Pały czy „mądre różnienie się”?

Obrazek użytkownika Warszawa1920
Blog

 

 

Czekamy. Piszemy, to tu, to tam. Czasem wyjdziemy na manifestację w rodzinnym mieście, niektórzy pojadą na Węgry ... Oddaję tu zarazem pełen szacunek ludziom, którzy nie czekają, ale już coś robią, organizują się i innych, spotykają się, tworzą kluby, działają w różnych stowarzyszeniach i inicjatywach, pokazują czynem własny brak zgody na rzeczywistość, mobilizując przy tym ludzi ze swoich środowisk. To postawa wspaniała. Niezwykle budująca. Generalnie jednak, w tej politycznej masie krytycznej – czekamy. Na co czekamy? Do czego my, tak naprawdę, dążymy? Czy ktoś mi to, wreszcie, wyjaśni?

 

W aktualnym wydaniu „Gazety Polskiej” („Gazeta Polska”, nr 13/973, 28 marca 2012) jest bardzo ciekawy – z naszego tu punktu widzenia – dwugłos. Najpierw, na stronie 12, w artykule „Długi marsz czy krótki bieg”, Aleksander Ścios, wykorzystując do tego cztery, skądinąd trafne, przesłanki, rozprawia się z pojawiającymi się ostatnio hipotezami o zbliżającym się wielkim przełomie politycznym w Polsce, w tym zaś upadku bandy Tuska. Nie dyskutuję z podstawą argumentacji Ściosa, bo, jak wspomniałem, nie można jej odmówić racjonalności i logiki. Nie mogę jednak na koniec powiedzieć: No tak, ma facet rację, trzeba się zgodzić i ... cóż robić? Ano właśnie, co? Wychodzi na to, że – czekać, otóż. Przyjmując optykę Autora, należy bowiem uznać, że w dzisiejszych warunkach NIE MA MOŻLIWOŚCI ZMIANY POLITYCZNEJ W POLSCE. Że za słabe poparcie wyborcze, że skurwione media, że diaboliczny strach rządzącej mafii przed prawdą smoleńską, że Putin w Rosji i w ... Polsce, że ..., itd. itp. To wszystko – zgoda, tylko co z tego dla nas wynika? Mamy – ufni w procedury demokratyczne – czekać do wyborów w 2015 r. i wierzyć, że przez te niespełna 4 lata: a) Polacy ZROZUMIEJĄ i poparcie wyborcze dla PiS przekroczy 35 – 40 %, b) media zaczną mówić prawdę, c) zapadną prawomocne wyroki skazujące dla „smoleńskich decydentów”, d) Putin przestanie rządzić w Rosji, a państwo rosyjskie, z wroga Polski, stanie się naszym przyjacielem, e) ..., itd. itp.?

Z uwagi na rozległość wiedzy, zmysł polityczny i głębię analizy faktograficznej, darzę Aleksandra Ściosa zbyt dużym szacunkiem by nie zastanowić się nad celem jego artykułu. I myślę, że jest tym celem po prostu ostudzenie, pojawiających się także i na Niepoprawnych, emocji ludzi dobrej, zapewne, woli, którzy roztaczają wizje „samonapędzającej się” rewolucji, eliminującej na zawsze z życia politycznego kanalie pokroju Psa, snując swoje teorie w oparciu o – np. – wypowiedź Schetyny o tym, że szkoda, iż wrak Tupolewa nie wrócił jeszcze do Polski. Takie „newsy” (na żółtych, czy czerwonych paskach, z obowiązkowym, wołami pisanym, „PILNE!” u boku, i takim „PILNE!” idącym oczywiście przez kilka następnych godzin) są dobre dla takich „najwybitniejszych analityków dziennikarskich”, jak Stankiewicz, czy inny Rymanowski. Cóż można zaś powiedzieć o tych, którzy z uwagą wsłuchują się w „niezwykle poważne” dyskusje na temat tego rodzaju rewelacji, prowadzone z „niezwykle poważnymi profesorami – kikami/czapińskimi” i „innymi autorytetami – hołdysami/olbrychskimi”? No cóż? Że to kret…? Tak, tak właśnie można o nich powiedzieć. Zapewne też należy to mówić.

Tym niemniej, jeśli głębiej się zastanowić nad oceną Ściosa, można dojść do wniosku, że całkowicie pominięty został w niej element pozytywnej propozycji działania. Ja, przynajmniej, nie mogę się bowiem zgodzić z twierdzeniem, że powinniśmy jedynie uświadomić sobie naszą dziś słabość i skonstatować, że musimy jeszcze poczekać. I nie chodzi tu, bynajmniej, o myślenie w kategoriach, że takie właśnie „jeszcze chwilę zaczekajmy” skończy się nowymi „Księgami Narodu Polskiego i Pielgrzymstwa Polskiego”, bo „za moment dziejowy” z Polski nic nie zostanie. Pytam o coś zupełnie innego. Dlaczego nie możemy spróbować, innymi metodami niż czekanie na zmianę sytuacji geopolitycznej wokół Polski i społecznej w Polsce, odwojować umysłów i woli działania naszych rodaków?

 

Ten sam numer „Gazety Polskiej”, na stronie 28, przynosi wywiad z Wojciechem Cejrowskim. Nie chcę w tym miejscu omawiać całości, jak zawsze u Cejrowskiego, intrygującej intelektualnie oceny otaczającej nas rzeczywistości. Trzymając się przedmiotu niniejszego wpisu, poprzestanę na słowach, którymi wywiad się kończy:

(...) Czy te wartości – Bóg, Honor, Ojczyzna – są jeszcze obecne w życiu publicznym III RP? Zależy od definicji życia publicznego. (...) Chyba że pyta pan o życie publiczne na ulicy, gdy Naród wychodzi pod sztandarami – wówczas obnażone są pozory, a Bóg, Honor i Ojczyzna zostają zamanifestowane. To dobrze. Młode pokolenie musi dostać pałkami od tej władzy, żeby się otrząsnąć z mentalności leminga zachwyconego Donaldem. A zatem manifestujmy i niech nas pałują. Do czasu! Każda władza, nawet najsroższa, ma swój kres. Tym bardziej ta obecna – pucybuty podbiegające ze szmatką do każdego trzewika, byle był zagraniczny.

[całość wywiadu na stronie: ]]>Niezależna.pl: Niech nas pałują!]]>]

Parę prostych zdań, żeby nie powiedzieć: Jak pałką strzelił! I równocześnie, jaka głębia i jaka celność. Nie tylko diagnoza, ale i metoda leczenia. Prosta, prostacka, prymitywna? Dla wyfiokowanych z klubów dyskusyjnych – może. Dla mnie: Nie! Rzecz gustu. Ale jedno jest pewne: TO JEST JAKAŚ PROPOZYCJA!

 

Rzecz w smaku. Kwestia odwagi. Nie wiem, być może w dzisiejszych warunkach takie wyjście „naprzeciw glinom, naprzeciw tankom”, to jest nie podawać ręki wołkom, lisom, gugałom, czy morozowskim, nie wchodzić do studia z komunistami od Szechtera, odmówić rozmowy jednej z „królowych wywiadu”, olejnik, wielowieyskiej, paradowskiej, czy innej pochanke. Nie zwrócić się do Bartoszewskiego per profesor. A może dzisiaj oznacza to całkowity bojkot tych wszystkich łże-publicystycznych programów telewizyjnych w różnych wydziałach propagandy od Wiertniczej, przez Ostrobramską, do Woronicza.

 

Mamy też jednak prawo zadać i władzy choć parę prostych pytań. (Czy można jeszcze po polsku? ...). Zarzucają nam, że kierujemy się emocjami. Więc porozmawiajmy o empirii. „Mędrca szkiełkiem i okiem” spójrzmy w „czym” my żyjemy. Zapytajmy, jakim jest rząd – własnym, narodowym, czy może okupacyjnym? – który to rząd:

 - dopuszcza do publicznej dyskusji o najściślejszych tajemnicach państwowych, o szczegółach współpracy z wywiadem zaprzyjaźnionego (?) mocarstwa i tym samym naraża bezpieczeństwo ludzi, w tym w sytuacji organizowania przez siebie wielkiej imprezy sportowej, na którą przyjadą także bardzo liczni goście z zagranicy,

 - przekazuje w zarządzanie sąsiedniemu państwu, w dodatku prowadzącemu dość konsekwentnie wrogą politykę przeciw mniejszości narodowej deklarującej więź z krajem owego rządu, 20% swojej przestrzeni powietrznej, w tym obszar stolicy,

 - traktuje wniosek społeczny podpisany przez 2 miliony obywateli jako postulat „pętaków”, a równocześnie mandat wyborczy dla tego rządu pochodzi od niespełna 5 mln 700 tys. obywateli,

 - godzi się na pozostawanie na terenie obcego państwa nie tylko materialnej własności reprezentowanego przez siebie kraju, ale również najważniejszych dowodów procesowych w najistotniejszym dla bytu państwowego tegoż kraju śledztwie,

 - nie robi literalnie nic, gdy marszałek sejmu w kraju tego rządu fałszuje oficjalny stenogram z posiedzenia sejmowego tak by dopasować wypowiedź sprzed 2 lat owej dziś marszałek do aktualnego stanu wiedzy w śledztwie,

 - w sytuacji zbudowania gazociągu, zagrażającego bezpieczeństwu rządzonego przez ten rząd państwa, nie widzi potrzeby zadbania o to przynajmniej, by ten gazociąg nie blokował rozwoju jednego z kluczowych portów tegoż państwa,

 - w żaden sposób nie próbuje nawet wspierać narodowego przemysłu stoczniowego i bez cienia wstydu patrzy na zagładę tego przemysłu.

A to przecież tylko przykłady spośród przykładów, w tym głównie z ostatnich tygodni.

Teraz zaś w odpowiedzi tym, którzy pytają o to, w jakich okolicznościach powinien działać Trybunał Stanu, jakiego rodzaju sprawy powinien rozpatrywać. Otóż właśnie takie sprawy, panie kalisz, panie miller i panie psie. Cały powyższy katalog to gotowe punktu do – analogicznego, jak w przypadku prokuratury – „planu postępowania procesowego”. To gotowe tezy do aktu oskarżenia. O zbrodnię zdrady stanu.

 

Czy robimy dziś to, co należy? I co należy robić? Chyba możemy o to pytać, także i naszych przywódców? I mieć swoje zdanie też chyba możemy?

 

Amerykańskie wybory „dzieją się”. Kompletnie bez polskich akcentów. A przecież republikanie – czego dowody już dali w tej kampanii – zachowują bardzo twardy kurs antysowiecki. Możliwe, że jedynie na potrzeby wyborów. Możliwe, choć historia uczy nas, że to nie jest bynajmniej marketingowa fasada polityczna. Dlaczego nikt z decydentów w Prawie i Sprawiedliwości nie pomyślał by wykorzystać tę sytuację i dotrzeć do republikańskich kandydatów z prawdą o 10 Kwietnia? Dlaczego nie próbuje się uzyskać od tych kandydatów wypowiedzenia się w tej kwestii lub chociażby na temat relacji polsko – amerykańsko – rosyjskich, wszak Polonia tamtejsza, tak w znacznym stopniu patriotyczna, to naprawdę liczny elektorat? Zwycięski prezydent USA z tej partii, pamiętając o swoich słowach z kampanii, byłby dla nas nie do przecenienia przyjacielem w sprawie dążenia do ujawnienia tej prawdy na forum międzynarodowym. Dlaczego nie traktuje się Amerykanów, jako, w dzisiejszej fatalnej geopolitycznej sytuacji Polski, jedynych (przynajmniej potencjalnie) militarnych sprzymierzeńców? Tego nie pojmuję.

 

Nie w sprawie zmian w aktualnej konstytucji trzeba powołać komisje w sejmie i senacie, jak, na początek przynajmniej, postuluje Jarosław Kaczyński! To jest całkowicie bez sensu, cała ta gadanina o wspólnym z innymi klubami parlamentarnymi wypracowaniu „zgody w sprawie minimum dobrych zmian w konstytucji”. O czym może świadczyć to liczenie przez Kazimierza Ujazdowskiego „na poważny stosunek ze strony wszystkich klubów” wobec tego pomysłu powołania komisji nadzwyczajnych? Jak mamy traktować to wyrażanie wiary w możliwość zmieniania Polski razem z całym tym zaprzaństwem w sejmie tej kadencji? Najdelikatniej rzecz ujmując, jedynie jako prawdziwy dowód na „antysystemowość” i brak szacunku do legalnych metod po stronie PiS, głoszone przez całą dzisiejszą mafię polityczno – medialną. Tak, owszem, świetny był ten konstytucyjny panel. Jeśli jednak już zaczynacie mówić o ustawie zasadniczej, to zróbcie to w zgodzie z elementarną logiką narodową. Z organizatorami Smoleńska chcecie pracować nad fundamentami prawnymi Państwa Polskiego? Konstytucja istniejąca to byt, który należy w całości zlikwidować. Polsce potrzebne jest zupełnie nowe otwarcie. Jasne, konstytucyjne właśnie, stwierdzenie, że lata od 1944 r. do przynajmniej 1989 r., to okres okupacji ziem polskich przez Związek Sowiecki, a jedyną legalną władzą polską w tym czasie był rząd na uchodźstwie. Z wszystkimi tego prawnymi konsekwencjami. Musimy zbudować diametralnie różny od dotychczas obowiązującego fundament moralny, historyczny, ideologiczny, ustrojowy i społeczny naszej narodowej egzystencji. Niezbędna jest konstytucja polska, dla Państwa Polskiego stworzona. Musimy myśleć o tym, jako o warunku sine qua non wszystkiego. Tak jak pomyślano – i ZROBIONO! – na Węgrzech. Nie zmiana. Ale wartość całkowicie nowa, choć będąca zapisem dobrych idei z przeszłego życia Narodu.

Nie rozumiem dlaczego np. idea przygotowania i społecznego, ba! NARODOWEGO, uzgodnienia projektu nowej, POLSKIEJ!, konstytucji, nie mogłaby dziś być czynnikiem politycznym spajającym Polaków w patriotycznej „robocie państwowej”. Dlaczego PiS nie korzysta z naprawdę pouczających wzorców węgierskich? Ludzi trzeba czymś zachęcić, czymś „zorganizować”, skupić wokół jakichś wyższych wartości, ale wokół zarazem czegoś uchwytnego nie tylko emocjami, ale także zmysłami. Wciągnąć Naród do wspólnego pisania tego politycznego credo prawdziwej Rzeczypospolitej Polskiej. Pokazać, że od ludzi coś zależy, ale w czymś zmaterializowanym, dotykalnym. I co najważniejsze: dosłownie fundamentalnym. W zamian mamy znowu jakiś projekt uchwały w sprawie projektu powołania komisji do spraw rozpatrzenia wstępnych propozycji zmian w dezyderacie wzywającym do ...

 

 

Mam dzisiaj nadzieję, że ta prostaczka z ratusza – z oznakami debilizmu, widocznymi nawet dla ludzi w okularach z denek „musztardówek” – zachowa się „profesjonalnie” w swej tępocie administracyjnej i podtrzyma wymagania wobec organizatorów obchodów II Rocznicy 10 Kwietnia 2010 r. Niech wreszcie ludzie zobaczą, jak w praktyce wygląda „demokratyczna reprezentacja społeczna”, wyrażana przez ludzi „rozumniejszych, bardziej doświadczonych politycznie, kierujących się dobrem publicznym, etycznie ponadprzeciętnych, stojących na straży swobód i praw obywatelskich”. Niech zobaczą, co – dokładnie i dosłownie: CO! – wybrali. Tak, chcę by nasze obchody w Warszawie były NIELEGALNE! Żebyśmy, gromadząc się, niosąc flagi z kirem i transparenty, wznosząc okrzyki albo nawet idąc w milczeniu, żebyśmy przez to ŁAMALI PRAWO! Chcę tego! Nie żyjemy bowiem ani w państwie prawa, ani też prawa, które tu obowiązują, nie są prawami służącymi Polsce. Nic nas z tym ustrojem już nie wiąże. Nic.

 

Na dziś chyba nie mamy jeszcze innego wyjścia, niż ..., to znaczy mamy tylko takowe, w postaci ... wyjścia, właśnie, z domów i zakrzyknięcia. Tysiące ludzi na ulicach. W końcu dojdzie do konfrontacji naszych oczu z ich przestraszonymi ślepiami, naszych okrzyków z ich kłamstwem. I wtedy się zacznie na dobre.

  

 

O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.

 

 

Brak głosów

Komentarze

Pierwsza, zalecana, jak się wydaje przez PiS, to droga cierpliwego oczekiwania na upadek Platformy.Na jej całkowitą kompromitację, której nawet usłużne media nie będą w stanie zapudrować.Tylko puste kieszenie lemingów zmuszą ich do odstąpienia od liberałów.
Obawiam sie jednak, że to będzie już ruina państwa - bankructwo, które sprowadzi na nasz kraj potężne sępy o silnych szponach.
Czy zdołamy wówczas podźwignąć cokolwiek?

Druga droga to przewrót - wojna domowa.Bez komentarza.

Ścieżka, to nękająca władze, ciągła akcja sprawdzająca. Nieustający w swojej determinacji proces zmuszania do reakcji, do wyjaśnień,do odnoszenia się wobec wszystkich błędnych decyzji, postanowień, ustaw i dyrektyw.
Nabieramy wprawy w organizowaniu różnych manifestacji, marszów, pikiet, protestów - korzystajmy z tego tak często, jak tylko zajdzie potrzeba.
Patrzmy na to co robią, co mówią, jak działają - obserwujmy i informujmy społeczeństwo.
W takich warunkach trudno jest "kręcić lody". Kiedy zabraknie pola i dyskrecji, nie będą tak kurczowo trzymać się koryta.

Taka scenka, z jednego z Marszów Pamięci:
Pod murem Kordegardy, pośród zebranego przed pałacem prezydenckim tłumu, przeciska się kilku młodzieńców - typki jak ze sławnych "zakąsek -przekąsek".
Wchodząc w ciżbę, jeszcze dosyć buńczucznie nawoływali do rozstąpienia się.Po chwili jednak, poczuli siłę zwartego tłumu, który niczym imadło prawie unieruchomił wesołych facecików.
Umilkli, spokornieli i spokojnie, powolutku przemieszczali się dalej.
Gdyby nie ucichli, nie wiem, jak skończyłoby się ich kozakowanie.

Vote up!
0
Vote down!
0
#241809