Kornatowski może spać spokojnie

Obrazek użytkownika tosz
Kraj

Powoli zbliża się do końca śledztwo w sprawie śmierci robotnika z Gdyni - Tadeusza Wądołowskiego.

Prokuratorzy pionu śledczego IPN ustalają, czy były Komendant Główny Policji, Konrad Kornatowski oraz milicjanci, którzy w 1986 roku zatrzymali Tadeusza Wądołowskiego przekroczyli swoje uprawnienia.

Czy były komendant policji Konrad Kornatowski i milicjanci z komisariatu MO w Gdyni dopuścili się zbrodni komunistycznej? To będzie bardzo trudno udowodnić.

Kornatowski może zatem spać spokojnie. Nawet gdyby okazało się, że złamał prawo, to nie usłyszy zarzutu z powodu przedawnienia. Nie doszłoby do tego, gdyby prokuratura zajęła się sprawa śmierci Wądołowskiego po tym, jak powstał raport tzw. komisji Rokity.

Według akt śledztwa IPN i ustaleń komisji Rokity, która w 1989 roku zajmowała się przypadkami niewyjaśnionych śmierci w czasie stanu wojennego. T. Wądołowskiego, 32-letniego malarza pokojowego z Gdyni, zatrzymano 21 października 1986 roku. Milicjanci podejrzewali go o kradzież czterech kur. Zaprowadzili go do komisariatu, bijąc po drodze pałkami, bo podobno chciał uciekać. Po kilku godzinach pobytu na komisariacie mężczyzna już nie żył.
Rodzina Wądołowskiego twierdzi, że został skatowany przez milicjantów, a sprawę zatuszowano.

Kornatowski przesłuchiwał funkcjonariuszy z posterunku MO, którzy zatrzymali Wadołowskiego. Jednak mimo że ścianach komisariatu i na ciele aresztanta były plamy krwi, Kornatowski nie dopatrzył się śladów pobicia. Polecił przewiezienie ciała Wądołowskiego i przeprowadzenie sekcji zwłok. Jako oficjalną przyczynę zgonu podano wówczas „ostrą niewydolność lewokomorową". Śledztwo umorzono.22 lata temu sekcję zwłok T. Wądołowskiego przeprowadzał dr Tomasz Gos.

Za kilka tygodni zeznania w IPN złoży Konrad Kornatowski, który był wówczas asesorem prokuratury rejonowej w Gdyni.

To Kornatowski, razem z prokurator Barbarą Godlewską, został wymieniony w raporcie „komisji Rokity" jako osoba współodpowiedzialna za tuszowanie zbrodni dokonanej przez milicję. - Moja rola ograniczyła się do oględzin zwłok i miejsca, gdzie Wądołowski zmarł - mówił Kornatowski.

W jednym z wywiadów po ujawnieniu tego skandalu mówił: "Pamiętam ten dzień, jakby był dziś. Byłem wtedy asesorem zaledwie od kilku miesięcy. Miałem dyżur prokuratorski i w jego ramach udałem się do komisariatu milicji na dokonanie oględzin. Na miejscu był też biegły lekarz, który nie stwierdził śladów pobicia na ciele Wądołowskiego. Kornatowski przyznaje, że zauważył krew, ale jak tłumaczył, mogła ona być wynikiem krwotoku z nosa. Według niego, "gdyby mężczyzna był skatowany, ślady bicia byłyby bardzo wyraźne, tymczasem takich śladów nie było". Kornatowski podkreślił, że mimo to zdecydował o przeprowadzeniu sekcji zwłok Wądołowskiego."

Duże nadzieje prokuratorzy z IPN wiążą z przesłuchaniem żyjącego milicjanta, który pełnił wówczas służbę w komisariacie oraz dr Gosa, który przeprowadzał sekcję zwłok Wądołowskiego i określił przyczyne jego śmierci.

Śledczym sprzyja szczęście. Odnalazły się próbki narządów pobrane 22 lata temu w czasie sekcji zwłok Tadeusza Wądołowskiego, który zmarł po przesłuchaniu na komisariacie MO w Gdyni.

Próbki histopatologiczne znaleziono w Zakładzie Medycyny Sądowej AM w Gdańsku. Jak dowiedziałem sie nieoficjalnie, wyniki badań tkanek z ciała T. Wądołowskiego sa już znane. Nie dowodzą, że przyczyną śmierci mężczyzny był rzeczywiście zawał, jak zeznawali milicjanci z Gdyni. Ale też nie wykluczają takiej przyczyny śmierci Wądołowskiego... 

Teraz prokurator bada, czy to zawał serca mógł być wynikiem pobicia mężczyzny przez milicjantów, i kto go bił. - Nie rozwiane zostały  też do końca wątpliwości, co do rzetelności przeprowadzonych przez Kornatowskiego oględzin ciała Wądołowskiego, i dlaczego nie zwrócił uwagi na smugi krwi na ścianach celi - stwierdza moje "źródło".

 

Brak głosów