Łajba

Obrazek użytkownika jasieńko
KawiarNIA

 

Nie statek, nie okręt, nie prom, nie masowiec ani drobnicowiec, a nawet nie jednostka pływająca, i tylko takim określeniem można objąć to co zostało z naszego wspólnego pokładu, posługując się językiem wilków morskich, czyli z Polski. 
Te inne nazwy reprezentują konkret o pewnym standardzie użytkowym i określonym zastosowaniu, i to brzmi normalnie, a nawet na swój sposób - dumnie. 
Łajba, której stery trzymają na zmianę moczymordy /mordo ty moja!/ z mocnogębami /obaliłem komune/ to zupełne zaprzeczenie dumy i konkretu. 
Gdyby zapytać majtka co sądzi o łajbie, z pewnością rzucił by stekiem /krwistych niedopieczonych wyzwisk/ zanim rozpocząłby jakikolwiek dialog z pytającym. Oczywiście zależy kto pyta i z której strony przykłada mikrofon, ale generalnie steków na obiad starcza każdego dnia. 
Ci umorusani, siedzący pod pokładem, widzą jak maszyneria robi bokami i tylko marzą by dojechać do portu przed siedemdziesiątym równoleżnikiem. Siedzący na pokładzie nie zdają sobie sprawy, że łajba ledwo dyszy, natomiast dzień w dzień widzą szarość wody, nieba i posiłków serwowanych przez przypadkowego „kocza” i jego niedouczonych pomocników po psiej wachcie. 
Spragnieni kolorów, a nie szarości, korzystając z postoju na redzie wielu opuszcza łajbę i w pierwszej knajpie upija się tymi barwami do nieprzytomności.
I tak dzień po dniu, a łajba... odpływa bez nich. Majtków na pokładzie coraz mniej, zresztą majtek też, a ostają się tylko gacie – jeśli tak można określić starą marynarską brać, która wraca jak koń do stajni na łajbę. Jaka ona jest taka jest, ale wracają. 
Dzięki temu toto jeszcze pływa. 
Tylko Pierwszy „po”, pierwszy i drugi wiedzą dokąd łajba płynie choć od jakiegoś czasu – to tylko czarter. Nawet nie tramp, co brzmiało kiedyś dumnie bo dowodziło pewnej samodzielności. 
Tak - czarter i tylko czarter. Wróbel, ojro i dolar. Buzi, dupci i znowu buzi... 
Przypudrowana farbą w 2012 r. szybciutko zbladła, a na 2016 r. przewidziano nam zaplanowany  lifting „deku” i nadbudówek, lecz poniżej linii wodnej jest totalnie wyprzedana. To co jeszcze zostało jest doszczętnie zgnite, zęza pełna gnoju, a pompa już nawala po każdym fajerwerku. 
Z przodu w luku kotwicznym siedzi Anker /to z niemieckiego jakby kto pytał/, co w ryku fal obecnej politycznej zawieruchy brzmi łudząco do Angel, a przy odrobinie wyobraźni jak Angela... dalej nie muszę chyba naprowadzać. 
Na samym końcu, już na rufie - powiewa - nomen omen, bandera. 
Łajbiany radiowęzeł puszcza tańce z gwiazdkami i meteorytami w nadziei /i to niezupełnie płonnej/, że majtki zajęte „szołem” nie dostrzegą w porę cumulonimbusów, o których stara marynarska prawda mówi:
                „Gdy chmury gęstnieją szybko i nagle, 
                 na maszt uważaj i twoje żagle”.
Wystarczy jeden sztorm z dziesiątką i śmierć pojawi się nie tylko w oczach.
Kasę łajby trzyma jeden brodaty gdzieś na jakiejś Street i łaskawie wydziela kapitanowi tyle tylko, by mu starczyło na paliwo do tego czarteru. 
„Resztę sobie złowicie” – powiada brodaty i nic go więcej nie obchodzi. 
Inny brodaty łazi po "deku" /co za cymbał dał mu kartę zaokrętowania/ i paluchem pokazując mówi: to moje, to gminy, to też gminy i to też. 
Zdumione tym majtki i gacie wyrzucają z siebie tylko steki:
- Krwisty... co się dzieje!
- Spalony... Krwisty... Krwisty... tego Krwisty i niedopieczony!
A idący za nim trzeci wtulił głowę w ramiona i zapisuje pokornie coś w kajecie.
No i „łowią” nasze kapitany, łowią, tzn. całe to „kapitaństwo” bez przerwy kreśli cyrklem nowe kursy na kolejne kokosy, które nie zostały jeszcze zerwane. Chcą zajeździć łajbę do samego końca i chyba im się to uda, bo majtki to już nie żeglarze, a łajba to nie żaglowiec.
 
Inaczej, 
nie Bounty i nie bunt na Bounty, raczej baton Bounty. 
Słodko, ale smutno. 
Do samego końca słodko. 
 
U-booty już podpłynęły i czekają w zanurzeniu do odpalenia cygar. 
Czy ktoś jeszcze nie słyszał komendy: Torpeda los!
Pierwszą już odpalono:
 
A miało być z braćmi tak pięknie...
 
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)