Jak umiera ciało…
Jednym z najtrudniejszych momentów jest chwila, gdy zauważam…
Dzisiaj @Polonia zamieściła przejmujące świadectwo ostatnich dni i pożegnania z ukochaną osobą – Jej Dziadkiem:
„W ostatnich 10 dniach było mi dane przez Miłosierdzie Boże dotknąć pośrednio bram wieczności, jest to doświadczenie tak wzruszające, że ciężko mi o nim pisać. Chcę się jednak podzielić małą częścią tych przeżyć i utrwalić je, choć wiem, że zostaną one w mej pamięci do ostatnich mych chwil…”
Polonio dziękuję za Twoje świadectwo…
Tekst zamieszczony poniżej jest wynikiem wieloletniego doświadczania ostatnich dni życia ciała ludzkiego. Być może okaże się pomocą osobom towarzyszącym w ostatnich dniach życia osób bliskich, w powłoce cielesnej:
„Na dwa, trzy dni przed śmiercią skóra zaczyna inaczej odbijać światło, szczególnie w ciągu dnia. Z miękkiej, sprężystej staje się woskowa i sztywna. Zdecydowanie wyostrzają się rysy. Szczególnie nos, na jego środku pojawia się podłużne zagłębienie.
Przytomne osoby cały czas są ruchliwe, zachowują się jakby za kilkadziesiąt godzin nie mieli umrzeć - porządkują rzeczy, rozmawiają, jak gdyby nic się nie działo, jakby nie zauważali, że ich ciało powoli się zmienia.
Z pacjentami spotykam się przez kilka, czasami kilkanaście dni, odwiedzam ich kilka razy dziennie. Jednym z najtrudniejszych momentów jest chwila, gdy zauważam bruzdę na nosie. Wtedy wiem - to już czas. I często zastanawiam się, czy oni też to już wiedzą. Wydaje mi się, że nie. Mimo tego, że zdają sobie sprawę ze swojego stanu i intelektualnie pogodzili się ze swoim losem. Czym innym jest spodziewać się śmierci, nawet bliskiej aniżeli uświadomić sobie w poniedziałek rano, że umrę w środę, koło południa.
Na kilka godzin przed śmiercią aktywność ogranicza się już tylko do obrębu łóżka, poprawiania kołdry, sięgania po komórkę, układania poduszki, szukania wygodnej pozycji. Spojrzenie człowieka staje się nieobecne, czasami wzrok zawiesza się w niewiadomym, odległym punkcie. Oczy stają się szkliste. Umierający są w stanie normalnie rozmawiać, ale ich głos jest spowolniony, znika melodyczność - ton robi się jednostajny. Wtedy muszę być bardzo uważny i skupić się na tym, co mówią umierający.
W strumieniu słów przeplatają się zwykłe informacje (jaki to dzień tygodnia, kto był mnie odwiedzić, co jadłem) z ważnymi wyznaniami - pojawia się świadomość nadchodzącej śmierci, chorzy mówią o Bogu, o swoim lęku. Czasem opowiadają o odwiedzających ich bliskich zmarłych, którzy stają się dla nich realni na równi z żywymi. Jakby w momencie śmierci dwa światy: żywych i umarłych naturalnie się przenikały. W ciągu ostatnich kilku godzin życia człowiek staje się spokojny, poddaje się naturalnemu biegowi rzeczy.
Pierwsze zmieniają kolor paznokcie, a gdy dłonie i stopy sinieją, i stają się chłodne, oznacza to, że do końca zostało nie więcej niż dwie, trzy godziny. Wtedy umierający przeważnie traci świadomość, jeśli nie - to jest tylko w stanie odpowiadać przecząco lub twierdząco, czasem tylko ruchem głowy. Powieki opadają lub bywają półprzymknięte. Tylko pojedyncze osoby umierają z pełną świadomością - mówią ważne dla siebie rzeczy aż życie z nich uleci.
A gdy już nadejdą ostatnie chwile, oddech staje się coraz płytszy, człowiek przypomina rybę wyjętą z wody - łapie powietrze ustami. Mogą się zdarzyć nawet kilkunastosekundowe bezdechy. Mówi się, że wydaliśmy ostatnie tchnienie, ale to jest raczej wdech bez wydechu. Serce staje i przez cztery minuty obumiera mózg. Wtedy całe nasze ciało jeszcze przez kilkadziesiąt sekund jak gdyby ostatkiem sił próbowało złapać oddech. Potem nie dzieje się już nic. To koniec. Cisza i kompletny bezruch.
Trudno jest wtedy zrozumieć, że człowiek nic nie czuje, właściwie każdy obchodzi się z ciałem delikatnie, jakby żyło. A ono zaczyna bardzo szybko się zmieniać. Wprawdzie było woskowe, ale w ciągu pięciu minut po prostu zastyga. Staje się sino-szare i ewidentnie chłodne - temperatura organizmu dopasowuje się do temperatury otoczenia. Zgodnie z prawem ciążenia, krew, która nie jest już pompowana - opada, na plecach lub boku pojawiają ciemne wybroczyny - plamy opadowe. Jeszcze wtedy ciało jest nadal miękkie, za kilka godzin zesztywnieje. Potem trudno już zgiąć rękę lub rozprostować palce.
Jeśli ktoś nie może skonać, zapalam gromnicę, którą wkładam w dłoń umierającego i modlimy się litanią do patrona dobrej śmierci - św. Józefa lub do Wszystkich Świętych. Odmawiamy także Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Te modlitwy zazwyczaj pomagają odejść.
Nawet jeśli ktoś ma wątpliwości co do istnienia Pana Boga i rzeczywistości nadprzyrodzonej, to dla mnie proces umierania - a także to, że ktoś kilkanaście minut wcześniej był integralną osobą, która żałowała, kochała, modliła się, czyli ewidentnie była i żyła - nie kończy jej istnienia. Teraz, gdy przestało bić serce, miałoby go nie być? Tak po prostu? W odstępie kilkunastu minut? Dla mnie fakt ustania pracy organizmu nie jest dowodem na to, że człowiek przestał istnieć. Zawsze mówię pacjentom, że trzeba przeżyć własną śmierć - to jest zwycięstwo duszy nad ciałem.”
Ks. Jan Kaczkowski / DEON.pl i Laboratorium Więzi
Autor jest doktorem teologii moralnej, bioetykiem, wykładowcą UMK w Toruniu, założycielem i prezesem puckiego Hospicjum pod wezwaniem św. Ojca Pio.
Źródło: http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/z-bliska/cialo-jakich-malo/art,6,jak-umiera-cialo.html
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2395 odsłon
Komentarze
Odebrałam ten tekst bardzo osobiście.
10 Lipca, 2012 - 02:28
W ciągu ostatnich 3 lat umarło kilka osób z mojej najbliższej rodziny, może dlatego myślałam o nich, czytając.
Zaś dziś rano, ni z tego, ni z owego, myślałam o tym, jak będzie wyglądał mój ostatni dzień. Czy odejdę w nocy, czy za dnia i kto będzie przy mnie. I że już tego nie zapamiętam.
Pozdrawiam, zaraz zajrzę do linkowanych tekstów.
(dałam 10)
@Mahonia - odebrałam ten tekst bardzo osobiście...
10 Lipca, 2012 - 02:54
Jeżeli wierzysz w Boga to zapamiętasz...
Po przeczytaniu tego tekstu (a było to kilka miesięcy temu) przypomniałem sobie śmierć mojego teścia, szpital, izolatka, teść w śpiączce, 11 wieczorem. Gdybym wtedy miał tę wiedzę byłbym w tym odpowiednim momencie razem z nim a tak dałem się zwieść lekarzowi: "nic tu po panu, do rana nic się nie zmieni, rano będzie Jego siostra a pan przecież jutro do pracy...". Wróciłem do domu, Teść odszedł 3 godziny później a ja i tak do pracy nie poszedłem.
Zalinkowany wpis potwierdza słowa księdza - autora tekstu.
Można rozpoznać zbliżające się nieuchronne Odejście...
PS. Za 10 dziękuję, 1 dała pewnie osoba, której nie podoba się podlinkowany adres portalu notki @Polonii...
Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo
adres zalinkowanego portalu
10 Lipca, 2012 - 04:28
mnie też się nie podoba, ale to nie ma nic do rzeczy.
Dychę dałam tobie za podjęcie trudnego tematu.
Ja nie zdążyłam przyjechać do umierającaego ojca. Kiedy wreszcie znalazłam się w domu i wzięłam jego rękę, wnętrze dłoni, samo jej zagłębienie, było jeszcze nieco ciepłe. Miałam wtedy 16 lat. Tamtego wiotkiego ciepła, tego szukania palcami pozostałości życia i swojego zadziwienia, że tak "to" wygląda, nie zapomnę do swej ostaniej chwili.
Jest już późno, może jutro włącze się do dyskusji (jeśli portal będzie chodził jako-tako).
"Kto długo żyje wiele zła zobaczy"
10 Lipca, 2012 - 05:15
Więcej moich jest już tam niż tu.
Liść wybucha życiem, gałęzie zbyt obfite życiem łamią burze lipcowe.
A potem liść traci wodę, mieni się tęczą kolorów usycha, przygotowuje się by wiatr jesienny go zerwał, by cykl życia się powtórzył.
Zaprawdę zostają tylko uczynki, dobre, złe, głupie, mądre
O co to chodziło z tym zakochaniem?
@oyster11 - Zaprawdę zostają tylko uczynki...
10 Lipca, 2012 - 12:50
i nasza pamięć tu, i oni Tam...
Pozdrawiam.
Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo
GDZIE IDZIEMY ?
10 Lipca, 2012 - 07:46
Ja może tylko zadam pytanie , bez adresata....,
dotykające raczej duchowości a nie fizyczności odchodzenia.
gdzie idziemy ?
Jak rozumieć słowa kończące Księgę Biblijną Daniela, który usłyszał głos Anioła mówiący do niego....
- TERAZ DANIELU IDŹ,
I SPOCZNIESZ, I POWSTANIESZ DO SWEGO LOSU U KRESU DNI....
?????????????
@ Raven59...
10 Lipca, 2012 - 08:03
.... Witaj Raven.
-To dzięki Tobie byłem u Polonii.
Uchyliła drzwi do tematu tabu, zrobiła to tak , jak powinniśmy wszyscy o tym mówić.
-Warto przytoczyć jej przesłanie :
............................
Nie oddawajcie swoich chorych do hospicjum,oni maja prawo odejść w otoczeniu rodziny,a nie samotni...
............................
serdecznie pozdrawiam.
@maruś - Nie oddawajcie swoich chorych...
10 Lipca, 2012 - 14:42
"Nie oddawajcie swoich chorych do hospicjum,oni maja prawo odejść w otoczeniu rodziny,a nie samotni..."
To jest najważniejsze.
Gdy my byliśmy maleńcy, tuż po narodzeniu - wymagaliśmy opieki, matczynej, ojcowskiej.
Gdy jesteśmy w sile wieku musimy to oddawać - tak naszym maleńkim dzieciom jak i naszym starszym zniedołężniałym rodzicom, rodzinie, bliskim czy nawet całkowicie obcym ludziom - w każdy sposób.
Gdy przyjdzie czas, sami będziemy tego potrzebować.
I to otrzymamy, jeżeli na to swym prawym i sprawiedliwym życiem zapracujemy.
Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo