w Gdańsku był niemiecki mord sądowy popełniony i wykonany na pojmanych pocztowcach.

Wyrokiem sądu pod przewodnictwem generała F.G. Eberhardta, szefa SS Heimwehr, obrońców skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie.

Zbrodniczy wyrok niemieckich przestępców w togach został wykonany w dniu  5 października 1939 roku.

Wśród rozstrzelanych był m.in. drugi dowódca obrony A. Flisykowski.

Dowódcą plutonu egzekucyjnego, który wykonał wyrok sądowego mordu był nie kto inny jak ten sam dobroduszny komendant obozu Stutthof SS-Hauptsturmführer Max Pauly, który dziadka Donalda Tuska, tego "po mieczu", zabrał ze sobą do dużego Heimatu, gdy ten dostał rozkaz objęcia nowego stanowiska komendanta w obozie zagłady na terenie III Rzeszy. Pozostawał on na stanowisku komendanta obozu zagłady Stutthof od 2 września 1939 roku do 31 sierpnia 1942 roku, a następnie został przeniesiony na komendanta obozu koncentracyjnego Neuengamme koło Hamburga i tam funkcję pełnił do 1945 roku.

 

Max Pauly był jednym z kierujących egzekucją pocztowców gdańskich w dniu 5 października 1939 roku, pojmanych 1 września 1939 po zakończeniu obronie Poczty Polskiej w Gdańsku, co potwierdziły zeznania świadków tych wydarzeń. Po wojnie zasiadł na ławie oskarżonych w pierwszym procesie załogi KL Neuengamme przed Brytyjskim Trybunałem Wojskowym. Akt oskarżenia nie obejmował zbrodni popełnionych w KL Stutthof. 3 maja 1946 roku Pauly skazany został na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano w październiku tego samego roku. Max Pauly był jednym z kierujących egzekucją pocztowców gdańskich w dniu 5 października 1939 roku, pojmanych 1 września 1939 po zakończonej obronie Poczty Polskiej w Gdańsku, co potwierdziły zeznania świadków tych wydarzeń. Po wojnie zasiadł na ławie oskarżonych w pierwszym procesie załogi KL Neuengamme przed Brytyjskim Trybunałem Wojskowym. Akt oskarżenia nie obejmował zbrodni popełnionych w KL Stutthof. 3 maja 1946 Pauly skazany został na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano w październiku tego samego roku.

 

Z ciekawostek - w książce Brunona Zwarry "Gdańsk`39" jedna z Polek podaje, iż Pauly do 1938 nosił nazwisko Pawłowski i był jej sąsiadem.

 

 

Cóż jak widać komendant zbrodniarz miał jakąś słabość do dziadka „po mieczy”, której jakoś nie miał do innych więźniów, polskich pocztowców czy kolejarzy, prawda?

Podobnie jak sam Adolf Hitler miał słabość do dziadka po kądzieli, którego głaskał po policzku w szpitalnej sali, prawda?

 

Ponad 1800 zbrodniarzy z obsady obozu zagłady Stutthof nie było nigdy ani oskarżonymi czy też skazanymi przez jakiekolwiek powojenne sądy.

 

Po prostu wrócili po swoich zbrodniach, które były dla nich ich chlebem powszednim, na który przecież musieli jakoś zarobić, prawda, że takie cyniczne pełne hipokryzji i zakłamania tłumaczenie oprawców nie przystoi?!

A jednak tak jest, że niektórzy z tych co nie ucierpieli od bezwzględnych kanalii i oprawców, tak ich potrafi tłumaczyć, a i sami oprawcy, zdrajcy i zaprzańcy tym się tłumaczą.

Jakby było tego mało, to starają się z tych kanalii robić patriotów, bohaterów narodowych, mężów opatrzności i stanu, a oni byli tak po prostu komunistycznymi przestępcami w służbie obcym i wrogim państwom.

TFU!!!

 

Warto w tym miejscu przypomnieć co Donald Tusk raczył napisać w swoim albumie „Był sobie Gdańsk”, w którym tak pisała o swoim i jego rodzinnym, małym „Heimat”:

[quote] „Dziadek po kądzieli, Franz Dawidowski, mówił o sobie z dumą: Danziger. Jednemu z synów dał na imię Jurgen, drugiemu Henryk, nie Heinrich i posłał go do polskiej szkoły w Sopocie. Dziadek był piłkarzem w klubie polskich kolejarzy Gedania, w czasie wojny naziści zesłali go na przymusowe roboty, po ’45 wybrał Polskę. Jego brat służył w Wehrmachcie, szwagier zginął od kuli polskiego żołnierza, siostra znalazła grób w Bałtyku jako jedna z ofiar „Gustloffa”, statku z gdańskim uchodźcami storpedowanego w 1945 roku przez sowiecką łódź podwodną. Dziadek po mieczu, Józef Tusk, już drugiego września został aresztowany przez gestapo i wojnę spędził w obozach koncentracyjnych. Był polskim kolejarzem, miał kaszubskie korzenie, czuł się gdańszczaninem, ale z babcią rozmawiał po niemiecku równie swobodnie, jak po polsku. Wszyscy oni czuli się przede wszystkim „heisige”, tutejszymi i dopiero wojenny paroksyzm historii zmusił ich do wyboru miedzy Niemcami a Polską. Ale niezależnie od tego wyboru jedni i drudzy stracili bezpowrotnie swoją małą ojczyznę, swój Heimat." [/quote]

Posiadam ten antypolski albumu, posiadam więc dowód na te jego „polska to nienormalności”, a Gdańsk to jego mały faszystowski Heimat Danzing, pełen faszystowskich flag.

Czego by się tutaj w Gdańsku nie dotknąć to ląduje się w obozie lub podobozie Stutthof lub jego podobozach, w których to obozach i podobozach nie było jakoby ani jednego strażnika, bo byli tylko sami komendanci i tysiące więźniów obozowych bez jakiegokolwiek nadzoru, czy to na wieżyczkach, czy to terenie obozowych baraków. No i w jakiś przedziwny sposób niszczone są pomniki poświęcone zamęczonym i zamordowanym ofiarom czy więźniom Stutthof, jak choćby tu na gdańskiej Przeróbce, gdzie w tutejszych Zakładach Naprawy Taboru Kolejowego był podobóz obozu Stutthof.

Aby uzmysłowić jak jest to daleko od centrum Gdańska niech przemówi za mnie ta moja fotografia wykonana spod tego pomnika w kierunku gdańskiej starówki.

 

Czy niszczą te pomniki ci sami lub ich potomkowie, których na siłę wcielano, a to do niemieckiej regularnej poborowej armii,elitarnej Waffen SS czy na strażników obozowych lub podobozowych by zatrzeć ślady hańby swoich antenatów na służbie u Hitlera, dla których "polskość to nienormalność"?

Jak widać zacząłem pisać o najmłodszej męczennicy za polskość, a trop jej i obrońców z którymi ona była doprowadził w konsekwencji do dziadka po mieczu i obozy Stutthof, dziwne, czy jest to już taka tutejsza norma tych obozów i podobozów bez strażników, bo raptem osądzono ich tylko kilkunastu.

I na koniec warto przypomnieć, jak przed wojną wyglądały Placówki Poczty Polskiej w Gdańsku:

pl.wikipedia.org/wiki/Poczta_Polska_w_Wolnym_Mie%C5%9Bcie_Gda%C5%84sku

Nr 1

Nr 3

Nr 2

UWAGA!

Barany od Cichockiego zamiast fotografii smoleńskich zablokowali moje konta z fotografiami i filmami. Chyba dopiero się uczą tej trudnej, a właściwie nieosiągalnej dla nich sztuki. Sam Cichocki swoimi wywiadami może wywołać wojnę polsko - ruską, bo przyznał się do dyskretnych działań polskich służb by zablokować na ruskich serwerach tych barbarzyńskich fotografii z ofiarami smoleńskimi.Cały dzień walczę by odzyskać dostęp do swoich licznych albumów z fotografiami, filmami, książkami i dokumentami. Google według mnie daje tym zdrajcom i zaprzańcom ciała.

Brak głosów

Komentarze

ciekawsze, że zawsze mnie rzucało gdzieś daleko od Gdańska, więc maszeruję przez Twoje wpisy i poznaję.

Vote up!
0
Vote down!
0
#299755

Planowałem notkę opartą na wywiadzie z panią dyrektor muzeum Obrońców Poczty Gdańskiej i z synem jednego z obrońców, który przeżył wojnę lecz życie się tak jakoś potoczyło, że 50 dni przeleciało jak jeden dzień i dziś sobie pochałturzyłem.

Plany z sierpnia i początku września br. diabli wzięli i ponieśli heh hen.

Pozdrawiam,

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#299794

I ja dziękuję. Każdą Twoją notkę pochłaniam z zapartym tchem.

Vote up!
0
Vote down!
0
#299797

Nie może ot tak dla jakiejś tam notki narażać swojego zdrowia.

@(*_*)@ Proszę oddychać.

Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#299816

Płuca akurat mam zdrowe :))

Serio, Obiboku - bardzo lubię Twoje notki. Przedstawiasz historię w sposób, który łatwo zapada w pamięć. Bardzo ciekawe są też te zestawienia zdjęć archiwalnych ze współczesnymi.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#299896

fotograficzne wybierać się z archiwalnymi fotografiami wgranymi choćby w nawigację GPS by robić podobne lub bliźniacze ujęcia.
Mam nawet taką nawigację z aparatem fotograficznym, która zapisuje parametry miejsca, z którego wykonuje się fotografię.
Można później trafić w to samo miejsce, z którego wykonano fotografię.
Bardzo dobra i sprawdzona rzecz na grzybobraniu w nieznanych lasach.
Warto spróbować, prawda?
No i jeszcze jedno.
Prawda jak to prawda zawsze jest łatwiej przyswajalna od nawet najładniejszego kłamstwa.

Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#299954

Jeśli ktoś nie mógł być w muzeum to zamieszczam parę fotografii z wnętrza.

Niestety nie można eksponatów fotografować, a tym bardziej zużyciem lampy błyskowej więc fotografie ze względu na dość słabe oświetlenie jakość jest kiepska.

Oryginał:

Replika:

 

I rzeźba przedstawiająca Moją Małą Bohaterka mojej notki - Erwina Barzychowska.

 

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#299805

Dziękuję za bardzo ważne tematy, które poruszasz i sposób, w jaki to robisz. Pozdrawiam (z Gdańska zresztą).

Vote up!
0
Vote down!
0
#299888

Mam prośbę.
Poszukuję świadków, dokumentów, filmów lub fotografii z Westerplatte od połowy lat 40, poprzez lata 50 i 60 XX wieku.
Mogę też być fotografie z Wisłoujścia jak budynek nieistniejącej już szkoły podstawowej nr 48, budynków mieszkalnych, mieszkańców - może kogoś rozpoznam.
Sam mam kilka fotografii z Wisłoujścia lecz muszę je odnaleźć i zeskanować.
Chciałbym taką dokumentacją okrasić moją notkę o Westerplatte z tamtego okresu.
Chodzi szczególnie o stoliki pod parasolami po lewej stronie, tu gdzie dziś mniej więcej są te betonowe pokraki oraz fotografii sadu wiśniowego rosnącego przy alejce od dzisiejszego cmentarzyku i krzyża poświęconego Obrońcom Westerplatte w kierunku ruin nowych koszar WST Westerplatte.
Nie posiadam takowych i jakoś nie trafiłem na nie w sieci. Nie chcę by kolejny jakiś działacz od ..... czynił dla mnie bezpodstawne zarzuty o manipulację lub bezczeszczenie uświęconego polską krwią miejsc, które tenże odwiedza od chyba od przypadku do przypadku.
Najlepiej w czasie spędów z notablami PRL lub III RP.

Pozdrawiam,

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#299981

Dziekuje, za niezlomna a i trudna prace, (a moze to juz powolanie) przypominania nam tych waznych dla gdanskiej ale tez ogolnopolskiej spolecznosci wydarzen. Zgodny tez jestem z Twoimi komentarzami do tych wydarzen. Kazdy Twoj artykul pozwala mi poznac nowe szczegoly tamtych czasow. I za to dziekuje.

Vote up!
0
Vote down!
0
#299892

Inne nacje mordowali, bo panów role grają
Polacy najbardziej przez nich znienawidzeni bo Honorowi
Sprawili im kompleksy i czasami baty wrogowi
Gdy ten najeżdżał Polską ziemię spragniony cudzego
Sam był leniwy i złodziej do tego
Nie potrafili szanować wartości pochodzących od Boga
Dla nich zdrada , podstęp to jest droga
Najgorsze geny jakie mają pomieszane w życiorysie
To mord gwałt i realizacja sprawiedliwości widzimisię
Mord dzieci to ich cecha szczególnie mglista
Bo są bezbronne i czyste rzecz oczywista
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#299907

Poruszyłeś temat szczególnie dla mnie waży, bo chodzi o dzieci niewinne ofiary każdej wojny i każdej niedoli w tym i kryzysów ekonomicznych.
Jest Nas tu paru, którzy od lat zabiegają polski pomnik poświęconym Polskim Dzieciom, Polskim najmniejszym ofiarom totalitaryzmu tak niemieckiego, rosyjskiego i "rodzimego", bo przybyłego do Polski na rosyjskich czołgach i podwodach. Nazywam ich kulturalnie "turystami łonowymi".
Otóż pomnika Dzieciom Polskim nie ma w całej Polsce, gdy tymczasem stawia się pomniki o wartości około miliona złotych dla paru dzieci żydowskich, które wyjechały przez wojną z Gdańska dzięki zaradności bogatych rodziców i układom ówczesnej gminie żydowskiej.
Część z nich mogła nawet wyjechać za pieniądze uzyskane na sprzedaży gdańskiej synagogi, do której faszyści niemieccy ich co by nie mówić przymusili, bo według mnie przy braku ich ustępstw i sprzedaży za bezcen puściło by to europejskie barbarzyństwo niemieckie z dymem.
To jednak, dla paru dzieci, szczególnie, że ocalałych stawia się pomniki, to dla setek tysięcy polskich dzieci, ofiar wojny i komunistycznych represji w III RP nie ma ani jednego.
Stawia się i to bardzo chętnie najeźdźcom jak w Ossowie lub broni istniejących pomników poświęconych polskim okupantom i zaborcom - casus 4 śpiących w Warszawie, czy inna przypadłość, która nie jest odosobnionym przypadkiem, jak choćby Nowy Sącz.
Doszło do absurdu takiego że w Krynicy Morskiej jest cmentarz sowieckich żołnierzy, na którym nie ma ani jednego pochówku, bo przynajmniej nie ma tam tablicy świadczącej o tym, że tam spoczywają czerwono armiejcy - wyzwoliciele i okupanci, w2 w 1.

Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#299972

Nawet nie przypuszczałem, że jest jak piszesz
Że się wyróżnia obcych, mnie złości i dyszę
Jednak pomnik powstać Musi , Pamięć tego wymaga
Nie wiem czy już jest zorganizowane Stowarzyszenie
Jeśli nie to obowiązkiem jest jego założenie
Myślę ,że Warszawa jest miejscem najbardziej odpowiednim
Bo jest w centrum Kraju nie w poślednim
Mógłbyś stworzyć notkę w tym temacie ozdobioną
Zdjęciami dzieci ,które nie stały przed obroną
W jedności siła ,nieśmy odważnie chwałę Polaków
By Polski nie zasypała drwina kacapskich prostaków
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#299988

Pod załączonymi linkami są fotografie jednej z gdańskich ulotek w sprawie tego gdańskiego pomnika i nie tylko.
Polecam je pobrać, bo ostatnio cuda się dzieją na googlarskim picaso - chowają się całe albumy z dokumentami lub fotografiami.

Strona nr 1:

https://picasaweb.google.com/lh/photo/IPFghM6axQtf4XeOFyHC59MTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=directlink

Strona nr 2:

https://picasaweb.google.com/lh/photo/2e424xqj2bGsacTP-ChbtdMTjNZETYmyPJy0liipFm0?feat=directlink

Pozdrawiam,

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#300189

Jak proroczo brzmią słowa Hitlera, o prostakach
Podobnie można powiedzieć o wszystkich lewakach
Pod szyldami partii ta swołocz ukrywa pochodzenie
I sprzedajność byle teraz mieć spełnione pragnienie
Zapomnieli o końcu który ich spotka wszystkich
Wtedy piekło zobaczą i ogień ich bliski
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#300239

Obiboku, na marginesie Twojej świetnej notki chciałbym przypomnieć nazwisko jeszcze jednego niemieckiego zbrodniarza, który ponosi winę z mord na gdańskich pocztowcach. I nie tylko za to. Gauleiter Gdańska Albert Foster.
Ten przynajmniej nie umknął sprawiedliwości.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#299910

Patron dziadka z Wermachtu Donalda T., Józef, ten "PO mieczu" też zawisł na stryczku, tylko akurat nie za swoje zbrodnicze osiągnięcia w obozie Stutthof.

A swoją drogą, to ciekaw jestem z jakiego powodu ten dziadek "PO mieczu" miał takie fora u tego obozowego komendanta, zbrodniarza?

Ot tak po prostu, na tego "PO mieczu" wypadło bęc, czy co?

Jak uważasz?

Tak na marginesie to napiszę jeszcze tak.

Jeden dziadek "PO mieczu" i drugi dziadek "PO kądzieli" byli według tuskowej nacji i narracji, a to w obozie zagłady, a to na robotach przymusowych w "Wilczym Szańcu"/Kętrzynie.

Więc dlaczego pozostali członkowie tej rodziny i PO mieczu i PO kądzieli służyli w różnych formacjach armii niemieckiej jak w wermachcie czy lotnictwie?

Jeden z nich zginął z rąk polskich, a druga została zatopiona przez ruskich w czasie ucieczki z małego Heimaty(Danzingu)do swojego dużego Heimatu (III Rzeszy)?

AD. Gauleiter Alberta Fostera.

Miałem wykonać aktualną fotografię jego jednej z licznych siedziby w Gdańsku, która mieściła się przy ulicy Piwnej 11.

Tak wyglądała:

Dziś ta kamienica ta wygląda tak:maps.google.pl/maps

To ta zielona gdzie mieści się galeria, bez przedproża i tych granitowych kul, one są w innym miejscu - tuż obok, a właściwie po przeciwnej stroby ulicy.

O tutaj: goo.gl/maps/d4aX2

Mam nadzieję, że nic nie popsułem i je zobaczysz.

Co do tej kamienic gdańskich, tak jak ta przy ulicy Piwnej 11, to gaulaiter posiadał ich tam wiele.

Przejmował je w wyniku przejmowania majątków Polaków i Żydów w czasie swoich rządów w Gdańsku, większość z nich potem przeszło we władanie miasta lub NSDAP.

(Tu na marginesie nasuwa się na myśl działanie gęska pokanciastostołowego, który niszczył przedsiębiorstwa państwowe by podobnie jak Forster przejąc ich gdańskie kamienice by następnie przekazać je swoim kolesiom w użytkowania - nazywanym dla niepoznaki zarządem, gdy tymczasem są one im właściwie wydane w użyczone. Casus katastrofy budowlanej Zielonej Bramy i tego z sopockiej afery z Jackiem K. i Julki, czy jak mu tam.Sam sprawdź kto sprawował i sprawuje zarząd nad kamienicami i innymi nieruchomościami.W tej przechowalni nieudaczników wyborczych była zatrudniona żona Jacka Kurskiego. Warto poznać zakamarki i ludzi tam zatrudnianych i zatrudnionych. Na NP.PL jest tu taki jeden z tamtego mafijnego układu, który się akurat dla jego nieco posypał, chociaż wcześniej wiernie mu służył.)

Tę kamienicę przy Piwnej 11 zapisał na siebie chyba tak około 1938 roku, urządzając tam nową siedzibę NSDAP, przeniesioną wcześniej z Hundegasse( Ogarnej).

Polecam książkę Podgórecznego " Forster - gaulaiter i oskarżony", jest cała jego historia od jego przybycia do Danzig z jedną mała walizeczką aż do stania się panem życia i smierci na Pomorzu. Wiele ciekawych materiałow z procesu także.

Wnuczka zaczęła marudzić i musiałem skrócić swoją sesję fotograficzną.

Miałem zamiar zrobić sesję fotograficzną z kościołem św. Mikołaja - tego od Amber Gold i ponad milionowego łącznych datków na tacę od Marcina P.

Tam był chyba podział tychże datków coś w rodzaju 60/40% - dlatego dziś kościół chce zwrócić syndykowi około 40% ogólnej kwoty.

Według mnie tam właśnie był główny "milewski" pas transmisyjny między 3miejskim układem i ślepą i rozgrzaną dyspozycyjną temidą.)

@TŁ, o tej kanalii, dowódcy SS i policji Richard Hildebrandt zapewne też słyszałeś, prawda?

Pozdrawiam,

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#299967

Od końca: ;-)

Hildebrandt - oczywiście, jeszcze jeden "wybitny oficer" SS, któremu się nie udało... Ale ilu się udało... :-(

Układ trójmiejski - cóż, z przykrością muszę przyznać, że jego początków - w aspekcie politycznym - należałoby szukać w tzw. opozycji lat `70. Bardziej w środowisku (epigonów) RMP niż gdzie indziej... Oraz w otoczeniu Wałęsy z lat `80.

Życiorys Tuska - powiem tyle: marny historyk nawet wiarygodnego życiorysu nie potrafił sobie napisać... ;-)

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#299974

Podsunę Tobie dwa adresiki.
http://www.arp.gda.pl/
http://www.grupa.com.pl/

Pójdź ich tropem po nitce, a trafisz do kłębka tego o czym napisałem wcześniej.
Sprawdź kto jest ojcem, kto mamę, kto córkami, a kto wnuczętami.
Jak to działa?
Casus katastrofy budowlanej, zawalenie się Zielonej Bramy, tam gdzie swoje biuro miał TW Bolek, pod którym lubiła sypiać po balangach na ławce w oczekiwaniu na tatę rozrywkowa córeczka - ta od majtek, a może i ich braku.
Nie wnikam.
Podpowiem.
Tam jest niezłe dojenie, a samo w sobie było i jest taką kuźnią i przechowalnią talentów 3miejskich.

Nie omiń przypadkiem oficjalnej strony miasta jak i jego rady miasta.

Tu już na przełomie 1989/1990 powstał jednobrzmiący i wspólnie wspierający się triumwirat - stara władza przejściowa, nowa władz po OS & kiszczakowski pseudo związek o zawłaszczonej nazwie, którego szefostwo ustalił sam generał WSW. Czesław Kiszczak.
Tak się stało, że szefem tutejszego regionu został ktoś kto nigdy nie był bo nie miał prawa być choćby członkiem jakiegokolwiek związku zawodowego, bo kanciastostołowa ustawa jak i sam statut, na podstawie której działał ten kiszczakowski związek tego też nie dopuszczały.

Dochodziło do tego, że w obronie komuszych złodziei z otoczenia KW PZPR i Urzędu Wojewódzkiego wstawiali się te da pozostałe towarzystwa wzajemnej adoracji.
W aferę Stella Maris utopieni byli wszyscy bez wyjątku, tak jak dziś w AB i OLT & Józef Bąk, prawnuk obu dziadków i PO mieczu i PO kądzieli.

Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt

PS
Nie chcę być złośliwcem, lecz macki tej 3miejskiej ośmiornicy sięgają wszystkich bez wyjątków partii - casus żony Jacka K. nie jst odosobnionym przypadkiem - taka jest norma.

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#299985

Żadna tam złośliwość, Obiboku ;-). Przecież kolega Jacek był - pierwotnie - epigonem Ruchu Młodej Polski... ;-)))

Z adresów chętnie skorzystam, dzięki :-)

PS. Co sądzisz o pewnym Kaszubie nazwiskiem Windorbski?

Vote up!
0
Vote down!
0
#299987

O jakiego Windorbskiego biega?

Juliusza czy Cezarego?

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#300010

Ojca, Cezarego. Ale i o synu chętnie coś usłyszę... ;-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#300013

Nawet nie chce mi się dużo pisać o postaciach, które obracają się w środowisku Tuskoidalnym, jak Boni, Borsuk, Hall, Adamowicz....... jednym słowem nieskażony toksynami polskości salon III RP.

Uczciwość dla tych z PO, to jest jeszcze nieopublikowany słownik wyrazów obcych. Tam oni wszyscy powinni szukać swojej uczciwości.

Chociaż wątpię by tam to załgane towarzystwo potrafiło by odnaleźć jej choćby bardzo skróconą definicję.

Z kim przystajesz takim jesteś albo się wkrótce staniesz - znasz to?

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#300020

To żadna odpowiedz... ;-)Interesuje mnie, co robi senior na Wybrzeżu. Co robi on (i junior) w Warszawie wiem doskonale...

Vote up!
0
Vote down!
0
#300023

Jak to co robi?
Prezes Zarządu Fundacji Gdańskiej nie może być przecież bezrobotnym żebrzącym na chleb choćby z masłem.
Pan Cezary Windorbski kręci jak wszyscy z PO lody jako prezes Fundacji Gdańskiej, która swego czasu chciała bezprawnie rozporządzać użyczonym lokalem na jej rzecz Fundacji przez miasto Gdańsk w samym sercu starówki gdańskiej.
FG działa tu jak wszystkie fundacje, czy walizkowe firemki bardzo prężnie - oczywiście "na rzecz i w interesie tylko Gdańska".
No bo taki dajmy to aktor i handlarz winem Konrad, to jak nic jego winiarnia przy Długiej, w centrum Gdańska i poza normalnym przetargiem według stawek pobieranych od Stowarzyszeń, Fundacji użyteczności publicznej, to jak nic działałaby na rzecz użyteczności publicznej i charytatywnej dla mieszkańców Gdańska, prawda?
No i sama funkcja ambasadorska d/s morskich pełniona prze tegoż otwiera wrota nie tylko w Gdańsku, prawda?

http://www.fundacjagdanska.pl/

[quote]Fundacja Gdańska jest firmą, organizujacą różnorakie
wydarzenia, mające na celu promowanie Gdańska w Polsce i świecie, a także kreowanie nowego wizerunku miasta.[/quote]

Pisownia oryginalna - innowacyjna.

Nie odstaje od czołówki PO ferajny, o nie - ani na milimetr.

Chyba zapadło Ci w ucho hasło z okazji reklamowania AG przez Pawła Adamowicza - "innowacyjność"?
Ostatnio innowacyjnością było w Gdańsku to nawet po gruntownej rewitalizacji otwierano dla gawiedzi zabytkową kuźnię przy ulicy Gościnnej.
Tu wszystko jest innowacyjne, a Fundacja Gdańska, tak jak i AB i Marcin P., w tym biegi innowacyjnym nie ustępuje.

Tu co byś nie tknął jest układem zazwyczaj kryminogenny.

Jak to się nazywa, gdy poczynając od wojewody jako najwyższego przedstawiciela rządu III RP i po jego kuratelą działa pozaprawny układ lokalny jako część naczynia połączonego z układem krajowym, a nawet jewropejskim?
Tu nawet wiceprezydent i zarazem radca prawny, który zadziałaj w interesie miasta, a przeciw oszustom i wyłudzaczom mienia komunalnego został prawomocnie skazany i "suspendowany" z urzędu.

PO co mam cokolwiek pisać a ty czy innym lodziarzu, skoro tu jest największa innowacyjna piramida w III RP.

Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#300073

No, to się chłopak odbił ;-). Za Millera niejaki Kostrzewa (wówczas prezes BRE, obecnie w zarządzie ITI Group) dość skutecznie załatwił jego holding w Warszawie... ;-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#300075

Jak zwykle, bardzo potrzebny wpis. Dziękuję!

Vote up!
0
Vote down!
0
#299935

SS-Heimwehr Danzig – niemiecka formacja wojskowa Waffen-SS działająca w latach 1939-1940.

Tak wyglądała ich flaga:

Błyskawice i herb Gdańska.

Skąd się wzięła w tzw. Wolnym Mieście Gdańsku ta jednostka?

Podczas wizytacji w czerwcu 1939 r. Wolnego Miasta Gdańska Reichsführer-SS Heinrich Himmler, w czasie spotkania z Albertem Forsterem uznał, że miejscowe siły SS są za słabe i należy je wzmocnić. Wkrótce Senat Wolnego Miasta Gdańska, za wiedzą władz III Rzeszy, przegłosował wniosek o zorganizowaniu gdańskiej jednostki wojskowej pod pretekstem utworzenia własnych sił obronnych. W rezultacie drogą morską został przerzucony nielegalnie do Gdańska, w cywilnych ubraniach, III. batalion 4 Pułku SS Totenkopf, który stał się podstawą gdańskiej SS-Heimwehr. Wzmocniono go około 500 ochotnikami z Gdańska, pododdziałem przeciwpancernym (Panzerabwehr Lehrsturm der SS Totenkopfstandarten) z Prettin w Saksonii oraz dywizjonem artylerii przeciwlotniczej z Prus Wschodnich.

18 sierpnia 1939 r. SS-Heimwehr Danzig był gotowy do działania.

Tego dnia nastąpiło uroczyste wręczenie sztandaru, a następnie oficjalna defilada ulicami miasta.

Od nazwiska dowódcy, SS-Obersturmbannführera Hansa-Friedemanna Götze, był także zwany Batalionem "Götze". SS-Heimwehr Danzig wszedł w skład tzw. Brygady Ochotniczej gen. Friedricha Eberhardta.

Posiadał znaczne walory bojowe ze względu na pełne zmotoryzowanie oraz dobre wyposażenie w broń ciężką i środki techniczne.

Dowództwo i skład dowódca – SS-Obersturmbannführer Hans-Friedemann Götze

1. Kompania – dowódca SS-Hauptsturmführer Karl Thier

2. Kompania – dowódca SS-Obersturmführer Willy Bredemeier

3. Kompania – dowódca SS-Hauptsturmführer Georg Braun

4. Kompania – dowódca SS-Hauptsturmführer Erich Urbanitz

5. Kompania – dowódca SS-Hauptsturmführer Otto Baier

13. Kompania dział piechoty – dowódca SS-Hauptsturmführer Walter Schulz

14. Kompania przeciwpancerna – dowódca SS-Hauptsturmführer Josef Steiner

15. Kompania przeciwpancerna – dowódca SS-Obersturmführer Otto Leiner

16. Dywizjon przeciwlotniczy

17. Służby i tabory

Działania bojowe

SS-Heimwehr Danzig, liczący ok. 1550 żołnierzy, uczestniczył 1 września 1939 r. w ataku na budynek Poczty Polskiej w Gdańsku.

W późniejszych dniach brał udział w dwóch nieudanych atakach na polską placówkę na Westerplatte (1-2 i 4-5 września), ponosząc znaczne straty.

Według części źródeł wykonywał tylko działania zabezpieczające.

Brał udział w walkach o Kępę Oksywską w okolicach Kazimierza.

Po zakończeniu działań, jednostka została podporządkowana Dywizji Pancernej Kempf.

W październiku 1939 r. weszła w skład nowo powstałej 3 Dywizji Pancernej SS Totenkopf.

W okresie od października 1939 do kwietnia 1940 roku grupa 12 członków SS Heimwehry Danzig pod dowództwem SS-Obersturmführera Wilhelma Fasta brała udział w masowych mordach polskiej inteligencji w Lesie Szpęgawskim pod Starogardem Gdańskim.

To właśnie ich atak na budynek Poczty Polskiej w Gdańsku w dniu 1 września 1939 r. jest udokumentowany na takich ja ta fotografia.

Jako miejscowi mogli być inicjatorami podpalenia budynku benzolem, który był dostępny w gazowni na wyspie Ołowianka w Gdańsku.

Tak więc to oni byli zabójcami i spalenia żywcem obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku, w tym Elwiry i jej opiekuna Pipkę.

To nie kto inny jak niemieccy sąsiedzi zgotowali obrońcom Poczty Polskiej w Gdańsku ten okrutny los i męczeńską śmierć.

Podobny wyczyn z benzolem został odnotowany z ich udziałem na Westerplatte, a dziś ich dzieci, wnuki i prawnuku mogą mieszkać obok mnie, a nawet za ścianą mojego mieszkania.

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#300322

To nie był koniec zbrodni tej gdańskiej jednostki SS, która została włączona do niemieckiej dywizji.

Brali udział w zbrodniach ludobójstwa na swoich sąsiadach z Gdańska, Gdyni i całego Pomorza.

Intelligenzaktion na Pomorzu – czyli regionalna akcja eksterminacyjna przeprowadzona przez okupantów niemieckich w pierwszych miesiącach II wojny światowej na terenach Pomorza Nadwiślańskiego.

Architekt Operacji Tannenberg dr Werner Best (po prawej)

Jej celem była likwidacja tak zwanej „polskiej warstwy przywódczej”. Między wrześniem 1939 a kwietniem 1940 bojówki paramilitarnego Selbstschutzu oraz formacje SS i policji niemieckiej zamordowały na Pomorzu od 30 000 do 40 000 Polaków – przedstawicieli elity politycznej, gospodarczej i intelektualnej narodu. Była to najbardziej krwawa spośród wszystkich regionalnych operacji eksterminacyjnych, przeprowadzonych przez Niemców w okupowanej Polsce w ramach tzw. Intelligenzaktion (akcji „Inteligencja”), do czego przyczynił się w pierwszym rzędzie masowy udział przedstawicieli tamtejszej mniejszości niemieckiej w przygotowaniu i dokonaniu ludobójstwa.

Zdzieranie przez żołnierzy Wehrmachtu godła Rzeczypospolitej z budynku Komisariatu Rządu w Gdyni. Wrzesień 1939.

Inwazja na Polskę dokonana przez Niemcy we wrześniu 1939 była postrzegana przez Adolfa Hitlera i pozostałych przywódców nazistowskich nie jako przedsięwzięcie czysto militarne, lecz jako wojna totalna, której celem było zdobycie dla Niemców tzw. przestrzeni życiowej na wschodzie oraz likwidacja niepodległego państwa polskiego. Na tajnej konferencji z udziałem najwyższych dowódców Wehrmachtu, która odbyła się 22 sierpnia 1939 w Obersalzbergu, Hitler wprost zakomunikował swoim generałom, że celem inwazji „nie jest osiągniecie określonej linii”, lecz: „zniszczenie Polski bez reszty”, „usunięcie jej wszystkich żywotnych sił” oraz „fizyczne zniszczenie przeciwnika”. Führer otwarcie zapowiedział również, iż podczas kampanii w Polsce dywizjom Wehrmachtu będą towarzyszyć paramilitarne oddziały, mające za zadanie dokonywanie mordów na polskiej ludności cywilnej: „przygotowałem więc, na razie tylko na Wschodzie, oddziały Totenkopf i rozkazałem im zabijać bez litości i pardonu mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy. Tylko w ten sposób zdobędziemy przestrzeń życiową, której potrzebujemy”. Wypowiedź ta znana jest obecnie jako cytat armeński. Pierwszym krokiem do złamania oporu Polaków i w konsekwencji – całkowitej germanizacji zamieszkiwanych przez nich ziem (w pierwszym rzędzie obszarów dawnego zaboru pruskiego) – miała być eksterminacja polskiej inteligencji, czy też w szerszym ujęciu, Polaków o rozbudowanej świadomości narodowej, których Hitler i naziści obarczali winą za politykę polonizacyjną prowadzoną na ziemiach zachodnich w okresie międzywojennym oraz traktowali jako najpoważniejszą przeszkodę na drodze do szybkiego i całkowitego zniemczenia tych terenów. Zgodnie z rasistowskim stereotypem Polaka panującym w III Rzeszy nazistowscy przywódcy wierzyli bowiem, że świadomość narodową posiada wyłącznie polska inteligencja, natomiast lud zajmuje się głównie troską o codzienny byt i jest mu obojętny los państwa. Z tego powodu zakładano, że eksterminacja elit pozwoli zniszczyć polską tożsamość narodową i przekształcić polskie społeczeństwo w bierną amorficzną masę, służącą w najlepszym razie jako niewykwalifikowana siła robocza dla III Rzeszy. Jako przeznaczoną do likwidacji inteligencję Niemcy nie uznawali wyłącznie ludzi należących z powodu wykształcenia do określonej warstwy społecznej, lecz wszystkich tych, wokół których z racji ich aktywności i postawy mógł się rozwijać ruch oporu – a więc ludzi, których cechowała aktywność i umiejętności kierownicze. Planowano także aresztowanie osób cieszących się autorytetem w polskim społeczeństwie. Hitlerowscy decydenci używali w stosunku do tej grupy osób określenia „polska warstwa przywódcza” (niem. Führungsschicht). Zaliczano do niej przede wszystkim: księży katolickich, nauczycieli, lekarzy, dentystów, weterynarzy, oficerów w stanie spoczynku, urzędników, kupców, posiadaczy ziemskich, prawników, pisarzy, dziennikarzy, pracowników służb mundurowych, absolwentów szkół wyższych i średnich, jak również członków organizacji i stowarzyszeń krzewiących polskość – przede wszystkim Polskiego Związku Zachodniego, Ligi Morskiej i Kolonialnej, Kurkowego Bractwa Strzeleckiego, Towarzystwa Powstańców i Wojaków, Związku Strzeleckiego „Strzelec” oraz Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Za planami szły konkretne działania. 22 maja 1939 w Generalnym Urzędzie Policji Bezpieczeństwa została utworzona tzw. Zentralstelle II P, która miała badać wszystkie wydarzenia dotyczące Niemców w Polsce, a powstałe dzięki jej pracy kartoteki miały „zostać oddane do dyspozycji ewentualnej grupie operacyjnej”. Korzystając z informacji dostarczanych przez gęstą sieć agentów rekrutujących się spośród przedstawicieli niemieckiej mniejszości narodowej w Polsce (zazwyczaj aktywnych członków organizacji pronazistowskich) w ciągu miesiąca rozpoznano nastroje w Polsce i przeanalizowano sytuację tamtejszych Niemców. Przede wszystkim jednak stworzono tajną listę z nazwiskami Polaków poszukiwanych przez niemiecką służbę bezpieczeństwa i tajną policję. Była to tak zwana Sonderfahndungsbuch Polen, czyli „Specjalna księga Polaków ściganych listem gończym”. Na liście tej umieszczono, w porządku alfabetycznym, nazwiska Polaków „wyróżniających się w konfliktach narodowościowych”, na których temat donosy sporządzili niemieccy konfidenci. Poza imieniem i nazwiskiem na liście była podana funkcja lub zawód oraz miejsce zamieszkania osoby poszukiwanej. Po wybuchu wojny owe listy proskrypcyjne były na bieżąco uzupełniane. W lipcu i sierpniu 1939 SS-Brigadeführer Werner Best utworzył – przy ścisłej współpracy z szefem wywiadu zagranicznego SD Walterem Schellenbergiem i w oparciu o podległe sobie referaty Urzędu Administracji i Prawa w Głównym Urzędzie Policji Bezpieczeństwa i wydziale I Gestapo – normatywny, personalny i techniczny szkielet grup operacyjnych SD i policji bezpieczeństwa (Einsatzgruppen), które miały zostać przydzielone do każdej armii Wehrmachtu uczestniczącej w inwazji na Polskę. Zgodnie z oficjalnymi rozkazami zadaniem Einsatzgruppen było: „zwalczanie wszystkich wrogich Rzeszy i Niemcom elementów na tyłach walczących wojsk” oraz „ujęcie osób niepewnych pod względem politycznym” (zwłaszcza „figurujących na przekazanych listach gończych”), „konfiskata broni, zabezpieczenie akt ważnych dla policji […] ujęcie uciekinierów”. Działania prowadzone przez SD i policję bezpieczeństwa podczas kampanii wrześniowej w Polsce otrzymały kryptonim „Tannenberg”.

Nazwę Unternehmen „Tannenberg” (operacja „Tannenberg”) nosił także referat specjalny w Urzędzie Policji Bezpieczeństwa, utworzony w celu koordynacji działań Einsatzgruppen.

Do tej placówki w berlińskiej centrali, czynnej przez całą dobę, miały spływać informacje o wszystkich wydarzeniach operacji i dwa razy dziennie miały być sporządzane raporty zbiorcze. Przygotowania do realizacji operacji „Tannenberg” na terenie Wolnego Miasta Gdańska i północnej części Pomorza Gdańskiego prowadzone były we ścisłej współpracy z nazistowskimi władzami Gdańska. W tym zakresie kluczowa rola przypadła SS-Sturmbannführerowi dr Rudolfowi Trögerowi, szefowi tamtejszej policji kryminalnej, którego już w 1938 skierowano do Gdańska z ramienia berlińskiej centrali Sipo i SD. (Policja SIPO brała udział w ataku na WST Westerplatte - Onwk)

Podległa Trögerowi gdańska policja polityczna (de facto gdańska ekspozytura Gestapo) sporządziła listy osób przewidzianych do aresztowania w momencie wybuchu wojny. Figurowały na nich nazwiska wielu Polaków; Żydów oraz niektórych Niemców (w większości członków zdelegalizowanych partii opozycyjnych) z terenu Wolnego Miasta Gdańska. W Sonderfahndungsbuch Polen znalazły się nazwiska 290 osób z terenu Wolnego Miasta Gdańska, 53 osób z Gdyni i 56 osób z Tczewa. Stan wstępnych przygotowań do likwidacji „wrogich elementów” na terenie Wolnego Miasta Gdańska omówiono na zwołanej przez Trögera specjalnej naradzie, która odbyła się w czerwcu 1939 w siedzibie gdańskiej policji politycznej. Kluczową rolę w przygotowaniach do rozprawy z „polską warstwą przywódczą” na Pomorzu odegrali zwłaszcza członkowie niemieckiej mniejszości narodowej, która była w tym regionie stosunkowo liczna, bardzo dobrze zorganizowana oraz znajdowała się pod silnym wpływem ideologii nazistowskiej. Niemcy z Pomorza współpracowali aktywnie przy sporządzeniu Sonderfahndungsbuch Polen, a po rozpoczęciu wojny włączyli się masowo w realizację akcji eksterminacyjnej – zarówno jako konfidenci nazistowskich służb bezpieczeństwa, jak i bezpośredni sprawcy mordów.

Był to najważniejszy powód, dla którego akcja „Inteligencja” przyniosła na Pomorzu tak wiele ofiar.

Zbrodniarz NSDAP, który zawisł - Albert Forster.

Bliski współpracownik gdańskiego gauleitera NSDAP Alberta Forstera, Wilhelm Löbsack, stwierdził później, iż: „miarodajne osobistości narodowo-socjalistyczne w Gdańsku uzyskały dzięki łączności z Volksdeutschami informacje o stosunkach na terenie korytarzowym i byłym państwie polskim, celem późniejszego rozprawienia się z Polakami”. Polski historyk Czesław Łuczak pisał natomiast, że nazistowskie władze Gdańska „doprowadziły wspólnie z niektórymi przywódcami mniejszości niemieckiej w Polsce do rozpasania wśród poważnej części zamieszkałych przed 1 września 1939 r. na tym obszarze Niemców mściwej, fanatycznej nienawiści oraz zawziętej wrogości wobec Polski i Polaków”. Wrzesień 1939 na Pomorzu. Niemiecka inwazja na Polskę rozpoczęła się 1 września 1939 i od samego początku towarzyszyły jej zbrodnie na jeńcach wojennych oraz polskiej ludności cywilnej. Pierwsze uderzenie spadło na Polaków zamieszkujących Wolne Miasto Gdańsk. Bojówki SA, SS-mani z oddziałów SS-Heimwehr-Sturmbann „Götze” i Wachsturmbann „Eimann” oraz jednostki miejscowej policji porządkowej zaatakowały siedziby polskich instytucji w mieście. Jednocześnie na podstawie przygotowanych wcześniej list proskrypcyjnych rozpoczęto masowe aresztowania Polaków – działaczy gdańskiej Polonii oraz pracowników polskich instytucji państwowych (nauczycieli; urzędników celnych, kolejowych, pocztowych, portowych itp.). Aresztowano również (z pogwałceniem immunitetu dyplomatycznego) pracowników Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku, dopuszczając się przy tym pobić i okaleczeń urzędników. W ciągu następnych dwóch tygodni zatrzymano blisko 3000 osób. Zatrzymanych uwięziono początkowo w prowizorycznym areszcie zorganizowanym na terenie tzw. Victoria-Schule, gdzie poddano ich wyjątkowo brutalnemu traktowaniu. Po pewnym czasie większość osób osadzonych w Victoria-Schule została skierowana do obozów w gdańskim Nowym Porcie i Stutthofie. Na polskim Pomorzu masowe aresztowania i egzekucje były natomiast przeprowadzane przez jednostki Wehrmachtu oraz podążające w ślad za nimi Einsatzgruppen. W represjach wymierzonych w ludność polską i żydowską aktywnie uczestniczyli również miejscowi Niemcy. Już 1 września w komunikacie sztabu armii „Pomorze” zanotowano, że „uzbrojone bandy miejscowej ludności niemieckiej mordują Polaków”. W zajętych przez Wehrmacht miejscowościach powstawały mniej lub bardziej spontanicznie bojówki złożone z przedstawicieli mniejszości niemieckiej. Przyjmowały one różne nazwy – np. Hilfspolizei, Heimwehr, Bürgerwehr (pol. „policja pomocnicza”, „straż krajowa”, „straż obywatelska”). W Toruniu tego typu formację zorganizowano już 8 września 1939 – a więc 24 godziny po rozpoczęciu okupacji miasta. Na bazie tych bojówek zorganizowano później paramilitarny Selbstschutz. Już w pierwszych tygodniach wojny internowano na Pomorzu tysiące Polaków. Zatrzymywano ludzi, których nazwiska znalazły się na listach gończych, osoby zaliczane do „polskiej warstwy przywódczej”, a także Polaków uznawanych za „wrogo nastawionych do Niemców”. 5 września 1939 szef zarządu cywilnego przy niemieckiej 4. Armii, SS-Oberführer Fritz Herrman polecił, aby „wszystkich księży katolickich i nauczycieli polskiej narodowości natychmiast zbadać odnośnie do ich postawy, a w przypadku gdyby nie budzili zaufania, odprowadzić do obozu dla internowanych”. Jednocześnie w myśl wytycznych niemieckiego Naczelnego Dowództwa Wojsk Lądowych (niem. Oberkommando des Heeres, OKH) w miarę możliwości internowano przejściowo wszystkich zdolnych do służby wojskowej Polaków i Żydów w wieku od 17 do 45 lat. Dla przykładu w powiecie świeckim niemiecka żandarmeria polowa internowała kilka tysięcy mężczyzn – w większości miejscowych rolników. Z kolei w powiecie kartuskim zatrzymano przejściowo 4000 osób]. Bywały przypadki, kiedy internowanych wywożono do Rzeszy razem z jeńcami wojennymi. Ponadto niektórych spośród zatrzymanych Niemcy traktowali jako zakładników, chcąc w ten sprzeczny z prawem wojennym sposób zagwarantować spokój w strefie tyłowej Wehrmachtu. Masowych aresztowań dokonywano zazwyczaj w trakcie wielkich obław na Polaków, zwanych eufemistycznie „akcjami oczyszczającymi” (niem. Säuberungsaktion). Podczas tych akcji otaczano i dokładnie przeczesywano całe dzielnice miast. Po zajęciu Gdyni oddziały Wehrmachtu wraz z formacjami policyjnymi rozpoczęły wielką akcję „przesiewania” ludności miasta, która trwała od 14 do 30 września 1939. O tym jak szeroko zakrojona była ta akcja może świadczyć fakt, iż po dwóch dniach od jej rozpoczęcia zatrzymanych było już 6000 – 7000 osób. Z tego grona 3000 osób zwolniono zaraz po przesłuchaniu – ale już 17 września liczba aresztowanych ponownie wzrosła do 5000. Łącznie w wyniku „akcji oczyszczającej” aresztowano „prewencyjnie” 2250 mieszkańców Gdyni, jak również 130 osób, których nazwiska widniały na listach proskrypcyjnych. Kolejnych 120 osób zatrzymano w charakterze zakładników. Uliczne łapanki połączone z rewizjami mieszkań i przeczesywaniem całych kwartałów przeprowadzono także w Bydgoszczy i Toruniu[35]. W kilku powiatach (lipnowskim, tczewskim, toruńskim, tucholskim i rypińskim) Niemcy uciekli się do podstępu. W celu możliwie pełnego ujęcia wszystkich przedstawicieli „polskiej warstwy przywódczej” wzywano polskich urzędników, nauczycieli bądź właścicieli ziemskich na „konferencje”, „szkolenia”, czy też spotkania z władzami niemieckimi – poświęcone rzekomo wznowieniu zwykłego trybu pracy instytucji cywilnych. Wszyscy Polacy, którzy przybyli na takie spotkania zostali aresztowani[35][36]. W innych miejscowościach wybranych Polaków po prostu zabierano siłą wprost z mieszkań. Ze względu na ogromną liczbę aresztowanych szybko zapełniły się pomorskie areszty policyjne i więzienia sądowe. W tej sytuacji Niemcy byli zmuszeni organizować prowizoryczne miejsca odosobnienia na terenie miejscowych koszar, szkół, internatów, budynków gminnych i powiatowych, kościołów i klasztorów, magazynów zbożowych, zabudowań fabrycznych, majątków ziemskich lub większych zagród chłopskich. Łącznie między wrześniem 1939, a marcem 1940 Niemcy zorganizowali 70 obozów dla cywilnej ludności Pomorza, z czego: 64 na terenie Pomorza Gdańskiego[a], jeden poza Pomorzem oraz pięć na terytorium III Rzeszy. Z tej liczby: 20 obozów utworzył Wehrmacht, 31 – władze policyjne, a 19 – paramilitarny Selbstschutz.

Członkowie Selbstschutzu z Łobżenicy.

Jednymi z największych obozów były obozy przejściowe w Nowym Porcie i Granicznej Wsi. Z kolei już 2 września 1939 pierwszy transport więźniów trafił do nowoutworzonego obozu koncentracyjnego Stutthof. Obóz ten służył w następnych latach przede wszystkim do eksterminacji najbardziej świadomego i patriotycznie nastawionego żywiołu polskiego, głównie inteligencji z Pomorza Gdańskiego. W zasadzie niemal w każdym z obozów „internowani” byli przetrzymywani w fatalnych warunkach bytowych. Poddawano ich brutalnym przesłuchaniom (nierzadko połączonym z torturami), głodzono, szykanowano i upokarzano. Miały także miejsce przypadki gwałtów na kobietach. Ponadto w przerwach między przesłuchaniami więźniów „obozów dla internowanych” zmuszano do wyczerpującej pracy – zazwyczaj w okolicznych gospodarstwach rolnych należących do Niemców. Nawet kilkudniowy pobyt w takich obozach doprowadzał więc uwięzionych do stanu krańcowego wyczerpania fizycznego i psychicznego. Najgorzej traktowani byli więźniowie przetrzymywani w obozach zorganizowanych przez Selbstschutz, gdzie wedle słów Włodzimierza Jastrzębskiego: „okrucieństwo konkurowało z samowolą”. Szczególnie złą sławę zdobyły sobie zwłaszcza obozy Selbstschutzu w Karolewie w pobliżu Więcborka, Radzimiu koło Kamienia Krajeńskiego oraz Górce Klasztornej koło Łobżenicy. We wrześniu i na początku października 1939 doszło na Pomorzu do szeregu zbrodni na polskiej ludności cywilnej oraz jeńcach wojennych. Już o świcie 1 wrześni bojówkarze gdańskiej SA zamordowali 5 polskich urzędników celnych i 15 kolejarzy z granicznej stacji Szymankowo[b]. 3 września żołnierze Wehrmachtu rozstrzelali 26 mieszkańców wsi Świekatowo w powiecie świeckim. W pobliskim Serocku Wehrmacht zamordował z kolei kilkudziesięciu polskich jeńców wojennych oraz kilka osób cywilnych (5 września). W powiecie brodnickim rozstrzelano we wrześniu 28 Polaków natomiast we wsi Partęczyny w powiecie grudziądzkim – 9 osób. W tym samym miesiącu miały miejsce egzekucje mieszkańców wsi Czarnowo i Robakowo w powiecie toruńskim (13 ofiar). Z kolei w powiecie chełmińskim zamordowano 6 mieszkańców wsi Paparzyn i Sarnowo (9 września) oraz dopuszczono się kilku indywidualnych zbrodni. Ponadto 8 września Wehrmacht rozstrzelał 43 mieszkańców wsi Książki w powiecie wąbrzeskim. Mordy na ludności cywilnej miały także miejsce w powiatach tucholskim i bydgoskim. Niektóre z tych zbrodni zostały dokonane z inspiracji miejscowych volksdeutschów. W pierwszych dniach okupacji najbardziej ucierpiała jednak Bydgoszcz, którą brutalnie spacyfikowano w odwecie za opór stawiany wkraczającym oddziałom niemieckim przez miejscową Straż Obywatelską. Równolegle z opanowywaniem poszczególnych dzielnic miasta Niemcy przeprowadzali masowe aresztowania ludności cywilnej, których ofiarami padali przede wszystkim robotnicy, kolejarze, drobni rzemieślnicy, niżsi urzędnicy oraz młodzież szkół średnich. Szczelnym kordonem otaczano zamieszkane przez Polaków kwartały, po czym systematycznie przeszukiwano dom po domu, mieszkanie po mieszkaniu. W przypadku znalezienia broni (do tej kategorii mogła być zaliczona pamiątkowa szabla, myśliwska dubeltówka czy pałka policyjna) lokatorów płci męskiej rozstrzeliwano na miejscu. Tylko między 5 a 11 września żołnierze Wehrmachtu i funkcjonariusze Einsatzgruppen zamordowali od 500 do 800 mieszkańców miasta – z czego około 45 w publicznych egzekucjach[48]. 11 września OKH poinformowało dowództwo 4. Armii, iż Hitler: „ze względu na buntowniczą ludność polską w Bydgoszczy rozkazał Reichsführerowi-SS wziąć 500 zakładników i przedsięwziąć jak najostrzejsze środki (doraźne egzekucje), aż do momentu spacyfikowania miasta. Wojsku należy nakazać, by nie przeszkadzało organom Reichsführera-SS”. Masowe aresztowania i egzekucje były więc kontynuowane. 18 września odszedł pierwszy, liczący 62 osoby, transport z Bydgoszczy do obozu koncentracyjnego Dachau. Na całym Pomorzu doszło również do pierwszych mordów na Żydach i przedstawicielach „polskiej warstwy przywódczej”. W Starogardzie Gdańskim i okolicy zamordowano we wrześniu około 150 osób. Egzekucje miały też miejsce m.in. w lasach w pobliżu Kartuz, Starej Kiszewie (powiat kościerski) i Władysławowie. Już 5 października (a więc zanim nastąpiło apogeum akcji eksterminacyjnej), adiutant Reichsführera-SS Himmlera – Ludolf von Alvensleben – meldował Berlinowi, iż „sięgnięcie po najostrzejsze środki okazało się konieczne w stosunku do 4247 byłych polskich obywateli”. Niemieckie plany w odniesieniu do „polskiej warstwy przywódczej” nie przewidywały początkowo bezpośredniej eksterminacji. Podczas narady szefów departamentów w Głównym Urzędzie Policji Bezpieczeństwa, przeprowadzonej w Berlinie w dniu 7 września 1939, podkreślono, iż „kierownicza warstwa ludności w Polsce powinna zostać w miarę możności unieszkodliwiona”. Zaznaczono przy tym jednak, że „warstwa kierownicza, która w żadnym razie nie może pozostać w Polsce, zostanie umieszczona w niemieckich kacetach, natomiast dla warstw niższych zostaną założone prowizoryczne kacety przy granicy, na zapleczu grup operacyjnych, które będą mogły w miarę potrzeby odstawić ludzi natychmiast do pozostałej szczątkowej Polski”. W podobnym kierunku szły ustalenia z narady dowódców Einsatzgruppen i szefów najważniejszych departamentów Generalnego Urzędu Policji Bezpieczeństwa, która odbyła się w Berlinie w dniu 21 września. W jej trakcie SS-Gruppenführer Reinhard Heydrich poinformował swoich podwładnych, że w najbliższym czasie zachodnie województwa Polski zostaną wcielone do Rzeszy, a z reszty okupowanych ziem polskich utworzy się „obcojęzyczny okręg” ze stolicą w Krakowie. Polecił, aby tych przedstawicieli polskiej „politycznej elity”, których uznano za najgroźniejszych punktu widzenia interesów Niemiec (uważano, że 3% spośród nich pozostaje jeszcze na terenach okupowanych) skierować do niemieckich obozów koncentracyjnych. Reszta „polskiej warstwy przywódczej” (nauczyciele, duchowieństwo, arystokracja, „legioniści”, powracający do domów oficerowie itd.) miała zostać wyłapana i wysiedlona do „obcojęzycznego okręgu”. Zaznaczono przy tym, że „rozstrzeliwać należy już tylko wtedy, gdy chodzi o obronę konieczną względnie w razie prób ucieczki”. Pozostałe sprawy miano przekazywać sądom wojennym, tak aby stały się „zarzucone wnioskami”. W ten sposób Heydrich miał zamiar udowodnić nazistowskim przywódcom, iż konserwatywny Wehrmacht nie jest w stanie prowadzić w Polsce tak brutalnej polityki okupacyjnej, jakiej oczekiwali. Prawdopodobnie w połowie września 1939 w nazistowskim kierownictwie zaczął jednak krystalizować się projekt, aby zatrzymywanych w ramach operacji „Tannenberg” członków „polskiej warstwy przywódczej” poddać bezpośredniej eksterminacji. Niemiecki historyk Martin Broszat widział źródła narastania terroru i eksterminacji ludności polskiej w decyzjach samego Hitlera, który odszedł w końcu września 1939 roku od jakichkolwiek koncepcji politycznych rozwiązań sprawy polskiej. Szczególne nasilenie egzekucji nastąpiło na ziemiach anektowanych przez III Rzeszę. Między 10 a 15 września 1939 gauleiter Forster (pełniący wówczas funkcję szefa administracji cywilnej przy niemieckiej 4. Armii[c]) zwołał w Gdańsku naradę roboczą, w której – zgodnie z relacją byłego właściciela ziemskiego i kierownika powiatowej organizacji partyjnej NSDAP w Kościerzynie, Günthera Modrowa – brali udział wszyscy kierownicy powiatowych organizacji partyjnych na Pomorzu (pełniący równocześnie funkcję starostów), a poza tym osobisty sztab gauleitera, okręgowy przywódca lekarzy – dr Grossman, krajowy inspektor lasów – Nikolai, prezes Wyższego Sądu Krajowego – dr Walter Wohler oraz wielu innych miejscowych dostojników. Forster oznajmił zgromadzonym, że w związku z trudną sytuacją militarną (możliwość rychłego wybuchu walk nad granicą francuską) należy za wszelką cenę zapobiec ewentualnemu polskiemu powstaniu. W związku z tym polecił „usunąć” z Pomorza wszystkich „niebezpiecznych” Polaków, wszystkich Żydów oraz polskich duchownych. Za realizację rozkazu miał odpowiadać Wyższy Dowódca SS i Policji w Gdańsku, SS-Gruppenführer Richard Hildebrandt. Urzędnicy partyjni otrzymali rozkaz sporządzenia stosownych list proskrypcyjnych, lecz zakazano im brać udziału w egzekucjach. Cała sprawa miała być objęta największą tajemnicą. Na początku października 1939 odbyła się z kolei narada kadry dowódczej SS i policji niemieckiej na Pomorzu, podczas której dr Tröger przekazał zgromadzonym polecenie Reichsführera-SS Himmlera, aby „sprzątnąć polską inteligencję”. W ślad za jej ustaleniami dr Rudolf Oebsger-Röder, szef bydgoskiej placówki SD, zapisał w notatce sporządzonej pod koniec października 1939, iż: „zgodnie z wolą Führera, w najbliższym czasie z polskiego Pomorza Gdańskiego mają powstać niemieckie Prusy Zachodnie” i w tym celu konieczna będzie „fizyczna likwidacja wszystkich tych polskich elementów, które w przeszłości w jakikolwiek sposób wybijały się po stronie polskiej albo w przyszłości mogłyby być podporą polskiego oporu”. Zaznaczył przy tym, że: „likwidacja będzie możliwa już tylko krótko. Potem niemiecka administracja oraz inne czynniki spoza NSDAP uniemożliwią bezpośrednią akcję. W każdym razie na koniec, mimo surowości, w Prusach Zachodnich będzie zlikwidowana tylko mała cząstka Polaków (szacunkowo 20 000)”. Podjęte na szczeblu lokalnym decyzje stanowiły realizację planów najwyższych władz III Rzeszy. 14 października 1939 podczas kolejnej konferencji dowódców Einsatzgruppen Heydrich zobowiązał bowiem swoich podwładnych, aby zakończyli likwidację „jądra polskości” (niem. führenden Polentums) na ziemiach wcielonych do Rzeszy przed 1 listopada 1939, gdyż obawiał się, że administracja cywilna, która miała objąć tego dnia kontrolę nad tymi terenami nie będzie skłonna do podejmowania radykalnych działań przeciwko polskiej inteligencji. Z kolei 17 października – podczas spotkania z przedstawicielami najwyższych władz państwowych, partyjnych i wojskowych III Rzeszy – Hitler oświadczył, iż „trzeba zapobiec wybiciu się polskiej warstwy kierowniczej na warstwę kierowniczą […] nie wolno dopuścić do powstania zalążków narodu”. Wyjaśnił przy tym, że: „realizacja [tego celu] wymaga twardej walki narodowościowej, która nie dopuszcza prawnych ograniczeń. Metody nie będą do pogodzenia z naszymi zasadami”. Likwidację polskiej inteligencji w oficjalnych dokumentach nazistowskich określano zazwyczaj jako: akcję „Inteligencja” (niem. Intelligenzaktion), „etniczne oczyszczanie przedpola”, bądź też „scalanie gruntów”. Masowe rozstrzeliwania opisywano natomiast eufemistycznie jako „akcję bezpośrednią” (niem. Direkte Aktion). Realizatorzy akcji „Inteligencja” na Pomorzu Operację „Tannenberg” początkowo realizowała na Pomorzu Einsatzgruppe IV (dowódca: SS-Brigadeführer Lothar Beutel) podążająca za oddziałami 4 Armii oraz Einsatzgruppe V (dowódca: SS-Standartenführer Ernst Damzog) idącą w ślad za formacjami niemieckiej 3 Armii. Pierwsza z tych grup działała na terenie „polskiego korytarza” i odpowiadała m.in. za dokonaną wspólnie z Wehrmachtem pacyfikację Bydgoszczy (5–11 września 1939). Druga działała z kolei w okolicach Grudziądza oraz na Ziemi Dobrzyńskiej. Jej funkcjonariusze byli odpowiedzialni m.in. za ograbienie i wymordowanie żydowskiej społeczności Grudziądza. Obie Einsatzgruppen opuściły Pomorze między 15 a 20 września 1939. Na ich miejsce wprowadzona została kolejna grupa operacyjna policji bezpieczeństwa – tzw. Einsatzkommando 16 (EK 16). Zostało ono utworzone w Gdańsku w dniu 12 września 1939, a dowództwo nad nim objął dr Tröger. Einsatzkommando 16 stacjonowało w Gdańsku do 26 września 1939. Następnie jednostkę podzielono, tworząc oddziały w Gdyni, Toruniu i Bydgoszczy oraz mniejsze filie w Kościerzynie, Starogardzie Gdańskim, Tucholi, Grudziądzu i Brodnicy. Niemiecki historyk Dieter Schenk pisał, iż Einsatzkommando 16 było: „...wyłącznie plutonem egzekucyjnym, którego zadanie polegało tylko na tym, aby realizować żądanie szefa policji bezpieczeństwa i SD Heydricha codziennego zwiększania liczby egzekucji”. Działania Einsatzgruppen wspierał tak zwany Selbstschutz – paramilitarna formacja o charakterze policyjnym, której członkowie rekrutowali się spośród przedstawicieli zamieszkującej Polskę niemieckiej mniejszości narodowej. 20 września 1939 Reichsführer-SS Himmler polecił szefowi Urzędu Uzupełnień SS (SS-Ergänzungsamt), Gottlbowi Bergerowi, zorganizować samoobronę volksdeutschów na okupowanych ziemiach polskich. 7 października wydał natomiast tymczasowe wytyczne w sprawie organizacji Selbstschutzu (vorläufige Richtlinien für die Organisation des Selbstschutzes in Polen). Przewidywały one, że formacja ta będzie formalnie podlegać lokalnym dowódcom policji porządkowej, a w jej skład będą wchodzić wszyscy zdolni do noszenia broni volksdeutsche w wieku od 17 do 45 lat. W rzeczywistości rozkaz Himmlera tylko sankcjonował istniejący już stan rzeczy, gdyż plany powołania Selbstschutzu były rozważane jeszcze przed rozpoczęciem wojny, a jego powstanie poprzedziło utworzenie rozmaitych formacji o charakterze policyjnym, złożonych z miejscowych volksdeutschów. Północnym, najsilniejszym, okręgiem Selbstschutzu (tzw. Selbstschutz Westpreussen), który obejmował całe Pomorze Gdańskie oraz niektóre powiaty Wielkopolski, dowodził adiutant Himmlera – SS-Oberführer Ludolf von Alvensleben. Liczebność formacji szybko rosła. 24 września 1939 Selbstschutz Westpreussen liczył już 8038 członków, 30 września – 16 370, 28 października – 28 032, a 21 listopada – 38 279. Członkowie Selbstschutzu byli dla Polaków szczególnie niebezpieczni ze względu na doskonałą znajomość lokalnych stosunków i uwarunkowań społecznych. Znani byli też z wyjątkowej brutalności. Nawet SS-Gruppenführer Heydrich zmuszony był przyznać, że: „Selbstschutz już na samym początku (…) dopuścił się okropnych, wymykających się spod kontroli aktów zemsty” (notatka z 2 lipca 1940). Ponadto działając w szeregach tej formacji miejscowi volksdeutsche mogli przy okazji uregulować wiele zadawnionych sąsiedzkich sporów i porachunków, jak również zagarnąć mienie należące do aresztowanych i mordowanych Polaków (stąd wśród ofiar Selbstschutzu znalazło się szczególnie wielu kupców, rzemieślników i rolników). Było to o tyle ułatwione, że do zatrzymania „wrogo nastawionego” Polaka wystarczało zwykle świadectwo 2 – 3 Niemców. Do wielorakich działań wymierzonych w polską i żydowską ludność Pomorza wykorzystywano także jednostkę Wachsturmbann „Eimann” (pol.: Oddział wartowniczo-szturmowy „Eimann”), zorganizowaną przed wybuchem wojny na bazie gdańskiego 36. pułku SS. Oddział ten utworzono z oddolnej inicjatywy gdańskich nazistów – bez oficjalnego błogosławieństwa ze strony Berlina – stąd Wachsturmbann „Eimann” był de facto prywatnym szwadronem śmierci gauleitera Forstera i dowódcy SS i policji na Pomorzu, SS-Gruppenführera Hildebrandta. Działał on na terenie powiatów kartuskiego, kościerskiego, morskiego i starogardzkiego. Jednym z głównych zadań Wachsturmbann „Eimann” była likwidacja pacjentów pomorskich i niemieckich szpitali psychiatrycznych. Dodatkowo w pacyfikacji Pomorza Gdańskiego udział brały: batalion SS-Heimwehr-Sturmbann „Götze”, jednostki policji porządkowej oraz oddział SA ze 128 chorągwi (SA-männer Standarte 128), który został osadzony jako policja pomocnicza i podporządkowany dowódcy oddziałów policji porządkowej. Działania wszystkich wymienionych wyżej jednostek krzyżowały się i uzupełniały. W represjach wymierzonych w polską inteligencję aktywnie uczestniczył Albert Forster, gauleiter NSDAP w Gdańsku, szef administracji cywilnej przy niemieckiej 4. Armii, a od października 1939 – namiestnik Rzeszy w Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Nie zmieniał tego fakt, iż struktury SS działały w zasadzie niezależnie od Forstera. Można bowiem przyjąć, że Forster był o wszystkim wyczerpująco informowany, a jako najwyższy rangą przedstawiciel NSDAP na Pomorzu ponosił pełną odpowiedzialność za całokształt wydarzeń na swym obszarze. Jakob Lölgen, szef ekspozytury Einsatzkommando 16 w Bydgoszczy, zeznał zresztą w trakcie swojego procesu, iż: „przedsięwzięcia Einsatzkommand na obszarze Prus Zachodnich kierownictwo okręgu znało i aprobowało, ponieważ były one zgodne z polityką narodowościową”. W indywidualnych przypadkach Forster osobiście nakazywał przeprowadzenie egzekucji. Wielokrotnie podjudzał także miejscowych Niemców do rozprawy z Polakami. Miedzy innymi, 19 października 1939 grudziądzcy volksdeutsche usłyszeli od niego, że jest zdziwiony, iż „na ulicach tego miasta nie widać jeszcze polskiej krwi, mimo morderstw popełnionych tam na Niemcach”. Z kolei w trakcie przemówienia w Wejherowie wzywał do mordów słowami: „musimy tych zawszonych Polaków wytępić począwszy od kołyski (...) w ręce wasze oddaję los Polaków, możecie z nimi robić, co chcecie”. Tego typu wizyty i przemówienia Forstera często poprzedzały zakrojone na szeroką skalę akcje represyjne przeciw Polakom. Z prawnego punktu widzenia odpowiedzialność za zbrodnie popełnione na Pomorzu przed 26 października 1939 ponosił Wehrmacht (sprawujący administrację na okupowanych obszarach), jakkolwiek większość mordów dokonywana była przez Selbstschutz lub SS i policję. Po utworzeniu administracji cywilnej na okupowanych obszarach Wehrmacht (reprezentowany na Pomorzu przez generała Waltera Heitza – dowódcę Okręgu Wojskowego Prusy Zachodnie) zasadniczo nie brał bezpośredniego udziału w eksterminacji „polskiej warstwy przywódczej”. W obliczu zbrodni popełnianych przez Selbstschutz oraz formacje SS i policji zachowywał się jednak w najlepszym wypadku biernie. Wielokrotnie, wojsko udzielało Selbstschutzowi wsparcia logistycznego, dostarczając m.in. broń i instruktorów. Niekiedy ta współpraca szła jednak o wiele dalej. Podczas likwidacji szpitala psychiatrycznego w Świeciu Wehrmacht zapewnił autobusy i kierowców, za pomocą których przewieziono chorych na miejsce egzekucji. Na Pomorzu największe nasilenie akcji eksterminacyjnej nastąpiło w październiku i listopadzie 1939, pokrywając się czasowo z likwidacją administracji wojskowej na okupowanych obszarach i utworzeniem Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Jeżeli na danym terenie struktury Selbstschutzu miały charakter scentralizowany i pozostawały pod nadzorem funkcjonariuszy niemieckich służb bezpieczeństwa, to masowych morderstw dokonywano zwykle w jednym lub dwóch specjalnie wyznaczonych w tym celu miejscach. W przypadku rozproszenia organizacyjnego miejsc egzekucji było zazwyczaj kilkanaście lub kilkadziesiąt. Masakry dokonywane w ramach operacji „politycznego oczyszczania terytorium” starano się przeważnie zachować w tajemnicy. Na miejsca straceń wybierano więc tereny ustronne, rzadko odwiedzane przez miejscową ludność – np. polany leśne lub żwirownie. Dostępu do miejsc egzekucji strzegły specjalne straże. Rodziny zamordowanych fałszywie informowano, że zaginione osoby wyjechały do Generalnego Gubernatorstwa, zostały wywiezione do obozów pracy lub po prostu ich miejsce pobytu nie jest znane władzom niemieckim. Ofiary zazwyczaj rozstrzeliwano w większych grupach, czasami pod osłoną nocy. Zazwyczaj na miejscu egzekucji skazańców zmuszano do kopania zbiorowych grobów, następnie stawiano ich na skraju dołów (lub zmuszano do położenia się na ich dnie), po czym rozstrzeliwano ogniem z broni maszynowej, karabinów lub pistoletów. Wykonawcami egzekucji byli zazwyczaj volksdeutsche z Selbstschutzu, nadzorowani przez funkcjonariuszy policji bezpieczeństwa lub żandarmerii.

Egzekucja przeprowadzana przez Selbstschutz w Piaśnicy.

Dowódcy inspektoratów Selbstschutzu, którzy powinni za swoje zbrodnie zawisnąć na szubienicach.

Podobnie ci wszyscy z Bydgoszczy:

nspekcja jednostki bydgoskiego Selbstschutzu, od lewej: Josef Meier, Werner Kampe, Ludolf von Alvensleben

Publiczna egzekucja zakładników na Starym Rynku w Bydgoszczy (9 września)

Niekiedy bojówki Selbstschutzu działały na własną rękę, przy czym na szeroką skalę dochodziło wówczas do załatwiania przez volksdeutschów osobistych porachunków z Polakami. Sami Niemcy określali niektóre spośród przeprowadzanych przez Selbstschutz egzekucji mianem „nielegalnych rozstrzeliwań”. Zdarzały się także wypadki (np. w Piaśnicy), gdy likwidacją ludności polskiej i żydowskiej zajmowały się wyspecjalizowane komanda, złożone z funkcjonariuszy SS i policji – zazwyczaj członków Einsatzkommando 16 lub Wachsturmbann „Eimann”. Ta ostatnia jednostka odegrała zwłaszcza kluczową rolę podczas eksterminacji pacjentów pomorskich i niemieckich szpitali psychiatrycznych, a jej członkowie tworzyli załogi kilku największych obozów dla internowanych. Z kolei funkcjonariusze EK 16, rozsiani po pomorskich aresztach i obozach dla internowanych, tworzyli specjalne komisje, które decydowały o tym których więźniów należy zwolnić lub wysiedlić do Generalnego Gubernatorstwa, których skierować do obozów koncentracyjnych, a których zamordować na miejscu. W sporadycznych wypadkach Niemcy rezygnowali z utrzymywania zbrodni w tajemnicy i przeprowadzali publiczne egzekucje. Miały one miejsce m.in. w: Gdyni (74 ofiary egzekucji przeprowadzonych w październiku i listopadzie 1939), Fordonie (7 osób rozstrzelanych 2 października 1939), Grudziądzu (10 osób rozstrzelanych 29 października 1939), Nowym Mieście Lubawskim (15 osób rozstrzelanych 7 grudnia 1939), Lubawie (10 osób rozstrzelanych 7 grudnia 1939) oraz Tczewie (13 osób rozstrzelanych 24 stycznia 1940). Eksterminację polskiej inteligencji Niemcy starali się usprawiedliwić rzekomymi prześladowaniami, których przed wybuchem wojny oraz w pierwszych dniach kampanii wrześniowej miała doznawać zamieszkująca Polskę niemiecka mniejszość narodowa. W tym kontekście wskazywali przede wszystkim na wydarzenia tzw. bydgoskiej „krwawej niedzieli” (niem. Bromberger Blutsonntag) z 3–4 września 1939, które w polskiej historiografii są opisywane jako krwawe stłumienie przez wojsko polskie niemieckiej akcji dywersyjnej w mieście, a w niemieckiej – jako pogrom tamtejszych volksdeutschów. Goebbelsowska propaganda dołożyła wielu starań, aby wydarzenia w Bydgoszczy zostały przedstawione w sposób poruszający i stanowiły propagandowe uzasadnienie dla nazistowskiej polityki eksterminacyjnej prowadzonej na okupowanym Pomorzu. Czasami pretekstem „uzasadniającym” dokonywanie masowych mordów stawały się także kwestie o bardziej lokalnym znaczeniu – udział miejscowej ludności w akcji internowania aktywnych politycznie Niemców, którą władze polskie przeprowadziły w pierwszych dniach września 1939 bądź inne rzekome „polskie bestialstwa” (Brodnica, Chojnice, Grudziądz, Kościerzyna, Lipno, Świecie); posiadanie ziemi należącej do niemieckich majątków rozparcelowanych w ramach reformy rolnej (Sępólno Krajeńskie i Tuchola); rzekome „akty sabotażu” dokonywane przez Polaków (Nowe Miasto Lubawskie, Rudzki Most, Tczew) itp. Chcąc nadać zbrodniom pozór legalności Selbstschutz organizował niekiedy własne sądy doraźne, mimo iż nie było ku temu żadnych podstaw prawnych. Dr Maria Wardzyńska obliczyła, że jesienią 1939 oraz wiosną 1940 na terenach polskich włączonych w skład okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie okupanci niemieccy w 68 miejscowościach przeprowadzili egzekucje, w których zginęły dziesiątki, setki, a nawet tysiące mieszkańców Pomorza. Do tego należy doliczyć około 950 egzekucji, w których zginęło mniej niż 10 osób. Rejencja gdańska Symbolem martyrologii mieszkańców Pomorza Gdańskiego w latach II wojny światowej stały się w pierwszym rzędzie lasy piaśnickie w pobliżu Wejherowa. Między październikiem 1939 a kwietniem 1940 funkcjonariusze EK 16, SS-mani z jednostki Wachsturmbann „Eimann” oraz członkowie miejscowego Selbstschutzu zamordowali tam od 12 000 do 14 000[95] osób. Wśród ofiar znalazło się około 2000 przedstawicieli polskiej elity politycznej i intelektualnej z Gdyni, Wolnego Miasta Gdańska oraz terenów ówczesnych powiatów: morskiego, kartuskiego i kościerskiego. Ponadto w Piaśnicy masowo mordowano osoby przywiezione z głębi Rzeszy – m.in. polskich migrantów zarobkowych internowanych na terenie Niemiec, pacjentów niemieckich zakładów psychiatrycznych (głównie z Pomorza Zachodniego), niemieckich przeciwników nazizmu. Piaśnica stanowi największe, obok KL Stutthof, miejsce kaźni ludności polskiej na Pomorzu w okresie II wojny światowej i bywa nazywana czasem „pomorskim Katyniem” lub „Kaszubską Golgotą”. Miejscem kaźni ludności Kociewia stał się natomiast w pierwszym rzędzie Las Szpęgawski w pobliżu Starogardu Gdańskiego. Między wrześniem 1939 a styczniem 1940 członkowie miejscowego Selbstschutzu oraz SS-mani z jednostki Wachsturmbann „Eimann” zamordowali tam prawdopodobnie od 5000 do 7000 osób[98]. W Lesie Szpęgawskim ginęli przede wszystkim przedstawiciele „polskiej warstwy przywódczej” z powiatów starogardzkiego, świeckiego i tczewskiego. Zamordowano tam także 1692 pacjentów zakładów psychiatrycznych w Kocborowie i Świeciu[100]. Pod względem liczby ofiar Las Szpęgawski był trzecim – po Piaśnicy i Mniszku–Grupie k. Świecia – największym miejscem kaźni ludności polskiej na Pomorzu w 1939. Las Szpęgawski nie był jedynym miejscem, gdzie odbywały się masowe egzekucje mieszkańców Kociewia. Polaków aresztowanych w ramach akcji „politycznego oczyszczania terytorium” i osadzonych w wiezieniu żandarmerii w Skórczu rozstrzeliwano w Lesie Zajączek nieopodal jeziora Głuche. Do końca grudnia 1939 zamordowano tam około 100 osób[101]. Na terenie dawnych polskich koszar wojskowych w Tczewie został natomiast zorganizowany obóz dla internowanych. Jesienią 1939 roku przeszło przez niego około 1000 – 1500 osób, które przetrzymywano tam w ciężkich warunkach i poddano brutalnemu traktowaniu[102]. Większość osadzonych wywieziono na śmierć do Lasu Szpęgawskiego ale od 80 do 150 więźniów (w tym 16 kanoników pelplińskich) zamordowano bezpośrednio na terenie koszar. Masowe egzekucje miały także miejsce w innych rejonach rejencji gdańskiej prowincji Gdańsk-Prusy Zachodnie. Polaków aresztowanych w Chojnicach i okolicznych miejscowościach rozstrzeliwano w „Dolinie Śmierci” na Polach Igielskich w pobliżu Chojnic. Między wrześniem 1939 a styczniem 1940 Selbstschutz zamordował tam około 500 osób. Wśród ofiar znalazło się 218 pacjentów chojnickiej filii szpitala psychiatrycznego w Kocborowie. Z kolei egzekucje mieszkańców powiatu kartuskiego odbywały się przede wszystkim w Lasach Kaliskich oraz lasach nadleśnictwa Sarni Dwór pod Kartuzami. Jesienią 1939 zamordowano tam ok. 200 Polaków. Egzekucje w chojnickiej "Dolinie śmierci" i Zbrodnia w lasach kartuskich. Ofiarą akcji „Inteligencja” padło także blisko 600 mieszkańców powiatu kościerskiego[108]. W zdecydowanej większości zginęli oni z rąk bojówek Selbstschutzu, na których czele stał miejscowy właściciel ziemski, a zarazem starosta i kierownik powiatowej organizacji NSDAP w Kościerzynie – Günther Modrow. Głównym miejscem egzekucji stały się lasy w okolicach Skarszew. Mordy na Polakach miały także miejsce m.in. w lesie pod Lipuszem koło Kościerzyny (nieopodal jeziora Karpno) oraz w lesie pod Grabowem Kościerskim. Rejencja bydgoska Szczególnie brutalny terror zastosował okupant w stosunku do mieszkańców Bydgoszczy, co miało bezpośredni związek z wydarzeniami „bydgoskiej krwawej niedzieli” oraz oporem stawianym wkraczającym oddziałom Wehrmachtu przez miejscową Straż Obywatelską. Przeprowadzane doraźnie represje przekształciły się jednak w późniejszym okresie w zorganizowaną akcję eksterminacyjną, której celem była likwidacja polskiej elity politycznej i umysłowej w Bydgoszczy. Masowe egzekucje mieszkańców miasta i okolicznych miejscowości były przeprowadzane przez Selbstschutz i funkcjonariuszy EK 16 w odludnych miejscach w pobliżu Bydgoszczy, takich jak np. Las Gdański, lasy pod Tryszczynem i Borównem, czy przede wszystkim – w fordońskiej „Dolinie Śmierci:. W raporcie sytuacyjnym z 17 listopada 1939, radca kryminalny Lölgen – dowódca miejscowej filii EK 16 – mógł zameldować przełożonym, że: „w Bydgoszczy nie ma już inteligencji polskiej, która mogłaby działać aktywnie”. Polscy historycy szacują obecnie, że w ciągu pierwszych czterech miesięcy okupacji, w wyniku niemieckich represji zginęło od 1500 do 1900 mieszkańców miasta. Już na samym początku okupacji Bydgoszcz stała się jednym z symboli nazistowskiego terroru w okupowanej Polsce. Nie bądź leniwy, kliknij na link by przeczytać więcej o jeropejskiej, bo niemieckiej cywilizacji narodu wybranego. http://pl.wikipedia.org/wiki/Intelligenzaktion_na_Pomorzu Nie ma to tamto. Nie wyłżecie się spod stryczków tym, którzy będą zdrajców, zaprzańców i turystów łonowy wieszać za to, że wybierali i wspierali antypolskie i wrogie polskiemu państwowemu bytowi partii i ich wodzów. Ci co dopuszczali się tych wszystkich zbrodni wojennych i ludobójstwa nie byli i nie są Marsjanami lecz naszymi sąsiadami z zachodu i wschodu i nazywają się Niemcami i Rosjanami z ich liczną bolszewicką odmianą. Dla tych wszystkich, którzy nie wiedzą jacy byli ci nasi wszyscy państwowi wrogowie w 1939 roku to informuję, że byli wśród nich i Słowacy i Litwini - Ukraińców i Białorusinów zaliczam do rosyjskich agresorów i wspólników Adolfa Hitlera. Po tej bolszewickiej wschodniej stronie oraz wewnątrz kraju byli też i bezpaństwowcy, bolszewiccy Żydzi, którzy wespół z bolszewikami ze wschodu dokonywali sabotażów i mordów na cywilnych Polakach jak i ja jednostkach wojskowych. Było tego squrwesyństa, oj było. I dlatego należy o tym ciągle i nieustannie pisać, a nie poprawnie milczeć. Zło trzeba wskazywać i piętnować przy każdej okazji i zawsze. Proszę czytać i myśleć, a także zastanowić się, czy chcecie swoim następcom w tym waszym bliskim zgotować podobny los jak ten zgotowany przez socjalistów niemieckich Hitlera i komunistów rosyjskich Stalina. Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#300087

Przeglądając materiały i komentując pod notką @Raven59 na NP odkryłem pewną nieścisłości w pisowni nazwiska Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku.

Chodzi o dwa nazwiska, które wymieniane są łącznie z trzecim nazwiskiem ich wychowanicy, 10-letniej Erwiny Barzychowskiej.

Pierwszy komentarz o tym moim spostrzeżeniu/odkryciu (jak zawał tak zwał)napisałem tutaj pod notką @Raven59:

http://niepoprawni.pl/blog/3444/nie-podoba-sie-wam-zdjecie#comment-347103

Błędna pisownia nazwiska dwóch Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku jest szeroko rozpropagowana, tak że dziś będzie trudno dokonać korekt wieloletniej błędnej jego pisowni.

Nawet na stronie internetowej muzeum poświęconego Obrońcom Poczty Polskiej w Gdańsku jest błędna pisownia tego nazwiska.

Wszędzie piszą PIPKA, PIPKOWI, PIPKÓWNA, PIPKOWIE - gdy tymczasem na nagrobku widnieje napis JAN PIEPEK Obrońca Poczty Polskiej w Gdańsku, a na ścianie w muzeum poświęconego Obrońcom Poczty Polskiej w Gdańsku wisi fotografia Małgorzaty PIEPKI, osobiście przeze mnie sfotografowanej wraz a istniejącym w muzeum opisem.

Minęło już ponad 73 lata, a błąd co do nazwiska jest powielany każdego dnia kolejnego dnia.

Bardzo źle to świadczy o samych gospodarzach muzeum, którzy bądź co bądź za pracę i wykonywane obowiązki otrzymują wynagrodzenia, bo nawet dyrektorskie.

Ok, gdyby taki błąd był na stronie Wiki - encyklopedii wiedzy absolutnej Bronisława z Nadzieji BULesnego Kaszalota ale te babole wis na oficjalnej stronie muzeum:

http://www.mhmg.pl/index.php?view=artykul,32&oddzial=6

Najmłodszą ofiarą była jedenastoletnia Erwinka Barzychowska, wychowanica małżeństwa Pipków, którzy mieszkali w budynku Poczty. Jan Pipka był dozorcą budynku.

 

albo na ścianie muzeum w realu, tak jak na załączonej wyżej fotografii i opisie pod nią.

Albo na nagrobku Jana PIEPKI, który wygląda tak:

I jeszcze jedna ważna informacja o Erwinie, dla osób, które będą kiedykolwiek na gdańskim cmentarzu Gdańsk - Zaspa, tym gdzie są groby Obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku mogą też odwiedzić grób Erwiny Borzychowskiej.

Oficjalny adres jej grobu brzmi tak:

Cmentarz Gdańsk – Zaspa, kwatera II grób nr 36.

Przypomnę za książką "Gdańsk 1939" jak pisał o niej Brunona Zwarry :

Wychowanka Pipków Erwina Barzichowska, urodzona 10 października 1929 r., uczęszczała wtedy do szkoły Macierzy Szkolnej w Domu Polskim przy Wallgasse. Zmarła na skutek odniesionych poparzeń w Szpitalu Miejskim w Gdańsku 20 października 1939 r. o godz. 2.45.

Z duszą na ramieniu pisałem pierwszy jak i ten jako drugi komentarz o pisowni nazwiska PIEPKA.

I obym to tylko moja pomyłka, która może być przeze mnie w każdej chwili i w dość prosty sposób naprawiania.

Proszę wszystkich o pomoc w rozwiązaniu tej sprawy z poprawną pisownią nazwiska.

Tak mi się zdaje, że na tablo z fotografiami obrońców wiszącej na ścianie muzeum nie ma fotografii śp. Jana Piepki.

Koniecznie muszę wykonać fotografie i nakręcić film w muzeum, tak były widoczne opisy każdej fotografii, bo może są i inne pomyłki.

Z góry przepraszam za ewentualne zamieszanie wynikłe z mojego powodu.

 

Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#301168