Ożeu, morze

Obrazek użytkownika Marek.Powichrowski
Kraj

No i jest, wreszcie jest. Oto na naszych oczach rodzi się mit założycielski lemingów. Fajnych i milusińskich.

Z mitami założycielskimi jest tak, że najpierw tworzy się historia a dopiero potem pojawiają się ci, którzy to założycielskie wydarzenie ujmują w cały zestaw czytelnych symboli, obrazów, pieśni, wierszy etc. Dla mnie wzorcem mitu założycielskiego jest mit Dzikiego Zachodu w historii powstawania Stanów Zjednoczonych Ameryki, W stopniu idealnym oddaje go film „15.10 do Yumy”. Jest tu i wielkie przedsięwzięcie cywilizacyjne w postaci kolei trans-amerykańskiej. Jest dobro, które zwycięża zło. Są ludzie, którzy są gotowi do poświęcenia w imię prawa. Aaa, i mimo takich wielkich odległości jakie ma do pokonania pociąg na swojej trasie to można według niego nastawiać zegarki. Czegóż więc więcej trzeba aby na takim micie budować społeczność?

Lemingi mogłyby przyjąć taki symbol w postaci pluszowego misia przybitego do dwóch skrzyżowanych patyków. Było to zdarzenie w dużej mierze konstytuujące lemingi, moment, gdy z za firanek wyszli na Krakowskie Przedmieście aby pokazać dumne „fuck you” do modlących się pod krzyżem smoleńskim. Dla mnie to jest ten pierworodny moment pojawienia się leminga na tym świecie. Ale widocznie Rada Mędrców uznała, że na tym etapie historycznym należy użyć czegoś bardziej przystępnego, zabawnego i smacznego. Nie, Rada Mędrców – między sobą oczywiście - była zachwycona tym fajnym happeninig’iem, no ale „wiecie-rozumiecie” z tym misiem oczywiście też byłoby super, ale nie na tym etapie historycznym, nie na tym etapie.

Gdyby szukać zawołania będącego myślą przewodnią mitu to mogłoby to być „dumny jak leming” ale przy złej wymowie pierwszego wyrazu mogłoby to zabrzmieć w sposób jakże odmienny.

I tak pojawiło się z czeluści czyjej umysłowości hasło „orzeł może”. Nawet niezłe, bo w nawet w bezrefleksyjnej łepetynie powinno zrodzić pytanie: co może? Ale w porównaniu do powyższego jest bardzo trudne bo można w nim zrobić aż trzy błędy ortograficzne. W całej symbolice pojawia się również orzeł, a jakże, ale jest on chyba robiony ręką satyryka-karykaturzysty (ma być przecież wesoło i zabawnie, żadnej martyrologii nie mówiąc już o elementarnych zasadach heraldyki). W swojej symbolice na pierwszy rzut oka przypomina orla na czapkach żołnierzy spod Lenino. I ten gest dwóch piór złączonych w geście przypominającym gest kucharza po przyrządzeniu świetnej karkówki z grilla (jest więc nawiązanie do grillowania, punkt dla autora). Aby było już zupełnie tajemniczo i zupełnie mitycznie to orzeł jest z białej czekolady. Dlaczego z czekolady? I w dodatku z białej, która jak widomo z czekoladą nie ma nic wspólnego. Czyżby jakaś ukryta alegoria do naszej rzeczywistości?

Jak dla mnie to brakuje mi w tym aby orzeł puszczał oko i koniecznie miał skrzyżowane ze sobą szpony niczym koń pijanego Kid Shelleen w westerno-koemdii „Cate Ballou”. Aby było jeszcze weselej i jeszcze zabawniej.

Mnie natomiast dręczy jedno pytanie. Co on zrobili z tym orłem po zakończeniu tej swojej nowej świeckiej tradycji? Przetopili i zwrócili do cukierni jako surowiec? Odstawili do magazynu i zapomnieli o nim i teraz robi się niego glut zamiast dumnego króla przestworzy? A może go po prosty wciamkali dzieląc między siebie na kawałki? Już to widzę, jak ktoś dzieli go na porcje a tłum lemingów jeden przez drugiego przepycha się aby dostać większy kawałek. Brr…

Brak głosów