KOWIDOWA PRALNIA PIENIĘDZY

Obrazek użytkownika Aleszumm
Kraj

KOWIDOWA PRALNIA PIENIĘDZY

Aldona Zaorska "Warszawska Gazeta" nr 21 ; 22 maja - 03 czerwca 2022

Pięćdziesięciu dwóch medyków zajmowało się jednym pacjentem. Bajka? Ne. Tak wynika z dokumentacji dotyczącej kowidowych szpitali. Szokujące ustalenia kontroli NIK-u.

  • Ile można było zarobić, pracując w szpitalu "kowidowym"? Na przykład 8 tys. miesięcznie złotych za 30 minutową obecność na takim oddziale. Zarobki z tego tytułu prawie 40 tys. złotych miesięcznie wcale nie były rekordem. Oznacza to, że lekarz na kowidowych dodatkach w ciągu miesiąca zarabiał więcej niż Polak pracujący za najniższą krajową przez cały rok Czy kogoś jeszcze dziwi strajk rezydentów domagających się podwyżek? Przecież oni doskonale wiedzieli z jak wielkim narażeniem życia pracują ich koledzy. Najwyraźniej ich cierpliwość też miała swoje granice i trudno im się dziwić. Zwłaszcza, że jakoś nie było słychać o nowym kandydacie na pandemiczne ołtarze, który jako lekarz niosąc pomoc chorym na koronowirusa zaraził się kowidem i zmarł na służbie bliźnim.

JAK TO SIĘ ROBI

Po prostu - Ministerstwo Zdrowia wydało "ogólne wytyczne". Narodowy Fundusz Zdrowia "tylko" wypłacał. Robił to na wniosek dyrektorów szpitali, którzy dzielili fundusze. Zazwyczaj dostawali tyle ile chcieli. Według jakich kryteriów sporządzali wnioski? No, przecież dostali "ogólne wytyczne", to chyba według tych wytycznych. Dzisiaj urzędnicy twierdzą, że weryfikacja była działaniem dyrektorów, a ci ostatni że przy tak niejasnych przepisach i "braku chęci urzędników do współpracy" nie mają sobie nic do zarzucenia.

Najwyższa Izba Kontroli wzięła się za sprawdzanie wypłat kowidowych dodatków.

Wystarczyło przyjrzenie się im w Zachodniopomorskiem, a już NIK doszedł do wniosku, że "lekarze pobierali więcej pieniędzy , niż powinni". Z raportu NIK wynika, że kilkanaście osób dostało po niemal 8 tys. złotych za spędzenie 30 minut na oddziale kowidowym. Jeden z lekarzy, który pracował w trzech placówkach równocześnie, pobrał dodatek w każdej z mich - łącznie niemal 38 tys. złotych miesięcznie. W jednym ze szpitali były zaś 52 osoby personelu medycznego na jednego pacjenta. Tak, dobrze czytasz Szanowny Czytelniku - 52 osoby zajmowały się jednym pacjentem ( ponowne prosimy - nie śmiać się, ".tak było", wcale nie zmyślamy, a przynajmniej tak wynika z raportu NIK-u ). Personel medyczny musiał staczać niezłe walki, aby się do pacjenta dopchać. Można sobie tylko wyobrazić jak z okrzykiem "ja ja" na tzw. wyprzódki rwał sie do łóżka chorego. Pełne poświęcenie nie znane przeciętniakom, którzy mieli nieszczęście zapaść na prozaicznego raka i nie mogli się dostać nawet do jednego medyka..

TRUDNE DECYZJE

Co mówią sami lekarze? Dziennikarze wp.pl napisali, że rozmawiali z dziewięcioma i wszyscy stwierdzili, że zaistniała sytuacja to "wina niejasnych przepisów", braku "jakiejkolwiek weryfikacji Po prostu - biedni dyrektorzy szpitali, którzy mieli wykazać komu i ile się należy nie wiedzieli według jakich zasad powinni wypłacać środki. Na przykład nie wiedzieli, czy lekarzowi, który przepracował jeden dzień na oddziale kowidowym powinni wypłacić dodatek proporcjonalnie do jego aktywności zawodowej, czy za cały miesiąc. I pisali wnioski, jak im dyrektorskie sumienia podpowiadały. A urzędnicy zamiast to sprawdzić od razu wypłacali fundusze. A przecież dyrektorzy mieli dodatkowe "obciążenie" - dzielili nie swoje pieniądze, tylko Państwowego Funduszu Przeciwdziałania COWID-19. A jeszcze z czasów PRL wiadomo, co znaczy "państwowe".

TURYSTYKA KOWIDOWA

Dzisiejsze szastanie kowidową kasą dyrektorzy szpitali wyjaśniają krótko- gdyby nie płacili, to ich lekarze poszliby tam, gdzie dyrektorzy płacą. Zresztą i tak lekarze szybko załapali, że przecież i tak można zaliczyć więcej niż jeden dyżur w więcej niż jednym szpitalu tymczasowym. Na przykład pracując w dwóch szpitalach zbierali podwójne oklaski ( plus jedzenie dowożone przez wzruszonych ich poświęceniem restauratorów) i podwójne dodatki kowidowe.

Poświęcenie niektórych medyków nie miało granic. Media powołując się na dostępną dziennikarzom dokumentację przytoczyły przypadek dyrektora i wicedyrektora jednego ze szpitali uniwersyteckich. Dyrektor szpitala na kowidowych oddziałach przepracował w rekordowym miesiącu 368 godzin, jego zastępca 422 godziny. Łatwo policzyć, że jeden leczył pacjentów 12 godzin na dobę, dzień w dzień przez cały miesiąc, a drugi w tym samym czasie zajmował się pacjentami przez 14 godzin na dobę. Każdego dnia. Obaj wskazali, że znaczną część tych godzin zajmowali się pacjentami kowidowymi. Nic więc dziwnego, że przy takim poświęceniu wicedyrektor za miesiąc pracy wystawił rachunek na 110 tys. złotych.

TRZY TYSIĄCE ZA NOC ZDALA OD ŻONY

Podatnicy płacili za wszystko, nawet za to, że lekarze przychodzili do kowidowych szpitali....uciąć sobie drzemkę. Gdy pod naciskiem ekspertów medycznych powstały szpitale tymczasowe i nie było w nich wielu pacjentów, zdarzało się, ze tzw. uznani lekarze przychodzili tam na dyżur bezpośrednio po zakończeniu swojej pracy w szpitalu. Przychodzili i uderzali w tzw. kimono. Nikt nie kwestionuje, że dyżur w szpitalu bywa męczący, zwłaszcza gdy lekarz chirurg po operacji biegnie do przyjmowania pacjentów i z powrotem, ale w takim przypadku właściwym dla niego kierunkiem jest łóżko we własnym domu, a nie na dyżurze. Tymczasem lekarze przychodzili, ucinali sobie trwającą kilka godzin drzemkę i zarabiali za to pomiędzy1,5 - do 3,0 tys. złotych. I tak nawet kilka razy w tygodniu.

O absurdzie "bezpieczeństwa" nie kowidowych pacjentów, z którymi mieli przecież kontakt, po opuszczeniu szpitala tymczasowego, nawet wspominać nie warto.

MEDIALNA GWIAZDA TŁUMACZY

"Wstępne ustalenia Najwyższej Izby Kontroli są zatrważające. Oczywiście, o ile są one prawdziwe, ale NIK to poważna instytucja. Wiem bowiem, że w przychodniach dodatki były nieznaczne i wydatkowane oszczędnie. gdy więc dowiaduję się, że ktoś dostał 8 tys. złotych za 30 minut pracy z pacjentami kowidowym, włos mi się jeży na głowie. I o nie dlatego, że zazdroszczę tych pieniędzy, tylko widać "niedoskonałość systemu" - tłumaczy wp.pl medialna gwiazda pandemii dr Michał Sutkowski, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej, członek Rady ds. Ochrony Zdrowia, działającej przy prezydencie RP i jeden z twórców pandemii strachu. Jasne - winien system.

Biedni lekarze, nie mieli innego wyjścia, jak poświęcać się, rezygnując, ze spania u boku ślubnej we własnym łóżku, na rzecz samotnego drzemania w zimnej dyżurce. I to za marne 3 tys. złotych za jedną taką noc. Ktoś inny by się zgodził na takie poświęcenia?

DWÓCH WINOWAJCÓW

Co na to urzędnicy? NFZ tłumaczy, że jego oddziały wojewódzkie otrzymywały od podmiotów leczniczych dane o personelu, który został zakwalifikowany przez podmiot leczniczy do otrzymania dodatkowego świadczenia pieniężnego, a także informacje o wysokości łącznej kwoty niezbędnej do wypłaty dodatkowych świadczeń pieniężnych.

Jeśli dokumentacja zawierała "wiarygodne dane" szpital otrzymywał wnioskowane środki. Co to znaczy "wiarygodne dane"? Pewnie po prosu pismu dyrektora dobrze z literek i cyferek patrzyło.

Ministerstwo Zdrowia zakomunikowało, że w przypadku "prawidłowo " wypełnionego wniosku, w ciągu trzech dni NFZ dokonywał przelewu na konto.

Takie tempo! Teraz twierdzi, że za "kompletność i prawidłowość danych oraz za wskazania personelu, który kwalifikował się do otrzymania dodatkowych świadczeń pieniężnych według kryteriów z polecenia Ministra Zdrowia odpowiadał kierownik podmiotu leczniczego".

A jak wiemy "kierownicy" nie mają sobie nic do zarzucenia, bo działali w zgodzie z niejasnymi wytycznymi Ministerstwa i nie mogli się o nie doprosić, chociaż Ministerstwo twierdzi, że wyjaśnień udzielało "na bieżąco"

Kto jest winien? Winni już są. Pierwszym jest oczywiście koronowirus, drugim - system.

I tyle w tym temacie.

Pieniędzy nie ma, winnych brak. Co najwyżej, medykom przybyło po dobrym samochodzie w garażu, mieszkaniu dla dziecka, wnuczka, czy zdjęć w albumie z egzotycznej wycieczki na koniec świata. Ale przecież im się należało W końcu wszyscy bili im brawo, a teraz niewdzięcznicy chcieliby rzucać oskarżenia.

No przecież oni o te szpitale kowidowe, oczekujące na masowy pomór i zajmujący sie pojedynczymi pacjentami walczyli dla dobra ogółu. Miliardy, które zagarniali nie mają z tym nic wspólnego.

Swoją drogą, ciekawe na jakim poziomie zatrzyma się przepuszczanie państwowej kasy na pandemię - respiratory, dodatki kowidowe, maseczki, hale produkcyjne, które miały je wytwarzać, szczepionki... Czy ktoś ma jeszcze jakieś złudzenia, po co była ta cała pandemia?

PS.Oczywiście nie można wykluczyć, że kowidowe dodatki trafiły i do personelu medycznego, który faktycznie zajmował sie chorymi na kowid.

Tylko dlaczego lekarze milczeli?

Źródła:

Patryk Słowik "Dodatki covidowe, czyli górka pieniędzy na którą nikt nie patrzył"

h]]>ttp://wiadomoszi.wp.pl/]]>

]]>https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&q=dodatki+-+covidowe.-czyli-+gorka-pieniedzy-+na+-+ktora-+nikt-nie-patrzyl-+6770982795336672a++++++]]>

 

 

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.5 (7 głosów)

Komentarze

Zapytałem znajomych ratowników med. 

Kiedy następna fala covid?

Jak przywrócą nam dodatek, ha, ha, ha. 

Każda, podkreślam, każda zaniedbana grypa prowadzi do powikłań.

Nawet śmiertelnych gdy to ostra postać.

Statystyki trzeba pompować bo.

Im większe tym większa... .

Kasa, kasabubu, misiu.

Vote up!
1
Vote down!
-1

brian

#1644992

podczas covidu, osiagnęła chyba wartości szczytowe. Ministerstwo, jako Cappo di tutti capi, zrobiło swoje, wydając odpowiednie zarządzenia ( nie sądzę, by bezmyślnie i bezcelowo!). Pretorianie zwietrzyli interes i zrobili swoje, pewni powszechnej bezkarności. I co w tym dziwnego? Prawda, że nic? I dlatego nic im za to i o to chodziło.

Vote up!
3
Vote down!
-2

yenom

#1645021