Anna Hareńczyk Przygody misia Tufiego cz. 10
Tak rozpoczęła się wędrówka w poszukiwaniu Almy. Idąc przez park Tufi spotykał różne zwierzątka- większe i mniejsze, a każde ze zwierzątek pozdra-wiało go serdecznie i pytało czy wie już coś o Almie. Tufi odpowiadał cierpliwie, że jeszcze nic nie wie i właśnie idzie jej szukać. Zwierzątka życzyły mu powodzenia i dodawały mu otuchy. Droga przez park, mimo, że była dość długa szybko mu upłynęła. Od porannego szukania kasztanów minęło już trochę czasu, i oto Tufi, zupełnie niespodziewanie dla samego siebie, stanął na skraju parku i zastanawiał się co ma dalej robić, w która stronę ma iść. Gdy tak stał niezdecydowany, podleciał do niego szary wróbelek i powiedział:
- Hallo, Tufi! Mam dla ciebie wiadomość o Almie.
- Mów szybko, proszę, co z Nią?- zapytał Tufi.
- Nic się nie martw. Alma ma się dobrze, mimo, że cała jest w bandażach. Została zabrana przez ojca dziewczynki, której uratowała życie do ich domu. Dokładnie nie wiem, gdzie ten dom się znajduje, gdyż o tym wszystkim dowiedziałem się od zaprzyjaźnionego wróbla, który mieszka w tamtych okolicach.
- A gdzie jest ten dom, w którym mieszka Alma?- zapytał częściowo już uspokojony Tufi.
- Domy ludzi znajdują się niedaleko parku. Musisz iść ta drogą, aż doj-dziesz do mostu- takiego nie dużego. A za nim stoją już domy ludzi. Jest ich trochę dużo, ale nie bój się, na pewno ją znajdziesz. Teraz muszę już lecieć, bo zbliża się pora obiadu, a od rana nic nie jadłem. No to powodzenia!!!
- Dziękuję Ci bardzo, wróbelku, dziękuję!!!- krzyczał, machając łapką na pożegnanie Tufi.
Trochę uspokojony ruszył raźno przed siebie. Wiedział przynajmniej, w którą stronę ma iść, a to już było dużo. Uśmiechnął się do siebie.
- Nie jest tak źle - myślał po drodze - Alma wyzdrowieje... Znalazła dom, może i ja Ją znajdę już niedługo? Biedaczka, na pewno ją wszystko boli...
Nagle Tufi stanął zdziwiony. Zobaczył bardzo dziwne zjawisko- wśród kolorowych liści leżących przy drodze, jeden wyraźnie się w niego wpatrywał. Było to bardzo dziwne uczucie. Tufi stanął zaciekawiony...
Co to może być? Patrzący liść? Niemożliwe... Tufi należał do odważnych misiów, ale widok był tak niezwykły, że poczuł się trochę nieswojo. Mimo wszystko postanowił podejść bliżej. Gdy był już o parę kroków od dziwnego zjawiska „liść” nagle wstał i... Tufi oniemiał. Zobaczył zwierzątko przypominające trochę psa, ale tak nie całkiem psa. Był to kot, zresztą bardzo piękny kot. Jego futerko miało kolor do złudzenia przypominające kolorowe liście, dlatego wśród nich sam wyglądał jak liść. Brązowo- rude futerko, gdzieniegdzie przeplatane złotymi pręgami, jakby samo słońce dotknęło go dla zabawy swoimi farbami , mogło zmylić każdego, kto zobaczyłby taki widok, jaki przed chwilą zobaczył Tufi.
- No i co Cie tak zdziwiło, hę? – zapytał kot.
- No... Ja myślałem, że Ty to jesteś liściem, to znaczy... tak to wyglądało... A w ogóle to kim jesteś?
- A co Cię to obchodzi? Pilnuj swojego nosa – nieuprzejmie odpowiedział kot i zaczął wylizywać swoje futerko.
- Przepraszam, szukam swojej przyjaciółki... Uratowała dziś dziewczynkę...
Kot przestał się wylizywać i z uwagą spojrzał na misia.
- W takim razie przepraszam... Przyjaciele tak bohaterskiego psa są moimi przyjaciółmi. Słyszałem o tym wypadku... Jestem kotem i na ogół nie lubię psów, ale Alma nigdy mnie nie skrzywdziła. Przepraszam za to powitanie, ale właśnie odbywałem swoja drzemkę, kiedy się napatoczyłeś... Nazywam się Bambetel. A Ty w takim razie jesteś Tufi, prawda?
- Tak... Czy wiesz może, gdzie teraz jest Alma?
- Niestety nie, ale mogę Cię zaprowadzić w okolicę ludzkich domów.
- Dziękuję Ci, bardzo. Samemu trochę smutno wędrować.
I dalej ruszyli razem. Bambetel okazał się być bardzo miłym kotem. Gdy dotarli w okolicę ludzkich domów zrobiło się już ciemno. Bambetel zaproponował misiowi nocleg w jego kwaterze- tak się przynajmniej wyraził. Tufiemu spieszno było szukać Almy, ale Bambetel przekonał go, że w ciemnościach nie jest w stanie odnaleźć swojej przyjaciółki, a poza tym musi odpocząć, bo przecież nie wie jak długo będzie jej szukać. Tufi ustąpił, bo był już bardzo zmęczony. Poszli wiec do kwatery Bambetla, która okazała się być piwnicą jednego z domów. Nie było tu zbyt przytulnie, ale Tufi miał dach nad głową i nie moknął na deszczu, który właśnie zaczął padać. A poza tym było tu ciepło, gdyż przy ścianach były przymocowane jakieś ciepłe rurki. Bambetel zwinął się w kłębek przy rurkach. Tufi usiadł obok niego, oparł głowę o miękkie futerko kotka i znużony zasnął.
Kiedy się obudził kotka już nie było. Ale tak to już jest z tymi kotami- zawsze chodzą swoja drogą. Tufi postanowił nie czekać - wyruszył na dalsze poszukiwania. Najpierw jednak musiał wyjść z piwnicy, no i z domu, w którym się znajdował. Nie za bardzo znał drogę wyjścia, ale widząc schody ruszył nimi do góry. Znalazł się przed drzwiami, które ku jego radości nie były zamknięte. Prowadziły do jakiegoś dziwnego pokoju, pełnego dziwnych miarowych dźwięków. Zaciekawiony Tufi zajrzał ostrożnie do dziwnego pokoju... Na ścianach zobaczył mnóstwo zegarów, małych i dużych, nowych i starych... Każdy zegar po swojemu odmierzał czas, każdy po swojemu odliczał minuty. Tufi wszedł dalej do pokoju i wsłuchał się w tak dziwną muzykę...
- Witaj, misiu- zaszemrały zegary.
- Witajcie zegary- odpowiedział na to przywitanie Tufi.
- Co Cię do nas sprowadza?- zapytały, a niektóre z nich rozdzwoniły się, jak to zwykle czyniły przy pełnych godzinach.
- Szukam Almy, suczki, która uratowała małą dziewczynkę. Czy nie wiecie gdzie ją mogę znaleźć?- zapytał grzecznie Tufi.
- Słyszałyśmy o tym wydarzeniu, było to dwadzieścia sześć godzin, dwanaście minut i osiem sekund temu... Ale nie wiemy, gdzie się znajduje teraz Twoja przyjaciółka. Musisz być cierpliwy, na pewno ją odnajdziesz.
- Jak to jest, że potraficie powiedzieć kiedy się to zdarzyło, a nie odpowiedzieć na pytanie najważniejsze, gdzie jest teraz Alma?- pytał trochę rozczarowany Tufi.
Ale zegary już nie odpowiadały. Były bardzo zajęte odmierzaniem czasu. Tufi postał jeszcze przez chwilę- miał nadzieję, że może czegoś jeszcze się dowie, ale po chwili ruszył dalej. Zobaczył na końcu pokoju drugie drzwi, przez które widać było słońce. Śmiało ruszył w ich stronę. Miał szczęście, że ktoś zostawił je otwarte. Miał też szczęście, że spotkał Bambetla... Miał tyle szczęścia, że wierzył, iż wkrótce znajdzie Almę. W doskonałym nastroju wyruszył na dalsze poszukiwania.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 849 odsłon