Blokada turystyki naukowej
Blokada turystyki naukowej ,
czy bohaterska walka z problemami stwarzanymi przez
-do tej pory nieupadły –
socjalistyczny system akademicki
Polscy naukowcy są zamiłowanymi turystami. Co prawdą są niemobilni, można nawet rzec – są przypisańcami, jeśli chodzi o główny etat uczelniany/instytutowy, to jednocześnie są nomadami [http://forumakad.pl/archiwum/2004/12/17-za-nomadyzm_niemobilnych.htm, jeśli chodzi o poszukiwanie kolejnych etatów akademickich.
Poza tym, nade wszystko, kochają turystykę zagraniczną i to do krajów egzotycznych, a przynajmniej śródziemnomorskich, gdzie się wyprawiają na nader liczne kongresy.
Co prawda nie ma w tym nic złego, bo podróże/kongresy kształcą, rzecz w tym, że takie podróże, i to niekiedy z całym inwentarzem rodzinnym, to nieraz główny cel realizacji projektów ‚naukowych’ klik i koterii akademickich opłacanych z kieszeni podatnika. Naukowców z rzekomo bogatych krajów zachodnich nie zawsze stać na takie wojaże jakie odbywają ubodzy/o głodowych pensjach polscy naukowcy.
W III RP nastąpił też rozwój turystyki habilitacyjnej, ale co ciekawe tu kierunek turystyki jest inny, właściwie ograniczony do krajów ościennych, z dawnego bloku demokracji ludowej. Panujący w tym bloku system tytularny był kompatybilny, stąd dla uzyskania brakujących stopni naukowych polscy turyści naukowi podróżowali na Białoruś, czy Ukrainę. Ta turystyka była bardzo korzystna dla obu stron, bo na przeprowadzaniu przewodów biedne, postkomunistyczne uczelnie mogły zarobić, a i obdarzony dyplomem habilitant te opłaty mógł sobie szybko odbić, bo wkrótce osiągał w Polsce wyższe widełki płacowe.
Nieco później turystyka habilitacyjna przeniosła się na Słowację, gdzie polscy uczeni upodobali sobie leżący niemal tuż za granicą mały Rużomberok. W okresie budowy socjalizmu ta miejscowość znana była z ogromnego smrodu wytwarzanego przez fabrykę celulozy. Natomiast w ostatnich latach zaczął się tam smród roznosić z powodu produkcji słabej jakości dyplomów habilitacyjnych, na które wśród akademików polskich był duży popyt. Przez kilka lat walczono o zmniejszenie tego habilitacyjnego smrodu, ale tak jakby to było rozpylanie jedynie perfum w okolicy.
Wreszcie ogłoszono tryumf – habilitacje z Rużomberku z automatu nie będą uznawane ! [http://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/929236,rzad-blokuje-turystyke-naukowa-na-slowacje.html ]
Co prawda w obliczu tryumfu niektórzy za bardzo się zagalopowali nazywając akademików-turystów oszustami, co może rodzić konsekwencje prawne – bo przecież to była turystyka zgodna z prawem u nas ustanowionym, a ponadto prace mogły być rzetelne, choć czasem o niezbyt wysokim poziomie. Automatyczne dyskredytowanie turystów też nie jest zasadne.
U nas, na polskich uczelniach, też są kiepskie habilitacje, nawet bez znamion oszustwa, ale z blokadą takich habilitacji są problemy. Podobnie blokowanie rodzimych habilitacji, ale pochodzących z oszustw trwa u nas latami, o ile w ogóle blokada zostanie założona.
Jednocześnie w Polsce blokowane są na drodze pozamerytorycznej habilitacje/doktorzy stanowiący zagrożenie dla habilitowanych i ten stan trwa od lat, a nawet wieków.
Czasem wystarczy telefon/poufna notatka, aby utrącić habilitanta niewygodnego, bo wykrywającego plagiaty u profesorów, bo walczącego z rozlicznymi w naszym systemie patologiami, czy nie daj Boże nie chcącego brać udziału w wewnątrz akademickim obrocie środków płatniczych, w ramach fikcyjnej realizacji projektów, zwanych o dziwo – badawczymi.
Takie „zakały” środowiskowe w polskim środowisku akademickim nie są tolerowane, więc habilitowanymi u nas być nie mogą. Nie zbadano do tej pory ilu takich niewygodnych doktorów udawało się w podróże habilitacyjne do okolicznych krajów, i nie podaje się również czy profesorowie blokujący u nas lepszych od siebie zostali przeniesieni w stan nieszkodliwości.
Nie jest to obrona turystyki habilitacyjnej, tylko próba szerszego, systemowego spojrzenia na to generalnie niekorzystne zjawisko.
Negatywny dla nauki proceder habilitacyjny znany był też w czasach PRLu, kiedy dotyczył w większej mierze takie „zakały”, które stanowiły zagrożenie dla budowy systemu komunistycznego, lub przynajmniej okazywały się do tej budowy nieprzydatne.
Tacy zgodnie z procedurą/procederem zapowiadanym u zarania budowy systemu przez Włodzimierza Sokorskiego [zarządzanie za pomocą scentralizowanej habilitacji] z habilitacjami mieli problemy, bez względu na poziom intelektualny (a nawet na wzgląd, jeśli intelektem przewyższali budowniczych systemu).
Nie bez przyczyny po latach funkcjonowania takiego systemu Polska stała się potęgą habilitacyjną, ale mizerią naukową.
Należy zauważyć, że turystyka habilitacyjna nie obejmuje takich krajów jak USA, Anglia, Kanada, Australia, choć to kraje atrakcyjne turystycznie, a także mocne naukowo.
Rzecz w tym, że tą moc uzyskały nie w wyniku habilitacji, lecz w systemie bez habilitacyjnym, ale za to naukowym.
Nasi turyści naukowi – habilitacyjni – tam nie zaglądają. Bo i po co ? Blokada jest automatyczna/autonomiczna i rząd nie musi się trudzić jej wprowadzaniem.
Jakoś do tej pory nasi decydenci akademiccy nie wpadli na pomysł, aby zamiast wprowadzać bariery dla turystyki habilitacyjnej – znieść habilitację, a wprowadzić merytoryczną, międzynarodową ocenę dorobku naukowego w przewodach do uprawnienia obejmowania samodzielnych stanowisk naukowych. W konsekwencji można by zablokować kariery paranaukowe miłośnikom/kolekcjonerom dyplomów i tytułów o znikomej, a czasem żadnej wartości naukowej, natomiast finansowo chłonnych dla polskiego podatnika.
Socjalizm określano zasadnie jako system bohatersko walczący z problemami, które sam stwarzał. Socjalizm niby upadł, ale bohaterska walka z problemami stwarzanymi przez – do tej pory nieupadły – socjalistyczny system akademicki nadal trwa.
Oczekiwanie na dobrą zmianę w systemie akademickim – trwa również.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1301 odsłon