Aborcja w III RP. Kto za, a kto przeciw?

Obrazek użytkownika elig
Kraj

  Wczoraj [8.10.2016] w Salonie 24 {]]>TUTAJ]]>} ukazał się tekst Jana Kalemby "Klub PiS rozbity?", w którym wyrażono obawę, że klub PiS może się rozpaść w wyniku sporu o aborcję.  W świetle najnowszych wypowiedzi Marka Jurka dla tygodnika "W Sieci" [patrz {]]>TUTAJ]]>}] to niebezpieczeństwo nie wydaje się wielkie.  Marek Jurek powiedział:

  "Prezes PR chwali Sejm za przyjęcie wysoce etycznej postawy w kontekście prac nad ustawą aborcyjną.
"Nie można odbierać parlamentowi prawa do odrzucania projektów jawnie wywrotowych i antykonstytucyjnych. Bardzo dobrze, że Sejm nie chciał stawiać aborcjonizmu, więc negacji prawa do życia, na tej samej płaszczyźnie, co prawa do życia niewinnych. Polityka i parlament nie mogą z nietzscheańską wyniosłością stawać poza dobrem i złem."".

 Wydaje się, iż wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że ostatnia awantura wokół aborcji byla tylko prowokacją wymierzoną w rząd PiS.  Zaangażowano w nią nawet Parlament Europejski, w wyniku czego mogliśmy obserwować pólnagą przedstawicielkę ruchu FEMEN, urągajacą Polsce i oklaskiwaną przez to gremium.  W artykule Jana Kalemby przytoczono też ciekawe dane:

 "Władza pochodząca z wyborów nie może lekceważyć opinii publicznej. Przytłaczająca większość społeczeństwa to zwolennicy kompromisu. Nie mówią prawdy też ci działacze pro life, którzy głoszą o wzroście liczby zwolenników zakazu aborcji. Przeczą temu badania opinii przeprowadzone przez CBOS:
  w roku 2010 za całkowitym zakazem było 14% , a zwolenników aborcji na życzenie 7%;
  w roku 2016 za całkowitym zakazem było 11%, a zwolenników aborcji na życzenie 13%.
Warto też skonstatować jak skuteczny jest sam zapis ustawowy. W Polsce zakazana jest aborcja „na życzenie”, a pigułki „wczesnoporonne” i do aborcji farmakologicznej są powszechnie dostępne. Tajemnicą publiczną jest natomiast spadek ceny za „zabieg” z powodu wzrostu podaży tego rodzaju usługi.".

 W sieci znalazłam też publikację lewicowego tygodnika "Przegląd" z 2006 roku {]]>TUTAJ]]>}, zatytułowaną "Aborcyjny kompromis?".  Jej podtytuł to: "Fiasko ruchu na rzecz legalizacji przerywania ciąży jest świadectwem kryzysu demokracji", zaś autorami są Katarzyna Chmielewska i Tomasz Żukowski.  Pisali oni w 2006 roku:

 "Mało kto pamięta, że jeszcze 13 lat temu spór o aborcję dał początek jednemu z największych po „Solidarności” ruchów społecznych. Powstające spontanicznie w całej Polsce komitety na rzecz referendum w sprawie karalności aborcji zebrały 1,7 mln podpisów pod skierowanym do Sejmu wnioskiem o referendum. Dziś postulat liberalizacji ustawy antyaborcyjnej nie znajduje właściwie żadnego społecznego odzewu. Dlaczego?
  Rok 1993
Restrykcyjną ustawę antyaborcyjną uchwalono 7 stycznia 1993 r. Jej przeciwnicy zareagowali natychmiast. Wokół aborcji trwała jeszcze ostra dyskusja, która dzieliła społeczeństwo, stąd pomysł odwołania się do mechanizmów demokratycznych. Nie żądano nawet zalegalizowania aborcji, ale referendum w tej sprawie. (...)

 W 1993 r. wśród haseł wyborczych Sojuszu [Lewicy Demokratyczne] pojawił się postulat liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Po wygranej [SLD] sprawa powróciła do Sejmu i 30 sierpnia 1996 r. ustawę złagodzono. Już pół roku później Trybunał Konstytucyjny stwierdził niezgodność liberalizacji z małą konstytucją, przy votum separatum trzech sędziów. 18 grudnia 1997 r. TK pod przewodnictwem Andrzeja Zolla ogłosił orzeczenie o utracie mocy obowiązującej ustawy z 30 sierpnia 1996 r. Tym razem w sprawie aborcji zdecydowano nie tylko z pominięciem zdania obywateli, ale i decyzji Sejmu. (...)
 Po roku 2000 społeczne zaangażowanie w sprawę liberalizacji ustawy antyaborcyjnej wyraźnie osłabło. O dopuszczalności aborcji mówią głównie feministki i antyklerykałowie, ale bez większego sukcesu. Zapanowało powszechne zniechęcenie, zrozumiałe, skoro mimo niespotykanej mobilizacji społecznej w latach 90. mechanizmy demokratyczne nie zadziałały. Najpierw zlekceważono 1,7 mln obywatelskich podpisów pod żądaniem referendum, potem unieważniono decyzję Sejmu kontrowersyjnym werdyktem Trybunału Konstytucyjnego.".

 Wydaje się, że to jednak bloger Jan Kalemba ma rację i wygaśnięcie sporu o aborcję wynika z rozpowszechnienia pigułek wczesnoporonnych [podobno rolę tę moze pełnić także jakieś lekarstwo na wrzody żołądka].  W Wikipedii znajdujemy rozważania na ten temat {]]>TUTAJ]]>}:

 "Według Federy w Polsce rocznie wykonuje się ponad 100 tys. zabiegów przerwanie ciąży, z czego tylko kilkaset jest legalnych. (...) Argumentem jest tu także liczba aborcji wykonywana w latach, w których w Polsce aborcja na życzenie była legalna: w 1990 - 59 tys., a w 1962 - 270 tys., w latach 80 XX wieku - 300-450 tys. rocznie. Faktem przemawiającym za wzrostem liczby aborcji w stosunku do lat 90 XX wieku jest wzrost oficjalnej liczby poronień (mimo rozwoju opieki medycznej) i spadek rocznej liczby urodzeń w latach 1993-2004 o 140 tysięcy.
  Federa krytykuje szacunki mówiące o kilkunastu tysiącach rocznie nielegalnych aborcji, gdyż oznaczałyby one, że w 2,5 raza ludniejszej Polsce jest o połowę mniej zabiegów przerwań ciąży, niż w Holandii mającej najmniejszy odsetek aborcji.".

 Widać jednak, że sytuacja się poprawia.  W roku 1993 można było zebrać 1,7 milionów podpisów za liberalizacją prawa do aborcji [do tego miało służyc "referendum"], a w 2016 uzyskano ich tylko 250 tysięcy,  W "czarnym proteście" wzięło udział zaledwie 98 tys. uczestników.  W czasch PRL uważano, iż aborcja to "zabieg" podobny do wyrwania zęba.  Obecnie większość ludzi wie już, że jest to zabicie dziecka.  W tej sprawie niepotrzebne są drakońskie ustawy, ale opieka nad rodzinami w trudnej sytuacji, a zwłaszcza nad chorymi dziećmi.
 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)