Sprzedali ideę i wartości za srebrniki

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

Z profesorem Tomaszem Panfilem, historykiem, wykładowcą uniwersyteckim KUL rozmawia Mirosław Kokoszkiewicz.
 
Panie profesorze, z psychologicznego punktu widzenia to, że ktoś po ćwierćwieczu nie może się pogodzić się z utratą władzy i beneficjów z tej władzy płynących jest jakoś zrozumiałe, ale to co się dzieje od ostatnich wyborów budzi niepokój. Jak daleko w negowaniu demokratycznego wyboru Polaków może się posunąć ta sitwa okupująca Polskę od 1989 roku?  
 
- Początek okupacji przesunąłbym zdecydowanie wstecz. Komuniści rządzący Polską od 1944 roku perfekcyjnie opanowali umiejętność dialektycznego dostosowywania się do wymagań kolejnych etapów budowy socjalizmu. Okrągły stół był niczym innym, jak kolejnym przepoczwarzeniem się komuny. Wytrawni gracze polityczni dostrzegli, że to kapitalizm sterowany i demoliberalizm daje o wiele większe możliwości eksploatowania społeczeństwa niż mniej lub bardziej siermiężne wersje socjalizmu. To myśl Gomułki jest wiecznie żywa: oni władzy raz zdobytej naprawdę nie mają zamiaru oddać. Dwa razy wymykał im się ster z rąk – w 1992 i w 2005 – i dwa razy w sposób absolutnie bezwzględny i gwałtowny go odzyskiwali. Teraz patriotyczna część narodu  trzeci raz próbuje odzyskać suwerenność narodową i państwową. I po raz trzeci spotyka się z gwałtownym kontratakiem. Przez ostatnich kilkanaście miesięcy twierdziłem konsekwentnie, że „oni” nie mogą oddać władzy, bo oznaczałoby ich zgubę – utraty wpływów, łatwych pieniędzy, prawdopodobnie odpowiedzialność karną. Więc teraz, kiedy ta groźba stała się realną, pojawiła się klasyczna agresja lękowa – strach wywołuje atak. Im większy strach, tym ataki bardziej zajadłe. A czy istnieje jakaś granica, poza którą się nie posuną? Wątpię – pamiętamy obłąkane wręcz ataki na obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu czy zbrodnię Ryszarda Cyby.
 
- System III RP od lat ma swoich zagranicznych protektorów. Szczególnie aktywne są dzisiaj Niemcy, czego przykładem jest szef PE, Martin Schulz, komisarz UE Gunther Oettinger oraz tamtejsze media. Czy to jakiś chichot historii i pokaz wielkiej hipokryzji skoro ta troska i nauki dla nas wychodzą od państwa, w którym płoną setki obozów dla uchodźców, muzułmańscy imigranci przy milczącej zmowie mediów i policji  gwałcą, okradają i hańbią tamtejsze kobiety? Gdzie ludzie coraz śmielej protestują przeciwko władzy, a sięgając do podręczników z historii to raczej Niemcy powinni uczyć się od nas tego, czym jest wolność, tolerancja i demokracja?
 
Dzisiejsza postawa Niemców, – ale nie tylko ich – wobec Polski i Polaków to temat nie tylko na bardzo długą rozmowę, ale na obszerne studium historyczno-socjologiczno-psychologiczne. Chyba najtrafniej można ją opisać stosując model starcia cywilizacji Feliksa Konecznego. W olbrzymim skrócie mówiąc, Polska to ostoja, twierdza cywilizacji łacińskiej wciśnięta między państwo cywilizacji turańskiej, – czyli Rosję – oraz państwo reprezentujące model cywilizacji bizantyńskiej, czyli Niemcy. Mentalność Polaków i koncepcja organizacji państwa polskiego stawia w centrum ideę wolności osobistej. Niemcy i Rosjanie zaś hołdują koncepcji prymatu interesu państwa nad prawami i przywilejami jednostki. W takim myśleniu wolność osobista, prawo do dążenia do indywidualnego szczęścia są wręcz szkodliwe. Mało tego – należy je zwalczać, bowiem – co pokazała historia Najjaśniejszej Rzeczpospolitej – są zaraźliwie atrakcyjne. Dlatego właśnie Niemcy i Rosja we ścisłym współdziałaniu zniszczyły najpierw Pierwszą, a potem również Drugą Rzeczpospolitą. Bo nie mogły znieść u swych granic narodu ludzi wolnych, ludzi kochających swój Naród i Ojczyznę. Martin Schulz czy Günther Oettinger jawią się, jako ideowi spadkobiercy Fryderyka Wilhelma II, Sieversa, Bismarcka, Ribbentropa – gotowi są użyć szantażu a nawet brutalnej siły dla zwalczania wolnościowych postaw Polaków, którzy najzwyczajniej chcą żyć we własnym, wolnym i suwerennym państwie. Tylko dzisiejsi Niemcy wymachują flagami Unii Europejskiej własny, niemiecki interes skrupulatnie ukrywając w cieniu.
 
Panie profesorze, obecna zmasowana i zorganizowana międzynarodowa nagonka na nową władzę po raz kolejny uzmysłowiła nam, że jest w Polsce wiele nie tylko pojedynczych wpływowych osób, ale całych środowisk gotowych do zdrady i niemal jawnego służenia obcym interesom. Co nimi powoduje? Gdzie szukać przyczyn tego zjawiska? Czy w XVII i XVIII w.? A może wystarczy sięgnąć do 1989 roku i paktu – nazwijmy go umownie – Kiszczak-Michnik?
 
Ależ to nie jest tak, że skłonność do zdrady jest naszą narodową, polską przywarą. Wręcz przeciwnie: w porównaniu do innych nacji Polacy zdradzali swą Ojczyznę, Naród, króla czy państwo zdecydowanie rzadziej niż Francuzi, Hiszpanie, Niemcy czy Rosjanie. Trudno o bardziej dobitny przykład na polską wierność wartościom narodowym jak wydarzenia lat drugiej wojny światowej. Tylko i wyłącznie w Polsce nie było rządu kolaborującego z okupantami. Elitarne formacje SS tworzyli wszyscy – z Turkami czy Tatarami włącznie. Trupie główki nosili Anglicy, Luksemburczycy i Słowacy. Tylko nie Polacy. Trzeba również zwrócić uwagę – na co historia daje liczne przykłady - , że o zdradę łatwiej bogatym: pieniądz i majątek bardzo często (choć oczywiście nie zawsze) nie mają narodowości. Światowy bogacz czuje się równie swobodnie w dowolnym kraju i ma skłonność dbać przede wszystkim o własne interesy. W polskich dziejach najbardziej patriotycznie nastawiona była zawsze klasa średnia: średnia i drobna szlachta, później inteligencja, wykwalifikowani robotnicy. Czy zauważył Pan, jak bardzo rządzący Polską po II wojnie dbali i dbają by nie wykształciła się prawdziwa, liczna warstwa średnia? I druga kwestia: wielu z tych, którzy dziś biegną do instytucji unijnych i międzynarodowych ze skargą na swoje państwo, wielu z tych, którzy pismem i czynem szkalują Naród polski, wielu z nich nie ma świadomości popełniania zdrady. To niesłychanie niebezpieczny mechanizm: oni po prostu wierzą, że służą większemu dobru, czemuś co stoi wyżej na drabinie ewolucji społecznej od państwa narodowego. Dlatego właśnie tylu gorliwie służyło Polsce Ludowej i jej sowieckim patronom, - donosząc, walcząc z „bandami”, czy po prostu z przekonaniem wypełniając zalecenia PZPR. Bo to była służba sprawie socjalizmu, pokoju i sprawiedliwości. Dzisiaj, gdy Związku Sowieckiego już nie ma, równie gorliwie służą Unii, – bo czują się Europejczykami, a to w ich mniemaniu coś bardziej wartościowego niż bycie Polakiem. Taka postawa to efekt wykorzenienia ogromnych mas ludności, gigantycznej wędrówki ludów, do jakiej doszło po II wojnie światowej. Efekt wykorzenienia szczególnie mocno dotknął Polskę, która została pozbawiona swych odwiecznych ziem wschodnich i arbitralną decyzją mocarstw przesunięta na zachód. Do tego doszło straszliwe straty wojenne. W rezultacie mnóstwo ludzi nie czuje emocjonalnych związków z Ojczyzną i Narodem.  
 
Ubiegły rok – czego mało się kto spodziewał - to podwójne wyborcze zwycięstwo PiS-u i Zjednoczonej Prawicy. Warto odnotować, że to zwycięstwo odniesione zostało na przekór tej całej medialnej propagandowej nawale. Powiedział Pan, że skłonność do zdrady nie jest naszą narodową przywarą i dawaliśmy nie raz tego przykłady. Czy widzi Pan profesor jakieś wyraźne symptomy naszego narodowego przebudzenia? Czy bez jakiejś wielkiej światowej zawieruchy zmieniającej obecny układ sił politycznych w świecie stać nas na wybicie się na suwerenność, a przynajmniej na definitywne zakończenie bytu o nazwie III RP, który ja nazywam bantustanem?
 
Są tacy, którzy twierdzą, że my Polacy jesteśmy mistrzami świata w robieniu na przekór i działaniu wbrew, że najłatwiej Polaka skłonić do zrobienia czegoś mówiąc mu, żeby tego nie robił. Może jest w tym spora doza prawdy: nie daliśmy się zaborcom, bolszewikom, hitlerowcom, komunistom rodzimego chowu właśnie dlatego, że używali wobec nas ordynarnej przemocy. Pytanie tylko, czy Unia nie wybrała lepszej metody rozpieszczając nas wolnościami – często pozornymi – i rzekomą hojnością, która jak się lepiej przyjrzeć, prowadzi nas prostą drogą do drenażu bogactw narodowych, do wyprzedawania majątku państwowego oraz do coraz bardziej realnych bankructw samorządów. Jednak w polityce – podobnie jak w fizyce – każdej akcji towarzyszy reakcja. Bezczelne upartyjnianie mediów przez koalicję PO-PSL doprowadziło do powstania swoistego „drugiego obiegu”, którego zasługi w przełamaniu zakłamanej narracji obozu rządzącego i w wygraniu obu tegorocznych wyborów są nie do przecenienia. Pycha, cynizm i obłuda prezentowane przez PO i PSL doprowadziły do mobilizacji znacznej części społeczeństwa. Doskonale to było widać w trakcie kampanii prezydenckiej, gdy postawa dętego i nadętego „ojca zgody” sprowokowała ruch sprzeciwu i kontestacji, w czym przodowali świetnie zorganizowani narodowcy, a czego efektem było zwycięstwo Prezydenta Andrzeja Dudy. Ono z kolei ułatwiło zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych. Czy to już świt odrodzenia ducha Narodu, czy tylko tegoż Narodu wrodzona przekora? Zobaczymy, – jeśli to prawdziwe odrodzenie, to w ślad za emocjonalnym odrzuceniem ugrupowań kłamców i grabieżców pójdzie wytrwała, planowa i przemyślana praca u podstaw. Praca zakrojona nie na miesiące kampanii wyborczej, ale na lata. Bo taka jest droga do przekreślenia rzeczpospolitej magdalenkowej i zbudowania Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Uczmy się pilnie historii okresu międzywojennego – tam są metody, koncepcje oraz sposoby budowy silnego państwa i dumnego Narodu.
 
Na koniec pytanie bardziej z zakresu psychologii niż historii czy polityki. Na naszych oczach dokonał się upadek wielu ludzi wydawałoby się silnych o naprawdę pięknych życiorysach i niekwestionowanych zasługach w niepodległościowym zrywie „Solidarności”. Takim przykładem jest choćby Antoni Mężydło. Co było i jest w takiej formacji politycznej jak Platforma Obywatelska, że potrafi ona deprawować nawet takich kiedyś bardzo walecznych i ideowych ludzi?
 
Prawda, że to fascynujące? Tyle wspaniałych życiorysów, żywych legend upadło na naszych zdumionych oczach: Bujak, Frasyniuk, Mężydło, Rulewski, ostatnio Jankowski. O zadeklarowanych donosicielach i tajnych współpracownikach jak Jurczyk czy Lech „Bolek” Wałęsa nie wspomnę. Zastanawiałem się nie raz nad tym fenomenem deprawacji, nad zupełnie niezwykłą siłą, z jaką kompletnie bezideowa i cyniczna Platforma łamała kręgosłupy i lepiła na nowo sumienia. Myślałem, że może skoro każda władza w jakiś sposób deprawuje, to władza niemal absolutna, jaką miała Platforma deprawowała niemal absolutnie. Brałem pod uwagę koncepcję, że im bardziej człowiek jest przekonany o własnej wartości, tym trudniej jest mu się przyznać do błędu i tak długo będzie sam siebie upewniał o słuszności swojego postępowania, że w końcu uwierzy w prawdziwość największej bzdury. Aż w końcu mnie olśniło. Odpowiedź jest banalnie prosta, a udzielił jej już dawno temu Książę Poetów. Zbigniew Herbert w Potędze smaku napisał:
Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha...

Po prostu bohaterów opozycji antykomunistycznej liberalna Platforma lepiej i piękniej skusiła niż siermiężny komunizm w wersji peerelowskiej: piękne kobiety, fotele w radach nadzorczych, pierwsze strony kolorowych żurnali na papierze kredowym, lukratywne zlecenia. Prawda o upadku dawnych tytanów niezgody i oporu jest prosta, przyziemna i smutna. Sprzedali ideę i wartości za srebrniki, zwane dziś eurowalutą. Choć niewątpliwie były i są to sumy wyższe niż otrzymał Judasz.
 
Wywiad ukazał się w ogólnopolskim tygodniku ]]>Warszawska Gazeta]]>

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (21 głosów)

Komentarze

Więc może należą do ułożonych

Nie ma przypadków , a znaków jest wiele

Może poznamy je w którąś niedzielę

Pozdrawiam

Vote up!
5
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#1505461

Kontratak, taktyczny zwrot zaczepny wykonywany na włamującego się nieprzyjaciela. Kontratak jest częścią obrony i stanowi o jej aktywności.

Podobne działanie o znaczeniu operacyjnym nosi nazwę przeciwuderzenia, a o znaczeniu strategicznym przeciwnatarcia.

Tym samym:

·         gierki wstępne o Trybunał Konstytucyjny – kontratak.

·         podchody tzw. „obrońców demokracji”  z POdskakiwaniem "konia" na murku włącznie – przeciwuderzenie

·         „targowica” (donosy na Polskę, prośby o podesłanie kilku „Tygrysów” i „Phanter” zapominając, że wciąż mamy w odwodzie strategicznym „Rudego 102”, groźby karalne i szantaż) – przeciwnatarcie!

I spójrzmy prawdzie w oczy – z tym nieprzyjacielem  (tak, tak  – nieprzyjacielem bo słowo przeciwnik brzmi nieadekwatnie!) układać się nie da. 

Ludzie, którzy dla przejęcia i utrzymania władzy nie zawahali się użyć środków bezwzględnej eliminacji – sięgną po wypróbowane, skuteczne środki po raz kolejny!

Nie chcę być prorokiem we własnym domu, ale tak to widzę.  Nie da się w tej sytuacji realizować założonej polityki w rękawiczkach białych.

Kostka Rubika „zaskakuje”,  gdy uważnie czytamy  tezy, które zawarł w artykule na 36 stronach  zezowaty Zorro.

Ma pan rację, panie Profesorze: "agresja lękowa – strach wywołuje atak".

Uzupełnię jednak wg. własnej profesji: panika to objaw zbiorowego strachu!!!

Panika na polu walki politycznej jest szczególnie wążnym czynnikiem, którego należy zauważać i... skutecznie przeciwdziałać.

Bo… „napadom paniki często towarzyszy wtórny lęk przed śmiercią”… polityczną.

Człowiek w obliczu zagrożenia śmiercią ima się każdego, nie zawsze RACJONALNEGO, sposobu by przeżyć.

Z wyrazami szacunku dla pana profesora,

Zdrowia życzy

golan

 

 

 

Vote up!
3
Vote down!
0

casium

#1505473

Jak najbardziej się zgadzam, jednak jedna myśl wydaje mi się wartą doprecyzowania:

"I spójrzmy prawdzie w oczy – z tym nieprzyjacielem  (tak, tak  – nieprzyjacielem bo słowo przeciwnik brzmi nieadekwatnie!) układać się nie da". 

Otóż to nawet nie nieprzyjaciele tylko wrogowie i to wrogowie najgorszego sortu, bo wewnętrzni, a "nie ostoi się dom skłócony". Mając wroga wewnętrznego jesteśmy zawsze łatwym łupem dla wroga zewnętrznego, choćby słabego.

A co do nieprzyjaciół to da się z nimi dogadywać. Gruntem są tu przykazania naszej religii dotyczące miłości.

Jedno tylko trzeba umieć rozróżniać: nieprzyjaciół i wrogów.

Nieprzyjaciół wybieramy sobie sami - widzimy między sobą sprzeczności i nie próbujemy ich rozstrzygać. Natomiast wrogowie to ci, co wybierają nas - i to nie na nieprzyjaciół a na obiekty agresji z zamiarem odbierania nam naszych dóbr, i dóbr wspólnych, wolności i własności, nawet pozbawiania nas życia. Wrogowie to już bestie w ludzkiej skórze - i dlatego nie ma z nimi rozmowy dopóki ich się nie pokona, nie rozbroi, nie pozbawi jakichkolwiek możliwości szkodzenia nam.

Człowieka we wrogu wolno nam zobaczyć dopiero gdy jako pokonany wyrzeknie się złych zamiarów i to przekonywająco.

Pozdrawiam

miarka

Vote up!
4
Vote down!
0
#1505485

Doprecyzowanie słuszne - wniosek właściwy -)) !

Dopiszę kilka zdań by przybliżyć aspekt wojskowy słowa wróg.

W LWP podczas ćwiczeń  wojska własne oznaczano kolorem czerwonym - potencjalnego wroga kolorem niebieskim określając go słowem nieprzyjaciel w skrócie „enpel”.

W połowie lat 70 ub. wieku stanowisko wykładowców taktyki i sztuki operacyjnej w Akademii Obrony Narodowej w Rembertowie było następujące:

Nieprzyjaciel wówczas, gdy skład wojsk niebieskich znany jest w zarysie ogólnym , najczęściej w sytuacji strategicznej.

Przeciwnik wówczas, gdy jesteśmy w styczności  z niebieskimi (znamy skład oraz oznakowanie szczegółowe - numerację) pododdziałów/oddziałów.

Zarówno nieprzyjaciel jak i przeciwnik to wróg co nie podlegało dyskusji.

Od 12 marca 1999 roku w Wojsku Polskim generalnie używa się określenia przeciwnik (wróg). Wojska własne to z reguły  „WISLANDIA” a wojska Rosji to „BELAND” etc.

Słownik Języka Polskiego PWN określa nieprzyjaciela jako:

1. «osoba mająca wobec kogoś wrogą postawę»

2. «osoba nieuznająca czegoś lub odnosząca się do czegoś z niechęcią»

3. «wojska przeciwnika w czasie wojny»

Natomiast „Synonimy słowa „nieprzyjaciel” z podziałem na grupy znaczeniowe” dają większą możliwość manewru. http://synonim.net/synonim/nieprzyjaciel

Ja skłaniam się do dwóch najważniejszych grup znaczeniowych:

» nieprzyjaciel - np. stawiać opór siłom wroga

» nieprzyjaciel - np. śmiertelny wróg

I tu dochodzimy do  consensusu: nieprzyjaciel = się wróg a bywa nawet, że wróg śmiertelny!!!

pozdrawiam

golan

ps

Jeśli wróg się nie poddaje, to się go unicestwia.

~ Maksim Gorki

Vote up!
0
Vote down!
0

casium

#1505501

Gorki ma rację.

A co do synonimów, to niestety ale do spraw moralnych są nieprzydatne - tu musi być jednoznaczność - rozróżnianie proste i bez wahania. A tam mamy np 

nieprzyjaciel = rywalwróg,

Tymczasem rywal może być nieprzyjacielem, ale może i przyjacielem.

Normalnie to rywalizuje się w dobru i o to, kto lepszy. Jak się na tym skupimy, to to, czy rywal jest przyjacielem, czy nieprzyjacielem jest nieważne.

Na przemianę nieprzyjaciela w przyjaciela ma się wpływ, ale co do wroga to już nie - ten zawsze nim będzie dokąd się go nie pokona.

Tu nierozróżnienie może się skończyć śmiercią.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#1505507

cytuję p. miarka: „A co do synonimów, to niestety ale do spraw moralnych są nieprzydatne (…)”.

Przeciwnie – synonimy kreują szeroki wachlarz określeń i właśnie są jak najbardziej adekwatne do spraw moralnych.

Proszę zauważyć, że synonim nieprzyjaciela to także „wiarołomca”.

Wiarołomca wg Słownika Języka Polskiego PWN (SJP PWN) to «ten, kto złamał przysięgę lub popełnił zdradę» . Niepoprawni zajmują jasne stanowisko w sprawie „zdrajców bieżącej targowicy”.

A skoro tak to zdrajca wg SJP PWN::

1. «ten, kto zdradza swój kraj, naród itp.»

2. «ten, kto odstępuje od wyznawanych ideałów, wartości itp.»

3. «o kimś, kto oszukuje kogoś»

A z kolei etyka wg SJP PWN to:

~ w sensie potocznym — etyka to ogół norm moralnych (…)

~ w sensie filozoficznym — etyka to nauka dotycząca moralności,(…)

I tu się koło odnośnie synonimów moralności zamyka.

 

P. Miarka – w polityce NIC nie jest białe i NIC nie jest czarne.

Z prozaicznej przyczyny.

Mianowicie z przyczyny istnienia  nieskończenie wielu odcieni szarości.

Gama tej barwy może być chłodna lub ciepła w zależności od tego ile politycy dorzucą… koloru (kitu) brązowego.

Jedni mamią umęczony Naród  szarością chłodną ze szczyptą koloru niebieskiego inni na kiju zawieszają  te cieplejsze oscylujące w kierunku beżu.

Z przekory, ale głównie  na potwierdzenie mojej oceny faktów do przemyślenia zacytuję frazę niepopularną,a pan zgadnie kto to powiedział?

Cyt. „Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli”!

I wie pan co? Ja z powyższą opinią się zgadzam.

Miewam tylko rozterki jak mi wnuk podrzuca zagadki typu:

 „Trzech Janosików ukradlo z perfumerii butelkę drogich perfum i trzy puste flakoniki. W ustronnym miejscu postanowili sprawiedliwie podzielić między sobą łup. Okazało się wówczas, że w butelce jest 30 uncji perfum, zaś pojemności pustych pojemników wynoszą odpowiednio 14, 12 i 6 uncji.

A syn mnie zapytuje: Dziadku?  W jaki sposób podzielili pomiędzy sobą łup ?

Dobrze, że nie pyta ile na tym skorzysta paser, a ile dup@ Marynia?

pozdrawiam

golan

Vote up!
2
Vote down!
0

casium

#1505537

 

"cytuję p. miarka: „A co do synonimów, to niestety ale do spraw moralnych są nieprzydatne (…)”.

Przeciwnie – synonimy kreują szeroki wachlarz określeń i właśnie są jak najbardziej adekwatne do spraw moralnych.

Proszę zauważyć, że synonim nieprzyjaciela to także „wiarołomca”.

Wiarołomca wg Słownika Języka Polskiego PWN (SJP PWN) to «ten, kto złamał przysięgę lub popełnił zdradę» . Niepoprawni zajmują jasne stanowisko w sprawie „zdrajców bieżącej targowicy”.

A skoro tak to zdrajca wg SJP PWN::"

Niepotrzebnie rozszerzasz temat. Nas tu interesuje temat rozróżniania nieprzyjaciół i wrogów. 

Z Twojego rozszerzania wyszło zaprzeczenie. Zauważ że definiujesz słowo "nieprzyjaciel". Posiłkujesz się słowem "wiarołomca" i dochodzisz, że to "zdrajca". Dla Ciebie to dalej "nieprzyjaciel", a więc ktoś, do kogo jeszcze możemy stosować chrześcijańskie zasady miłości bliźniego, liczyć, że go nawrócimy.

Tymczasem "zdrajca" to ten, co przeszedł na strone naszego wroga - a więc wróg, a nie nieprzyjaciel. Z wrogiem już nie ma dyskusji - on, albo my. Jego musimy najpierw pokonać, a jak się nie będzie chciał poddać, to go musimy zniszczyć, gdyż jak tego nie zrobimy, to on zniszczy nas. 

 

"P. Miarka – w polityce NIC nie jest białe i NIC nie jest czarne.

Z prozaicznej przyczyny.

Mianowicie z przyczyny istnienia  nieskończenie wielu odcieni szarości."

W polityce nie jest dlatego polityce nie wolno ingerować w kwestie moralne, tylko polityka musi im służyć. A w moralności już jest jednoznaczne rozróżnianie czerni i bieli bez odcieni szarości - je się po prostu od razu kwalifikuje do czerni. A to dlatego, że mieszanka czystego z brudnym jest brodny. Albo ktoś sto razy powie prawdę, a raz skłamie, ten jest kłamcą. A już najdobitniej to widać z życiem i śmiercią - nie można być "trochę żywym". A celem moralności jest właśnie przeżycie.

 

"Cyt. „Gdybyśmy przyjęli założenia czysto moralne, to byśmy nigdy niczego nie mieli”!

I wie pan co? Ja z powyższą opinią się zgadzam."

A ja nie. Bo w moralności chodzi o życie. A życiem się nie handluje - i dlatego jakoś je jeszcze mamy :-) :-) :-)

Pozdrawiam

miarka

 

 

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#1505556

Pomijając kwestię zasadniczą bo spór idzie o semantykę (Czytając ze zrozumieniem zauważy Pan, iż  słowa "nieprzyjaciel", "przeciwnik" rozważałem w kontekście militarnym. Jeżeli uważa Pan, że nieprzyjaciela/wroga na polu bitwy będę nawracał to ,,,, przepraszam za zabranie głosu. Jestem z innej galaktyki :-)) Nie ja wymyśliłem synonim "wiarołomca" w sensie zdrajcy tylko Waści podałem źródło i wyjaśniłem, a pan jak w grze pomidor zawraca kijem Wisłę :-))) zaskoczył mnie pan uśmieszkami, czyli... humorem. Dziwne jednak, że nie zgadza się pan z opinią Prezesa. Bardzo dziwne....

Czy Pan naprawdę wierzy, że polityka cokolwiek  musi

ps

Ludzie nienaganni pod względem moralnym są złymi politykami.

~Max Weber

golan

 

Vote up!
1
Vote down!
0

casium

#1505949