MOJE ŻYCIE NIELEGALNE

Obrazek użytkownika Aleszumm
Kraj


MOJE ŻYCIE NIELEGALNE

Rozmyślania w blogu
Tadeusz Isakowicz - Zaleski

Tytuł książki: "Moje życie nielegalne":

Recenzja

Autor recenzji: Mirosław Szyłak-Szydłowski (2008-03-07)

O księdzu Tadeuszu Isakowiczu-Zaleskim było ostatnimi czasy bardzo głośno ze względu na lustracyjne piekiełko, które zgotowali nam rządzący.

Kuria bardzo ostro zareagowała na jego liczne wystąpienia, konferencje prasowe i wywiady, zaś wielu hierarchów Kościoła ukazało go w niekorzystnym świetle – sugestie o niepoczytalności wcale nie były najostrzejszymi „argumentami”, jakimi zalano ks. Zaleskiego.
Społeczeństwo natychmiast się spolaryzowało, dla jednych był on dzielnym bojownikiem, heroicznie walczącym o prawdę, dla innych zaś lekkomyślnym watażką, bawiącym się granatem nad otwartym szambem i wypowiadającym otwartą wojnę swoim przełożonym. Jak sam napisał, rzucił wówczas z pozoru drobniutki kamyk, a wywołał potężną lawinę, która i jego porwała.

Nie będzie zatem chyba zbyt przesadnym stwierdzenie, iż jego nazwisko kojarzyło się przede wszystkim z dziką lustracją i teczkami, zwłaszcza po ukazaniu się pracy Księża wobec bezpieki. Mnie jednak najbardziej interesowało inne oblicze księdza Isakowicza-Zaleskiego, człowieka, który wyciągnął dłoń ku niepełnosprawnym, duszpasterza Ormian, kapłana kierującego się w swoim postępowaniu zasadami św. brata Alberta. Dzięki książce Moje życie nielegalne takie właśnie oblicze ujrzałem i mam ogromną nadzieję, że praca ta przywróci odpowiednie proporcje wizerunkowi księdza.

Książka ta jest zapisem rozmowy ks. Isakowicza-Zaleskiego z red. Wojciechem Bonowiczem, publicystą „Tygodnika Powszechnego” i wieloletnim jego przyjacielem. Niewiele jednak pozostawiono wypowiedzi redaktora, toteż Moje życie nielegalne raczej przypomina autobiografię, niźli dialog. Można ją podzielić na cztery części – pierwsza traktuje o początkach działalności duszpasterskiej księdza i o esbeckich szykanach, druga o Fundacji im. Brata Alberta, trzecia o obecnej sytuacji Kościoła, zaś czwarta o udziale ks. Zaleskiego w lustracyjnych przepychankach.

W pierwszej części bardzo krótko opowiada on o swoim dzieciństwie i młodości, a moją szczególną uwagę zwróciło następujące zdanie: „Nie chodziło o żadne sprawy polityczne czy historyczne, czułem się po prostu odpowiedzialny za Kościół”. Myślę, że te słowa przyświecały mu przez podczas późniejszych lat, co zaowocowało taką, a nie inną postawą, której niedawno byliśmy świadkami. Już na zerowym roku seminarium przekonał się, jaki stosunek ma władza do Kościoła, gdy wraz z 21 alumnami otrzymał powołanie do wojska.

Pierwsza część książki obfituje w opisy ówczesnej paranoicznej koszarowej rzeczywistości, będącej wynaturzoną hybrydą Roku 1984 i Paragrafu 22, jakże bowiem inaczej nazwać sytuację, w której wyrzucono go z aresztu (w którym spędził w sumie 2 miesiące, co było zapewne swoistym rekordem)?

Kiedy odstawił wojskowe buty i powrócił do seminarium, również do najpokorniejszych nie należał, pojął jednak tam, że ludzie chorzy, starzy, są niezmiernie ważni, najważniejsi wręcz, tymczasem usilnie wypychani są na margines. A przecież miarą naszego człowieczeństwa jest m.in. to, jak się do nich odnosimy. Już wówczas działalność charytatywna, społeczna, przeplatała się z wielką polityką, ks. Isakowicz-Zaleski związał się z redakcją pism podziemnych, kolportował bibułę, podczas stanu wojennego zajmował się rodzinami internowanych, strajkujących i nawiązywał kontakty z działaczami Solidarności. Było to bardzo nie w smak jego przełożonym, kuria za wszelką cenę starała się trzymać go z dala od polityki, w sukurs zaś – o ironio! – przyszła jej bezpieka.

NAPAD "NIEZNANYCH SPRAWCÓW

Ksiądz dwukrotnie został napadnięty przez „nieznanych sprawców”, podczas pierwszego zajścia, według oficjalnej wersji sam się poparzył świeczką, podczas drugiego – sam się związał, co ciekawe zastosowawszy ten sam węzeł, jaki użyto podczas skrępowania ks. Jerzego Popiełuszki.

W "Moim życiu nielegalnym" znajdziemy bardzo dokładne opisy tych napadów, uzupełnione informacjami z teczek IPN.

Ksiądz Zaleski w bardzo interesujący sposób ukazuje tu ówczesne realia i perfidną działalność esbeków, mającą na celu skonfliktowanie księży popierających Solidarność z ich przełożonymi – nie raz, niestety, znakomicie się to im udawało.

Niezmiernie interesującym jest również rozdział traktujący o Mszy Świętej odprawianej w Hucie im. Lenina oraz o późniejszej pacyfikacji strajku tam się odbywającego.

Część traktująca m.in. o "Ruchu Wiara i Światło", czyli o słynnych „Muminkach” pełna jest pięknych fragmentów, z których bez trudu można stworzyć pełny obraz człowieka niezłomnego, gotowego poświęcić wszystko dla niepełnosprawnych.

Niektóre z nich są śliczne, wzruszające, ściskające za gardło i urocze, niektóre zaś zatrważają ludzką znieczulicą i bezwzględnością wobec tych bezbronnych.

Nie jestem do końca przekonany, czy w ogóle można zastosować takie porównanie, ale przeczytawszy te dwie części książki, ujrzawszy oblicze opozycjonisty i oblicze duszpasterza niepełnosprawnych, zastanawiałem się, które z nich wymagało większej odwagi, hartu i samozaparcia.

Wydaje mi się, że jednak to drugie, wszak tu już nie wystarczyło iść pod prąd, z butnie uniesioną głową przeciwstawiając się choremu systemowi, a należało uczynić coś, być może, o wiele trudniejszego: wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka i stworzyć mu prawdziwy dom, zapewniając emocjonalną stabilizację.

A przy okazji użerać się z biurokratyczną machiną, urzędem skarbowym i państwem, które ów problem traktuje, delikatnie powiedziawszy, po macoszemu.

Już w tej części książki widać pewną gorycz, ale i uważne pochylenie się nad problemami trawiącymi współczesny Kościół – instytucji nie poświęcającej według niego należytej uwagi problemom najbardziej potrzebujących.

Tę troskę najbardziej widać w części trzeciej, gdy szeroko omawia problemy kapłaństwa, nadmiernej klerykalizacji, hermetyczności i braku polityki misyjnej.

W bardzo często ostrych, mocnych słowach mówi o tym, iż seminaria „nie przygotowują księży do radzenia sobie z posiadaniem” i o tym, że lepiej otworzyć pozamykane kościoły, niźli stale wygrażać palcem z ambony, krytykując i autorytatywnie obwieszczając, co jest złe. Nie uciekając od trudnych tematów przestrzega, że nie wystarczy gorliwie nawoływać o ochronę życia poczętego i wzywać kobiety, by rodziły ciężko niepełnosprawne dzieci, należy jeszcze się tymi dziećmi zająć.

W tej części autor opisuje również posługę duszpasterską wśród Ormian, ich fascynującą kulturę i historię. Według księdza Isakowicza-Zaleskiego kapłaństwo to również odpowiadanie na bieżące wyzwania i życie tym, czym żyją ludzie, wykraczając poza sferę religijną. Echa tego poglądu znajdziemy w części ostatniej, w której opowiada o lustracji, powstaniu Księży wobec bezpieki i o dusznej atmosferze (również podczas dyskusji z kurią), jaka wytworzyła się wokół niego po wydaniu tej książki. Wyraźnie widać tu znaczny smutek, żal i chyba w tej właśnie części pada najwięcej gorzkich słów wobec kościelnych dostojników. Nie jest to jednak żal bezpodstawny czy – komercyjnie bardzo nośne – kreowanie się na cierpiętnika, kart tej książki bije szczera gorycz i ogromny zawód człowieka wypychanego na margines Kościoła, wszak to nie ze strony polityków, nieprzychylnych dziennikarzy czy byłych funkcjonariuszy padło w jego kierunku określenie „nad-UB-owiec”.

W "Moim życiu nielegalnym" padło piękne zdanie, jakoby po śmierci św.Jana Pawła II zgasło słońce, świecą zaś obecnie zaledwie słabe księżyce.

Świecą li tylko światłem odbitym, które moim zdaniem coraz bardziej blednie. Kościół bowiem w mojej opinii przeżywa głęboki kryzys, co jest o tyle absurdalne, że przetrwał PRL i plugawe działania Wydziału IV, a owe pęknięcia i wyłomy ujawniły się w wolnej, suwerennej Polsce.
Drugiego takiego słońca, jakim był św.Jan Paweł II już się zapewne nie znajdzie, ale to właśnie kurii powinno chyba zależeć, by przynajmniej szukać i promować osoby będące w stanie z powrotem przyciągnąć do Kościoła młodych.

Może właśnie kimś takim jest ten Don Kichot, idący pod prąd doktor Judym, który podczas tej swojej „nielegalnej” wędrówki przez życie dzierży doświadczenie etosu Solidarności, otwarcie przeciwstawiając się złu , przy jednoczesnym zwróceniu się ku potrzebującym?

Znakomicie, żywo napisana książka księdza Tadeusza  Isakowicza-Zaleskiego, pełna jest zarówno wspomnień, jak i rozważań nad kondycją współczesnego świata.

Kapłan nie występuje jednak tu w roli ex cathedra, wszystkowiedzącego moralisty, który pozjadał wszelkie rozumy, wręcz przeciwnie, w pewnym momencie stwierdza, że marny zeń przewodnik duchowy.

Jego refleksje przepełnione są przede wszystkim troską i pełnym zrozumieniem drugiego człowieka – bez znaczenia, jakie ów człowiek w przeszłości popełnił błędy.

Wirtualna Polska – Książki, 7 marca 2008 r.
Kategorie: Moja życie nielegalne, Rozmyślania w blogu
Przez Tadeusz Isakowicz-Zaleski
8 marca 2008.

Opracował Aleksander Szumański zawsze wierny Jego Pamięci.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (8 głosów)

Komentarze

bardzo dobry tekst o jednym z ostatnich samarytan, którym historia Polaków nie była obca !!, czego wielu, ale naprawdę wielu polskojęzycznych polityków może mu pozazdrościć ...

Vote up!
4
Vote down!
0

sopociak

#1658855

Pierwsza książka jaką (dostałem) od Tadeusza (wtedy jeszcze nie byliśmy na "Ty", było to pierwsze spotkanie z Nim w Lubiniu) to właśnie autobiografia. Niestety obecnie nie do dostania. Nakład wyczerpany. Pytałem chłopaków w zarządzie fundacji bo to jest najlepszy sposób poznania księdza, a kilkanaście osób z mojego grona chciało to w końcu - dopiero po Jego śmierci - uczynić.  Czternaście lat znajomości, zostawiło na mnie niezmazywalne piętno jego osobowości... Mówiłem o tym dwa dni po śmierci Tadeusza w radiu Poznań:

https://radiopoznan.fm/audycja/arsenal-kultury/arsenal-kultury-11-01-2024

Pamiętajmy o Nim. O dziele jego życia o Fundacji.

A poniżej jest kilka zdań mojego kolegi Krzysztofa, kresowiaka:

https://niepoprawni.pl/blog/piotr-szelagowski/trzeba-pamietac-o-ludobojstwie-na-polakach-pisze-krzysztof

Vote up!
2
Vote down!
0
#1658869

Cóż, jestem w pewnej rozterce. Bardzo Pana szanuję i z jednej strony zastanawiałem się, jak to zrobić, aby wyrazić swój pogląd, skoro to jest i forum dyskusyjne, a tak zasłużonemu autorowi i człowiekowi nie sprawić przykrości.  Nie wiem czy to zadanie wykonalne, pewno nie, skoro komentarz czy dyskusja mają  być szczere. Nie mam żadnego powodu, by podważać jakiekolwiek zdanie z tego tekstu, zasługi ks. Zalewskiego dla osób biednych,  upośledzonych i zmarginalizowanych. I wiele ludzkich zalet księdza Isakiewicza-Zalewskiego. Nie znałem go osobiście, a potwierdza to ogrom osób. Jednak raz, zdając sobie sprawę z niedostatków i kryzysu naszego Kościoła, ( np. następny taki Prymas jak bł.Wyszyński czy osoba jak św. Papież J.P. II może się trafić za setki lat ). To jednak na napastliwość księdza TIZ względem kardynała  Dziwisza  patrzyłem z pewnym zgorszeniem. To był jednak przez 30 lat najbliższy , codzienny towarzysz drogi naszego Papieża. Którego do tej roli chyba wybrał, i ta napastliwość wydawała mi się problematyczna. Ale to margines tematu. Po prostu ludzie są w różnych rolach. Jednocześnie. A oprócz tych ról chwalebnych, wymienionych, których ani o jotę nie mam powodu i nie poważył bym się komentować, są i role publiczne, zaangażowania polityczne. Dla mnie ks. TIZ  był jednocześnie i aktywistą politycznym, o co akurat nie mam zastrzeżeń, uważam np. że jak to kiedyś bywało, nic by się nie stało, gdyby księża mieli prawo startować w wyborach do Sejmu czy do Senatu. Są polskimi obywatelami. Jednak księdza Isakiewicza odbierałem jako szkodliwego dla Polski aktywistę politycznego, który poprzez swój autorytet ma swój udział w objęciu władzy u nas, dzisiejszej,  przez niemiecko-rosyjską ekspozyturę. Bliżej zacząłem się tej działalności księdza przyglądać 8? 12? lat temu, gdy publicznie zadeklarował, a w tych tonach swoich  wydruków to mam, iż jeśli Prawo i Sprawiedliwość  nie zadeklaruje spełnienia jego oczekiwań względem Ukrainy, to będzie wzywał do niegłosowania na ta partię, co uczynił. Problem w tym, że konkurencja PiS to była wtedy PO, PSL i SLD. A więc było to, świadome czy nieświadome, torowanie drogi do władzy ugrupowaniom które dzisiaj "rządzą". Dlatego uznając i nie kwestionując zasług księdza na polach które Pan wymienił, obserwowałem jego osobę pod  kątem aktywizmu politycznego ( bo czymże innym są takie wezwania ? ) i kontynuował swoją strategie polityczną w dalszych latach i ....mamy to co mamy. Na tym polu, ten wątek jego działalności uważam za b. szkodliwy w swoim końcowym efekcie. I w tej materii nie patrzę na niego jako na księdza, ale na aktywistę politycznego, którego aktywność okazała się przyczynkiem do naszej dzisiejszej sytuacji politycznej. Przepraszam, jeśli Pana uraziłem czy zasmuciłem, nie jest to przecież moim zamiarem, ale ludzie są wielowymiarowi, i tak na nich patrzę. Kończę, z wyrazami szacunku.

Vote up!
3
Vote down!
0

Bogdan Lipowicz Skaut

#1658874