W cieniu hotelu MARRIOTT - (3)
ROZDZIAŁ 2
Ruszyli.
Agata czuła się bardzo nieswojo. Bliskość nieznajomego boleśnie ją onieśmielała, jakieś dziwne mrowienie przebiegało jej dziewczęce ciało. Nie wiedziała jak się zachować i co mówić, w związku z tym wpatrywała się nieruchomo w przednią szybę samochodu, drętwo obserwując zderzaki i numery rejestracyjne jadących przed nimi pojazdów.
- Jak pani ma na imię? - zapytał mężczyzna.
- Agata - odpowiedziała bezwiednie, nawet nie oceniając, czy jego pytanie nie było zbyt obcesowe. Znajdowała się w stanie, w którym trudno jest ocenić własne położenie.
- Ma pani okazję, pani Agato obejrzeć, przynajmniej przez szybę miasto o zachodzie słońca - wypowiedział te słowa tonem nie pozbawionym sentymentalnego odcienia i romantycznej barwy. -To przecież pani pierwsze spotkanie z Warszawą. Później opowie mi pani, taką mam nadzieję, wrażenia z pierwszych chwil w nowym miejscu.
Była to pora przełomu dnia z wieczorem. Intensywnie czerwone, zachodzące słońce jaskrawo odbijało się w szybach mijanych budynków. Przejechali Alejami Jerozolimskimi w stronę ronda na styku z ulicą Marszałkowską, zostawili po prawej stronie hotel ,,Forum", starzejący się teraz i podupadający, a stanowiący niegdyś ostatni krzyk nadwiślańskiej mody zafundowany nam przez szwedzkich budowniczych. Posuwali się niespiesznie, wśród ścisku aut, ku Nowemu Światu, w który skręcili i przecięli Plac Trzech Krzyży, posuwając się Alejami Ujazdowskimi ku Belwederskiej.
- To są słynne Łazienki - zwrócił się do dziewczyny wyjaśniającym tonem młody człowiek.
Agata zwróciła głowę we wskazanym kierunku oszołomiona widokiem znanego jej tylko z opowiadań ogrodu. Ale ledwo zdążyła przyjrzeć się lekko już pożółkłym, mieniącym się we wrześniowym późnopopołudniowym słońcu liściom drzew i krzewów, minęli park i pokonując lekki zakręt znaleźli się naprzeciw bramy okazałej, zabytkowej budowli.
- To Belweder, siedziba naszego Prezydenta - usłyszała znów łagodny, ciepły głos.
Zaczęli szybko zjeżdżać w dół stromą ulicą.
- Pani Agato - po chwili odezwał się jej towarzysz, - a co, jeśli oczywiście można wiedzieć, zamierza pani robić w pięknym stołecznym mieście?
Pytanie zmieszało ją. l tak czuła się wyjątkowo niepewnie siedząc obok przystojnego nieznajomego mężczyzny. Wstydząc się samej siebie musiała przyznać, że obecność przygodnego towarzysza nie sprawiała jej przykrości. To uczucie głęboko ukrytego zadowolenia z niespodziewanego spotkania ujmowało jej pewności do reszty, wywołując stan nader kłopotliwego odrętwienia. A w dodatku to pytanie. Co na nie odpowiedzieć? Przecież nie wypada tak zwierzać się zupełnie bez żadnego powodu.
Ale z kolei głupio nic nie odpowiadać, trwać w zaciętym milczeniu i wyjść na gburowatą panienkę z głuchej prowincji, która krępuje się odezwać do eleganckiego warszawianina.
- Zamieszkam u cioci - Agata zebrała się na odwagę - i będę szukać jakiejś pracy. Jestem już dorosła i nie mogę być ciężarem dla rodziny - dodała jednym tchem i zaczerwieniła się, zdając sobie sprawę, że to co powiedziała mogło zabrzmieć naiwnie.
Mężczyzna nie dał poznać po sobie, iż zauważył zmieszanie w jakie popadła Agata.
- O jakiej pracy pani myśli? Teraz, u progu jesieni 1990 roku nie jest łatwo o zajęcie, zwłaszcza absolwentom średnich szkół ogólnokształcących.
- Nie wiem - szczerze i prostolinijnie przyznała dziewczyna. - Mam nadzieję, że coś odpowiedniego znajdę i że ciocia mi pomoże w poszukiwaniach. Przecież w gazetach są ogłoszenia o pracy.
Nieznajomy zorientował się w niewypowiedzianej bezradności wypowiadającej te słowa. Ale pytał dalej jak gdyby nigdy nic:
- No dobrze, ale co chciałaby pani robić?
- No... chciałabym - poczuła się beznadziejnie zagubiona. - Nie wiem... Może znajdzie się jakieś zajęcie w urzędzie... Przecież w Warszawie jest na pewno dużo urzędów.
- To prawda, urzędów to akurat tu nie brakuje.
- A może uda mi się podjąć pracę sekretarki - Agata brnęła dalej, nie wyczuwając ironii w głosie nieznajomego.
- To znaczy, że umie pani pisać na maszynie, obsługiwać komputer, zna pani jakiś język obcy i potrafi pani prowadzić korespondencję handlową po polsku i, na przykład, po angielsku. Chyba się nie mylę?
- Słucham? - dziewczynie na moment odebrało mowę.
- Mówię właśnie o kwalifikacjach wymaganych od sprawnej sekretarki.
Kierujący samochodem mężczyzna spojrzał kątem oka na siedzącą obok dziewczynę i spostrzegł, że chyba się zagalopował. Smagła twarz Agaty stała się nienaturalnie blada, a usta zaczęły jej drżeć. Obiema rękami, nerwowo miętosiła połę brązowego żakieciku. Poczuła charakterystyczne pieczenie pod powiekami. Była bliska płaczu, ale wiedziała, że mazać się to jej na pewno nie wypada, byłaby to czysta kompromitacja wobec obcego człowieka. „O, Boże! - to co ja będę robić, nikt nie zechce mnie zatrudnić" - pomyślała tylko, starając nie poddawać się skrajnej rozpaczy.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1702 odsłony
Komentarze
No, no...widzę, że nadal ten żakiet gra głowną rolę
17 Maja, 2009 - 23:01
biedulka z prowinicji, taka prowincjonalna gęś...
Pozdro.:D
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".
Re: No, no...widzę, że nadal ten żakiet gra głowną rolę
18 Maja, 2009 - 00:04
W każdym razie o taki efekt chodziło. Ale w gruncie rzeczy wiedząc, że brązowy kostium to podobno obciach, muszę powiedzieć, iż bardzo lubię brązowy kolor. Żałuję, że tak dyskryminowane są brązowe spodnie, marynarki, czy garnitury. Przecież niebieska koszula tworzy idealne zestawienie kolorystyczne.
Piotr W.
Piotr W.
]]>Długa Rozmowa]]>
]]>Foto-NETART]]>