Sikorskiego Wielkie Lizanie
Milczenie jest złotem – o tym powinien wiedzieć szef dyplomacji II PRL, Radosław (dorżniemy watahy) Sikorski, odmawiający praw, należnych Polakom w Niemczech.
Zwolennik silnych Niemiec (co wyraził był w Berlinie) przeszedł samego siebie w sztuce podlizywania się bez powodów i za darmo. Mąż swojej żony pobulgotał sobie był w TVN24, komentując bezczelne stwierdzenie Kaczyńskiego, że Niemcy w Polsce powinni mieć tyle praw, ile mają Polacy
w Niemczech
że nie będzie (Kaczyński) premierem, bowiem: cytat za onetem – „gdyby szef PiS dopuszczał taką możliwość (bycia premierem) to nie pozwalałby sobie na takie słowa, gdyż w przyszłości uniemożliwiałyby mu one rozmowy z innymi państwami”*. Z jakimi? A może Kaczyński wolałby nie rozmawiać jak
petent
na klęczkach? Może nie odczuwa potrzeby podlizywania się komukolwiek, jak Cameron, Orban czy Klaus? Może nie ma w sobie mentalności lokaja? Może jest on po prostu mężem stanu? Sikorski, jako szef dyplomacji rzekomo niezależnego państwa ma psi obowiązek bronić także interesów Polaków
zagranicą
czyli również Niemczech. Tymczasem bredzi on, że Kaczyński używa prymitywnych argumentów „z innej epoki”, czyli sprzed Unii Europejskiej. Polacy w Niemczech mu przeszkadzają w budowie Stanów Zjednoczonych Europy. Niemcy w Polsce są mu w tym pomocni. Prosta logika, nieprawdaż?
*kto wybiera rząd w Polsce? Zagranica? A, to Sikorski zdradził tajemnicę.
Post scriptum: Polaków w Niemczech sprzedali (1991) Jan Krzysztof Bielecki i Krzysztof Skubiszewski za długi w I PRL, podpisując traktat. Jest on dowodem na handel żywym towarem u schyłku XX wieku.
Prof. Bogdan Koszel, wybitny znawca stosunków polsko –niemieckich winą za asymetrię w taktowaniu Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce obarcza autorów traktatu. Dokument ten odmawia Polakom statusu mniejszości. Wspomina, że „negocjatorzy zostali postawieni przez Niemców pod ścianą”. Albo długi, albo mniejszość.
Niemieckie argumenty w kwestii odmowy Polakom statusu mniejszości w Niemczech są nie do utrzymania. Christof Bergner z MSW w Berlinie posługuje się argumentem, że wg. niemieckiej definicji mniejszości musi ona długotrwale (minimum 100 lat) zamieszkiwać część terytorium Niemiec.
Tymczasem najpóźniej od 1772* roku Polacy zamieszkują część terytorium Niemiec (tzn. Prus, bo Niemcy jako państwo powstały dopiero w 1871 roku). Polacy licznie zamieszkiwali także Berlin, wystarczy przejrzeć książkę telefoniczną. Zmiana granic nie zmienia statusu prawnego.
Sprawy Polaków w Niemczech regulują dekrety Hermanna Goeringa (1940) i traktat polsko-niemiecki (1991). Przyjazne sąsiedztwo!
Jednym słowem - albo usunąć asymetrię, albo ministra SZ. Najlepiej i jedno, i drugie.
http://www.youtube.com/watch?v=_KNeNsLwjio
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2325 odsłon
Komentarze
Najgorsze jest jednak,
12 Grudnia, 2012 - 01:39
że Polacy w Niemczech już w drugim pokoleniu prawie nie mówią po polsku, a pisać nie potrafią w ogóle. Jest też silna tendencja w pierwszym pokoleniu emigrantów, aby maksymalnie odciąć się od Polski, a dzieciom nie przekazywać Tradycji i Historii. Wiem, co piszę, bo prawie codziennie spotykam tzw "polskich Niemców", którzy już po 2-3 latach pobytu mówią tak: "Jak jechalim ałtobaną, to nas policaja shaltowała i musielim sztrafe becalować." Ich dzieci nawet tak nie potrafią i w swej gorliwości są bardziej pruscy niż sami Niemcy. To jest zgroza!!!
all10101
12 Grudnia, 2012 - 07:24
Jan Bogatko
...niestety, ma Pan rację. Składają się na to różne powody, z których najważniejszym jest ten, że uwierzyli oni w zapewnienie p. premiera Tuska (podobnie, jak p. minister Sikorski) że polskość to nienormalność.
Tym samym, wynosząc z domu nikłą kulturę, uważają za awans bycie Niemcem, Anglikiem, Amerykaninem itp.
Utkwił mi w pamięci jakże prawdziwy tekst piosenki: mamy glany, my ją już Amerykany.
Pozdrawiam,
Jan Bogatko