Wybory bez wolnych mediów

Przestrzegam przed czytaniem poniższego wpisu w trakcie jedzenia oraz tuż po spożyciu posiłku. Nie polecam też czytania tego tuż przed jedzeniem.

Stajemy przed bliską perspektywą wyborów parlamentarnych w sytuacji dominacji medialnej przez rządzących. Po co wolne media wyborcy? Głosowanie bez wolnych mediów przypomina mi wybieranie między dobrze zmielonym twarożkiem i gów... Przy czym jest wyłączone światło a miseczki z tymi produktami stoją w gablotach, do których możemy włożyć tylko ręce. Dotykając rozpoznajemy kształt miseczki. Próbujemy też przy pomocy dotyku rozpoznać zawartość. Serwujący zachwalają, że to w ich miseczce jest twarożek do zjedzenia, natomiast w pojemniczku przeciwnika znajduje się rzecz nienadająca się do spożycia. Twarożek jest rzeczą cenną, bo nadaje się do zjedzenia. Natomiast to drugie nie nadaje się już do spożycia więc nie przedstawia żadnej wartości. Wobec tego miseczek z gów... jest więcej. Serwujący straszą, że jak nie wybierze się ich miseczki to wyborca wybierze właśnie fekalia. Po mniej lub bardziej wnikliwym ręcznym "zbadaniu" zawartości miseczki dokonujemy wyboru. Ustrój polega na tym, że to większość decyduje. Więc nawet jak część we własnym zakresie przyświeci sobie to i tak nie ma to większego znaczenia. Dokonujemy wyboru. Ale tu zabawa się nie kończy a raczej zaczyna.

Wybrany przez większość produkt trzeba spożyć. Może ułatwieniem jest fakt, ze światło nadal jest zgaszone. W najgorszej sytuacji są ci, którzy wiedzą co zostało wybrane. Oni już nie mogą się powstrzymać i wymiotują na samą myśl. Z resztą wyborców jest różnie. Części udaje się podać środek przeciwwymiotny. Części wmawia się, że to może twarożek jest nie świeży, ale prawdziwą tragedią byłoby gdyby wybrano tę inną substancję. A część jest tak zdegenerowana, że z zachwytem wcina to co większość wybrała i jeszcze złorzeczy tym, którzy w ich opinii wybrzydzają.

Jak widać, potrzeba światła, dużo światła.