Czy Putin zna już swojego Bogrowa?
Doszły mi ..., mie ..., mnie słuchy, że pewien skromny bardzo człowiek – obywatel Rosji, ale i Europy (służba w działających na terenie Niemiec organizacjach obrony praw człowieka) – otóż obywatel ten stwierdził, że czas chyba kończyć swe wiekopomne dzieło. Z wrodzonej właśnie skromności (taż mógł se przyznać i generalskie szlify, ba! i generalissimusem mógł się ogłosić, a on – nie: wciąż pozostaje tymże skromnym pułkownikiem) uznał się był współczesnym Stołypinem. Jest tenże człowiek dziś premierem Rosji, Rosja jest dziś zaś sukcesorem caratu (jest i spadkobiercą Stalina – to zależy od dnia, i od święta; aktualną wykładnię podaje nasz bohater, pan pułkownik Putin). Wszystko się więc zgadza.
Mało tego: Piotr Stołypin urodził się w Niemczech, studia wyższe ukończył w Petersburgu, zaś karierę rozpoczynał w administracji rządowej (gubernatorstwo w Grodnie, potem w Saratowie). Toż, wypisz – wymaluj (prawie), ścieżka naszego pułkownika. A i w innych szczegółach, mówić o podobieństwie, to za mało: w wielką politykę wszedł Stołypin jako minister Spraw Wewnętrznych w rządzie carskim. Resort „bezpieczeństwa” był, jak pamiętamy, również źródłowym dla pana pułkownika. Inny rosyjski mąż stanu z początków XX w., Piotr Struwe, określił Stołypina jako „sługę w średniowiecznym znaczeniu tego słowa, instynktownie wiernego cesarskiemu suwerenowi”. Czego, jak czego, ale lojalności wobec suwerena Rosji od 1917 r., policji politycznej, Putinowi trudno odmówić.
Są, co prawda, drobiazgi, niezbyt pasujące do wizji Stołypinowskiego lustra, ukazanej światu przez Putina. Pomimo monarchistycznego ustroju na początku XX w., w okresie premierostwa Stołypina, w Rosji było bardzo wiele partii politycznych, także w parlamencie – Dumie (włącznie z bolszewikami). Był to zresztą czas szczególnego rozpolitykowania rosyjskiej inteligencji, także jednak i chłopów oraz robotników. Co w tym jednak najjaskrawsze, znaczna część tych partii miała jawnie opozycyjny wobec rządu charakter. Jak wszyscy wiedzą, dzisiejsza Rosja właściwie może robić za wzorzec z Sèvres demokracji partyjnej i pluralizmu politycznego. Tak, jak Jedna Rosja Putina i jej Ogólnorosyjski Front Ludowy za – szczytowy etap rozwoju ludzkości.
Zdolność do kreacji nowych zjawisk w polityce, umiejętność zaplanowania i wdrożenia oryginalnych rozwiązań społecznych, czy ekonomicznych, jednym słowem – cechy męża stanu, to, z kolei, element dla Putina szczególnie nieprzyjemny w tych porównaniach. Stołypina charakteryzowały bowiem wyjątkowe zdolności twórcze, połączone przy tym, co jest w tym przypadku decydujące, z nieprzeciętną odwagą we wcielaniu w życie przygotowanych teoretycznych rozwiązań. Jest to szczególnie widoczne w odniesieniu do najważniejszej idei rządzącej polityką Stołypina, zmiany stosunków w obszarze własności ziemskiej. Abstrahując już od sporów o sens tej idei i efektywność jej wdrażania, trudno odmówić Stołypinowi intelektualnej wartości i niepospolitej determinacji w realizacji swoich zamierzeń. To było w rzeczywistości zupełnie nowe podejście do, krytycznego w swej istocie dla funkcjonowania monarchii rosyjskiej, archaicznego modelu agrarnego. Analizując zaś dokonania Putina nie znajdziemy żadnej oryginalności w myśleniu państwowym, żadnej odwagi w tworzeniu i realizacji nowych modeli funkcjonowania społeczeństwa. Rządy Putina to prymitywna gospodarka wypaleniskowa. Forsowna eksploatacja bogactw naturalnych, połączona z agresywną, prowadzoną w oparciu o kryteria całkowicie pozabiznesowe strategią sprzedaży tych bogactw. To pseudokultura ekonomiczna, mająca nadawać Rosji cechy imperialne. Warto przy tym nadmienić, wracając do owych paralel Stołypinowskich, że dostęp do złóż wspomnianych surowców zapewniła w olbrzymim zakresie nie żadna inna Rosja, ale właśnie monarchia carska, prowadząca na szeroką skalę zakrojoną ekspansję nie tylko polityczną (np. Syberia), ale i gospodarczą (np. bardzo rozległe badania geologiczne, w tym z udziałem Polaków).
Śmiem przypuszczać, że tym, co Putina tak życzliwie przysposobiło do dziedzictwa Stołypinowskiego, był okres bezwzględnego terroru państwowego, jaki w latach 1906 – 1907 wprowadził i realizował carski premier. Warto tu jednak zauważyć, że – chociaż tryb i efekty były straszne: wojskowe sądy doraźne na rozprawach tajnych, bez udziału obrońcy i bez możliwości odwołania się skazały na karę śmierci prawie tysiąc razy – takie działania Stołypina miały realne podłoże polityczne. Ten terror rządu był reakcją na niezwykle gwałtowny wzrost akcji terrorystycznych ze strony różnego rodzaju organizacji lewicowych (zwłaszcza eserowców). Według obliczeń historyków, w latach 1905 – 1907, w efekcie tej kampanii nienawiści zabitych i rannych zostało ponad 9 000 osób. Ofiarami maksymalistów (rozłamowcy z partii socjalistów – rewolucjonistów) padła wtedy zresztą i sama rodzina Stołypina. W zamachu, skierowanym rzecz jasna przeciwko niemu, mającym miejsce zaledwie kilka tygodni po objęciu przezeń przewodnictwa Rady Ministrów, zginęło 27 osób, zaś 32 (w tym dwójka dzieci Stołypina) były ranne (ofiary przypadkowe). Pamiętając o szczególnym aspekcie tych wydarzeń, walce Polaków o wolność, należy zauważyć, iż z punktu widzenia interesów państwa rosyjskiego, caratu, działania Stołypina, który zresztą wprowadzał je bardzo niechętnie, nie były niczym innym, jak obroną interesów tegoż państwa. To, co, pod hasłem realizacji rosyjskiej racji stanu, robi Putin jest biegunowo różne. Zabójstwa niezależnych dziennikarzy i działaczy, likwidacja opozycji poprzez chociażby karanie wyrokami wielu lat łagru, wreszcie eksterminacja dumnego i niepokornego narodu czeczeńskiego, w żaden sposób nie da się tego wpisać w nadzwyczajne, ale jednak legalne poczynania normalnego państwa. To nic innego, jak współczesna próba tworzenia skrajnej formy samodzierżawia.
Putin wydaje się, jak ci maksymaliści, dla których w pewnym momencie zabijanie stało się o tyle celem samym w sobie, że fizyczną eksterminację swoich wrogów uznali za najskuteczniejszą metodę odsunięcia ich od władzy i tej władzy przejęcia. Terror, jaki rozpętał Putin na Kaukazie (w ogóle), a szczególnie w Czeczenii, oraz w nieco innej formule prawnomiędzynarodowej w Gruzji, nie jest żadną obroną interesów Rosji. To przykład takiego prowadzenia polityki, z jakim Europa i świat miały do czynienia w czasach Hitlera i Stalina. A to jest przecież zaledwie przykład, jeden z wielu, przejawów myśli politycznej pułkownika KGB. Porównywanie się w tym kontekście do Stołypina to nie jest intelektualne nadużycie, to cyniczne wykorzystywanie zwyczajnej niewiedzy historycznej odbiorców takich kłamliwych tez.
Wracając do początku tego wpisu, i jego genezy, warto się zastanowić, czy ta wspomniana powyżej ignorancja w zakresie wiedzy historycznej nie dotyka i samego Putina. Tak się bowiem zastanawiam, czy pułkownik ma świadomość tego, jak swój żywot dopełnił Stołypin. I czy, porównując się do carskiego premiera, miał na myśli WSZYSTKIE jego życiowe doświadczenia.
Piotr Stołypin – przekonany zresztą o tym, że umrze gwałtownie (już w 1906 r., w testamencie, prosił by pochowano go w pobliżu miejsca, w którym zostanie zamordowany) – został ciężko zraniony 1 września 1911 r., w trakcie pobytu w Kijowie z okazji odsłonięcia pomnika cara Aleksandra II. Zamachowiec, Dmitrij Bogrow, syn bogatej zasymilowanej żydowskiej rodziny kijowskiej, sympatyzujący z eserowcami i anarchistami, ale będący zarazem agentem policji, podczas przedstawienia w teatrze, oddał do Stołypina dwa strzały. Jeden był śmiertelny. Po czterech dniach premier zmarł; 10 września zaś nie żył już i Bogrow, powieszony po wyroku trybunału wojskowego.
Czy więc Putin akurat tej bumagi z teczki Stołypina, dotyczącej zamachu sprzed równo 100 lat, nie otrzymał?
Ale z drugiej strony przecież Putin to mąż stanu, mało brakło, żeby dostał zaszczytną nagrodę od przyjaciół Moskali, tzn. Niemców, więc człek to musi być światowy, zasobny w rozum i talenta i na pewno wie, co mówi. Więc, jak to jest? Pan pułkownik, w taki tajemniczy, policjopolityczny sposób daje nam do zrozumienia, że wszedł już w posiadanie wiedzy na temat okoliczności zakończenia swojej premierowskiej kariery? I tak dalej sobie myślę, że – gdyby i na ten element politycznej drogi Stołypina powoływał się pułkownik – efektem gwałtownego końca tego „krystalicznie czystego demokraty” byłby zapewne ... terror państwowy. Skierowany, zgadnijcie, przeciwko komu?
O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2135 odsłon
Komentarze
Autor
22 Lipca, 2011 - 23:28
"...O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować...".
I o Nią Walczyć, a gdy przyjdzie potrzeba to i Życie poświęcić.
jwp
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
...z dużą ciekawością...
23 Lipca, 2011 - 09:24
Jan Bogatko
przeczytałem ten interesujący tekst o duchowych aspiracjach wnuka kucharza Lenina, bodajże. To już arystokracja - w średniowieczu kuchmistrz koronny to musiał być nielada urząd,
pozdrawiam,
ps. kult Putina w Rosji się szerzy. To też miejscowe klimaty.
Jan Bogatko