Odprawy za nieróbstwo

Obrazek użytkownika Jarosław Gryń
Kraj

Zbliżająca się do końca kadencja Sejmu będzie skutkować koniecznością wypłacenia odpraw posłom, dla których nie znajdzie się miejsce w przyszłym parlamencie. Jak szacuje Kancelaria Sejmu dotyczyć to może około 300 osób, które obecnie grzeją sejmowe ławy. Zgraja bumelantów, z których większość nie robi nic pożytecznego, uszczupli na odchodne budżet państwa o ponad 10 milionów złotych.

Pisząc o budżecie należy pamiętać, że nie bierze się on znikąd, a środki w nim zgromadzone są krwawicą narodu, pobieraną i redystrybuowaną przez poborców w dużej mierze pomiędzy siebie. Gigantyczne odprawy i nagrody wypłacane armii urzędników są nieodłącznym elementem naszej rzeczywistości, który niezmiennie budzi oburzenie, lecz niestety już nie zdziwienie. Jak pięknie byłoby żyć w kraju, w którym wynagrodzenia odzwierciedlałyby wprost nakład pracy włożony w ich uzyskanie. Niestety w Polsce wygląda to zgoła inaczej, a ludzie ciężko pracujący i w pocie czoła tworzący naszą gospodarkę, ledwo wiążą koniec z końcem. Mają jednak możliwość śledzenia w mediach procesu drenażu ich kieszeni przez pasożytującą na ich pracy kastę polityczno-urzędniczą.

Rozrośnięta ponad miarę administracja, opierająca swój byt na zbiurokratyzowaniu każdej niemalże sfery naszego życia, żywi się tym co wypracują podatnicy. Niczego nie wytwarzając i nie kreując żadnej wartości uczestniczą w procesie kontroli nad sprawami, które kontroli nie wymagają. Nadzór nad przepływem i podziałem publicznych pieniędzy, sprawują osoby spoza nurtu, egzystujące na obrzeżach świata ekonomii i wyławiające z niego ile się tylko da dla siebie. Począwszy od szczytów władzy po jej najniższe szczeble, administracja jest samonapędzającym się molochem wysysającym pieniądze z publicznego obiegu. Niezależnie od tego, czy mówimy o administracji centralnej czy samorządowej, o posłach czy radnych, o ministrach czy burmistrzach, wszyscy oni są częścią układu wzajemnych koneksji i zależności polityczno-finansowych.

 

Od końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku mamy do czynienia z postępującym rozrostem biurokracji, bazującym na groteskowym procesie komplikacji norm prawnych. Ogół społeczeństwa nie jest w stanie pojąc zawiłości systemu, który de facto zawiłym być nie musi. Jego zawiłość nie wynika z potrzeb społecznych, a jedynie z kombinacji politycznych. Konieczność ukrywania przed obywatelami zasad na jakich bazuje system jest oczywista z punktu widzenia rządzących, dla których społeczeństwo obywatelskie stanowi największe zagrożenie. Każdy przeciętnie inteligentny człowiek, odczuwa niepokój na myśl o konfrontacji z przepisami i stojącymi na ich straży marionetkami, nie będącymi niczym więcej niż automatami do wydawania decyzji sprzecznych z interesem obywatela. Większość urzędników niższego szczebla nie rozumie nawet tego czym się zajmuje. Automatyzm jest dla nich sposobem na przetrwanie, a każda konieczność analizy i podjęcia decyzji odbiegającej od schematu, skutkuje gehenną przeżywaną przez petenta. Niezależnie od tego z czym przychodzimy do urzędu, musimy się liczyć z tym, że nie wyjdziemy z niego zadowolonymi. O szybkim załatwianiu spraw również można zapomnieć. Od ław sejmowych po biurka referentów w urzędach gmin spotykamy w większości ten sam typ ludzi. Miernych wykonawców woli swych przełożonych.

 

To właśnie tacy ludzie okupują stołki na Wiejskiej i pobierają z tego tytułu znaczne apanaże. Maszynka do głosowania na usługach prezesów i rządu, głupi tłum nie będący niczym innym niż konglomeratem bezideowości i koniunkturalizmu, teoretycznym odzwierciedleniem woli narodu. O poziomie etycznym tych ludzi niech świadczą afery z ich udziałem, w zadziwiający sposób kręcące się głównie wokół zagadnień związanych z publicznymi pieniędzmi. Korupcja, nadużywanie uprawnień w celu dojenia kasy z Sejmu, znamy to wszystko aż za dobrze. Pamiętamy sprawę kilometrówek. Czy ludzie są aż tak pazerni, czy to władza i poczucie bezkarności tworzy tak odrażające indywidua? Osoba zarabiająca legalnie pieniądze nieosiągalne dla 90% społeczeństwa, oszukuje, aby zdobyć jeszcze więcej. O czym to świadczy? Czy rozdawanie z publicznej kasy nagród w sytuacji kryzysu jest rzeczą normalną? Olbrzymie odprawy dla ludzi, z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego i tak już bogatych, kłują w oczy.

 

Marną pociechą jest fakt, że w przyszłym Sejmie zabraknie zapewne miejsca dla osób pokroju Vincenta i Radka, Grodzkiej czy Hoffmana, ponieważ odsianie tych plew nie gwarantuje zmiany na lepsze. Gdy cały system gnije, każde kolejne wybory są tylko zmianą na stołkach i nie powinniśmy mieć większych złudzeń co do proweniencji obsadzających je ludzi. Ustrój oparty na umiłowaniu pieniądza i władzy, w miejsce Ojczyzny i Narodu nie ma racji bytu. Jego trwałość zależy od dopływu pieniędzy do podziału pomiędzy swojaków. Od możliwości nagradzania armii miernych, biernych, ale wiernych, idących wszędzie za szelestem banknotów i blaskiem fleszy.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (23 głosy)

Komentarze

Szczególnie ostatni akapit. Jeśli wybory wygra któraś postkomunistyczna partia zmienią się nazwiska- nic więcej.

Vote up!
7
Vote down!
0
#1494454

Liczysz ze ZLEW wygra wybory, raczej to mrzonka

Vote up!
8
Vote down!
0
#1494456

obawiam się, iż może mieć Pan rację, szczególnie w przewidywaniu o zamianie miejsc partyjnych ugrupowań. Jedną z wielkich bolączek naszego, polskiego społeczeństwa jest jego upartyjnienie. W wyniku tego nie mamy społeczeństwa obywatelskiego a jedynie przynależnych do partii, rozmaitej maści, członków i przedstawicieli. Zapominamy o tym, iż partie realizują przede wszystkim swoje partykularne interesy, te społeczne są w dalszej kolejności a ich realizacja zależy od tego, czy nie kolidują z interesami danego ugrupowania partyjnego! Proszę spojrzeć na politykę obecnej koalicji! Jaką mamy gwarancję, że po kiełbasie wyborczej PIS nastąpi rzeczywista realizacja obietnic?

Vote up!
0
Vote down!
0

mika54

#1494656