WRZESIEŃ 1939 - OD WESTERPLATTE DO KATYNIA CZ. I
WRZESIEŃ 1939 – OD WESTERPLATTE DO KATYNIA
GENEZA WYBUCHU II WOJNY ŚWIATOWEJ
POCZĄTKI DZIAŁALNOŚCI POLITYCZNEJ ADOLFA HITLERA CZ. I
Adolf Hitler w 1919 roku wstąpił do Niemieckiej Partii Robotniczej, której nazwę w następnym roku zmienił na NSDAP. Stanął na jej czele w 1921 roku. Po nieudanym puczu monachijskim w 1923 roku (inaczej pucz piwiarniany) został skazany na pięć lat więzienia i osadzony w więzieniu w Landsbergu.
Napisał tam książkę „Mein Kampf” („Moja walka”), w której sformułował program ruchu nazistowskiego. Żądał w nim przestrzeni życiowej (Lebensraum) dla Niemców, która miała im się należeć jako narodowi Panów (Herrenvolk). Doktryna ta zawierała wyraźne koncepcje rasistowskie, nacjonalistyczne i lewicowe.
Po przedterminowym zwolnieniu z więzienia skupił wokół siebie grono ambitnych i bezwzględnych współpracowników (Göring, Goebbels, Hess, Himmler). Wykorzystując swoje zdolności oratorskie i talenty demagogiczne oraz korzystając z kryzysu gospodarczego doprowadził do przejęcia władzy przez swoją partię w 1933 roku.
FASZYZM
Po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech zapanował faszyzm.
Faszyzm (z włoskiego fascio – wiązka, związek), kierunek polityczny powstały po I wojnie światowej, jako opozycyjny wobec działalności socjalistów i komunistów. Głoszący hasła skrajnie nacjonalistyczne, antydemokratyczne i antyliberalne, zmierzający do stworzenia państwa totalitarnego i monopartyjnego.
Skupiał w swoich szeregach nie tylko tzw. warstwy średnie (średnia burżuazja miejska i wiejska, drobnomieszczaństwo, drobni kupcy, byli wojskowi), ale także najbardziej zacofane grupy klasy robotniczej (zwłaszcza w Niemczech).
Hitler dążył do osiągnięcia „przestrzeni życiowej”(Lebensraum) dla Niemców „rasy panów” (Herrenvolk) i parcia na Wschód (Drang nach Osten). Cele te usiłował zrealizować t. zw. wojną błyskawiczną (Blitzkrieg).
Lebensraum (z niemieckiego "przestrzeń życiowa"), nazistowska doktryna polityczna głosząca, iż ekspansja polityczna państw i ich rozwój determinowane są położeniem geograficznym. Miała uzasadniać agresywną politykę III Rzeszy wobec sąsiadów.
Drang nach Osten (niem. "parcie na wschód") – pojęcie historyczne określające politykę niemieckiej ekspansji terytorialnej na tereny słowiańskie i nadbałtyckie, stosowane w odniesieniu do czasów średniowiecznych, przełomu XIX i XX wieku oraz w kontekście polityki utworzonej przez Adolfa Hitlera partii nazistowskiej w XX wieku.
Realizacja doktryny miała zapewnić rosnącemu liczebnie narodowi niemieckiemu odpowiednie warunki życia.
Miała być uzasadnieniem masowej eksterminacji ludności zamieszkującej tereny niemieckiej ekspansji. We współczesnym znaczeniu jest rozumiana jako nieliczenie się z zasadą suwerenności, integralności terytorialnej i zwierzchnictwem terytorialnym innych państw.
Swoje imperialne cele osiągnąć pragnął przez prowadzenie „wojny błyskawicznej” („Bitzkrieg”).
Jednym z najlepszych przykładów użycia taktyki „wojny błyskawicznej” jest kampania niemiecka we Francji w 1940 roku. Kraj ten został pokonany dzięki tej taktyce zaledwie w kilka tygodni.
W 1941 roku po rozpoczęciu planu „Barbarossa” wojna błyskawiczna napotkała po raz pierwszy na poważny opór, kiedy Niemcom nie udało się zdobyć Moskwy, Stalingradu, a blokada Leningradu trwała bardzo długo i nie doprowadziła do zdobycia przez Niemców miasta.
Po osiągnięciu zamierzonych podbojów Hitler planował całkowite zniszczenie narodu żydowskiego w pierwszej kolejności, następnie Cyganów i Polaków. Zbrodnie ludobójstwa niemieckiego dokonane przez Niemców w podbitej Polsce są ogólnie znane, dlatego zatrzymam się chwilę nad genezą II wojny światowej i prowadzonych oszustw propagandowych Hitlera przed napadem na Polskę 1 września 1939 roku, bez wypowiedzenia wojny, który de facto zapoczątkował rozpoczęcie II wojny światowej.
Żądania Hitlera wobec Polski:
-budowa trasy eksterytorialnej łączącej Niemcy i Prusy Wschodnie przez terytorium Polski,
-przystąpienie Polski do Paktu Antykominternowskiego,
-włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy,
Wszystkie żądania Hitlera (na propozycję ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka) zostały odrzucone przez Polskę.
OKOLICZNOŚCI ZAWARCIA POLSKO – NIEMIECKIEGO PAKTU
O NIEAGRESJI Z 26 STYCZNIA 1934 ROKU
Hitler wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał wierność traktatom, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji.
Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie. Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia, iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy.
Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami.
ZBLIŻENIE Z NIEMCAMI
Francuska indolencja, tak wyraźnie ujawniona w czasie sondaży na temat wojny prewencyjnej, umacniała pozycję Józefa Becka w kierownictwie państwa polskiego, który jako jeden z nielicznych za Francuzami nie przepadał (z powodów raczej osobistych), ale też nie był nigdy germanofilem wbrew licznym insynuacjom, pochodzącym głównie i bezpodstawnie od wywiadu francuskiego.
Praw polskich w Gdańsku bronił wręcz zażarcie. Lecz na przedwiośniu 1933 roku uznał, że ułożenie dobrych stosunków z Niemcami staje się podstawową koniecznością.
Wynikała bezspornie z bierności mocarstw zachodnich, a przede wszystkim sojuszniczej Francji. Był to wniosek ogólnie biorąc słuszny.
Niestety Beck założył dodatkowo, iż ułożenie dobrych stosunków z Niemcami będzie nie tylko możliwe, ale też trwałe właśnie w pertraktacjach z Hitlerem, który nie był „Prusakiem” i uchodził za „dobrego Austriaka”, nie godzącego się z „imperialnymi zapędami pruskich junkrów”.
Podstawowe dzieło Hitlera, „Mein Kampf”, w którym powiadano bardzo wyraźnie o „niemieckim posłannictwie na Wschodzie” i o konieczności przedsięwzięcia przez Niemcy wielkiego Marszu na Wschód , najprawdopodobniej skłonny był Beck uznać za zwyczajną „propagandówkę” wyborczą.
Tak zresztą oceniali wówczas „Mein Kampf” również inni, wybitni politycy europejscy. Wywiad z Ethertonem szybko szedł w zapomnienie.
Pierwsze efekty tej kalkulacji wyglądały nieźle. Bez wątpienia nowy kanclerz Rzeszy uznać musiał się za przypartego do muru.
Odpowiednią instrukcję, zalecającą skupienie się na temacie Gdańska, polski poseł w Berlinie, Alfred Wysocki otrzymał z datą 18 kwietnia. 2 maja odbył rozmowę z Hitlerem i natychmiast sporządził dla swego ministra ściśle tajny raport, w którym referował:
„Opinia publiczna Polski stale jest alarmowana stanowiskiem stronnictwa nacjonal-socjalistycznego w Gdańsku, którego prasa i przywódcy starają się we wszystkich wpoić przekonanie, że oddanie Wolnego Miasta Gdańska Niemcom jest tylko kwestią czasu i to szczególnie od chwili, kiedy ster rządu w Rzeszy objął Adolf Hitler.
Jako przedstawiciel Polski w Berlinie muszę zaznaczyć, że nie dopatrzyłem się dotąd w bezpośrednich wystąpieniach Kanclerza potwierdzenie owych pogróżek.
Uważam je jednak wraz z moim Rządem i polską opinią publiczną za niezwykle niebezpieczne nie tylko dla stosunku Polski do Wolnego Miasta Gdańska, ale także dla naszego pokojowego współżycia między moim krajem a Rzeszą...”.
Swoje wyjaśnienia na temat polskich racji tak opisuje Wysocki w dalszej części raportu.
„...Pozwalam sobie przy tym zwrócić uwagę Kanclerza na niezwykłą czujność, z jaką Polska odnosi się w ogóle do całokształtu kwestii łączących się z jej dostępem do morza i prawami jakie nabyła w Gdańsku na podstawie Traktatu Wersalskiego.
Ojcowie nasi popełnili już raz wielki błąd nie popierając należycie rozwoju własnej floty handlowej i lekceważąc sobie stanowisko, jakie Polsce przypadło w udziale na Bałtyku. Tego błędu nasze pokolenie popełnić nie może i każdy z nas bez wyjątku uważa nasz dostęp do morza za interes życiowy Polski i jest gotów bronić go do upadłego.
Byłoby więc niezmiernie pożądanym, aby Kanclerz zechciał w formie jaką uważa za stosowną oświadczyć, że ani on, ani rząd Rzeszy nie mają zamiaru naruszać nabytych przez Polskę praw i interesów w Wolnym Mieście Gdańsku.
Jestem przekonany, że tego rodzaju oświadczenie wpłynie nie tylko uspokajająco na bardzo podnieconą i zaniepokojoną opinię publiczną w Polsce, ale także będzie wskazówką dla tych niemieckich czynników, które zasłaniając się autorytetem Kanclerza działają często przeciwko nam na własną rękę...”.
Hitler miał na to odpowiedzieć w dłuższym przemówieniu, w którym między innymi Wysocki usłyszał:
„...Kanclerz nie pojmuje zaniepokojenia opinii publicznej w Polsce. Ani on, ani żaden z członków jego rządu nie uczynili, ani nie powiedzieli nic takiego, co mogłoby to zaniepokojenie usprawiedliwić.
Rząd Rzeszy pod przewodnictwem Kanclerza nie ma bynajmniej zamiaru naruszania istniejących traktatów i uważa je za obowiązujące, respektując te obowiązki i prawa, jakie te traktaty na Rzeszą nakładają.
Niemcy nie uznają natomiast żadnych praw Polski do Gdańska, które wykraczałyby poza ramy istniejących traktatów. Uważały też obsadzenie Westerplatte przez wzmocnione oddziały polskie za bezprawne i miały wszelki powód, Niemcy, nie Polska, do zaniepokojenia...”.
Przyszła z kolei pora na ton bardziej pojednawczy:
„...W zupełnie innym tonie rozmawialibyśmy z pewnością – mówił Kanclerz zwracając się wprost do mnie – z przedstawicielem Polski, gdyby np. traktat pokoju wyznaczył Polsce jej dostęp do morza dalej na wschód od Gdańska, a nie rozdzierał żywe ciało niemieckie.
Gdyby nie ten złośliwy i bezsensowny wymysł, byłyby z pewnością stosunki niemiecko - polskie ułożyły się tak, jak tego domaga się prawda życia, sąsiedztwo i wzajemne położenie gospodarcze.
Ciągły niepokój i troska o jutro polityczne są jedną z przyczyn, dla których 7 milionów Niemców jest pozbawionych pracy i siły nabywczej.
Gdyby tego bezrobocia nie było, Niemcy pochłaniałyby łatwo w normalnych warunkach politycznych tę nadwyżkę produktów rolnych, jaką Polska ma do zbycia. Stosunki obu państw oparłyby się wówczas o najrozumniejsze, bo naturalne podstawy.
Niemcy sprzedawałyby Polsce wyroby fabryczne, kupując w zamian jej produkty rolnicze. Kanclerz nie podziela zapatrywań wątpiących w prawa do bytu Polski, przeciwnie, uznaje je i rozumie. Polska powinna także ze swej strony starać się zrozumieć prawa i interesy Niemiec.
Jeżeli we wzajemnym ocenianiu się zapanuje pewne umiarkowanie, wówczas uwidoczni się także wiele wspólnych obu państwom interesów. Führer przeglądał niedawno tabele statystyczne obejmujące liczbę urodzin w Rosji. Zdumiewająca płodność tego narodu nasunęła mu wiele poważnych myśli o niebezpieczeństwach jakie z tego faktu dla Europy, a więc i dla Polski, wyniknąć mogą. Kanclerz wspomina o tym dlatego, aby mi dać przykład, jak bez żadnych uprzedzeń odnosi się do naszego państwa.
Kanclerz mówił bez przerwy, tak że dopiero przy samym końcu naszej rozmowy mogłem zwrócić jego uwagę na cały szereg wypadków ostatniej doby w Niemczech, które usprawiedliwiają w zupełności zaniepokojenie polskiej opinii publicznej.
Zaznaczyłem że stosunek obu państw ocenia się tutaj (to jest w Berlinie) tylko na podstawie jednostronnego naświetlenia i jednostronnie przedstawianych wypadków. Rząd niemiecki widzi zawsze tylko pewne fakty w Polsce, a nie chce nic wiedzieć o tym, że są one niemal wyłącznie następstwem odpowiednich zdarzeń w Niemczech.
Prasa niemiecka i tutejszy Urząd dla Spraw Zagranicznych oburzali się np. na ostatnie wystąpienia Związku Powstańców na Górnym Śląsku, a wystąpienia te były tylko bezpośrednią konsekwencją barbarzyńskiego pobicia trzech Polaków we Wrocławiu, ponieważ używali oni w miejscu publicznym języka polskiego.
Jeżeli w Polsce odbywają się, czy odbywały przeciwniemieckie demonstracje, to uważa się je tutaj (w Berlinie) za bezpodstawne wybuchy nienawiści do Niemiec, kiedy one są naturalną odpowiedzią na pobicie i znęcanie się nad stu kilkudziesięciu obywatelami polskimi w Niemczech, którzy mimo sześciu złożonych przeze mnie w Urzędzie dla Spraw Zagranicznych not nie otrzymali żadnego zadośćuczynienia czy odszkodowania.
Powiedziałem dalej, że wiem, iż Kanclerz jest bardzo zajęty, nie chcę go więc trudzić przytaczaniem dziesiątku wypadków, jakie zdarzają się bez przerwy na terenie Niemiec i są wyłącznie skierowane przeciwko obywatelom polskim lub polskości obywateli niemieckich.
Aby temu niebezpiecznemu stanowi rzeczy zapobiegnąć wydaje mi się więc bardzo pożądanym wydanie komunikatu, który potwierdziłby pokojowe intencje Kanclerza Rzeszy wobec naszego państwa".
W odpowiedzi na to zwrócił się Kanclerz do ministra Neuratha , godząc się na tego rodzaju komunikat.
Formuła wszakże tego komunikatu nie od razu została uzgodniona ze względu na niespodziewanie wynikłe obstrukcje von Neuratha, oczywiście zaprogramowane wcześniej przez jego zwierzchnika.
W tekście na koniec przyjętym czytelnicy prasy przeczytali jednak:
„...Kanclerz podkreślił zdecydowany zamiar rządu niemieckiego do utrzymywania jak najściślej jego postawy i postępowania w ramach istniejących traktatów”.
Zarówno rozmowa, jak i komunikat po niej ogłoszony, wywarły w Europie wrażenie. Nikt się nie spodziewał podobnej ugodowości Hitlera, i to właśnie w stosunku do Polski.
Inicjatywę można było uznać za rzeczywiście śmiałą. Wysockiemu zlecił Józef Beck misję, prawie równą wystosowaniu ultimatum.
Wykorzystywał pożyteczne pogłoski, obiegające już Europę, o polskim zamiarze spacyfikowania Niemiec w wojnie prewencyjnej.
Równocześnie pogłoski te na prawo i lewo dementował, jak przystało politykowi bezwzględnie żądającemu pokoju.
Hitlera postraszono więc i przyhamowano. Rezultaty dały się zaobserwować niemal natychmiast, mianowicie po wyborach w Gdańsku przeprowadzonych z końcem maja 1933 r. Wygrała je partia hitlerowska.
Przewodzący jej tutaj Albert Forster i jego zastępca, Herman Rauschning obejmujący prezydenturę Senatu oznajmili natychmiast, że będą respektować prawa Polski w Wolnym Mieście.
Tak polecił im Hitler żądając jednocześnie cierpliwości; zapowiadał rozstrzygnięcie sprawy gdańskiej w momencie przezeń wybranym, kiedy Niemcy zyskają na siłach.
Na razie jednak, senat Wolnego Miasta zaprzestał skarżenia Polski do Ligi Narodów. Rozmaite spory, niekiedy bardzo ważne i latami wleczone stawały się teraz możliwe do rozstrzygnięcia w dwustronnych rozmowach bezpośrednich; tak sfinalizowano sprawę korzystania przez Polskę z portu gdańskiego, tak doprowadzono do zabezpieczenia praw ludności polskiej.
Działo się to kosztem zgody polskich czynników oficjalnych na „hitleryzację” władz miasta, co ułatwiało i przyspieszało likwidację miejscowej, niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej.
W Warszawie wszelako „hitleryzm”, jak to już wyżej wspominano, traktowany był początkowo jako system polityczny w każdym razie mniej polakożerczy od systemu choćby Republiki Weimarskiej.
Tak więc, pierwsze efekty rozmowy z 2 maja mogły skłaniać do pewnego optymizmu zresztą nie tylko w sprawach gdańskich; oto nagle wpłynęły zaległe pieniądze za tranzyt przez Pomorze.
Wydaje się jednak, że zarówno Wysocki, jak i w jeszcze większym stopniu jego mocodawca nie zwrócili zbyt wiele uwagi na parę istotnych kwestii, jakie Hitler zaznaczył wobec posła polskiego w wygłoszonym doń, długim przemówieniu.
Wykręcał się jak umiał, zaprzysięgał, w końcu nawet w komunikacie oficjalnym, wierność traktatom, klął się na swe najuczciwsze zamiary i nawet mienił się „pacyfistą”; w tym czasie wciąż jeszcze bał się polskich reakcji.
Lecz równocześnie sugerował wspólny, „polsko-niemiecki marsz na Moskwę”, ostrzegając niby mimochodem przed płodnością Rosjan, oraz wymianę Pomorza na wybrzeże litewskie.
W przeciwieństwie do swego rozmówcy, pomstował na Traktat Wersalski.
Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy. Nawiasem mówiąc, uznawał wspaniałomyślnie prawo Polski do istnienia. Należało przewidywać, iż akcenty w tej rozmowie tylko zaznaczone stać się mogą z czasem postulatami.
Piłsudski jak i Beck, zgodnie zresztą z większością ówczesnych polityków europejskich i wielu poza tym politykami niemieckimi, nie za bardzo wierzyli w trwałość sukcesu Hitlera.
Na razie był dla nich wygodny jako całkiem nieoczekiwany orędownik sprawy ugodzenia się z Polską, ustąpienia w Gdańsku, zakończenia wojny celnej. Słusznie zamierzali wygrać tę bardzo osobliwą koniunkturę.
W Genewie latem 1933 roku odbywały się trwające już od dawna obrady konferencji rozbrojeniowej. Hitlerowcy mieli już w głowach cały wielki plan, oczywiście nie rozbrojenia, lecz uzbrojenia Niemiec.
14 października Niemcy z hukiem opuściły konferencję, po czym wkrótce wystąpiły z Ligi Narodów. Rząd hitlerowski motywował ów krok rzekomą dyskryminacją Niemiec wypływającą z Traktatu Wersalskiego.
Wyście Niemiec z Ligi Narodów poniekąd uwalniało wprawdzie Hitlera od przymusu przestrzegania reguł gry międzynarodowej, a ściśle od ograniczeń narzuconych traktatem wersalskim, ale krok ten też mógł i powinien był wywołać najostrzejsze reakcje ze strony przede wszystkim Francji.
Hitler liczył się nawet z możliwością koncentrycznej interwencji zbrojnej sił francuskich, polskich, belgijskich i czechosłowackich działających w imieniu Ligi Narodów. Lecz interwencja nastąpić nie mogła ze względu na zupełny brak zainteresowania Francji. I tak Hitlerowi udał się pierwszy bluff.
POLSKO – NIEMIECKA DEKLARACJA O NIEAGRESJI
15 listopada Hitler przyjął nowego posła polskiego, Józefa Lipskiego. Wysocki odszedł z awansem, obejmując ambasadę w Rzymie. W czasie tej rozmowy Hitler znowu „grał zaprzysięgłego pacyfistę”, a wracając do myśli wykluczenia wojny ze stosunków polsko-niemieckich zaznaczył, że „...można by to ubrać w formę traktatową”.
Dość szybko bo już 27 listopada poseł niemiecki w Warszawie, von Moltke został przyjęty przez Piłsudskiego i przedłożył projekt przyszłego układu.
Miał od Neuratha instrukcje wykręcenia się od powszechnie w dyplomacji przyjętych terminów i proponował zamiast „paktu” lub „układu” niemieckie Erklarung co znaczy „określenie” lub „deklaracja”.
Przejrzawszy projekt Piłsudski zauważył, że stare terminy też mają swoją wartość. Zakwestionował zawartą w projekcie możliwość, w oparciu o układ arbitrażowy z Locarno, odwoływania się do Ligi Narodów; Niemcy wszakże już do niej nie należały.
Z pewnym opóźnieniem, aby Niemcy nie pomyśleli, że Polakom bardzo się spieszy, a więc z zastosowaniem taktyki, ale w tym wypadku przemyślanej i zastosowanej słusznie, 9 stycznia 1934 roku przedstawił Lipski ministrowi Neurathowi polski kontrprojekt przyszłego układu.
Zawierał on między innymi poprawkami zgodę na ominięcie terminów „pakt” lub „układ” jak orzekli prawnicy, z punktu widzenia prawa międzynarodowego była to w końcu sprawa bez znaczenia.
26 stycznia 1934 r. w Berlinie ogłoszono polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych obu państw, czyli mówiąc językiem dyplomacji klasyczny pakt o nieagresji.
Deklaracja miała pozostawać w mocy przez dziesięć lat, przy tym dokumenty ratyfikacyjne postanowiono wymienić w Warszawie.
Zresztą o to właśnie chodziło obu stronom, choć każdej z innych powodów.
Dla Polski układ z Niemcami miał stanowić ukoronowanie doktryny polityki równowagi, stanowić miał też prowizoryczne zabezpieczenie wobec utraty wszelkich zabezpieczeń ze strony Ligi Narodów, z którą Niemcy po prostu zerwały, a także w związku z niepewnością co do postawy sojuszniczki francuskiej, zachowującej się coraz bardziej dwuznacznie.
Dla Niemiec natomiast układ formalny z Polską stwarzać mógł, po opuszczeniu przez nie Ligi Narodów, sytuację poniekąd rehabilitacyjną na arenie międzynarodowej, stanowiąc kamuflażowe świadectwo „najlepszej woli niemieckiej” w uregulowaniu stosunków sąsiedzkich; przyciągać też miał, i chyba przede wszystkim, „oszołomioną dobrodziejstwem” takiego porozumienia Polskę do coraz ściślejszego współdziałania w realizacji hitlerowskich planów zawładnięcia Europą.
Jak pisze Alan Bullock („Hitler i Stalin żywoty równoległe” PIW 1991) oraz („Hitler studium tyranii” Czytelnik 1969):
„Niespodziewanym posunięciem Hitlera, które zmieniło w sposób zasadniczy dotychczasową politykę zagraniczną Niemiec, było podpisanie w styczniu 1934 roku paktu o nieagresji z Polską.
Jeżeliby szukać państwa, które samym swym istnieniem stanowiło obrazę dla niemieckich nacjonalistów, to była nim niewątpliwie Polska. Po pierwszej wojnie światowej Niemcy utraciły na jej korzyść Poznań, Wielkopolskę i Górny Śląsk, a polski korytarz oddzielał od Rzeszy Gdańsk i Prusy Wschodnie.
Polska odgrywała też główną rolę w cordone sanitaire, stworzonym przez Francję wokół Niemiec w Europie wschodniej.”
Kolejnym krokiem Hitlera było zakończenie wojny celnej w marcu 1934 r. zwykłym protokołem. Był to następny pojednawczy gest wobec Polski, aby w ten sposób osłabić sojusz polsko-francuski w czasie, kiedy sam przeciwstawiał się państwom zachodnim i Moskwie oraz rozpoczynał intensywne zbrojenia niemieckie.
Na linii Berlin-Warszawa zanotowano u schyłku roku dalszy postęp: 1 listopada poselstwa obu stron podniesiono do rangi ambasad.
Wszystkie te działania udowadniały, że Hitler nie mógł sobie jeszcze pozwolić na zdetonowanie wojny choćby lokalnej.
Sztabowcy niemieccy liczyli się wciąż z możliwością inwazji polskiej i na taki przypadek, celem zabezpieczenia kierunku berlińskiego, rozpoczęli w tymże 1934 roku budowę systemu umocnień stałych na rubieży Szczecinek, Wałcz, Gorzów Wielkopolski; tak powstawać zaczął Wał Pomorski, po niemiecku Pommerrnstellung, którego budowę prowadzono aż do roku 1939.
Szybko jednak przyszła kolej na hitlerowskie przedsięwzięcia już wyraźnie ofensywne. 16 marca 1935 roku rząd niemiecki ogłosił wprowadzenie w Rzeszy powszechnego obowiązku służby wojskowej.
Zapowiadano utworzenie sił lądowych złożonych z 36 dywizji o łącznej sile 550 tysięcy ludzi na stopie pokojowej. Podobną siłą nie dysponowało w okresie pokoju żadne z państw kontynentu.
W zdumiewającej zgodzie z wielu europejskimi politykami, doprawdy Hitlerowi niechętnymi, przyjmował Beck stwierdzenie, iż Niemcy i tak już od dawna zbroją się spiesznie, wobec czego decyzja z 16 marca stanowi tylko podanie tego faktu do publicznej wiadomości.
Narosłemu tak groźnie problemowi remilitaryzacji Niemiec poświęcona została sesja Rady Ligi Narodów, która dała możliwość wypracowania rezolucji formalnie potępiającej niemiecką zapowiedź zbrojeń. Francja wystąpiła z projektem rozszerzenia sankcji za łamanie przez Niemcy obowiązujących je traktatów.
16 kwietnia Beck stwierdził wobec forum rady, iż uchwalenie jakiegoś nowego paragrafu sankcyjnego nie wzmoże bezpieczeństwa Europy, skoro nie stosuje się paragrafów już poprzednio uchwalonych. Dyskretne zadowolenie w Berlinie zmroziła zaraz potem wiadomość, że bezpośrednio po swym przemówieniu głosował Beck za rezolucją antyniemiecką.
W niedzielę 12 maja 1935 r. o godzinie 20.45 zakończył życie Józef Piłsudski. Natychmiast powiadomiony prezydent Mościcki przyjechał do Belwederu. Beck opuścił pospiesznie kolację pożegnalną u swego odchodzącego na placówkę zagraniczną, dotychczasowego szefa gabinetu Kazimierza Dębickiego.
Zwołana bezzwłocznie Rada Ministrów obradowała do północy, po czym też udała się do Belwederu celem złożenia hołdu zmarłemu.
Zdecydowała ogłoszenie sześciodniowej żałoby narodowej.
W dniu 13 maja w całych Niemczech zarządzono żałobne opuszczenie flag do połowy masztów; tak Hitler przypochlebiał się następcom zmarłego marszałka.
WIZYTA BECKA W BERLINIE
W trakcie przygotowywania wizyty Becka w Berlinie, która miała nastąpić natychmiast po upływie sześciu tygodni żałoby oficjalnej, 18 czerwca podpisany został brytyjsko-niemiecki układ morski, stanowiący ruinę kolejnego punktu traktatu wersalskiego i umożliwiający Niemcom legalną rozbudowę wielkiej marynarki wojennej, w skali do Royal Navy jak 35 do 100, wprawdzie z rezygnacją niemiecką z budowania lotniskowców, ale za to z równym dla obu stron parytetem w budowaniu okrętów podwodnych.
Beck następnego dnia na konferencji z najbliższymi współpracownikami omawiał to złowróżbne wydarzenie polityczne, nie okazywał jednak zaniepokojenia perspektywą obecności na Bałtyku silnej Kriegsmarine. Interesowała go bardziej możliwość oddalenia się Wielkiej Brytanii od kontynentu.
W przededniu wizyty berlińskiej narastał tymczasem nowy konflikt gdański. Było rzeczą oczywistą, że nieustanne kolizje finansowe, gospodarcze i celne między Polską i Wolnym Miastem wynikały w głównej mierze z inspiracji Berlina, z inspiracji znajdujących podatną glebę pomiędzy gdańskimi szowinistami niemieckimi.
Sprzeciwianie się Polsce stanowiło w gruncie rzeczy program, a był to program stworzony w Berlinie. Próbowano udowodnić światu, że odłączenie polityczne Gdańska od Rzeszy jest nonsensem.
W istocie rozwój Gdańska i jego dostatek zależały wyłącznie od handlu z Polską; odcięcie od Polski oznaczałoby natychmiastową ruinę całej gospodarki tego mini-państewka.
Nieco zamętu wprowadziła polsko-niemiecka deklaracja o nieagresji, kiedy to w Berlinie zdecydowano przyhamować przede wszystkim propagandową działalność antypolską.
Beck był gotów, jeżeli zaszła by potrzeba, w sprawie Gdańska choćby stanąć do walki z Niemcami; równocześnie, na płaszczyźnie dyplomatycznej, wykluczał ich z pertraktacji nad sprawami Wolnego Miasta.
Słusznie zalecał niedopuszczenie do rozmów z Niemcami o relacjach polsko-gdańskich; rozmowy takie rzeczywiście ułatwiać mogły Niemcom ustawienie się na pozycji arbitra. Lecz z drugiej strony, paradoksalnie, stanowisko zajęte przez Becka bardzo odpowiadało Niemcom.
Gdańsk był przecież organizmem państwowym na pozór od nich niezależnym. W Gdańsku nie obowiązywał zawarty przez Niemcy z Polską układ o nieagresji, nie obowiązywały też umowy o wyhamowywaniu nieprzyjaznej wzajemnie propagandy. Toteż w Gdańsku hitlerowcy robili co chcieli w zakresie działalności antypolskiej.
Z polskiego punktu widzenia należało traktować Wolne Miasto, zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy, nie jako państwo i nawet nie jako państewko, lecz jako niemiecką agenturę i rozmawiać o jej sprawach bezpośrednio z jej niemieckimi mocodawcami.
Beck jednak wierzył w dobrą wolę Hitlera, gdańskie kłopoty przypisywał działaniu owych starego chowu Prusaków, od których jego zdaniem odcinało się kierownictwo hitlerowskie i tym samym poniekąd oddawał pole nieprzyjacielowi. Dopiero u schyłku roku miał się rozeznać w mechanizmie tej dywersji przeciw polskiej.
3 lipca wyjechał do Berlina. Przed frontem Dworca Śląskiego witała go kompania honorowa SS, po czym przyjął defiladę pułku już nie dawnej Reichswehry, lecz nowego Wehrmachtu. Zastosowano protokół jak dla premiera.
Beck napisał później:
„...rzeczywista wartość mej wizyty w Berlinie polegała na tym, że wydarzenie to było dla opinii publicznej świadectwem nowej formy stosunków między Polską a Niemcami. W pewnym sensie najważniejszą sprawą było nie to, czy stosunki te będą w przyszłości dobre czy złe; dotychczas uważano po prostu, że są one w ogóle niemożliwe; dlatego sam fakt nawiązania ich wprowadzał już nowy czynnik do polityki europejskiej.”
W czasie tej wizyty pomyślnie zostały też rozstrzygnięte sprawy gdańskie. W wyniku nacisku Berlina senat Wolnego Miasta od razu zmienił stanowisko czego wyrazem było ratyfikowanie w Gdyni układu, który przywracał polską barierę celną na zewnętrznych granicach obszaru Gdańska i załatwiał sprawę finansowych rozrachunków z Wolnym Miastem.
Berlin starał się tym sposobem niejako wypróbować odporność nowych władz w zmienionych uwarunkowaniach.
Generalnie Hitler dawał odczuć wielki respekt dla postaci nieżyjącego już Marszałka Piłsudskiego.
Równocześnie badano czy zgon Marszałka nie wpłynie na jakąś gwałtowną zmianę jego polityki.
PAKT RIBBENTROP - MOŁOTOW
Napad Czerwonej Armii i Niemców na Polskę 1 i 17 września 1939 roku został przesądzony w wyniku Paktu Ribbentrop – Mołotow zawartego 23 sierpnia 1939 roku.
Pakt Ribbentrop–Mołotow, IV rozbiór Polski – umowa międzynarodowa z 23 sierpnia 1939 roku, będąca formalnie paktem o nieagresji pomiędzy III Rzeszą Niemiecką i Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, która zgodnie z tajnym protokołem dodatkowym, stanowiącym załącznik do oficjalnego dokumentu umowy, dotyczyła rozbioru terytoriów lub rozporządzenia niepodległością suwerennych państw: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii, Finlandii i Rumunii.
W niepełne cztery miesiące przed napadem Niemiec na Polskę minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józef Beck w dniu 5 maja 1939 roku wygłosił w Sejmie przemówienie, które jako niezmiernie ważne i znaczące dla dalszej polityki Rzeczypospolitej podaję w całości.
https://pl.wikisource.org/wiki/Przem%C3%B3wienie_J%C3%B3zefa_Becka_w_Sejmie_RP_5_maja_1939_r
Przemówienie ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józefa Becka zostało wygłoszone na plenarnym posiedzeniu Sejmu RP 5 maja 1939 roku, w odpowiedzi na mowę kanclerza Rzeszy A. Hitlera z dnia 28 kwietnia 1939 roku
Józef Beck
"Wysoka Izbo!
Korzystam ze zebrania Parlamentu, ażeby uzupełnić pewne luki w mojej pracy, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach. Bieg wydarzeń międzynarodowych uzasadniałby może więcej wypowiedzi ministra spraw zagranicznych, niż moje jedyne expose’? w Komisji Spraw Zagranicznych Senatu.
Z drugiej strony, ten właśnie szybki bieg wydarzeń skłaniał mnie do odraczania deklaracji publicznej do czasu, w którym główne zagadnienia naszej polityki przyjmą bardziej dojrzałą formę.
Konsekwencje, wynikające z osłabienia zbiorowych instytucji międzynarodowych i z głębokiej rewizji metod pracy między państwami, które zresztą niejednokrotnie w Izbach sygnalizowałem, spowodowały otwarcie całego szeregu nowych problemów w różnych częściach świata. Proces ten i jego skutki dotarły w szeregu ostatnich miesięcy aż do granic Rzeczypospolitej. To, co najogólniej o tym zjawisku można powiedzieć, streszczam w określeniu, że stosunki między poszczególnymi państwami nabrały bardziej indywidualnego charakteru, więcej własnego oblicza. Osłabione zostały normy ogólne. Po prostu rozmawia się coraz bardziej bezpośrednio od państwa do państwa.
Jeśli o nas chodzi - zaszły wydarzenia bardzo poważne.
Z jednymi państwami kontakt nasz stał się głębszy i łatwiejszy, w innych wypadkach powstały poważne trudności. Biorąc rzeczy chronologicznie, mam tu na myśli w pierwszej linii naszą umowę ze Zjednoczonym Królestwem, z Anglią. Po kilkakrotnych kontaktach w drodze dyplomatycznej które miały na celu określenie zakresu naszych przyszłych stosunków, doszliśmy przy okazji mej wizyty w Londynie do bezpośredniej umowy, opartej o zasady wzajemnej pomocy w razie zagrożenia bezpośredniego lub pośredniego niezależności jednego z naszych państw.
Formuła umowy znana jest panom w deklaracji premiera Neville Chamberlaina z dn. 6 kwietnia, deklaracji, której tekst został uzgodniony i winien być uważany za układ zawarty miedzy obydwoma Rządami. Uważam za swój obowiązek dodać tu, że sposób i forma wyczerpujących rozmów, przeprowadzonych w Londynie, dodają umowie wartości szczególnej. Pragnąłbym, aby polska opinia publiczna wiedziała, że spotkałem ze strony angielskiej mężów stanu nie tylko głębokie zrozumienie ogólnych zagadnień polityki europejskiej, ale taki stosunek do naszego państwa, który pozwolił mi z cała otwartością i zaufaniem przedyskutować wszystkie istotne zagadnienia, bez niedomówień i wątpliwości.
Szybkie ustalenie zasady współpracy angielsko - polskiej możliwe było przede wszystkim dlatego, że wyjaśniliśmy sobie wyraźnie, iż tendencje obu Rządów są zgodne w podstawowych zagadnieniach europejskich; na pewno ani Anglia, ani Polska nie żywią zamiarów agresywnych w stosunku do nikogo, lecz również stanowczo stoją na gruncie respektu dla pewnych podstawowych zasad w życiu międzynarodowym.
Równoległe deklaracje kierowników politycznych strony francuskiej stwierdzają, że jesteśmy zgodni miedzy Paryżem a Warszawą co do tego, że skuteczność działania naszego obronnego układu nie tylko nie może być osłabiona przez zmianę koniunktury międzynarodowej, lecz przeciwnie - że układ ten stanowić powinien jeden z najistotniejszych czynników w strukturze politycznej Europy.
Porozumienie polsko - angielskie przyjął pan kanclerz Rzeszy Niemieckiej za pretekst do jednostronnego uznania za nieistniejący układu, który pan Kanclerz Rzeszy zawarł z nami w roku 1934.
Zanim przejdę do dzisiejszego stadium tej sprawy, pozwolą mi panowie na krótki rys historyczny.
Fakt, że miałem zaszczyt brać czynny udział w zawarciu i wykonaniu tego układu, nakłada na mnie obowiązek jego analizy. Układ z 1934 r. był wydarzeniem wielkiej miary. Była to próba dania jakiegoś lepszego biegu historii między dwoma wielkimi narodami, próba wyjścia z niezdrowej atmosfery codziennych zgrzytów i szerszych wrogich zamierzeń, w kierunku wzniesienia się ponad narosłe od wieków animozje, w kierunku stworzenia głębokich podstaw wzajemnego poszanowania. Próba sprzeciwiania się złemu jest zawsze najpiękniejszą możliwością działalności politycznej.
Polityka polska w najbardziej krytycznych momentach ostatnich czasów wykazała respekt dla tej zasady.
Pod tym kątem widzenia, proszę Panów, zerwanie tego układu nie jest rzeczą mało znaczącą. Natomiast każdy układ jest tyle wart, ile są warte konsekwencje, które z niego wynikają. I jeśli polityka i postępowanie partnera od zasady układu odbiega, to po jego osłabieniu, czy zniknięciu nie mamy powodu nosić żałoby.
Układ polsko - niemiecki z 1934 r. był układem o wzajemnym szacunku i dobrym sąsiedztwie, i jako taki wniósł pozytywną wartość do życia naszego państwa, do życia Niemiec i do życia całej Europy.
Z chwilą jednak, kiedy ujawniły się tendencje, ażeby interpretować go bądź to jako ograniczenie swobody naszej polityki, bądź to jako motyw do żądania od nas jednostronnych, a niezgodnych z naszymi żywotnymi interesami koncepcji stracił swój prawdziwy charakter.
Przejdźmy teraz do sytuacji aktualnej. Rzesza Niemiecka sam fakt porozumienia polsko - angielskiego przyjęła za motyw zerwania układu z 1934 r. Ze strony niemieckiej podnoszono takie, czy inne obiekcje natury jurydycznej.
Jurystów pozwolę sobie odesłać do tekstu naszej odpowiedzi na memorandum niemieckie, która będzie dziś jeszcze Rządowi Niemieckiemu doręczona. Nie chciałbym również zatrzymywać panów dłużej nad dyplomatycznymi formami tego wydarzenia, ale pewna dziedzina ma tu swój specyficzny wyraz.
Rząd Rzeszy, jak to wynika z tekstu memorandum niemieckiego, powziął swoją decyzję na podstawie informacji prasowych, nie badając opinii ani Rządu Angielskiego, ani Rządu Polskiego co do charakteru zawartego porozumienia.
Trudne to nie było, gdyż bezpośrednio po powrocie z Londynu okazałem gotowość przyjęcia ambasadora Rzeszy, który do dnia dzisiejszego z tej sposobności nie skorzystał.
Dlaczego ta okoliczność jest tak ważna? Dla najprościej rozumującego człowieka jest jasne, że nie charakter, cel i ramy układu polsko - angielskiego decydowały, tylko sam fakt, że układ taki został zawarty.
A to znów jest ważne dla oceny intencji polityki Rzeszy, bo jeśli wbrew poprzednim oświadczeniom Rząd Rzeszy interpretował deklarację o nieagresji zawartą z Polską w 1934 r., jako chęć izolacji Polski i uniemożliwienia naszemu państwu normalnej, przyjaznej współpracy z państwami zachodnimi - to interpretacje taką odrzucili byśmy zawsze sami.
Wysoka Izbo!
Ażeby sytuację należycie ocenić, trzeba przede wszystkim postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Bez tego pytania i naszej na nie odpowiedzi nie możemy właściwie ocenić istoty oświadczeń niemieckich w stosunku do spraw Polskę obchodzących. O naszym stosunku do Zachodu mówiłem już poprzednio. Powstaje zagadnienie propozycji niemieckiej co do przyszłości Wolnego Miasta Gdańska, komunikacji Rzeszy z Prusami Wschodnimi przez nasze województwo pomorskie i dodatkowych tematów poruszonych jako sprawy, interesujące wspólnie Polskę i Niemcy.
Zbadajmy tedy te zagadnienia po kolei.
Jeśli chodzi o Gdańsk, to najpierw kilka uwag ogólnych. Wolne Miasto Gdańsk nie zostało wymyślone w Traktacie Wersalskim. Jest zjawiskiem istniejącym od wielu wieków, i jako wynik, właściwie biorąc, jeśli się czynnik emocjonalny odrzuci, pozytywnego skrzyżowania spraw polskich i niemieckich.
Niemieccy kupcy w Gdańsku zapewnili rozwój i dobrobyt tego miasta, dzięki handlowi zamorskiemu Polski. Nie tylko rozwój, ale i racja bytu tego miasta wynikały z tego, że leży ono u ujścia jedynej wielkiej naszej rzeki, co w przeszłości decydowało, a na głównym szlaku wodnym i kolejowym, łączącym nas dziś z Bałtykiem.
To jest prawda, której żadne nowe formuły zatrzeć nie zdołają. Ludność Gdańska jest obecnie w swej dominującej większości niemiecka, jej egzystencja i dobrobyt zależą natomiast od potencjału ekonomicznego Polski.
Jakież z tego wyciągnęliśmy konsekwencje? Staliśmy i stoimy zdecydowanie na platformie interesów naszego morskiego handlu i naszej morskiej polityki w Gdańsku. Szukając rozwiązań rozsądnych i pojednawczych, świadomie nie usiłowaliśmy wywierać żadnego nacisku na swobodny rozwój narodowy, ideowy i kulturalny niemieckiej ludności w Wolnym Mieście.
Nie będę przedłużał mego przemówienia cytowaniem przykładów. Są one dostatecznie znane wszystkim, co się tą sprawą w jakikolwiek sposób zajmowali. Ale z chwilą, kiedy po tylokrotnych wypowiedzeniach się niemieckich mężów stanu, którzy respektowali nasze stanowisko i wyrażali opinię, że to „prowincjonalne miasto nie będzie przedmiotem sporu między Polską a Niemcami” - słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dn. 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań - to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi?
Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da!
Te same rozważania odnoszą się do komunikacji przez nasze województwo pomorskie. Nalegam na to słowo „województwo pomorskie”. Słowo „korytarz” jest sztucznym wymysłem, gdyż chodzi tu bowiem o odwieczną polską ziemię, mającą znikomy procent osadników niemieckich.
Daliśmy Rzeszy Niemieckiej wszelkie ułatwienia w komunikacji kolejowej, pozwoliliśmy obywatelom tego państwa przejeżdżać bez trudności celnych czy paszportowych z Rzeszy do Prus Wschodnich. Zaproponowaliśmy rozważenie analogicznych ułatwień w komunikacji samochodowej.
I tu znowu zjawia się pytanie, o co właściwie chodzi? Nie mamy żadnego interesu szkodzić obywatelom Rzeszy w komunikacji z ich wschodnią prowincją. Nie mamy natomiast żadnego powodu umniejszania naszej suwerenności na naszym własnym terytorium.
W pierwszej i drugiej sprawie, to jest w sprawie przyszłości Gdańska i komunikacji przez Pomorze, chodzi ciągle o koncesje jednostronne, których Rząd Rzeszy wydaje się od nas domagać. Szanujące się państwo nie czyni koncesji jednostronnych.
Gdzież jest zatem ta wzajemność? W propozycjach niemieckich wygląda to dość mglisto. Pan kanclerz Rzeszy w swej mowie wspominał o potrójnym kondominium w Słowacji. Zmuszony jestem stwierdzić, że tę propozycję usłyszałem po raz pierwszy w mowie pana kanclerza z dn. 28 kwietnia. W niektórych poprzednich rozmowach czynione były tylko aluzje, że w razie dojścia do ogólnego układu sprawa Słowacji mogłaby być omówiona.
Nie szukaliśmy pogłębienia tego rodzaju rozmów, ponieważ nie mamy zwyczaju handlować cudzymi interesami. Podobnie propozycja przedłużenia paktu o nieagresji na 25 lat nie była nam w ostatnich rozmowach w żadnej konkretnej formie przedstawiona.
Tu także były nieoficjalne aluzje, pochodzące zresztą od wybitnych przedstawicieli Rządu Rzeszy. Ale, proszę panów, w takich rozmowach bywały także różne inne aluzje, sięgające dużo dalej i szerzej niż omawiane tematy. Rezerwuję sobie prawo w razie potrzeby do powrócenia do tego tematu.
W mowie swej pan kanclerz Rzeszy jako koncesje ze swej strony proponuje uznanie i przyjęcie definitywne istniejącej między Polską a Niemcami granicy. Muszę skonstatować, że chodziłoby tu o uznanie naszej de jure i de facto bezspornej własności, więc co za tym idzie, ta propozycja również nie może zmienić mojej tezy, że dezyderaty niemieckie w sprawie Gdańska i autostrady pozostają żądaniami jednostronnymi.
W świetle tych wyjaśnień Wysoka Izba oczekuje zapewne ode mnie i słusznie, odpowiedzi na ostatni passus niemieckiego memorandum, który mówi:
„Gdyby Rząd Polski przywiązywał do tego wagę, by doszło do nowego umownego uregulowania stosunków polsko - niemieckich, to Rząd Niemiecki jest do tego gotów”. Wydaje mi się, że merytorycznie określiłem już nasze stanowisko.
Dla porządku zrobię resumé.
Motywem dla zawarcia takiego układu byłoby słowo „pokój”, które pan kanclerz Rzeszy z naciskiem w swym przemówieniu wymieniał.
Pokój jest na pewno celem ciężkiej i wytężonej pracy dyplomacji polskiej. Po to, aby to słowo miało realną wartość, potrzebne są dwa warunki : 1) pokojowe zamiary, 2) pokojowe metody postępowania. Jeżeli tymi dwoma warunkami Rząd Rzeszy istotnie się kieruje w stosunku do naszego kraju, wszelkie rozmowy, respektujące oczywiście wymienione przeze mnie uprzednio zasady, są możliwe.
Gdyby do takich rozmów doszło - to Rząd Polski swoim zwyczajem traktować będzie zagadnienie rzeczowo, licząc się z doświadczeniami ostatnich czasów, lecz nie odmawiając swej najlepszej woli.
Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną.
My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor”.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1271 odsłon
Komentarze
Hitler chciał aby Polska była kolonią surowcową Rzeszy
3 Września, 2015 - 10:26
Apelował do swego rodzaju wspólnoty nacjonalizmów, spodziewając się pozytywnego odzewu i dawał do zrozumienia iż Polska, gdyby tylko zechciała, stać by się mogła cenioną kolonią surowcową Rzeszy.
Obecna Polska taką kolonią jest od lat. Polskie(?) władze są z tego bardzo dumne. Opozycja także ten kolonializm popiera.
Co za czasy.
Grzest
zezowatym okiem
3 Września, 2015 - 20:51
Jak zwykle lubie poszukać innego punktu widzenia, a tylko po to by mieć obraz wiekszej całości. Zacznijmy od tego, że Hitler nie wymyślił faszyzmu i nazizmu. Opierając sie na doktrynie wojennej niejakiego Alberta Pike, któregoś pięknego dnia w pewnym mieście nad Tamizą pewien "Mordechaj" zwany Wieshauptem zaczął dopasowywać do tejże doktryny talmudyczną ideologię odwołującą się do państwa opartego na tożsamości narodowej. Rzecz jasna Weishaupt robił to na zlecenie i pod oczywistą protekcją. W tym samym czasie i w tym samym mieście pod tą samą protekcją i rzecz jasna na te samo zlecenie inny "Mordechaj" pisał pierwsze wersety swojego talmudycznego "Kapitału". Tę ostatnią pozostawiam na boku bo nie jest ona tu tematem, a więc wróćmy do Weishaupta. Często słyszymy, że hitlerowcy to faszyści i naziści. Dlatego też trzeba postawić sobie pierwsze pytanie. Czym jest nazizm ? Jeśli ktoś nie pamięta to przypominam, że skrót "NAZI" w pełnym brzmieniu wygląda następująco - NATIONALSOZIALISTEN ZIONISTEN. Pochodzenie określenia faszyzmu podaje autor powyższego artykułu i w ten sposób wyposażeni w taką wiedzę możemy przejść do Adolfa Hitlera.
Początkowo Hitler wraz z nieliczną grupą "narodowców" pełnili tylko i wyłącznie rolę straszaków dla rządu "Weimarskiego". Jak wiadomo Republika Weimarska na skutek postanowień "wersalskich" była totalnie krajem niszczonym i skorumpowanym przez żydowskie banksterstwo. Rząd owego kraju był absolutnie uzależniony od "aliantów", a więc gdyby np owemu rządowi przyszła na myśl jakaś rewolta to na horyzoncie widniała postać groźnego i radykalnego w swych poglądach Hitlera. W tym samym czasie wśród elit "zachodnich" nadwyraz kwitła już koncepcja powstania państwa Palestyńskiego, które dla żydów miało być istną drugą "ziemią obiecaną". Problem tylko był taki, że w tej Palestynie trudno było spotkać żyda, a zatem by urzeczywistnić ten "palestyński" plan to należało przedewszystkim sprowadzić do niej żydów. Tylko jak to zrobić skoro sami żydzi, którym w sumie zyło się dobrze w Europie jakoś do takiej podróży się nie kwapili. Dlatego też w pierwszej kolejności doprowadzono "Republikę Weimarską" do bankructwa, a następnie wylansowano nakarmionego ideologią Weishaupta i Nitzschego nacjonalistę Hitlera na zbawcę niemieckiego narodu. Wszystkie działania Hitlera są w zasadzie zgodne z rozpisanym dla niego przez "Starszych i Mądrzejszych" scenariuszem. Eskalacja niechęci niemiecko - żydowskiej jest tylko i wyłącznie realizacją "palestyńskiego" planu. Dzięki właśnie tej niechęci i jej eskalacji Niemcy i anektowaną Austrię opuszczają całe tabuny żydów i to wraz z swym majątkiem !!! Tutaj tak na marginesie mamy kolejną ciekawostkę bowiem o żydach europejskich mówi się zazwyczaj, że są to aszkenazyjczycy. Aszkenazi ? Znowu te NAZI ? Jak widać przypadków nie ma. Z resztą żeby też było jasne wielu "światłych" żydów nie widziało nic gorszącego w powstawaniu pierwszych obozów koncentracyjnych na terenie Niemiec. Ba !!! Oni nawet twierdzili, że te obozy będą pełniły bardzo przydatną rolę bowiem im gorsze będą w nich warunki bytowania tym szybciej nakłoni to pozostałych jeszcze żydów do jeszcze szybszego wyjazdu z Europy. Jeśli chodzi o dzieło Hitlera w postaci księgi "Main Kampf" to nie widzę tu nic nowego i szokującego. To nie jest żaden "sen" szaleńca, a tylko deklaracja niemieckiego polityka mówiącego o tym, że będzie kontynuował geopolityczną wzję swoich teutońskich i pruskich poprzedników. Ta wizja geopolityczna to nic innego jak kolonizacja wschodniej europy, której głównym celem jest Moskwa bowiem trzymając w ręku Rosję osłabia się tym samym pozycję "Imperium Brytyjskiego". Jednym słowem "nihil novi" pod tym kątem co dziś możemy obserwować na Ukrainie. Owszem nieco nowym elementem było wprowadzenie strategii wojennej o nazwie "Blitzkrieg", którą można porównać do czegoś w rodzaju jak kowbojskie wejście do saloonu z kopem w jego drzwi. Co ciekawe to tę strategię skutecznie kontynuują po dziś dzień właśnie amerykanie. Ale kto też najwięcej uratował od wyroków śmierci owych hitlerowców i nazistów ? A kto zakładał coś takiego jak "CIA" i "Mosad" ? Jak mu tam było ? SS-grupenfuhrer Gehlen ? Świat jest mały prawda ?
Autor przedstawia nam tu wizję jakoby Francja i Polska trzymały Niemcy w ryzach. Przepraszam bardzo i z całym szacunkiem ale takie twierdzenie to coś w rodzaju "political fiction". Ja się tam wolę trzymać "real politik" i niestety w tej kwestii nic takiego nie miało miejsca bowiem i Polska i Francja były zbyt słabe politycznie i militarnie w stosunku do amerykańsko - brytyjskiej koalicji, która wspierała Hitlera. Owszem, Francja była jedyną stroną w Paryżu, która popierała racje Dmowskiego. W ten sposób była realna i bardzo duża szansa na to by Francja i Polska kontrolowały i to dosłownie Niemcy ale zaprzepaścił ją sam Piłsudski. Wystarczyło tylko by pan Naczelnik podpisał dekretem powszechny pobór do wojska co w efekcie mogło doprowadzić do sytuacji, w której w ciagu 3-4 miesięcy Polska dysponowałaby miolionową armią. Ponadto należało jak najszybciej wesprzeć w swych działaniach powstańców wielkopolskich, a mając tak liczną armię Polska mogła sama ustanowić swoje "zachodnie" granice. W takiej sytuacji Daszyński negocjował by warunki powstania naszego kraju z pozycji siły i faktów dokonanych bowiem żaden anglik czy amerykanin absolutnie nie umierałby za Berlin. Jednak tego co napisałem Piłsudski nie zrobił i w w efekcie Dmowski w Paryżu musiał negocjować z pozycji proszącego petenta. Chyba tylko genialnej sile argumentów Dmowskiego zawdzięczamy fakt, ze koniec końcem alianci zgodzili się na to by Polska miała dostęp do morza. W anglosaskich projektach Polska jeśli miałaby już powstać to powinna być bez Śląska i bez dostępu do morza, a więc miała być takim państewkiem, które można by było w każdej chwili spacyfikować jak ową Republikę Weimarską. Tu też muszę napisać, że gdyby Polska i Francja stanowiły faktyczną siłę, która by w pełni kontrolowała Niemcy to nigdy by nie doszło do traktatu w Locarno bo wiązałby się on z militarną interwencją polsko - francuskiej koalicji. Wracając do Piłsudskiego to po zamachu majowym to właśnie on nakreślił polską politykę kierującą nasz kraj na tory niemieckiego SATELITY, a kto tego nie rozumie to temu "kury szczać, a nie politykę uprawiać". Już od powrotu z Magdeburga w zamyśle Piłsudskiego Polska miała stać wiernie przy Niemcach i dlatego pan Naczelnik nie widział potrzeby interwencji w Wielkopolsce choć w owym czasie Republika Weimarska nie stanowiła jakiejś wielkiej siły militarnej. Dowód na słabość "Weimaru" przecież mamy. W końcu owi powstańcy poradzili sobie z Niemcami bez jakiegolwiek wsparcia z kraju. W ten sposób w naszej historii mamy jedyne powstanie, które zakończyło się pełnym sukcesem, a więc sukcesem militarnym i tym jeszcze ważniejszym politycznym. Co by było gdyby owych powstańców wsparła milionowa armia wyszkolonego wojska ? Coś mi się zdaje, że nasze zachodnie granice mogły by wtedy przebiegać nawet pod Berlinem choć tu przyznaję, że może ponosi mnie nieco moja "ułańska" fantazja. Szybko zatem wracam do rzeczywistości i Pana Naczelnika, który jakkolwiek widział wiekopomną przyjaźń polską - niemiecką to trochę inaczej widział wschodni aspekt całej sprawy. Dopóki istniał carat to Piłsudski nawet miał jakąś wizję wojny na wschodzie czy to z udziałem niemców czy bez nich. Jednak od kiedy carat został zakopany na amen to wizja takiej wojny odchodziła w planach Piłsudskiego w niepamięć, a zwłaszcza po kompletnie nie udanej wyprawie kijowskiej. Już pomijam fakt, że tą wyprawą Piłsudski wręcz sprowokował bolszewię do ataku na nasz kraj w 1920 roku. Co ciekawe nie wykorzystał on tej wojny by zniszczyć bolszewizm zadawalając się jakimś rozejmem w Brześciu czy gdziekolwiek. Szkoda, bo szansa na pogonienie bolszewizmu aż do Władywostoku była wręcz przednia. Jednak tajemnicą poliszynela jest fakt, że Polska podpisała dość specyficzny traktat z Francją o wzajemniej pomocy. Sprawa dotyczyła carskich długów, które ród Romanowych zaciągał w Paryżu. Gdy władzę w Rosji przejęli bolszewicy to o dziwo owe carskie długi zaciągnięte w Londynie spłacili ale Paryżowi powiedzieli gromkie - NIET !!! No i zgodnie z tym przestali płacić. Tak też Francja w obliczu wojny polsko - rosyjskiej postanowiła udzielić naszemu krajowi militarnego wsparcia (broń) ale w zamian Polska strona zobowiązała się do tego, że za każdy zdobyty metr bolszewickiej ziemi będzie spłacać 1/4 carskiego długu. Czy w takich okolicznościach warto podbijać jakikolwiek nawet najbardziej nieprzyjazny nam kraj ? Gdyby faktycznie Polsce udało się zniszczyć bolszewizm to przy tak dennej umowie zapewne ekonomicznie poszlibyśmy z przysłowiowymi torbami. W każdym razie testament pana Naczelnika przejął pan Premier Beck i od tej pory trzeba przyznać, że coś się jednak zmieniło. Miłość polsko - niemiecka dalej rozkwitała, a tym nowym elementem była właśnie plany wspólnej wyprawy na Rosję. Z drugiej strony nie dziwię się, że w Polska i Niemcy w owym czsie tak mocno zawiązywały sojusz. W końcu to dwa państwa, które swą egzystencję zawdzięczały traktatowi "wersalskiemu". Owa budząca się niemalże obopólna "miłość" usankcjonowana zostaje właśnie w 1934 roku kiedy to 26 stycznia Polska i Niemcy podpisują pakt o nieagresji, który ma obowiązywać 10 lat !!! Od tego momentu zaczyna się całkiem nowy etap w historii Europy i Świata, który doprowadzi do II Wojny Światowej.
Czy Hitler śnił o wielkej światowej wojnie i władzy nad światem ? Odpowiedź jest prota - NIE !!! Przynajmnej na samym początku jego kariery politycznej o czymś takim nie było mowy. Hitler jedynie chiał być uznany za równego partnera wobec Anglii i USA i absolutnie nie szykował się na żadną wojnę z nimi. Wkupnym do tego "Wielkego Klubu" miało być zniszczenie bolszewickiej Rosji i żeby było jasne to Anglia była gotowa przyjąć Niemcy do tego elitarnego grona światowej "mocy". W rozpisanym przez Londyn scenariuszu warunkiem tego była niemiecka aneksja Rusi Zakarpackiej. Jednak Hitler odrzucił ten pomysł i nagle z dnia na dzień w anglosaskiej propagandzie z "good guya" staje się "bad guyem". Był to marzec 1939 roku. Od tego momentu polityka "zachodnia" stała się polityką jawnie antyhitlerowską. Jak na tym tle wygląda polityka naszego kraju ? Podpisany pakt o nieagresji z Niemcami jeszcze bardziej zacieśniał przyjaźń polko - niemiecką. Prawiono o wspólnej wyprawie na sowjetów, a nawet miano rozstrzygnąć wszelkie spory terytorialne w duchu zrozumienia i poszanowania wspólnych interesów !!! Międzynarodowy szczyt w Monachium wobec takich faktów jedynie mogł przyklepać inny fakt, że Polska JEST satelitą Niemiec. Jednak nagle i dość niespodziewanie Polska zmienia całkowicie wektor swojej polityki. Staram się być obiektywny i dlatego śmiem twierdzić, że to nie Niemcy, a właśnie Polacy zerwali ów podpisany pakt o czym świadczą daty i kolejne wydarzenia. Wydarzenia te w pełni pokrywają się z propozycjami Londyńskimi dla Berlina w sprawe wspomnianej Rusi. Przypomnę, że brytyjczycy dość złośliwie określają, że od 1938 roku do 21 marca 1939 roku pomiędzy Polską i Niemcami panują stosunki, które można przyrównać do miesiąca miodowego zakochanej pary. Niewąptpliwie ten okres to absolutne apogeum miłości polsko - niemieckiej, a więc co się zatem stało 21 marca 1939 roku, że wszystko uległo zmianie ? W tym dniu Von Ribbentrop oczekiwał w Berlinie wizyty premiera Becka, który miał dać mu odpowiedź na wcześniej zgłoszone niemieckie propozycje dotyczące właśnie kwestii terytorialnych (wtedy jeszcze nie było sprawy korytarza do Gdańska). Jednak o dziwo premier Beck zamiast do Berlina to w tym dniu udał się do Londynu. Z Ribbentropem spotkał się ambasador Lipski, który przekazał odpowiedź polskiej strony ale też nie bardzo potrafił wytłumaczyć niemcom cel wizyty Becka w Anglii. Teraz czas na krotkie kalendarum kolejnych zdarzeń.
23 marca 1939r. - Polska ogłasza mobilizację i to właściwie trudno powidzieć z jakich powodów.
25 marca 1939r. - premier Beck składa na ręce ambasodora niemieckiego w Warszawie dość "szorstkie" memorandum.,
27 marca 1939r. - Prezydent RP mocą swego dekretu uchwala dodatkowe 1.2 mld złotych na cele obronne kraju.
Czy tak postępuje sprzymierzeniec i ktoś kto ma podpisany pakt o nieagresji ? Przecież w tym czasie Niemcy nie mieli nawet planu ataku na Polskę !!! Przygotowanie takiego planu Hitler zleca swym sztabowcom dopiero 1 kwietnia 1939 roku, a więc dopiero po tym co zrobiła Polska strona. Wcześniej ze strony Niemiec nie było żadnych gróźb w kierunku Polski. Jak już napisałem sami "alianci" uznawali Polskę za najwiekszego sprzymierzeńca Fuhrera w kampanii wschodniej. Co za tem sprawiło, że polityka Becka praktycznie z dnia na dzień zmieniła kierunek ? Co sprawiło, że Polska stała się nagle najtwardszym sojusznikem Anglii i Francji ? Nie ukrywam, że czuję tu palec "Boży" polityki brytyjskiej, której celem było rozbicie owergo polsko - niemieckiego przymierza. Tylko, że w ten sposób Polska została skazana na śmierć. W dniu 29 sierpnia 1939 roku kiedy było już absolutnie wiadomo, że Niemcy zaatakują Polskę to nasz rząd zastanawia się czy ogłosić mobilizację. Ostatecznie nie zostaje w tej kwestii podjęta żadna decyzja !!! Gdy na murach budynków naszych miast i wsi pojawiają się plakaty wzywające do powszechnej mobilizacji to jeszcze szybciej są one z tych murów zrywane !!! Dlaczego ? Dlatego, że w dniu 29 sieprnia 1939 roku ambasadorzy Francji i Wielkiej Brytanii stanowczo zarządali od polskich władz by te zrezygnowały z jakichkolwiek działań mobilizacyjnych do dnia 31 sierpnia 1939 roku !!! Bo Niemcy MUSZĄ zadać pierwszy cios !!! Czy ktoś jeszcze zamierza bredzić coś o jakimś nożu w plecy ? Noże to dostalismy i to dwa na raz i to na własne życzenie !!! "From England & France with love". Tak też 5 września 1939 roku większość owej polskiej "elity" wraz z większością sztabowców była już w Rumunii. Sszczury, które przyczyniły się do zatopienia okrętu są pierwszymi, które z niego uciekają !!! Jaki morał jest z tej opowieści ?
Właściwie ten morał już padł ale go powtórzę bowiem jest on jak najbardziej adekwatny do tego co dzieje się dziś wokół polskich granic jak też i faktu przynaleźności naszego kraju do paktu NATO. Żaden murzyn z Luizjany, żaden anglik, francuz czy niemiec nie będzie umierał za Gdańsk, Warszawę czy Kraków. A szczurów u nas i dziś dostatek i to chyba jeszcze większy niż w 1939 roku.