Kult wulgaryzmu. Paweł Zyzak specjalnie dla niepoprawnych

Obrazek użytkownika Redakcja

Kult wulgaryzmu

Bogusława Lindę kojarzy się współcześnie z ekranizacją XIX-wiecznej epopei „Pan Tadeusz” oraz główną rolą w „Psach”, filmowej tym razem epopei. Ta pierwsza opisuje życie codzienne polskich elit doby wojen napoleońskich, druga elity polskie końca XX wieku. Tenże Linda w rozmowie z portalem MenStream.pl stwierdził, że polskie „społeczeństwo robi się metroseksualne”.
„Patrząc jak mężczyźni się ubierają, wyglądają, w jaki sposób wypowiadają, widzę, że ten typ męski się zmienił na bardziej kobiecy. […] – oznajmił – Kiedyś […] role były jednoznacznie podzielone”.
Czy problem zamiany ról dotyka wyłącznie mężczyzn? Nie. Puste miejsce po zanikającej męskości wypełniają kobiety. A jak im idzie odgrywanie ról męskich – zależy już od indywidualnych predyspozycji i umiejętności aktorskich. Uwagi Lindy biorą się z obserwacji życia w Warszawie i show biznesie, ale bez wątpienia proces ten postępuje, nieco może wolniej, także na „prowincji”.

„Kiedyś mężczyzna musiał siadać na konia ubierać kożuch, jechać, zdobyć coś do jedzenia, rzucić przed babą” – ubolewa Linda.
Przyczyną zniewieścienia „gatunku” mężczyzn jest zmasowany atak na tradycyjny model społeczny, oparty na podstawowej komórce jaką jest rodzina. By rodzina mogła funkcjonować harmonijnie, człowiek na przestrzeni dziejów wypracował pewną hierarchię stosunków męsko-damskich i wiekowych np. relacji rodzic-dziecko, mistrz i uczeń. Na naszych oczach następuje rozkład owej hierarchii. Społeczną harmonię zastępuje dysharmonia.
Budulcem społecznej harmonii w Polsce są wartości chrześcijańskie. Zamach na hierarchię odbywa się właśnie kosztem tych wartości. Najhałaśliwiej walczą z nimi lobbies: pro-aborcyjne, pro-eutanazyjne, feministyczne, tzw. gejowskie i anty-kościelne.
W dobie rzeczywistości wirtualnej i wirtualnych autorytetów, ich bezrozumnym narzędziem stali się ekranowi gwiazdorzy. Linda jest tu chlubnym wyjątkiem, za sam fakt, że nie spełnia roli „pasa transmisyjnego”.

„Postęp” społeczny ostatnich lat można mierzyć poziomem wulgaryzacji debaty publicznej. Wulgaryzacja jest doskonałym gruntem dla niszczycieli wszelkiej hierarchii. Niemal w każdej kulturze zło jest odwróceniem piękna, miłości, męstwa, prawdy. Wulgaryzacja jest takim odwróceniem; mechanizmem opartym na brzydocie, nienawiści, tchórzostwie i kłamstwie.
Wracając do gwiazd, czyli głosicieli ideologii „odwrócenia”. Zrobiłem tu pewien research, na potrzeby tego tekstu. Wśród głosicielek „aborcyjnej” odmiany „odwrócenia” na pierwszym miejscu plasuje się nazwisko Marii Czubaszek. Mówiąc po krótce: pisarka odważyła się dokonać wielu aborcji i ma odwagę o tym mówić… Stała się, za tę odwagę mówienia, idolką m. in. Krystyny Mazurówny (przy okazji „fanki Tuska”, choć człowiek to, jak powiedziała, „mało poważny”).
„Sama tez miałam kilka zabiegów. Co miałyśmy zrobić? Do wyboru była wielodzietna rodzina albo klasztor […] – mówi Mazurkówna – Trzeba kształtować świadomość ludzi, walczyć z zacofaniem”…
W ślad za orężem „postępu” poszła Maria Wiernikowska. „Chcieliśmy się spokojnie bzykać. – zdradziła godną dziennikarki polszczyzną – Zdarzało nam się bez ślubu, ale było strasznie nerwowo, że nas przyłapią. […]. Skrobanka była jak wyciskanie pryszczy na twarzy”.
Od aborcji blisko do eutanazji. Oba typy uśmiercania nęcą wizją ucieczki przed psychicznym i fizycznym cierpieniem. Zwolenniczką eutanazji jest także Czubaszek. Jednakże ze względu na wiek, może nie być przekonywująca. Powinna postawić kiedyś przy swym łóżku szpitalnym Dodę, która potrafi w trzech wersach zawrzeć całe credo ideologów „odwrócenia”: „Zalegalizowałabym aborcję, na pewno zalegalizowałabym eutanazję, na pewno zalegalizowałabym jakiś fajny narkotyk”… Narkotyk, dodajmy, który pozwala ścierpieć problemy i pokonać złe nastroje.
Są to wszystko próby przewrócenia natury do góry nogami. Temu służy przekreślenie zgodnej z naturą roli kobiety do wydawania potomstwa oraz lansowanie przemysłu eksterminacji kalekich i chorych, czyli przemysłu śmierci.

Wulgaryzm jest nieodłącznym kompanem samozwańczych obrońców tzw. „mniejszości seksualnych”. Stylista, Tomasz Jacykow, wykazał się bohaterstwem nawet o tym nie wiedząc. Przyznał ostatnio, że współżył w wieku 15 lat z pedofilem, któremu wiele lat później media zrobiły „coming out”. Jacykow pochwalił się swymi więzami z półświatkiem branży rozrywkowej: „Zostałem alfonsem w hotelu Forum”, ujawniając przy okazji jego bodaj najskrytszą tajemnicę: „[…] Ludziom chce się pier… przez cały dzień, a stare kur… przychodzą dopiero po południu”…
Zostańmy przy temacie nagich facetów i artystów. W połowie listopada Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zaprosiło Polaków na film „Adoracja”, wyświetlany w ramach pewnej wystawy w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim. Przedstawiał ów golasa ocierającego się kroczem o średniowieczną figurę Chrystusa. Film wzbudził tym wielkie kontrowersje, lecz organizatorom wystawy nie wstyd było go bronić. Ba, nazwali go wręcz „dziełem historycznym”. Takie ponoć zrobił na nich wrażenie.
Owa postawa urzędników nie dziwi. Wszędzie tam, gdzie rządzą siły „postępowe”, wszyscy ci, za którymi nie stoi żadne lobby, mogą zapomnieć o zorganizowaniu w eksponowanym miejscu jakiejkolwiek akcji edukacyjnej i kulturalnej. Czyli niemal wszyscy.
Urzędnicy mają za sobą koneserów „postępowej” sztuki, występujących w czołowych mediach. Ci uwielbiają desakralizację pod tytułem „otrę się o wizerunek Boga”, lecz dostają drgawek na widok sztuki pod tytułem „zabieg aborcyjny”, a tym bardziej na widok „pięści ocierającej się o twarz »artysty«”.

„Liżąc wielki średniowieczny krucyfiks, dotykając go nagim ciałem, obrażając go, gdy leży pode mną, modlę się do Prawdziwego Boga” – wyznał autor „dzieła” „Adoracja”. Kiedy następuje atak na wartości gubią się wszyscy. Zdanie pewnej zaolziańskiej piosenkarki: „[Kościół] ludzi zniechęca do tej wiary i to mnie smuci, ale Kościół i wiara to są dwie inne sprawy”, dobrze odzwierciedla pogląd dużej części młodego pokolenia. Nie tylko zatraca ono pojęcie, czym jest Kościół i jak się ma do nich zdybany na pedofilii kapłan, ale w miejscu pustki pragnie usadowić innego „Prawdziwego Boga”.
Człowiek faktycznie wierzący wie, że w miejsce Boga nie wchodzi żaden inny Bóg. Zaledwie ktoś, kto się za niego podaje. Idąc tym tropem, mężczyzna nie wejdzie w miejsce kobiety, a kobieta w miejsce mężczyzny, choćby swą obscenicznością miała go po stokroć przerosnąć.
To co się dziś w Polsce dzieje, zdarzyć się mogło tylko w specyficznej sytuacji medialnej i politycznej. Tylko za rządów domniemanej partii prawicowej i domniemanych mediów mogły nastąpić takie zniszczenia w kośćcu społecznym. Rzecz nie do pojęcia w epoce rządów komunistów a nawet postkomunistów.
Znakiem czasów jest fakt, że PO, SLD i PSL są na dobrej drodze do uchwalenia ustawy zakazującą agitacji politycznej w kościołach. O ironio! Rozdział Kościoła od państwa stanowi teraz jedyną przeszkodę do rozdziału Kościoła od wiary.
Hulaszcze ustawodawstwo odbywa się przy błogiej bierności Episkopatu. Błogość w tym wypadku równa się naiwność. Nawet dziecko idące do pierwszej komunii przeczuwa, że polityka jest wszędzie i wszystkim. Polityka jest myślą. Świat bez polityki jest światem bez ludzi. Jest pustką.

Brak głosów