Kto może być zebrą?

Obrazek użytkownika Bielinski
Humor i satyra

Lato, wakacje, słońce i lenistwo. A tu trzeba coś napisać. Postanowiłem więc przypomnieć swój tekst z 2014. Współcześnie mamy wielki kłopot z zaimkami, rodzajnikami, ogólnie gramatyką i ortografią. Wielki zgryz nie tylko semantyczny, ale logiczny, prawny, obyczajowy, i każdy inny. Pytania podstawowe: kim jest mężczyzna? Kto to jest kobieta? Kiedyś było prosto. Każdy widział na pierwszy rzut oka, kto jest kim. I nie było problemu, poza nielicznymi wyjątkami. Było to dawno temu, dawno i nieprawda. Dziś mamy nową definicję: mężczyzna jest ten/ta/to, kto czuje się mężczyzną. Kobieta jest ta/ten/to, kto czuje się kobietą. Są tacy, co szukają swej płci gdzieś pomiędzy, stad ilość płci rośnie nam nieustannie i chyba nikt już nie wie, ile tych płci jest, Czy 56? Czy 1229 i pół? Bo czemu ilości płci ma być liczbą całkowitą? Chcieć to móc. A móc to być. Zatem chcieć to być. A byt określa świadomość. Chcesz być kobietą? Jesteś kobietą! Chcesz być mężczyzną, to jesteś facetem. Chcesz być koniem? Jesteś koniem. Czemu nasza świadomość, nasze marzenia i pragnienia mają się ograniczać do gatunku homo sapiens? A co z tymi, co czują kosmiczne promienie? Którymi kierują kosmiczne siły? Którzy czują, a więc mają super moce? Ich także nie wolno wykluczać. Pragnę tu podkreślić z całą mocą: uważam że to godne, słuszne i sprawiedliwe, że każdy dziś może być tym, co mu tylko zwidzi. I cieszę się, że doczekałem takich pięknych, świetlanych czasów. Mój, tu pochwalę się, proroczy test sprzed ośmiu lat jest głosem protestu; krzykiem przeciw tak powszechnej dziś mowie nienawiści; przeciw wykluczaniu tych, co czują inaczej, którzy kochają inaczej, co są lepsi, a na pewno inni.

 Oto przez stolicę przemaszerowała parada równości. I te cudowne hasła z parady równości: „Ogień tylko między nami”, „Syn gej jest okej”, „Tylko miłość nas ocali” (jakżeby inaczej), „LGBT to ja – twój terapeuta”, lub „Weź się przytul – tata”. Z tym ostatnim bym uważał, bo wrogowie wolności i miłości znów zarzucą pedofilię. Oczywiście, oszczerczo i niesłusznie! Sama najwyższa pani komisarka z samej stolicy świata(ka), to jest Brukseli, oświecona największą mocą i rozświetlona najwyższym rozumem, powiedziała: „Chcemy, by ludzie byli tym, kim chcą być, by mogli żyć jak chcą żyć. Kontynuujmy tę walkę, by każdy mógł przeżyć swoje życie tak, jak chce je przeżyć”. Powiedziała to, co ja mówię i piszę. Ale nie powinniśmy się zatrzymywać li-tylko na kwestiach płci, czy jednego gatunki. Musimy sięgać dale, wyżej, szerzej.

 Dlatego publikuję ponownie ten tekst, nie z lenistwa, lecz by zaprotestować, by stanąć na barykadzie postępu, czy usiąść na niej okrakiem, by powiedzieć, że każdy może kochać jak chce, i kogo chce, bo miłość nie wyklucza. Czy człowiek, czy zwierzę. Że każdy jest tym, czym chce. Facetem, kobietą, koniem, czy żabą. I nikomu nic do tego. Co prawda, tacy psychiatrzy i inni wąsko normatywni specjaliści będą protestować. Oni chcą leczyć. Upierają się, mędrkują, Bredzą o jakiś omamach, halucynacjach, czy urojeniach, o schizofreniach, i innych chorobach. Owijają biednych chorych – ofiary społecznej znieczulicy i niezrozumienia – w pasy, stosują elektrowstrząsy, koktajle silnych leków. Wstecznicy. Obskuranci. Ciemnogród. Mamy wybór; albo wolność, albo szpitale psychiatryczne. Albo, albo. Wiadomo, co wybrać. Jak wolność, to wolność. Od rozumu, zdrowego rozsądku, czy praw natury, także. Do diabła z psychiatrami. Do diabła z rozumem! Niech żyje wolność! I miłość! Co nie rozróżnia! Zamieńmy szpitale psychiatryczne w oazy miłości. Tam jest dużo łózek. Wreszcie właściwie zostaną wykorzystane.

Niech żyje wolność. I miłość. Przecież jesteśmy zdrowi. Zdrowi, młodzi i piękni. A ci, co nie mieszczą się w tym kręgu? Kogo to obchodzi? Wymrą, jak dinozaury. No i by przypomnieć, że ja, Wacek – blogier postępowy – byłem pierwszy.

 

Oto wywiad, jaki ja Wacek – blogier postępowy przeprowadziłem z panią/panem Turską(im) z partii radykalno – postępowej. Siedziałem sobie w holu Sejmu, czekając na przybycie pani/pana Turskiej(go) na umówiony wywiad, gdy wtem moją uwagę przyciągnęła niezwykła postać, która z rżeniem i tupotem kopyt (?) wpadła do holu. Był to jakiś osobnik, tak go nazwijmy, wielki a tłusty; jego wielki brzuch opinała spódniczka z trawy lub sitowia spływająca do kolan, obfite piersi miał (miała?) ukryte w białym i brudnym biustonoszu. Kto zacz, trudno było poznać, albowiem cale ciało oraz twarz owego indywiduum pokrywały poziome, nieregularne czarno-białe pasy, dodatkowo nad czołem szorstką, sterczącą grzywkę, przypominającą szczotkę. Osobnik, wystukując stopami koński rytm, stopami obutymi w coś, co przypominało pomalowane na czarno drewniaki, dwukrotnie okrążył fotel, na którym siedziałem, zarżał zwycięsko, po czym opadł na fotel naprzeciwko.

- Przybyłam na spotkanie – wydyszał osobnik – mam nadzieję, ze się nie spóźniłem.

- Ależ skąd, proszę pani! Tak się cieszę – zakrzyknąłem z przejęciem.

Dopiero teraz poznałem, że to… pani Turska przybyła na umówiony wywiad. Te pasy na twarzy i ta… grzywka. Ona ma pędzel przyczepiony do czoła! - pomyślałem zdumiony

– Chciałem panią spytać, o prześladowania, jakich pani doznaje, ze strony naszego społeczeństwa, które nie chce uznać w pani prawdziwej kobiety – zacząłem rozmowę.

- Oh, to już przeszłość. Poszedłam dalej. Nic nie zatrzyma postępu, ani kobiety chcącej osiągnąć to, co chce osiągnąć – wyszeptała pani Turska, uśmiechając się skromnie – Jest pan pierwszym dziennikarzem, któremu udzielam wywiad po mojej przemianie! Jestem całkiem nową osoba, jestem odmieniona, jestem taka podniecona…

-Taaaak… – powiedziałem, by cokolwiek powiedzieć.

- Niech pan nie mówi, że pan nie wie, kim jestem.

- Myślę, ze jest pani… sobą – w ostatniej chwili przyszła mi do głowy iście salomonowa odpowiedź.

- Tak! Jestem sobą – wykrzyknęła w zachwycie pani/pan Tuska(i) podnosząc do góry szczotkę przyklejoną do czoła - Wreszcie osiągnęłam prawdę i spełnienie. Jestem… zebrą!

- Proszę…?! - wydukałem.

- Tak jest, jestem sobą, jestem zebrą, i jestem z tego dumna! Proszę spojrzeć! Oto moja grzywa!

Pani Turska wstała obracając się; na plecach miała przyczepione, czy przyklejone, jakieś sterczące kłaki, sięgające po spodniczkę z trawy.

- Zebry mają sterczącą grzywę i ja mam taką samą. Mam też ogon!

Istotnie miała ogon, wypychający spódniczkę w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.

- Tak, tak, tak! Ma pani ogon i grzywę, jak prawdziwa zebra. Proszę usiąść i wszystko mi opowiedzieć – wykrzyknąłem pośpiesznie.

Wolałem się za bardzo się nie przyglądać tym szczegółom. Pani/pan Turska(i) usiadła.

- Więc, przepraszam, a więc od dawna czułam, że moje ciało nie pasuje do mojej duszy. Kiedy widziałam w telewizji filmy przyrodnicze, stada zebr pasące się na afrykańskich stepach, te ich prężne ciała, nogi silne jak ze stali, ten łuk szyi z grzywą, te przecudne pasy, i piękne pyski o wyrazistych rysach; jak się parzą, jak biegają, jak rżą, tarzają w trawie… - tu pani posłanka Turska zarżała donośnie, aż się na nas obejrzeli sąsiedzi, trzeba przyznać, ze zarżała całkiem udanie – to czułam, że tam jest moje miejsce, na afrykańskim stepie, w stadzie, pośród innych zebr. Że jestem w duszy zebrą! Że od zawsze marzyłam, by pędzić w galopie po stepie, a wiatr rozwiewał mi grzywę. To moja natura, moja prawda, moje przeznaczenie. I odważyłam się, zrobiłam to. Zostałam zebrą!

- Ale, czy to nie za śmiałe? Niektórym to się nie spodoba. Nie uwierzą, że pani jest zebrą… – powiedziałem z wahaniem.

- Nie uwierzą? Ten rasistowski, ksenofobiczny i nacjonalistyczny naród nie dorósł do takich, wolnych… stworzeń jak ja? Wiem, ze nie uwierzą! I co z tego? Ja wiem, ze jestem zebrą. Jestem w duszy zebrą. Teraz staję się ciałem zebrą. Trwa przemiana, bolesna i kosztowana. Poszedłam na całość. Ciałem staję się zebrą, na ile się da. Jak ciało i duszę mam zebry, to jestem zebrą. Kim innym mam być?

- Rozumiem, proszę się nie unosić, ale nieżyczliwi, tych nie brak, powiedzą, ze nie wystarczy przykleić do czoła i pleców szczotki, czy pędzle i pomalować się paski, by stać się zebrą.

- Co oni wiedza o mojej duszy! O tym jak cierpię ukrywając w ludzkiej powłoce mą prawdziwą, zebrzą naturę – rozpłakała się pan/pani Turska(i).

Zamyśliłem się. Jak tu pisać o mojej rozmówczyni? Był mężczyzną a stał się kobietą; on – Turski. Ona – Turska. Lecz to też przeszłość, bo ona nie jest już człowiekiem, ale zebrą, dzikim koniem. Zwierzę to rodzaj niejaki, czyli ono Tursko? Tak mam pisać? Czy to prawidłowa forma? Z drugiej strony zebra – rodzaj żeński, czyli ona.

- Ta grzywa, to wszczepy w skórę. Jak bolało, jak bardzo bolało…! Paski to nie malowanie, ale tatuaż, wytatuowałam całe moje ciało w pasy białe i czarne. A ten ogon tez jest wszyty w ciało. Czeka mnie jeszcze kilka operacji. Ale to zrobię. Przemiana musi się dokonać. Robię to, bo jestem zebrą. Jestem zebrą! Zebrość to moja prawdziwa tożsamość, psychiczna i fizyczna. Jeśli czujesz się zebrą, nikt, żadnymi metodami nie przekona cię, że jesteś kimś innym. Wiem, ze jestem zebrą, bo mam zebrzą dusze.

- Dlaczego zebrą, a nie wielbłądem, psem czy… hieną? – zapytałem.

- Wielbłądy są takie brzydkie, z tym garbem, psy liżą się po jajach, a hieny śmierdzą. Jestem zebrą, to moje przeznaczenie.

- Ale czy ma pani, pani – zebra, prawo nazwać się prawdziwą zebrą?

- Kto ma prawo być zebrą w Polsce? Co znaczy być prawdziwą zebrą? Co to być człowiekiem? Co znaczy być kobietą? – odparła z naciskiem pan(i) Turski(a) –Według prawa w Polsce kobietą jest osoba, której zewnętrzne, drugorzędowe narządy płciowe w momencie urodzin stwarzały wrażenie, że są rodzaju kobiecego i zostało to odnotowane w akcie urodzenia. Zdarza się czasem, że o kobiecej płci prawnej jakiejś osoby transseksualnej lub interseksualnej decyduje sąd. Podobnie z człowieczeństwem. Sąd orzeknie czy jestem zebrą, czy człowiekiem. Ma zaufanie do polskich sądów. Już raz sąd orzekł, że jestem kobieta. Dlaczego teraz sąd ma nie orzec, że jestem zebrą?

- Jednak niektórzy upierają się, że tożsamość biologiczną, mężczyzna czy kobieta, człowiek czy zebra nosimy w sobie, zapisane w komórkach, w genotypie…

            - Proszę mi o tym nie mówić, o tych wstecznikach, niedouczonych nieukach – żachnęła się pan(i) Turski(a) – Grupa fundamentalistycznych tzw. „katolickich” publicystów, reprezentujących określony typ myślenia, czysty islam nad Wisłą, uważa, że zebrą jest tylko osobnik z zebrzym zestawem genów i wyglądający jak zebra. A więc nie ma prawa być zebrą, kto nie ma odpowiedniego zestawu genów. Jednak to nauka, a za nią prawo rozstrzyga, że ostatecznie to, kim jesteś, określa twoja psychiczna tożsamość. Tożsamości psychicznej nie da się zmienić. Ona po prostu jest w nas. Jeśli czujesz się zebrą, nikt żadnymi metodami nie przekona cię, że nie jesteś zebrą. Zebrą jest każdy, kto ma zebrzą duszę.

- Nadal jednak dla wielu zwycięża pogląd, ze to, jak wyglądasz określa, kim jesteś, a nie to, kim się czujesz – zapytałem z wahaniem.

- Nie wszyscy w Polsce tego nie rozumieją. Genitalny lub cielesny punkt widzenia nie przeważa nad racjonalnym i uzasadnionym naukowo-humanistycznym poglądem o istocie człowieka lub zebry. Dla mnie dziwne jest, że niektórzy ludzie, którzy określają się, jako katolicy, dla definiowania płciowości, istoty człowieka, czy zwierzęcia, używają argumentów prymitywnie biologicznych. Zawsze wydawało mi się, że dla człowieka wierzącego w Boga prymat duszy nad ciałem jest oczywisty, a miłość i tolerancja jest zasadą. Jestem pewna, wiem, iż psychika zebry osadzona w jej ciele jest istotą jego zebrzystości a godność zebry i jego (jej) podmiotowość jest niezbywalna. Zebrą jest więc każda osoba, która czuje się zebrą.

- Ah, jakie to głębokie, słuszne i postępowe. Nareszcie wyprzedzimy Anglię, Francję cały Zachód w tolerancji. Pierwsza osoba transseksulana i transgatunkowa. Transeksulaizm i transgatunkizm! Boże, wytyczymy nowe drogi na niwie tolerancji. Tolerancja doprowadzona do krańca, do gołej blachy. Zebra, człowiek, kobieta w jednym. Jesteś najprawdziwszą zebrą, jaką widziałem - zakończyłem czule

- Zebrą, ale i kobietą. Jestem klaczą, zebrą i klaczą – powiedziała z godnością pan(i) Turski(a) Zebra – Proszę nie o tym zapominać. Musze już pokłusować do mojej stajni. Czeka tam na mnie zebra, płci męskiej, to jest ogier, prosto z zielonych pól Serengetti. Mamy sobie tyle do opowiedzenia. No, pa, pa, pa.

Pan(i) Turski(a) alias zebra zerwała się i rżąc pogalopowała przez hol parlamentu. Zostałem sam z niekompletnymi notatkami i z nawałem myśli w głowie. I sam już nie wiem, czy mi się to śniło, czy też wyczytałem coś podobnego gdzie indziej, może w mej ulubionej gazecie? Kto wie…

 

 

  Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)