Jeden kraj - dwie demokracje, czyli pan Donald chce, ale nie... morze...

Mamy oto w kraju nad Wisłą, dowodzonym przez dwóch mężów, dwie - jak się okazuje - demokracje.

Jedna, to ta właściwa mądra, europejska, odpowiedzialna, przemyślana, przyjazna sąsiadom, tolerancyjna, piękna, kolorowa, medialna, podziwiana oraz doceniana przez naród i świat cały. To demokracja zapoczątkowana przez pana generała Wojtka i z małą, dwuletnią przerwą, kontynuowana przez pana Donalda.

Druga zaś demokracja, to wizja.

Wizja chora, podstępna, chytra, nieprzyjazna, antydemokratyczna, wszystkofobiczna, histeryczna, spiskowa, fałszywa, reżimowa, faszystowska, dyktatorska, obłędna oraz rzecz jasna obłudna. To naturalnie wizja demokracji Kaczystów z ich przywódcą na czele.

Ta druga, która trwała dzięki Bogu tylko dwa lata, odchodzi w zapomnienie przyćmiewana blaskiem i ciepłem tej pierwszej.

No tak wybrał mądry naród, bo naród jest mądry i wybierać potrafi odpowiedzialnie.

Znaczy egzaminy zdaje na sześć z plusem.

Ale w demokracji, jak to demokracji nawet ludziom dobrej woli zdarzają się małe, niewiele znaczące - ale jednak - błędy.

Jak się niedawno okazało, choć temat już milknie - znaczy mało ważny jest (był?) - demokracja pana Donalda, zapewne bez jego wiedzy, dopuściła się inwigilowania dziennikarzy wolnych, niezależnych mediów.

W wolnym, demokratycznym i niepodległym kraju takie rzeczy to oczywisty skandal, tym bardziej, że nie minęła jeszcze narodowa trauma po dyktaturze Kaczyńskich.

No, bo wtedy, to dziennikarzy inwigilowano na potęgę i dosłownie wszystkich. Tak po prostu, z przyzwyczajenia.

Jak to w niedemokratycznym kraju.

No więc i demokracji pana Donalda zdarzyło się podsłuchiwać dziennikarzy. Ale tylko trzech i z dwóch mediów - TVN24 i Rzeczpospolitej.

Podsłuchiwano ich wyłącznie dlatego, że bezsensownie zajmowali się sprawą, która została przecież wyjaśniona przez demokratycznie powołany organ państwowy.

I tak sobie wymyśliłem dzisiaj, bo lubię sobie - to genetyczne uwarunkowanie - tworzyć teorie spiskowe, że ta inwigilacja, to jakaś taka kaczka dziennikarska.

No bo rozumiem, że inwigilować należy ludzi powiązanych z wywrotowymi mediami, gdyż oni zagrażają tej pierwszej demokracji, chcąc dzięki swym manipulacjom doprowadzić to tej drugiej.

Ale żeby inwigilować dziennikarzy mediów, które jako pierwsze stanęły na posterunku walki o smoleńską prawdę?

No trochę bezsensu.

To znaczy, chyba, że może jakaś prokuratura szukała ekspertów, aby ci pomogli jej coś wyjaśnić, a dziennikarze nie chcieli informacji o nich udzielić.

Sam nie wiem.

Jest też taka ewentualność, że władza na siłę wymyśliła sobie tą inwigilację, żeby ludzie od nadmiaru demokracji i wolności nie poszaleli.

Dumam tak trochę dziwnie, bo temat jest i jakoby go nie było...

No sami powiedzcie - po co podsłuchiwać kogoś, kto zajmuje się sprawą wyjaśnioną do końca od samego początku?

Bezsensu, prawda?

Wiem, że TVN24 jest stacją rządowi nieprzychylną i krytykującą władzę nieustannie, ale przecież mamy wolność słowa i media też wolne są.

Poza tym osobiście nie wierzę, aby pan Donald tolerował takie wybryki ze strony służb.
No kto jak kto, ale nie człowiek, który wywalczył wolność dla nas i z mozołem walczy o wolność Białorusi.

Myślę też, że gdyby to była prawda, to wolny i niezależny dziennikarski świat nie zostawiłby tego ot tak sobie. Byłaby burza jak jasna cholera. A burzy nie ma.

....