Elita i plebs, czyli o wyborach

Obrazek użytkownika Bielinski
Kraj

Dziś znowu niedziela i to kolejna wyborcza niedziela. Nie ma zatem innego wyjścia ani innego tematu – będzie o aktualnych wyborach prezydenckich. Kandydatów zostało nam szczęśliwie dwóch: prawy Karol, ten od niby prawicowy i tęczowy Rafał – rzeczywiście lewicowy, czy nawet lewacki. Tęczowy Rafał przybrał na wybory barwy biało – czerwone. Który z nich wygra? Wybory za tydzień, w niedzielę? Prawy Karol czy tęczowy Rafał? I to kusi i to nęci.

 Trochę poważniej. Sondaże, czyli rzekomo naukowe badania dają przewagę to jednemu, to drugiemu. Od czego zależy wynika badań sondażowych rozmaitych firm? Podejrzewam, że od tego kto za te badania połaci. Oczywiście, są to jak najbardziej „niezależne” badania opinii społecznej. Z sondażami jest jak z prognozami pogody. Prognozy pogodny na kila tygodni czy miesięcy? Szkoda nawet czytać; równie dobrze samemu sobie można taką prognozę napisać z sufitu. Prognozy na kilka dni to wróżenie z fusów. Ale prognozy na dzień, czy tym bardziej kilka godzin mają wysoką sprawdzalność. Weźmy jeden dzień, dzisiejszą niedzielę dla mojej miejscowości. Piszę to o godzinie 10-tej; według jednej prognozy będzie padać po południu – prawdopodobieństwo deszczu rzędu 80 %. Według innej prognozy na ten sam dzień i ten sam obszar: nie będzie padać, prawdopodobieństwo deszczu mniejsze niż 20 %. Prognozy są naukowe, więc posługują się naukowo brzmiącym terminem – prawdopodobieństwo, tu opadów. Czy za cztery, pięć godzin będzie padać, czy nie? Odpowiedź jest prosta – pożyjemy, zobaczymy. Po południu okaże się, która prognoza się sprawdzi. Któraś się sprawdzi, to pewne. Albo będzie padać, albo nie będzie.

 Prognozy pogody opłacają instytucje rządowe. Rządy płacą pensje naukowców, fundują centra komputerowe z super komputerami, sieci palcówek pomiarowych na lądach o oceanach, płacą za stada satelitów meteorologicznych na orbicie. Pokrywają naprawdę olbrzymie koszty. Dlaczego? Ponieważ jednak te prognozy na coś się zdają i to się opłaca na dłuższą metę. Zyski z trafionych prognoz są o wiele wyższe niż straty na fałszywych. Inaczej rzecz się mam z badania sondażowymi, wyborczymi, które także kosztują, a prowadzą je prywatne firmy szukające zysku no i… klientów. Zadowolony klient powróci i złoży nowe zlecenia. Trudne zdanie, jak chodzenie po linie. Jak zadowolić klienta i dać mu to, za co płaci – sondaże, które go zadowolą, a jednocześnie za bardzo nie przesadzić? Koniec końców wyniki sondażowe weryfikują wyborcy. Tak ja z pogodą: albo będzie padać, albo nie. Taki jest nasz świat. Rzeczywistość weryfikuje wszystkie przepowiednie.

Prognozy pogodny, czy badania sondażowe przed wyborami to po prawdzie coś, co nazywamy przepowiedniami. Albo wróżbami. Wróżby z kart, z Tarota, z fusów od kawy czy wosku. Kiedyś wróżono z wnętrzności zwierząt czy lotu ptaków. Mnóstwo sposobów wróżenia, ich wynik jest taki sam. I waży tyle samo, co często prognozy pogody czy sondaże przedwyborcze. Jakie badania, takie wyniki. Jacy badacz, takie badania. Właśnie, porozmawiajmy o badaczach, o naukowcach. Tych najbardziej zasłużonych, najwybitniejszych, najważniejszych z tytułem profesorskim. W mediach postępowych przewija się kilku takich profesorów dyżurnych. Uaktywniających się szczególnie w porze wyborów, którzy z zapałem rozrzucają perły swojej mądrości pośród publiki, niby perły przed wieprze. Moi ulubienie profesorowie. Krynice mądrości. Opoki rozumu i wiedzy.

Pierwszy z nich to profesor Radosław Markowski (ur. 1957), socjolog i politolog, profesor mianowany, czyli belwederski, dyżurny mędrzec III Rzeczypospolitej. Prawdziwa wyrocznia, latarnia rzucając snop światła moralnego w świecie mroku i prawicowego wstecznictwa i wszeteczeństwa. Oto jeden z najcelniejszych i ostatnich zarazem uwag prof. Radosława Markowskiego o bieżących wyborach prezydenckich. Przynajmniej prof Markowski zdania nie zmienia, to zaleta. Jako rzecze profesor Markowski, Radosław Markowski. „Jak się patrzy na geografię wyborczą, widać, że mamy jednego kandydata popieranego przez ciężko pracującą Polskę, która przyczynia się do PKB, która ma sukcesy. I z drugiej strony jest Polska, która czeka na transfery budżetowe, która sobie nie radzi”. Nawiasem mówić mówiąc, prof. Markowski od lat głosi jedno i to samo. Tutaj można by się czepiać, że prof. Markowski, nauczyciel akademicki, należy do tych, co czerpią z ciężko pracującej Polski, ten co bierze a nie dodaje do PKB, ale pomińmy ten temat. Nazwijmy profa Markowskiego w skrócie profem Miarką, jako samozwańczą miarką wszystko co dobre, mądre i słuszne. Oddajmy mu ten zaszczyt, na którym mu tak zależy, nie bądźmy małostkowi.

Inny brylant ze złogów mózgu profa Miarki – jego myśli o demokracji i o tych, co nie dorośli do rzeczonej demokracji. „Problem jest poważny, bo w demokracjach uznaliśmy, że w sprawach publicznych każdy jest równy i może zabierać głos. Oszustwo, niedorzeczność i horrendalny koszt społeczny. Jakoś łatwo nam uznać, że chirurga o trzęsących się dłoniach nie należy dopuszczać do operacji, a inżyniera niepotrafiącego obliczyć wytrzymałości przęsła eliminujemy z zawodu. Co robić z obywatelami, którzy nie spełniają podstawowych wymogów?” Co prawda, taką myśl pierwszy wypowiedział Sokrates dwa i pól tysiąca lat temu, zastanawiając się nad tym samym problemem. Gdy jesteśmy chorzy to szukamy najlepszego, doświadczonego lekarza; gdy budujemy dom wybieramy najlepszego budowniczego czy murarza starannie sprawdzając to co już zbudował; kierowanie statkiem powierzymy najlepszemu sternikowi. W państwie demokratycznym jest paradoks, tak starożytnej, ateńskiej, jak współczesnej. Do rządów nad państwem – najważniejsza funkcja ze wszystkich, bowiem od nich zależy pomyślność państwa i szczęście obywateli – ani ci, co wybierają, ani wybierani, nie musza być doświadczeni czy mądrzy, czy biegli w swoim rzemiośle. Myśli profa Miarki podawana jako oryginalna, okazuje się być mocno wtórna i zleżała.

Jak zupa cofka, z góralskiego dowcipu. Góral pyta swego gościa, czy smakuje mu zupa. Bardzo mi smakuje, a co to za zupa? – pyta gość. To ino zupa cofka, panocku. Jak to cofka? Ano, podałem klientowi i mu się cofła. Dałem psu i mu się cofła. Ooo, panockowi też się cofa! Tak to jest z naszymi „myślicielami”. Prof Miarka po swojemu rozwiązał problem demokracji. Jeżeli wyborcy wybierają tych, co mu są mili i przez niego wybrani, to wyborcy zasługują na pochwałę, na miano dobrych i mądrych. Jeśli zaś zagłosują wbrew wskazaniom profa Miarki, to są głupią i ciekną hałastrą. Motłochem. Profesor Markowski miarą i probierzem mądrości i demokracji! Słuchajmy profa Miarki! Prof. Miarka ani pierwszy, ani ostatni. Wielu mamy takich „myślicieli”. W III Rzeczypospolitej bodaj pierwszym był prof. Geremek. W 1990 roku, gdy polecany przezeń kandydat sromotnie przegrał wybory prezydenckie, prof. Geremek powiedział był… „społeczeństwo nie dorosło do demokracji”. Przyznaję: w 1990 roku głosowałem zgodnie ze wskazaniami profa Geremka. Mea culpa. Zdaniem procesora Bronisława Geremka (urodzony w 1932 jako Benjamin Lewertow, zmarły - 2008), jednego z twórców III RP oraz jego licznych następców, Polacy są za głupi by dobrze wybierać. O ile rzecz jasna skrewią i nie wybierają polecanych przez lepszych i mądrzejszych. Podobne myśli mają nie tylko nasi „mędrcy”. W innych demokratycznych krajach oświecona elita z pasją poucza ciemny tłum.

Wróćmy na nasze pastwisko. Inny profesor, Michał Bilewicz, profesor nadzwyczajny, kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego oraz wykładowca na wydziale psychologii UW. W latach 2000–2001 redaktor naczelny pisma „Jidełe”, później redaktor „Słowa Żydowskiego” co wskazuje na jego pochodzenie lepsze, wybrane. Prof. Bilewicz (ur. 1980 roku) nie wstrzymywał ręki, to jest języka, mówiąc jeżykiem komentatorów sportowych. Wzburzony wynikami I tury wyborów prezydenckich prof. Bilewicz napisał te słowa: „Nie dajcie się zwieść. Wybór jest prosty: sprowadza się do tego, po której stronie stodoły w Jedwabnem staniesz. Czy z jej podpalaczami, dobijającymi ofiary siekierami i widłami? Czy może po stronie Antoniny Wyrzykowskiej, która ratowała Żydów, za co musiała uciec z miasta.” Prof. Bilewicz wypalił z armaty naprawdę wielkiego kalibru. Ci, co nie głosują tak jak jemu, profowi Bilewiczowi się podoba, są tacy sami, jak ci, co mordowali Żydów w stodole w Jedwabnem. Kto mordował Żydów w Jedwabnem? Polacy? Niemcy? Niemcy i Polacy? Prof. Bilewicz to wie i daje do zrozumienia, że ci sami co mordowali Żydów w Jedwabnem teraz wybierają niewłaściwych kandydatów. Co tu dodać? Jestem w kłopocie, przyznaję. Trudna sprawa skomentować takie słowa znanego warszawskiego intelektualisty z narodu wybranego i w dodatku doktora habilitowanego psychologii wyczulonego na subtelne niuanse psychologiczne. Powiem tak. Z głębi serca należy pogratulować Wydziałowi Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego zatrudnieniu na stanowisku wykładowy takiego wrażliwego psychologa, znawcy ludzkiej duszy i historii jak Michał Bilewicz. Na stanowisko kierownika Centrum Badań nad Uprzedzeniami osobnika pełnego tak ciężkich uprzedzeń, że aż mu się nosem wylewają. Prof Bilewicz nie mógł trafić lepiej. A Wydział Psychologii UW nie może marzyć o lepszym wykładowcy i pracowniku naukowym na niwie psychologii. Czy psychiatrii? Uniwersytet Warszawski to najlepsza polska uczelnia. Podobno. Aż strach pomyśleć, co się dzieje na tych gorszych. A może jest lepiej, znacznie lepiej? Gorzej niż na Wydziale Psychologii UN być nie może.

Inny myśliciel z narodu wybranego, Jan Hartman (ur. 1967) profesor filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim, drugim czołowym polskim uniwersytecie. Profesor Jan Hartman ostatnio wyraził następujące zdanie à propos wyborów prezydenckich: „Głosowanie na Nawrockiego w II turze nie jest głupotą, naiwnością czy niekompetencją. Jest po prostu czymś niemoralnym - jak oszustwo na wnuczka, kradzież w sklepie albo kopnięcie psa. Te wybory to test poziomu etycznego Polaków”. Lubię profa Hartmana, bowiem wiadomo, czego się po nim spodziewać. Pisałem o nim mi kilka razy. W swojej działalności akademickiej filozof, prof Hartman zajmuje się także etyką! Prawda. Profesor Hartman to etyk zaiste czystej wody.

Prof. Hartman w przeciągu ostatnich dwudziestu lat działał w wielu partiach lewicowych. W 2010 roku startował w wyborach do Sejmu z list Sojusz Lewicy Demokratycznej. Przegrał wybory. Potem przystąpił do ruchu Palikota. Gdy efemeryczna partia Palikota rozpłynęła się w politycznej nirwanie, prof. Hartman przeskoczył na inny lewicowy kwiatek do partii Twój Ruch! Z ramienia tej partii kandydował do Parlamentu Europejskiego w roku 2014. Znowu przegrał. Sowicie opłacana i spokojna robota w PE przeszła profowi Hartmanowi koło nosa. Ten zawód dopełnił czary goryczy. Uzasadnione poczucie wyższości profesora filozofii z narodu wybranego tudzież pogarda wobec polskich sąsiadów, współpracowników, i studentów zamieniła się w czystą nienawiść. Kilak lat temu prof. Hartman popełnił wpis na swoim blogu wpis, który wypełnia wszystkie znamion rasizmu i nienawiści wobec Polaków. Zaginał mu pies, czy ktoś kopnął jego psa i z tego powodu prof. Hartman wyjawił, jakie uczucia żywi do swoich polskich sąsiadów. Gdyby podobny tekst wobec Murzynów, Latynosów czy innych mniejszości w usa, czy Wielkiej. Brytanii, jakikolwiek profesor ośmieliłby się opublikować, zostałby natychmiast zwolniony z pracy i to z wilczym biletem. W żadnej uczelni państwowej czy prywatnej nie znalazłby pracy. Atoli u na wolno wypisywać takie rzeczy zwłaszcza żydowskiemu profesorowi lecz tylko i wyłącznie o Polakach, o większości. Pocieszające jest, że w cytowanej wypowiedzi czuć ton rezygnacji. Prof. Hartman mówi, że głosowanie w II turze to test poziomu moralnego Polaków, ale z rezygnacją czuje, wie, że Polacy nie zdadzą tego egzaminu. Polacy oszukują, kradną, kopnia psy (ach, ta trauma z tym psem), są tacy jak zawsze. Jednakowo podli, okrutni i niemoralni zdaniem żydowskiego etyka, co czuje się, co jest lepszy od swoich sąsiadów! Dlaczego? Bo jest obrzezany! Obrzezka to super ważna sprawa. Ciekawe, że dla tak wielu ludzi, uważających się za mądrych i wrażliwych kryterium i probierzem wartości człowieka, jest brak lub obecność napletka na członku.

Tak to już jest z tymi naszymi samozwańczymi autorytetami moralnymi, tymi latarniami wytyczającym drogi i ścieżki moralne. Lubię ich czytać. Porządek świata. Elita i pospólstwo. Elita rządzi, pospólstwo słucha. Również w demokracji, pospólstwo ma posłusznie głosować na tych, których wskażą ci lepsi i mądrzejsi. Choć to trochę tak jak cmoknie bolącego zęba. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Bardzo dobrze, że nasza samozwańcza elita – profesorowie Markowski, Bilewicz i Hartman jasno i głośno wypowiadają swoje poglądy. Dzięki temu wiemy, jacy oni są i jacy my jesteśmy. Lub nie jesteśmy, ani się nie staniemy. Duża korzyść. Poza tym ich pełne fałszu i jadu komentarze działają fatycznie na niekorzyść miłego im kandydata. Świadczy to, ze ich przekonanie o własnej, profesorskiej mądrości, jest powiedzmy mocno przesadzone.

Co się tyczy prognozy pogody. Minęło kilka godzin i spadło trochę kropel deszczu. Czy to był deszcz? Pytanie: co to znaczy, że pada deszcz? Kwestia sporna. Można zatem rzec, iż spełniły się obie prognozy. Pierwsza, że będzie padać i ta druga, że nie będzie padać. Kolejny tryumf nauki i dyplomowanych specjalistów od prognozowania przyszłości. W prognozowaniu pogody dwa zdania logiczne nawzajem sprzeczne mogą być jednocześnie prawdziwe.

Co się wydarzy na wyborach za tydzień? Na pewno któryś kandydat wygra. Czy prawy Karol, czy tęczowy Rafał? Nie silę się poprognozować zwycięzcy. Kto by nie wygrał… Będzie dobrze. Jeśli zwycięży tęczowy Rafał… Cóż. Polska przeżyła nie takie terminy. I my także to przeżyjemy. Gorzej z naszymi intelektualistami, jeśli wygra prawy Karol. Aż strach pomyśleć, jak to przeżyją, gdy wygra niewłaściwy kandydat. Ale, w sumie, nie mój to a ich problem. Nie wzruszy to w niczym ich widzenia świata, Polski i siebie i dalej, w najlepsze, będą kisić się w sosie własnej wspaniałości. I na zdrowie.

 

© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.1 (7 głosów)