Anna Hareńczyk Przygody misia Tufiego cz. 7
Tufi ciekawie rozglądał się dookoła. Stał na trawie, na której rosły różne kwiaty. Nagle zobaczył latający kwiatek i trochę się zdziwił.
- Co to? Co to?- zapytał sam siebie półgłosem.
Ale za chwileczkę już wiedział. Był to motyl, który odwiedzał kwiaty, na każdym kwiatuszku z wdziękiem przysiadał, chwilę odpoczywał, a następnie leciał dalej. Zatrzymał się na kwiatku w pobliżu misia, ale ponieważ misie nie są kwiatkami, a tylko kwiaty interesowały motyla, po chwili odleciał dalej. Niedaleko miejsca, gdzie Tufi wypadł z plecaka stała ławka. Misiu postanowił, że usiądzie na niej. Może rodzina po niego wróci? Będzie bardziej widoczny, gdy będzie wyżej. A poza tym z ławki jest lepszy widok. Powoli poczłapał w stronę ławki. Wdrapanie na ławkę wcale nie było takie proste, ale po kilku próbach Tufi, zasapany nieco, ale bardzo zadowolony z siebie, dumnie patrzył na świat siedząc wygodnie na parkowej ławce. Po parku chodziło dużo ludzi i większych i mniejszych. Niestety każdy był zajęty swoimi, ważnymi sprawami i nikt nie zwracał uwagi na siedzącego samotnie na ławce misia pluszowego. Tufi nie wiedział ile czasu siedział na ławce, ale zauważył, że park powoli pustoszeje, a słońce świecące na niebie nie grzeje już tak mocno. Chmury na niebie robiły się ciemniejsze, powoli nadchodziła noc.
- Ach, gdyby mieć taki balonik - pomyślał Tufi - może zabrałby mnie do domu. Ciekawe czy Zuza tęskni trochę za mną?
Gdyby misiu wiedział , że cała rodzina szukała go po parku, a Zuza cały czas płakała po jego stracie, na pewno poczułby się lepiej. Niestety rodzina zbyt późno zauważyła brak misia, szukali więc nieco dalej miejsca, w którym teraz nasz bohater siedział. Na razie zerwał się lekki wietrzyk, który powoli przyganiał ciemne chmury. Tufi poczuł się trochę nieswojo.
- A co tam - powiedział głośno, by dodać sobie trochę odwagi - jakoś to będzie.
Nagle zauważył, że jakiś ptak przygląda mu się z gałęzi pobliskiego drzewa.
- Halo - powiedział Tufi - jestem Tufi
- Witaj- odpowiedział ptak - a ja jestem sroka, lubiąca patrzeć na świat z wysoka.
- A nie widziałaś gdzieś mojej Zuzy? - zapytał z nadzieją Tufi.
- No pewnie, że widziałam - powiedziała chytrze sroka, chociaż nie widziała nikogo. Lubiła tylko zbierać różne błyskotki do swojego gniazda i pomyślała, że przydałby się taki pomocnik do pilnowania jej skarbów.
- A czy możesz mnie tam zabrać? - poprosił Tufi - muszę opiekować się Zuzą i opowiadać jej bajki, kiedy śpi.
- Dobrze, dobrze - powiedziała sroka - zaraz Cię wezmę do niej. Złapiesz się moich nóżek. Będziemy lecieli bardzo powoli, bo wydaje mi się, że nie jesteś lekki, a poza tym jesteś dużo większy ode mnie.
- Ojej, to cudownie - ucieszył się Tufi - a jak Ci się odwdzięczę?
- No przecież trzeba sobie pomagać, prawda?
Sroka podfrunęła do ławki, gdzie siedział Tufi. I już, już miał Tufi chwycić łapkami za nóżki sroki, gdy nagle ptak szybko odleciał. Tufi nie rozumiał dlaczego. Nie zauważył, że do ławki podszedł czarny pies. Był nie za duży i nie za mały, taki w sam raz. Był brudny i wydzielał okropny zapach.
- Nie patrz tak na mnie - powiedział przybysz - właśnie uratowałam Ci życie. To wstrętne ptaszysko wszystko znosi do swojego gniazda. Mówiły mi wróble, że szuka strażnika, który by pilnował jej skarbów.
- Ciekawe, ciekawe bardzo- powiedział Tufi- w takim razie dziękuję Ci bardzo. Jak Ci na imię?
- Jestem Alma - powiedziała psina.
- A ja Tufi. Cieszę się, że mogłem Cię poznać i że zjawiłaś się w moim życiu wtedy, gdy byłem w tarapatach. Dziękuję bardzo.
- Dobrze, dobrze, nie ma za co. A teraz zmykajmy stąd zanim przyjdzie straż parkowa..
- Ale...
Alma nie pozwoliła misiowi dokończyć:
- Teraz nie czas na pytania. Odpowiem na nie później, a na razie zapraszam Cię do mnie. Wsiadaj na mój grzbiet.
Tufi był dobrze wychowanym misiem i przez grzeczność nie wspomniał o tym, że sierść psa nie wydaje się być zbyt czysta. Był szczęśliwy, że zajął się nim ktoś i że nie został sam w nocy w parku. Zresztą Almę polubił bardzo. Wsiadł na grzbiet Almy, a potem chwycił mocno łapkami za Jej szyję. Po chwili pomknęli w głąb parku.
Jak się okazało Alma mieszkała prawie na skraju parku w pobliżu małego jeziora, w małym opuszczonym domku. Domek był bardzo stary i dziw, że się nie rozleciał. Kiedyś należał do starego człowieka, który opiekował się różanym ogrodem, który był chlubą parku. Kiedy stary ogrodnik umarł nikt nie miał czasu, by zająć się ogrodem, a róże, prawie wszystkie powysychały. Pozostał mały domek, który dawał schronienie Almie. W domku było niewiele przedmiotów. Stał tylko stół opierający się na trzech nogach, oraz dwa taborety leżące w rogu domku. Pod stołem Tufi zauważył koc, który służył zapewne jako posłanie Almy.
- Rozgość się - powiedziała Alma, gdy Tufi zszedł z jej grzbietu- muszę tylko skorzystać z kąpieli, bo trochę się dzisiaj ubrudziłam.
- Dobrze - odpowiedział Tufi.
Tufi był bardzo zmęczony, więc postanowił usiąść na kocu Almy i poczekać na nią. Chciał ją o tyle rzeczy jeszcze zapytać. Kąpiel Almy chyba się przeciągała, bo misiu poczuł ogarniające go znużenie i kiedy wreszcie Alma wróciła spał smacznie na jej kocyku lekko pochrapując. Alma nie budziła malucha, tylko położyła się delikatnie obok niego i po chwili sama smacznie spała.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 821 odsłon