Wiktor Jerofiejew i Wojciech Grzelak - o Rosji

Obrazek użytkownika elig
Świat

  W sobotę, 23.08.2014, miał miejsce ciekawy zbieg okoliczności.  Ukazał się nowy PlusMinus /dodatek do "Rz"/ pod tytułem "Wojny ruskie", a tego samego dnia Niepoprawneradio.pl transmitowało z Berlina spotkanie z Wojciechem Grzelakiem o jego książce "Gra z Rosją"


  W owym "PlusMinus" /weekendowym dodatku do "Rzeczpospolitej"/ najciekawszy okazał się wywiad  Grzegorza Przebindy z Wiktorem Jerofiejewem, rosyjskim pisarzem i publicystą.  Ukazał się on pod tytułem "W Rosji jest jak w Afryce".  Jego fragment można przeczytać  /]]>TUTAJ]]>/.

  Spotkanie z Wojciechem Grzelakiem odbyło się 23.08. o godz. 18:00 we Freies Museum Berlin /zapowiedź i plakat - /]]>TUTAJ]]>/.  Grzelak od lat mieszka i pracuje na Syberii i jest publicystą "Najwyższego Czasu".  Jego książka nosi tytuł "Gra z Rosją... do jednej bramki", a ukazała się w 2013 roku.  Wstęp do książki, będący jej omówieniem, pióra samego autora jest /]]>TUTAJ]]>/.

  Wiktor Jerofiejew stwierdza, że granica między Europą a Wschodem przebiega na Bugu.  Polacy oceniają historię w sposób racjonalny, a dla Rosjan jest ona sprawa emocji i pasji.  Jak mówi Jerofiejew "Dla Rosjan pojecie sensu życia jest ważniejsze aniżeli pojęcie historii (...) sama historia jako konsekwentny porzadek objaśniania dziejów , nie za bardzo Rosjanina interesuje".  Dalej Jerofiejew twierdzi, iż:

  "Najwiekszym problemem [Rosji] jest dezintegracja ludzi.  Podczas wszystkich naszych historycznych przewrotów utraciliśmy bardzo dużo rozmaitych wartości. (...) Kiedy w XX wieku dwa razy zawaliły się światy, ludzie zostali bez wartości, carskich i radzieckich.  I każdy sobie te wartości z powrotem dla siebie pozbierał.  Obecnie nie da sie więc odnaleźć w Rosji dwóch podobnych do siebie ludzi, którzy mieliby te same wartości (...) Oczywiście w takich warunkach ludźmi manipuluje się bardzo łatwo.  Dlatego najwiekszym problemem Rosji nie jest władza lecz naród.".

  Pisze potem, że w Rosji odradza się nie tyle stalinizm, ile samodzierżawie z jego nienawiścią do liberalizmu.  Stwierdza jednak, że Stalin zmienił się w bóstwo, narodowego rosyjskiego boga, bo przekształcił Rosję w państwo, którego inni się boją.  To ostatnie jest ważne dla 85% Rosjan.  Zdaniem Jerofiejewa tylko pozostałe 15% myśli po europejsku.  Uważa on, że w Rosji reformy powinny przyjść z góry - potrzebny jest nowy Piotr I.  Porównuje Rosję z Afryką:

  "Kiedy jednak John Kerry mówi Putinowi, że żyjemy w XXI wieku i nie wolno postępować tak, jak Rosja postępuje na przykład z Krymem, to zapomina, że naród rosyjski żyje obecnie w XVII, w XViii i XIX wieku.  U nas wszak pojęcie czasu nie istnieje.  Dokładnie tak samo jest na wsi afrykańskiej, u Afrykańczyków mamy obcowanie z duchami i przekonanie, że są lepsi od nas.".

  Jerofiejew krytykuje też współczesną Europę, twierdząc iż: " Europa utraciła żywą metafizykę (...) Żyje ona tylko inercją.  I z pokolenie na pokolenie będxie coraz gorzej.  Nic nowego nie powstaje w miejsce owych religijnych filozofii i wyobrażeń.".

  Przechodzi potem do bieżących wydarzeń i twierdzi, że Putin nie chce wojny, do której pchaja go ludzie z jego otoczenia.  Kończy zaś wywiad następująco:

  "Putin to nie Piotr I, a i żaden car z niego..Jest tylko sprytnym taktykiem, nie strategiem.  Ale nieszczęście polega na tym, że naród jest jeszcze bardziej ciemny niż Putin.  Jest to aktualne także teraz, po wzięciu Krymu, po tej wielkiej ilości kremlowskiego, państwowego łgarstwa o sytuacji na Ukrainie.  Powiem rzecz straszną:  Putin i jego drużyna są bardziej liberalni niż 80 procent narodu rosyjskiego.  Oznacza to, że gdyby teraz zorganizowano zupełnie wolne wybory, to dopiero dostalibyśmy nacjonalistów i faszystów!".

  Charakterystyczne, że w bardzo długim /na dwie kolumny/ wywiadzie Jerofiejew ani słowa nie wspomniał o religii w Rosji, ani o Cerkwi Prawosławnej, ani o chrześcijaństwie czy też islamie lub buddyzmie.  To oraz jego narzekania na ciemny naród przypominają mi nieco Adama Michnika.

  Trzeba jednak powiedzieć, iż to co mówił Wojciech Grzelak w Berlinie zgadza się w ogólnych zarysach z diagnozami Jerofiejewa.  Wypowiedzi Grzelaka pokrywały się w dużym stopniu z treścią linkowanego powyżej wstępu do książki.  Zaczął tak samo:

  "Rosja od dwóch dekad udaje, że buduje demokrację. Przy tym nie taką zwyczajną, ale własną, suwerenną, czyli po prostu umowną; na Wschodzie nadal jest w obiegu pojęcie „jednostek umownych”, a pod tą nazwą kryją się po prostu amerykańskie dolary. Relatywizm to przecież jeden z filarów komunizmu, który wytrwale wprowadzany był w Związku Sowieckim przez 70 lat, aż wreszcie okazało się, że utopijny eksperyment okupiony śmiercią milionów ludzi nie udał się. Sklepy i bazary rosyjskie zawalone są tanimi podróbkami markowych towarów – cóż zatem dziwnego, że Kreml usiłuje wcisnąć swoim poddanym jako oryginał imitację ustroju wymyślonego przez starożytnych Greków?".

  Potem stwierdził, że mówiąc o Rosji nie mozna ograniczać sie do wielkich miast, Moskwy, czy Petersburga.  Nędzna rosyjska prowincja jest wieki za nimi.  Napisal:

  " W 2013 roku najrozleglejsze państwo świata sprawia ciągle wrażenie wioski potiomkinowskiej. Aby się o tym przekonać, wystarczy odwiedzić rosyjską prowincję. Na efektowną wizję Unii Euroazjatyckiej kładzie się cieniem poziom materialny i warunki życia Rosjan mieszkających w mniejszych osiedlach.".

  Grzelak oświadczył, że mówiąc o narodzie rosyjskim stara się nie używać terminu "społeczeństwo", gdyz normalne instytucje społeczne lub obywatelskie są w Rosji nieobecne, lub znajdują się w powijakach.  Podawał też liczne przykłady patologii.  W Chakasji  na przełomie XX i XXi wieku miała np. miejsce istna epidemia samobójstw wśród dzieci spowodowana przez alkoholizm ich rodziców.

  Stwierdził, iż 2/3 Rosjan uważa się za prawosławnych, ale ich wiara jest raczej powierzchowna.  Plenią się natomiast różnego rodzaju gusła i magia.  Sczególny popyt jest na wróżki i jasnowidzów.  Cerkiew Prawosławna nie pozbierała sie jeszcze po ciosach zadanych jej przez komunizm.

  Ponieważ Grzelak wykładał na rosyjskich uczelniach, to mówił też o tamtejszym szkolnictwie wyższym.  Podobnie jak u nas powstalo tam wiele małych szkółek o niskim poziomie.  Obniżenie poziomu nauczania jest najwiekszym problemem.

   Opowiedzial zabawną anegdotę o tym, jak pewnego razu miejscowy archimandryta /duchowny prawosławny/ zażądał wglądu w konspekty jego wykładów, by sprawdzić, czy nie usiłuje on czasem nawracać studentow na katolicyzm.  Działo się to w walentynki, hucznie w Rosji obchodzone.  Grzelak spytał więc, czy dzień katolickiego swiętego Walentego też archmandrycie przeszkadza/  To zakończyło sprawę.

  Prelekcja Grzelaka trwała ok. 45 minut, potem była przerwa na obejrzenie ekspozycji muzeum, a o 19:10 zaczęła się dyskusja.  Pierwsze pytanie bylo o Smoleńsk.  Prelegent skrytykował próby polsko-rosyjskiego "pojednania" z tej okazji.  Miały one charakter wyłącznie jednostronny, a u Rosjan poczytywane były za dowód budzącej pogardę słabości.  Przytoczył przykład kuriozalnej uroczystości w Jeleniej Górze, gdzie 15 sierpnia 2010 zorganizowano festiwal piosenki rosyjskiej i sowieckiej.

  Następnie jakaś pani zaczęła krytykować Ameryke na zasadzie "a u was Murzynów biją".  To dało Grzelakowi okazję do przypomnienia, jak Rosjanie wyniszczali rdzenne narody syberyjskie.  Inny dyskutant zaczął się skarzyć na dyskryminację Polaków przez Niemców.  Podczas udzielania odpowiedzi Grzelak opisał  wkład Polaków w badanie i zagospodarowanie Syberii.

  Dyskusja trwała ok. półtorej godziny.  Cały czas było widać próby skierowania jej na tory odległe od problemów Rosji, np. na temat wystawy o Powstaniu Warszawskim w Berlinie.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

//Charakterystyczne, że w bardzo długim /na dwie kolumny/ wywiadzie Jerofiejew ani słowa nie wspomniał o religii w Rosji, ani o Cerkwi Prawosławnej, ani o chrześcijaństwie. 
 
2/3 Rosjan uważa się za prawosławnych, ale ich wiara jest raczej powierzchowna.  Plenią się natomiast różnego rodzaju gusła i magia.  Sczególny popyt jest na wróżki i jasnowidzów.  Cerkiew Prawosławna nie pozbierała sie jeszcze po ciosach zadanych jej przez komunizm.//
 
fragment książki Święta Ruś



Religijny fundament Rosji został zbudowany przez Bizancjum. Okoliczności historyczne go zmodyfikowały, ale nie wykorzeniły. Rosja długo była krajem słabym i zagrożonym. Nie chodziło tutaj o ataki ze strony Zachodu, który zostawiał zazwyczaj Rosję w jej lasach. Nacjonalistyczna historiografia bardzo przesadnie eksponuje zagrożenie zachodnie. Za agresora uważa się Polskę, choć ona najczęściej zadowalała się obroną własnych granic, pomijając niefortunne przedsięwzięcie, które w roku 1610 doprowadziło do krótkiej okupacji Moskwy. Było to możliwe na skutek zawalenia się państwa moskiewskiego w czasie tzw. Wielkiej Smuty. Ten epizod jest podkreślany, gdyż – jak się uważa – sprowadził na ziemie ruskie największe niebezpieczeństwo nawrócenia na katolicyzm. Dlatego właśnie Sołżenicyn uważa, że agresja polska, mogąca wywołać „zmiany genetyczne”, była o wiele groźniejsza od ataków mongolskich, które pozostawiły nietknięte struktury religijne kraju.



(...) 



W tym klimacie szczególnych cech nabrało rosyjskie prawosławie. Najważniejszą z nich jest zmieszanie elementów narodowych i religijnych (przymiotnik narodnyj lepiej tłumaczyć niemieckim völkisch niż francuskim national) pod batem szczególnie despotycznej autokracji.



Żaden inny kraj na świecie – poza Ziemią Świętą – nie odważył się przyznać sobie określenia święty. Nazwa „Święta Ruś” otacza aurą świętości jednocześnie ziemię, lud i państwo rosyjskie. Trzeba prześledzić jej historię.



(...)



Upadek Konstantynopola był uważany w Moskwie za karę niebios. Jedynym bastionem prawdziwej wiary stała się, w słowach Mowy przeciwko łacinnikom, „promienna i święta Ruś”. Małżeństwo cara Iwana III z Zofią Paleolog zostało zawiązane pod patronatem Rzymu, który pragnął zwerbować Moskwę do wyzwolicielskiej krucjaty przeciwko Turkom. W Moskwie interpretowano to inaczej: jako nową odpowiedzialność Rusi, dziedziczki Konstantynopola, czyli pełnienie misji mesjańskiej. Zbliżał się właśnie rok 7000 (czyli 1492 zgodnie z obecnym kalendarzem), który uważano za moment nadejścia Antychrysta. Wierzono w to do tego stopnia, że w cerkwiach nie wygłaszano napomnień wielkanocnych (paschalia), co było odwiecznym zwyczajem[4]. Rok przeminął i zamiast końca świata doszło do wyniesienia wielkiego księcia Iwana Wasilewicza, autokraty Wszechrusi, do godności nowego Konstantyna, a Moskwa stała się nowym Konstantynopolem lub nawet nowym Rzymem.



Na przełomie XV i XVI wieku doszło do konsolidacji tego mitu. Obrastał w rozmaite legendy, jak na przykład ta o „wpierw wezwanym” św. Andrzeju, który miał nawiedzić i poświęcić ziemię ruską; czy też ta o białym Kłobuku (mniszym kapturze) i jego cudownym pojawieniu się w Moskwie. W tym klimacie zostały wypowiedziane znane słowa Filoteusza z Pskowa: „Dwa Rzymy upadły, ale trzeci trwa i czwartego nie będzie”. „Na całym świecie jest tylko jeden car chrześcijański, car Wszechrusi”. Od tamtego czasu trwa stabilnie ideologia rosyjskiej autokracji. Misją cara stało się rozszerzanie granic królestwa prawosławnego. Nie ponosi on odpowiedzialności przed ludźmi, lecz wyłącznie przed Bogiem. Nieposłuszeństwo carowi to bunt przeciwko Bogu. Efektem tego było przekształcenie państwa rosyjskiego w sektę. 
Vote up!
3
Vote down!
0

"Mówienie prawdy w epoce zakłamania jest rewolucyjnym czynem"
/G. Orwell
Mind Service - 1do10.blogspot.com

#1436354