O narodzinach “oralizmu”

Obrazek użytkownika PiotrCybulski
Kraj

Zazwyczaj wiele krytycznych słów kieruję pod adresem pana Premiera Tuska i jego rządu. Tym razem należą się im wielkie pochwały za to, że podjęli próbę rozplątania tego biurokratycznego węzła, który dusi nasz kraj od czasów zamierzchłych. Wczoraj odwołując szefa CBA Mariusza Kamińskiego, zostało do polskiej polityki (tylnymi drzwiami) wprowadzone zjawisko, które śmiem nazwać “oralizmem”. Od wczoraj jednocześnie w polskiej administracji przestają się liczyć zbędne papierowe dokumenty, wagi szczególnej nabierają teraz opinie ustne.

Od teraz nie trzeba będzie marnować czasu na meczące odwiedzanie licznych urzędów i okienek, by załatwić byle drobnostkę, o większych formalnościach nie wspomnę. Teraz wystarczy coś powiedzieć, na kogoś się powołać i każda z formalności natychmiast, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zostaje rozwiązana i natychmiast prawnie umocowana.

Nigdy wprawdzie nie starałem się o rentę inwalidzką (zdrowie dzięki Bogu dopisuje), ale już wiem, jak teraz łatwo będzie ją zdobyć. Idziemy na komisję lekarską i zamiast przedstawić całą stertę papierów, zaświadczeń, badań i opinii to po prostu mówimy, że tydzień temu pan doktor X stwierdził u nas epilepsję a pan doktor Z doszukał się cukrzycy i stwardnienia rozsianego. Doktor Y doszukał się amputacji prawej nogi, komisja widzi obie nogi ale z ustną opinią teraz już nie wolno dyskutować. Zatem idąc z nową modą, lekarze z komisji lekarskiej wierzą nam na słowo, biorąc to co mówimy za wiążącą opinię i przyznają sowitą rentę, o ile renta w naszym kraju może być sowita.

Jadąc samochodem nie musimy już posiadać prawa jazdy. Gdy zostaniemy zatrzymani przez policję, to po prostu twierdzimy, że mamy prawo jazdy a jak nam pan policjant nie wierzy, to proponujemy by zapytał siedzącej obok naszej żony, która oczywiście fakt posiadania prawa jazdy potwierdza. Jak dzieci siedzą z tyłu, to też potwierdzają i funkcjonariusz zaczyna się mieć z pyszna i odchodzi z niczym.

Wielka reforma, którą zapowiadała Platforma Obywatelska, dokonała się. To jest o wiele bardziej zaawansowany krok cywilizacyjny, od choćby pomysłu “jednego okienka”, bo teraz już żadne okienko nie jest potrzebne, żaden dokument nie jest niezbędny by cokolwiek załatwić. Teraz po prostu możemy się ustnie powołać na czyjąś opinię i jeśli żona mówi, że mam prawo jazdy to je mam.

I tak w polskiej polityce pojawiło się zjawisko, które czerpiąc z języka greckiego (a nie z filmów erotycznych) nazwałem “oralizmem”. Głównym czynnikiem stały się usta i to co one wypowiadają. Gdyby “oralizm” został wprowadzony wcześniej o parę tysięcy lat, to Mojżesz nie musiałby dźwigać dwóch ciężkich tablic z Dekalogiem, tylko by dziesięć przykazań po prostu przekazał ustnie. Zresztą co będziemy się cofać o tyle wieków, cofnijmy się o tydzień. Gdyby już parę dni temu funkcjonował “oralizm”, to np. Prezydent Kaczyński mógłby ustnie podpisać Traktat Lizboński. To znaczy powiedziałby, że podpisuje, że chce podpisać, że właśnie oto w myślach podpisał i to podpisał bez jednego ruchu dłonią. Wtedy i pióro nie miałoby szansy zawieść a i wstydu na całą Europę by nie było.

Szkoda tylko, że oralizm ma jedną wielką wadę. Mianowicie, nie posiada tak wielkiej mocy sprawczej, jakiej ekipa rządowa by sobie żądała. Bo tyle co już powiedziały “usta rządowe” o reformach, drogach, finansach, ulepszeniach, to gdyby oralizm potrafił z pierwiastka teoretycznego automatycznie zmieniać się w materię praktyczną, to dziś USA budowałyby na naszym terenie już piątą tarczę antyrakietową i przesyłały 40 podarowaną nam właśnie baterię Patriot, Niemcy chciałyby zbudować z nami a nie a z Rosją rurociąg po dnie Bałtyku, Chiny chciałyby nam dopłacić grube miliardy dolców, by tylko móc nam zbudować autostrady a Rosja wykupiłaby całe polskie mięso, by nadrobić zaległości i jednocześnie pytałaby, czy czasem nie za mało gazu przesyła. Oczywiście wszystkie te państwa pokornie stałyby jednocześnie u naszych granic, z zamiarem ucałowania naszych stóp i oddania nam należnego hołdu.

Bo wszystkie systemy stałyby się przeżytkiem. Komunizm, socjalizm, kapitalizm, liberalizm, republikanizm, demokratyzm – one wszystkie razem byłyby niczym, w porównaniu z naszym polskim, nowoczesnym, wszechwładnym, wszechmocnym “oralizmem”. Póki co jednak umówmy się, że nie dowierzam zaletom “oralizmu” i dlatego pozwalam sobie staroświecko przekazać Państwu niniejszy felieton w formie pisemnej, a nie ustnie w ramach “oralizmu”.

Piotr Cybulski

Brak głosów