Master. 3
Marek z daleka widział jak potężna syberyjska Angara wpada do Bajkału. Ten widok zawsze go zachwycał. Myślał wtedy o wzniosłych rzeczach. Teraz nie miał czasu, bo musiał tu wylądować. Na dole już czekały mniejsze balony, jeden miał lecieć do Mongolii, drugi na północ.
Musiał mocno się skoncentrować, komputery prowadziły procedury, ale to on podejmował kluczowe decyzje. Z wysokości 300 metrów opuszczał się w dół. Już dużo wcześniej wylączył ogrzewanie gazów, więc balon traci wyporność. Zaczęły pracować pompy, które zbierały wodór z wewnętrznej powłoki i tłoczyły w butlach pod ciśnieniem. Na końcu wirniki zaczęły mocny ciąg w dół. Ziemia przybliżała się coraz szybciej. Laserowe czujniki kierowały cumowaniem. Wysokie słupy tworzyły lekki owal, taki jak kształt wszystkich stutysięczników NEOSu. Dokoła rozmieszczony były stanowiska pięćdziesięciotysięczników i dwudziestotysięczników. Drobnica od dziesięciotysięczników w dół miała bazę kilka kilometrów dalej.
Marek miał teraz czas. Poszedł do dużej hali z salą gimnastyczną. Przebrał się w dresy, rozgrzał się i zaczął robić formy. Po pól godzinie wszedł Chen. Marek skończył formę i poszedł powitać przyjaciela. Chen przyleciał z bazy pod Fujin, z powrotem poleci dalej, do Chabarowska i Sapporo.
Po kilku formach przeszli do Sali kendo. Wzięli drewniane, treningowe miecze i zaimprowizowali walkę. Po kilkunastu minutach odłożyli miecze. Marek wyjął katanę z Kioto, wykonaną pod koniec XX wieku i ciął wzdłuż bambusowy klocek o grubości uda dorosłego mężczyzny, cięcie wyszło prosto.
Kilka minut ćwiczył podejście do słomianej kukły i cięcie, Chen patrzył w milczeniu. Na koniec Marek odłożył katanę, obaj poszli do łazienki, przebrali się i poszli na kolację.
W restauracji było pustawo, większość ludzi zajęta była rozładunkiem. Zamówili barszcz i kaczkę po pekińsku z ryżem. Siedzieli nad czarkami herbaty, rozmawiali o technicznych problemach. Chen zauważył że Marek jest zamyślony. Patrzyli sobie w oczy, znali się od dawna.
Kiedy ostatnio katana zabiła człowieka?
Chen spochmurniał i odrzekł – kilkanaście lat temu w jakiejś bójce, od tamtego czasu nikt nie słyszał o niczym podobnym. Chcesz kogoś zabić?
Marek nic nie odpowiedział. Nagle pomiędzy nimi wyrósł mur.
Pamiętaj że zawsze zapłacisz za wszystko co zrobisz. Jesteśmy przyjaciółmi, ale wyznajemy wspólne wartości. Wiesz że przechodząc na drugą stronę, odchodzisz od nas.
Marek skinął głową. Wstali od stolika i wyszli z restauracji. Przeładunek prawie się kończył. Marek szedł do balonu Chena, Chen do Markowego. Podali sobie ręce i rozeszli się bez słowa.
Marika nie wróciła z zajęć. Bianka Dimitru zadzwoniła do męża, był jeszcze w pracy. Andrei pracował w ekipie budowlanej, remontowali hotel w centrum Baia Mare. Było po 19:00, Marika we wtorki miała zajęcia baletowe do 18:00. Jej telefon milczał, ale to nie było nic nadzwyczajnego, czasami padała jej bateria a nie miała jak podładować. Była najpiękniejsza w klasie a nawet chyba w całym miasteczku. Bianka podświadomie zawsze się o nią bała. Czasami budziła się w nocy w przeczuciu czającego się zła, wstawała wtedy i szła do pokoju córki, uspakajała się widząc ją śpiącą. Chciała żeby dziewczyna robiła w życiu coś lepszego niż sprzątanie biur. Sama nie zrobiła matury, bo ciąża przerwała naukę, ale nie żałowała. Żyła prostym, spokojnym życiem, dziękowała Bogu za wszystko. Miała kochającego męża i ona go kochała. Jeździli czasami w trójkę na wakacje, nad morze. Kilka lat wcześniej Andrei wdał się w złe towarzystwo, często wracał późno pijany, opowiadał o jakichś interesach, które dadzą mu dużo pieniędzy. Kiedyś jeden z tych koleżków przyszedł go odwiedzić. Nie chciał herbaty tylko piwo, przeklinał, patrzył na Marikę tak, że Bianka stała się bardzo szorstka. Po wyjściu gościa odbyli bardzo poważną rozmowę. Andrei wspomniał coś o przemycie. Bianka postawiła sprawę ostro. Zmienia pracę i zrywa z tymi znajomymi. Miotał się, przeklinał, prosił. Nie ustąpiła. Kilka miesięcy temu zmienił pracę na lepiej płatną, ekipa była zdyscyplinowana i robili projekty znanego biura architektów. Odłożyli sporą sumę na tegoroczne wakacje. Wszystko było dobrze. Tylko ten niepokój na dnie duszy, nikomu się nie przyznała, ale coś mrocznego i złego snuło się w okolicy.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 739 odsłon
Komentarze
Dodałbym
10 Maja, 2020 - 17:42
na końcu tekstu linki do poprzednich części
Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.