Wytwór niepoprawnej wyobraźni.

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Humor i satyra

Wszelkie podobieństwo do osób i realnych zdarzeń jest całkowicie niezamierzone i przypadkowe. Wszystko, co zostało przedstawione poniżej, jest wytworem mojej niepoprawnej wyobraźni.

 

Zapis konferencji rzecznika rządu, która nie miała miejsca.

Witam szanownych państwa na dzisiejszej konferencji prasowe. Na początek krótkie pytanie, czy wszyscy już dotarli? – zagaił rzecznik rządu. - Proszę Państwa, mam drobną sprawę porządkową - tu nie ma miejsca, zapraszam do sali konferencyjnej. Proszę za mną.

Przybyli na konferencję zabrali sprzęt i ruszyli za rzecznikiem rządu. Przeszli trzy piętra po schodach w dół i zatrzymali się przed nowoczesną, jasno oświetloną salą. Po sali krzątała się ekipa budowlana, zaś pod oknami walały się materiały wykończeniowe wykorzystywane do przeprowadzanego aktualnie remontu. Stało się jasne, że tutaj też nie było miejsca na konferencję rzecznika. Dziennikarze zaczęli robić sarkastyczne uwagi, zaś rzecznik poskrobał się po brodzie i nie tracąc rezonu rzucił do przybyłych:

Nie róbmy polityki. Jak państwo widzicie, Polska w budowie. Praca wre, a my już nie z takimi przeszkodami sobie radziliśmy.

Następnie wyjął telefon komórkowy, wykręcił numer i chwilę rozmawiał przyciszonym głosem. Pokiwał głową na znak zrozumienia, wyłączył telefon i schował do kieszeni.

No i wszystko jasne, uśmiechnął się wylewnie – Musimy udać się do świetlicy.

Po przejściu kolejnych czterech pięter, tym razem w górę, wcisnęli się do pomieszczenia, które tymczasowo pełniło rolę świetlicy.

Niestety trochę tu ciasno, zagaił rzecznik, dlatego biorąc pod uwagę nasze wyśrubowane standardy, konferencja nie może mieć tu miejsca. Urządzimy sobie taki skrócony briefing, tzn. państwo pytają a ja na wszystko odpowiadam. – Wszyscy znaleźli sobie miejsce? Świetnie, więc zaczynamy. Proszę, zaczyna pani. - To mówiąc wskazał na młodą, zgrabną dziennikarkę z zaprzyjaźnionej redakcji.

- Panie Ministrze, nasza gazeta wiele już pisała o osiągnięciach rządu, ale chcąc obiektywnie informować naszych czytelników chciała bym zadać, przyznaję, dość trudne pytanie. Mianowicie, czy Pan Premier jest zadowolony z pracy rządu po tych pierwszych 100 dniach?

- Rzeczywiście, nie wszystko jeszcze biegnie tak, jak by Pan Premier sobie tego życzył. Ale, jak świetnie pani zauważyła, to dopiero pierwsze 100 dni tego rządu. Powoli się rozkręcamy.

- Na pewno Pan Premier ma wiele konkretnych i przemyślanych pomysłów na to, aby sprawy szły jeszcze lepiej - drążyła temat młoda dziennikarka.

- Oczywiście, Pan Premier ma konkretne i dobrze przemyślane pomysły. Widzę, że pani doskonale się orientuje, co w trawie piszczy, że się tak prosto wyrażę. Nic pani nie zdoła umknąć.

- Dziękuję za szczerą odpowiedź - spłoniła się dziennikarka i zapisała coś w notesie.

- Proszę, kto następny? - Uniósł się las rąk. – Może teraz pan. – Wskazał na szczupłego

dziennikarza telewizyjnego.

- Dziękuję Panie Ministrze. Powiem szczerze, w ostatnim okresie czasu obserwujemy, że zaczyna w kraju dziać się coś niedobrego. Opozycja prowadzi marsze z pochodniami, dołączają do nich kibole. Ktoś w redakcji mówił mi nawet, że wyszło kilku młodych. My, obywatele odpowiedzialni za nasz kraj, zaczynamy się bać. Czy rząd nas obroni? Jak Pan Premier zamierza temu przeciwdziałać?

- Panie redaktorze – nie bądźmy śmieszni. Jaka opozycja? Z pochodniami? Powiem panu w zaufaniu jak my to widzimy. Kilkunastu staruszków, paru młodych - napakowanych, jakby kto zasłabł i parę świeczek jakby światło zgasło. Widział pan pożegnanie prezydenta Niemiec? Panie redaktorze, tam były pochodnie. Tak więc proszę się nie obawiać. Trzymamy rękę na pulsie, jak to się kolokwialnie mówi. Zakupiliśmy te - radary i dokładnie monitorujemy sytuację. Rząd wykupił ten, abonament na udostępnienie do celów geodezyjnych zdjęć satelitarnych. Powiem państwu w zaufaniu - rzecznik nachylił się w stronę redaktora - oglądaliśmy przekaz satelitarny z tzw. pochodu w Święto Niepodległości. Kupa śmiechu. Trochę śniegu i kilkanaście różnokolorowych plamek. Naprawdę nie ma o czym mówić. Zresztą sami to relacjonowaliście, więc wiecie, że gdyby nie zaproszono młodzieży z zachodu to wiało by nudą. Ale my tu gadu, gadu, a inni też by pewnie chcieli o coś zapytać.

- Właśnie, panie ministrze ja bym chciała... - zgłosiła się doświadczona dziennikarka poruszająca w swojej publicystyce tematy służby zdrowia.

- Każdy by chciał, a budżet napięty i nie starczy dla wszystkich. – zażartował rzecznik.

- Ale ja chciałam zapytać...

- Po to tu jesteśmy – wszedł jej w słowo rzecznik.

- Otóż, Panie Ministrze, ja bym chciała wiedzieć, czy to prawda, że chorych teraz do szpitali wozi się taksówkami?

- Każdy by chciał wiedzieć! – zażartował ponownie rzecznik.

- Ale to bardzo poważna sprawa! – zareagowała nerwowo dziennikarka.

- A co pani myśli, że nie wiem? Jak Pępek Premiera złapał zapalenie, to nie wiedziałem, czy wzywać karetkę, czy taksówkę.

- To straszne. Pan Premier złapał zapalenie?- dziennikarka mocno pobladła.

- Czy ja mówię niewyraźnie? Nie mówiłem o Panu Premierze. Mówiłem o jego kocie, rasy perskiej wabiącym się „Pępek”! – rzecznik ostro spojrzał na dziennikarkę, lecz widząc jej bladość zaraz złagodniał. - Proszę zróbcie koleżance miejsce, by mogła sobie przycupnąć, bo nam tu jeszcze zemdleje - zwrócił się do siedzących obok, na jednym krześle dziennikarzy. - I znowu nie będzie wiadomo czy wzywać karetkę czy taxi. – jeszcze raz zażartował.

- To co, lecimy dalej? To może Pani – wskazał tym razem dziennikarkę specjalizującą się w tematyce lotniczej.

- Panie Ministrze! Pan Prezydent powiedział, że piloci samolotu TU-154, który rozbił się pod Smoleńskiem chcieli w Smoleńsku lądować. Jak to się ma do najnowszych ustaleń, że piloci samolotu prezydenta Kaczyńskiego wcale nie chcieli tam lądować? Padła nawet komenda „odchodzimy!” Czy nasz prezydent mijał się z prawdą?

- Wprawdzie jestem rzecznikiem rządu, ale mam z Panem Prezydentem bliskie kontakty, więc chętnie odpowiem. Kto dobrze zna Pana Prezydenta, ten doskonale wie, że Pan Prezydent nigdy nie mija się z prawdą. Jak można w ogóle insynuować takie bzdury? Po pierwsze, to nie był samolot prezydenta Kaczyńskiego, tylko spec pułku. Po drugie z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że piloci chcieli w Smoleńsku lądować! Proszę pani. Przecież wystarczy trochę pomyśleć. Gdyby nie chcieli lądować w Smoleńsku, to po co by do Smoleńska w ogóle lecieli?

Dziennikarce zaparło dech, co natychmiast wykorzystał jej kolega z redakcji.

- Panie Ministrze, jeśli można... Przeciwnicy rządu mówią, że rząd nie ma żadnych sukcesów w walce z przestępczością. Czy mógłby pan to jakoś skomentować?

- Nasi przeciwnicy jak zwykle kłamią. I mamy na to wiele dowodów w postaci wyroków sądowych, wydanych przez, jak to się przyjęło mówić „rozgrzanych” sędziów.

- Może jakieś przykłady tych sukcesów?- dopytywał z przekąsem dziennikarz.

- Przykłady mógłbym podawać godzinami. Ale ograniczenia czasowe briefingu nie pozwalają mi dłużej nad tym się zatrzymywać.

- Może chociaż te najważniejsze sukcesy? – nie dawał za wygraną.

- Pan redaktor jest bardzo uparty. A więc proszę. Wykastrowaliśmy pedofilów, zlikwidowaliśmy handel dopalaczami. Nie bez naszego udziału znikło naprawdę wiele afer. Mało tego, aresztowaliśmy tysiące bandytów. Chyba wystarczy?

- Przepraszam, jakich bandytów?- redaktor spytał z niedowierzaniem.

- Ja się panu dziwię. Pan się nie przygotował do konferencji, do briefingu też. Przecież cała prasa o tym pisała. Ale, jeśli to do pana nie dotarło, to ja chętnie nawet panu przeliteruję: JEDNORĘKICH. Nie słyszał pan o tym sukcesie rządu? Pan jest pisowskim publicystą?

- Czy pan może nam powiedzieć, dlaczego telewizja TRWAM nie otrzymała koncesji? – zaatakował inny dziennikarz. Rzecznik usiadł i zrobił nieszczęśliwą minę. Napięcie stało się niemal namacalne.

- Niestety nie mogę się wypowiadać za Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Rząd nie udziela koncesji. To nie jest nasza prerogatywa.

- A, czy Premier nie mógłby na to jakoś wpłynąć? – kontynuował redaktor

- Drogi panie redaktorze, - cedził słowa rzecznik. - Krajowa Rada, tak jak i inne instytucje, są pod naszymi rządami całkowicie suwerenne i niezależne. To nie te czasy, kiedy wszystkim sterowano ręcznie. Próba wpływania na niezależne instytucje byłaby nieetyczna. Nie takie są nasze standardy.

- Ale Panie Ministrze, zebrano w tej sprawie już ponad milion podpisów! - nie poddawał się dziennikarz.

- Skąd pan jest? Proszę pokazać wyżej plakietkę, bo stąd nie widzę. A od Rydzyka. To powiem panu wprost. Jesteście niepoważną telewizją. Nie ma was nawet na multipleksie.

W świetlicy zrobił się szum. Część dziennikarzy podniosła się z miejsc i zaczęła między sobą dyskutować. Cześć w zdumieniu kręciła głowami. Jeszcze inni zaś siedzieli spokojnie i z aprobatą wpatrywali się w ministra.

W tym momencie zadzwonił telefon ministra, ten odebrał połączenie i przez chwilę rozmawiał.

- Przepraszam państwa. Proszę o chwilę ciszy. Sprawa wagi państwowej i musimy niestety już kończyć. Obiecuję, że będziemy to nasze spotkanie kontynuować w przyszłym tygodniu. Dostarczę państwu również materiały. Będziecie państwo poinformowani o terminie. Na dzisiaj dziękuję.

Gdy minister został sam, wyjął telefon i wybrał numer. Gdy zgłosił się abonent, Minister rzucił do słuchawki: Panie Premierze, będę na korcie za dwadzieścia minut.

 

Brak głosów