Czasy Saskie i więcej. Jak przeciwdziałać?
Wielu komentatorów życia politycznego porównuje obecny okres w polskiej polityce do czasów saskich, kiedy to Polska za sprawą elit rządzących stała się przedmiotem gier ościennych państw. Taka diagnoza sytuacji, choć niewątpliwie boli, pozwala na zastosowania właściwego antidotum.
Szeroko pojęty obóz prezydencki począwszy od działaczy Unii Wolności, poprzez Jaruzelskiego, Palikota, Nowaka, Kuźniara, Arabskiego z PO czy Pawlaka z PSL, jako drogę do ustanowienia swojej hegemonii, wybrał serwilizm polityczny i spolegliwość wobec interesów gospodarczych Rosji. Sprzyja tej polityce duża część administracji państwowej z korzeniami w czasach PRL-u. Porozumiewawczo z przyzwoleniem mruga SLD. Murem za tą opcją polityczną stoją media mainstreamu, jak GW i TVN.
Tworzą one karykaturalny obraz rzeczywistości, w którym w opozycji do Tuska stoi Komorowski, a głównymi adwersarzami w sferze gospodarczej ustanowiono Rostkowskiego i … Balcerowicza.
Tak dookreślony establishment za cel swojego działania nie stawia naprawy Rzeczpospolitej, przeciwnie dąży do osłabienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej i podważenia jej fundamentów gospodarczych. Bez najmniejszego wahania oddaje pole w sektorach strategicznych jak energetyka, infrastruktura, sektor bankowy. Celowo nie podejmuje reform, sprowadzając je do bezproduktywnych i legislacyjnych utarczek. Świetnym dowodem na poparcie tej tezy jawi się dziś system emerytalny. Ale też sytuacja w PKP, stan linii przesyłowych energii elektrycznej, zaniedbania w systemie przeciwpowodziowym, zaniechanie budowy dróg, czy permanentnie niewydolny system sądownictwa.
Od trzech lat (w tym roku za sprawą zapowiadanej ustawy o systemie emerytalnym) mamy do czynienia z permanentnym prowizorium budżetowym, w konsekwencji z brakiem kontroli nad wydatkami publicznymi i nieograniczonym wzrostem długu i deficytu finansów publicznych.
Jak wybrnąć z trudnej sytuacji? Pominę na chwilę potrzebę zmian politycznych. O tyle trudnych, iż, w mojej opinii, w trakcie zeszłorocznych wyborów doszło do fałszerstw wyborczych. Opisane anomalie statystyczne w wyborach samorządowych na Mazowszu, czy kupowanie głosów w Wałbrzychu stanowią szczyt góry lodowej. Macherzy od zdobywania głosów wyborczych za pieniądze stali się częścią pejzażu politycznego. Oczywiście, należy brać pod uwagę również osławiony sondaż w GW w przeddzień pierwszej tury wyborów prezydenckich, czy nieograniczone wsparciu organizacyjno-finansowe rządu dla kandydatury Komorowskiego.
Społeczny zaangażowanie i kontrola nad dochowaniem prawa wyborczego w tegorocznych wyborach do Sejmu stanowią nieodzowny warunek przyszłej naprawy państwa.
Nieuchronne załamanie
Od kilku miesięcy wieszczę w Polsce załamania gospodarcze w I kwartale tego roku wywołane turbulencjami w strefie Euro, zwiększeniem kosztów obsługi zadłużenia i w konsekwencji atakiem spekulacyjnym na złotówkę. Czy załamania w finansach publicznych nastąpi jutro, za miesiąc, czy pół roku ma jednak drugorzędne znaczenie. Bowiem, tak naprawdę liczy się to jak do niego nie dopuścić, a jeśli już nastąpi, jak zminimalizować skutki. Rząd wyznaczył koniec marca jako termin wdrożenia tzw. „reformy emerytalnej” i nowelizacji ustawy o OFE, co w rzeczy samej zdaje się rozpaczliwą próbą zasypywania dziury w finansach publicznych na ostatnią chwilę i odsunięcia katastrofy budżetu państwa o rok czasu. Próbą o tyle spóźnioną, co stanowiącą preludium do poważnych kłopotów, także natury politycznej.
Wobec ogromu zaniedbać nawet najzagorzalsi zwolennicy Platformy nie pójdą przecież siedzieć za swych patronów.
System emerytalny
Otwarte Fundusze Emerytalne znalazły się za przyczyną ostatnich decyzji rządu w centrum zainteresowania mediów. Nie bez przyczyny, choć powody tego zainteresowania winny być zgoła inne…
Otóż, zobowiązania wobec przyszłych i obecnych emerytów wzrosły do ponad 2 bilionów złotych i dalej rosną w zatrważającym tempie. I choćby wydarzył się cud i manna z nieba, nie zmieni to ani na jotę opłakanego stanu kasy państwowej. Cudem bowiem będzie, jeśli politycy w najbliższych miesiącach przebudują sposób finansowania systemu emerytalnego tak, by urealnić wypłaty przyszłych emerytur. Działają w zgoła odwrotnym kierunku: w imię pozostania przy władzy „tu i teraz”, powiększają zobowiązania wobec emerytów i realne zadłużenie państwa.
Po trzech latach zaniechania reform, życia ponad stan, zadłużania państwa doprowadzono do punktu, w którym państwo nie jest w stanie spłacać zobowiązania w zgodzie z prawami nabytymi przez obywateli.
Przy tym, o ile dłużej potrwa obecny stan rzeczy, o tyle gorsza będzie również sytuacja grup uprzywilejowanych jak policja, wojsko, prokuratorzy, sędziowie, pracownicy NBP. Niestety, w Polsce odżywa podział na „my i oni” wielce szkodliwy dla państwowości. Umyka pamięć o ubożeniu całego kraju u schyłku komunizmu i sprzężeniu, że „czym gorzej mieli oni, tym gorzej wiodło się nam”.
Pozostaje pytanie co w zamian (?), odpowiedź nie jest jednak propozycją przyszłych rozwiązań w systemie emerytalnym, a jedynie trzeźwym oglądem sytuacji.
Przy obecnym stanie rzeczy, państwo będzie w stanie zapewnić tylko powszechne, minimalne świadczenia emerytalne, a i to pod warunkiem, że w ramach Unii Europejskiej uzyskamy kompensaty za pracę naszych obywateli zagranicą i nie-wpłacone w Polsce składki emerytalne. Przestrogą był tekst opublikowany przed kilku miesiącami – jakże wymowny obecnie.
Nadzwyczajne posiedzenie rządu
Nowy powszechny system emerytalny oparty będzie zatem na „modelu kanadyjskim” z minimalną emeryturą i dobrowolnym filarem kapitałowym wspartym o ulgi podatkowe.
Wysokość składki na „państwową” emeryturę (rekomendacja) należy przy tym uzależnić od dzietności rodzin.
Podatki
Wg oficjalnych statystyk pomimo wzrostu PKB, spadają wpływy podatkowe państwa. Na próżno szukać logicznego wytłumaczenia w teorii i pora dotrzeć do przyziemnych przyczyn tego zjawiska.
Po pierwsze, obecny system podatkowy jest niewydolny i dziurawy, bo opiera się na mechanicznych założeniach. Wyższe podatki i ścisła dyscyplina podatkowa wcale nie są równoznaczne z wyższymi przychodami. Zwłaszcza w dobie kryzysu. Przeciwnie. Zaciskanie pętli podatkowej przyniesie destrukcyjne skutki.
Po drugie, należy szukać pieniędzy tam gdzie one są. Podwyżka VAT jest tego zaprzeczeniem. Najubożsi, w których najbardziej uderza, zaoszczędzą na konsumpcji, gdyż nie będą mieli innego wyjścia. Wątły wzrost gospodarczy zostanie zduszony w zarodku.
Po trzecie, należy przywrócić wiarę w pojęcie jakim jest dobro ogólne, a to bariera nie do przebycia dla obecnego rządu. Niesie, bowiem na sobie niemały bagaż afer gospodarczych i dawno stracił zaufanie podatników, w tym przedsiębiorców.
Po czwarte, za pewnik należy przyjąć zgubne dla budżetu skutki cen transferowych w wymianie międzynarodowej. I czym prędzej ustawić się, tak jak inni, w kolejce po kasę w koncernach międzynarodowych. Mowa tu przede wszystkim o sektorze finansowym, ale też o dystrybucji, handlu i monopolach państwowych (niekoniecznie polskich). Podatek obrotowy lub od aktyw zdaje się najlepszym antidotum na nieuprawniony transfer zysków.
Infrastruktura, a korupcja polityczna
O sile państwa stanowią wydatki na infrastrukturę.
Obiecywali Internet i e-administrację, tymczasem mamy 60 tysięcy więcej urzędników. A za oknem, choć ktoś się na jej budowie dorobił, autostrady jak nie było tak ni ma… Za to pieniądze przepadły. Nie przez przypadek zatem zestawienie tytułowe. Wydatki na infrastrukturę związane najmocniej z dotacjami z Unii Europejskiej, okazały się pożywką dla niezliczonych firm konsultingowych, pośredników finansowych i specjalistów z pogranicza polityki z gospodarką. Kwitnie w najlepsze korupcja polityczna, bez znaczenia okazała się cel – budowa dróg. Podczas gdy Niemcy i Rosja, bez pomocy z zewnątrz, w ciągu kilku miesięcy położyły 900 km Gazociągu Północnego, rząd w Polsce okroił właśnie o połowę program budowy dróg. Warto przypomnieć, budowy przy wsparciu środków z Unii. Wydzielenie z budżetu środków na finansowanie projektów przy wsparciu środków europejskich było tak naprawdę jedynym posunięciem Rostowskiego, które miało finansowe uzasadnienie.
Nie będzie też dogodnych połączeń drogowych między gospodarzami Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej tak jak obiecał to Tusk.
Wznowienia programu budowy dróg, ale też podjęcie inwestycji w sieć kolejową i energetyczną wydaje się kluczowym priorytetem dla zaradnego gospodarza po wyborach do Sejmu. Finansowanie, poza środkami z Unii i Europejskiego Banku Inwestycyjnego, oparte winno zostać o obligacje infrastrukturalne dostępne do nabycia również przez obywateli.
Katastrofa Smoleńska
Nie ma suwerenności gospodarczej i dobrobytu bez suwerenności w sferze politycznej. I choć te dwie sfery na pozór wydają się odległe, ba, są tacy co chcieliby przehandlować jedno za drugie, to w naszej sytuacji geopolitycznej od postawy rządu w dążeniu do rozwikłania tajemnicy katastrofy pod Smoleńskiem zalezą nasze przyszłe możliwości sprawnego zarządzania Państwem tj. budowy dróg, linii kolejowych, energetycznych, kontroli nad zasobami naturalnymi i w końcu zapewnienia dobrobytu polskim obywatelom. I tak oto koło się zamyka.
Za Stowarzyszenie Przejrzysty Rynek
Jerzy Bielewicz
Więcej na: Unicreditshareholders.com
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2538 odsłon
Komentarze
Re: Czasy Saskie i więcej. Jak przeciwdziałać?
10 Stycznia, 2011 - 15:02
Jest wiele różnic, ale jest jedna moim zdaniem najważniejsza, wtedy na piedestale w Polsce stały naprawdę polskie elity, które były prawdziwie polskie jednocześnie te elity utożsamiały się tylko z Polską, z naszą kulturą, obyczajami i tożsamością, i to one realnie wpływały na losy naszej ojczyzny. To one, wtedy wybierały tych władców, którzy rządzili w Polsce jako królowie elekcyjni za pieniądze, zaszczyty i stanowiska fundowane przez tych władców dla nich. Tym elitom z tamtych czasów, którym można dzisiaj wiele zarzucić, jednak przy tym trzeba zawsze pamiętać o tym, że one za to, co zrobiły w Polsce elekcyjnej zapłaciły potem daninę swojej własnej krwi, przecież potem udowodnili swoje oddanie dla sprawy Polski, wielu z nich położyło swoją przyszłość na szali walki o wolną Polskę, oddając dla Polski swoje majątki i życie swoje oraz swoich najbliższych. Dzisiaj natomiast w Polsce tzw. polskie elity, które nazwał pan z niewiadomej mnie przyczyny polskimi, nie są wcale w ogóle polskie i na pewno w ich interesie nie są jakiekolwiek zmiany na lepsze w Polsce, bo im się to po prostu nie opłaca. To jest ta zasadnicza różnica stanowiąca o odmienności sytuacji Polski z okresu rządów saskich od dzisiejszej Polski, na którą chciałbym szanownemu autorowi zwrócić jego uwagę. Polacy jednak krytykują swoje dawne polskie elity za ich błędy z przeszłości te prawdziwe i te wymyślone przez wrogów Polski a w tym samym czasie bronią w Polsce z wyjątkowym zacietrzewieniem i zajadłością żydostwa, masonerii, amerykańskiej kultury, rosyjskiego zamordyzmu, tacy właśnie jesteśmy dzisiaj my Polacy...
JB
11 Stycznia, 2011 - 10:47
Krzysztof J. Wojtas
Jestem zdegustowany Pana notką; jest ednostronna i fałszuje rzeczywistość.
"Szeroko pojęty obóz prezydencki począwszy od działaczy Unii Wolności, poprzez Jaruzelskiego, Palikota, Nowaka, Kuźniara, Arabskiego z PO czy Pawlaka z PSL, jako drogę do ustanowienia swojej hegemonii, wybrał serwilizm polityczny i spolegliwość wobec interesów gospodarczych Rosji."
Takie zdanie dyskredytuje Pana jako rzeczowego obserwatora. Zwłaszcza, że dalej pisze Pan:
"Tworzą one karykaturalny obraz rzeczywistości, w którym w opozycji do Tuska stoi Komorowski, a głównymi adwersarzami w sferze gospodarczej ustanowiono Rostkowskiego i … Balcerowicza."
Czy ma to oznaczać, że Balcerowicz reprezentuje interes Rosji, a Rostowski polski, czy odwrotnie?
Czy sądzi pan, że taka konstrukcja myśli opisującej sytuację jest w stanie dać obraz rzeczywistości?
Dlatego jestem zdegustowany. Zwłaszcza w kontekście Pana wcześniejszych prezentacji. Spaprać wiarygodność jest łatwo.
Krzysztof J. Wojtas