Polska-Litwa. Wizja Giedrojcia na śmietniku historii.

Obrazek użytkownika Jan Bogatko
Blog

Polska była jednym z pierwszych państw, które uznały niepodległość RL po wyzwoleniu Litwy spod okupacji rosyjskiej (26.08.1991) . Litwa grała jednak od początku wobec Polaków nieuczciwie.

 
Postkomunistyczny rząd w Warszawie odłożył „na potem” kwestie polskie na Wileńszczyźnie, uniemożliwiając uzyskanie przez jej mieszkańców autonomii. Wszystkie bez wyjątku rządy w Warszawie obchodzą się z Litwą w białych rękawiczkach, ośmieszając Polskę w oczach świata.
 
Polska
 
w przeciwieństwie do Litwy zapewnia nieskrępowany i swobodny rozwój mniejszości narodowych, z litewską włącznie. Spełnia wszystkie standardy unijne. Tymczasem Polacy, stanowiący na Litwie bez mała 10 procent populacji, a na Wileńszczyźnie większość narodową,
 
u siebie w domu
 
traktowani są jak zaraza. Ja też wierzyłem w dobrą wolę Litwinów. Okazałem się takim samym naiwnym, jak inni po mnie*. Na szowinizm nie ma innego lekarstwa, niż ostra reakcja. O ile w Gogolinie czy w Puńsku widać po tabicach, że istnieją tam mniejszości narodowe, to w
 
RL
 
jest to zakazane i karane. Nowa edycja HAKATY? Nie, coś więcej. A co robi rząd w Warszawie? Litwa opluwa Polskę, nazywa wyzwolenie Wileńszczyzny przez Polaków w 1920, oderwanej przez szowinistów litewskich wraz z bolszewicką Rosją od macierzy, okupacją. A przecież
 
okupacja
 
Wilna, polskiego miasta, w którym Litwinów było wówczas mniej, niż dziś w Warszawie, rozpoczęła się dopiero po ponownym przekazaniu tego polskiego miasta Litwinom przez Stalinaw październiku 1939 roku. To Litwa, obok Niemiec i Rosji, brała udział w IV rozbiorze Polski*. Co
 
Polska
 
może zrobić w takiej sytuacji? Po pierwsze – popierać wysiłki Polaków na rzecz autonomii na Wilerńszczyźnie wszelkimi możliwymi dyplomatycznymi kanałami i we wszystkich gremiach międzynarodowych. Ukazywać tragedię Polaków, nie mającą precedensu w Unii Europejskiej.
 
* szczególnie żal mi policzka, wymierzonego przez Litwinów w twarz prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przyjaciela Litwy.
* tym, którzy zaraz wyskoczą z Zaolziem,przypomnę, że: 1. Zaolzie Polska straciła w 1920 roku w podobnych okolicznościach, jak Wilno, a po 2. Zaolzie było etnicznie polskie, jak Wileńszczyzna. O sprawy Polaków na Zaolziu też Warszawa się nie troszczy. Zresztą o Polaków w Polsce też nie.
 
Litwini przystępują do rozbioru Polski:
 
 
Polecam lekturę:
 
 
Post scriptum: tym, którzy zaraz się tu odezwą i napiszą, że Wilno zawsze było stolicą Litwy, odpowiem po raz kolejny: Litwy nie, tylko wielonarodowego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Stolicą Litwy był Kiernów. A podział masy spadkowej musi być sprawiedliwy. O ile Białorusini mają swą część sukcesji po WXL, to Polacy są pozbawieni swego dziedzictwa.
 
Dalej: o ile Grecy (teoretycznie, ale to nie są szowiniści) mieliby prawo do wyrzucenia Turków z Konstantynopola, podbitego przez Osmanów, to Litwini nie: po pierwsze, Polacy nie podbili Litwy, po drugie, to Litwini zostali na nieszczęście Polski jej królami. Tak Polska została uwikłana w wojny z Moskwą, a rachunek za to płacimy po dziś dzień.
 
Ze słabym nie liczy się nikt – pisze Piotr Skwieciński. I ma rację. Cieszy mnie, że oprócz mnie ktoś podejmuje ten temat.
 
Giedrojciowska wizja polskiej polityki okazała się ułudą i znalazła się na śmietniku historii.
 
Litwini to mitomani. Rządzi nimi nie tylko bajka o żelaznym wilku. Uważają się za potomków Rzymian, którzy zawędrowali nad Bałtyk. Może któregoś dnia upomną się o Koloseum?
Brak głosów

Komentarze

To ja proponuje wyslac im (nieodplatnie) potomka cesarza Valensa. Niech im odbuduje imperium!

Vote up!
0
Vote down!
0

kociarz

#238481

Jan Bogatko

...byłbym ostrożny. Jeszcze skorzystają...A on przyłączy Polskę do Litwy.

Pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

Jan Bogatko

#238623

Trochę mi przykro czytać o Litwinach, że to mitomani... Zważywszy na moje ojczyste strony i korzenie szeroko rozgałęzione na pograniczu Królestwa Polskiego i Księstwa Litewskiego, mogę przyjąć za pewnik, że i we mnie płynie domieszka litewskiej krwi.

Włości Jego Królewskiej Mości
Zygmunt August w Knyszynie
„Nie jestem królem waszych sumień” - zwykł mawiać król Zygmunt August Przekorny los sprawił, że zakrólował jednak na wieki w sercach części swoich poddanych. Jego miłośnikami - najwierniejszymi z wiernych, okazali się mieszkańcy miasteczka, które on niegdyś ukochał całym swoim jestestwem.
 
 
Był wielkim królem - godnym kontynuatorem dynastii, która z Polski stworzyła potęgę liczącą się w Europie.
Unia polsko-litewska zdawała się być niezachwiana w swojej jedności, a wspólne cele rozwoju dawały gwarancje stałości. Rządy władców pokrewnych obu narodom, stanowiły rękojmię sprawiedliwej polityki wobec wszystkich poddanych.
Zygmunt August, jako ostatni z Jagiellonów zamknął pewien etap w dziejach Polski - wraz z jego odejściem, rozpoczął się schyłek „złotego wieku” Rzeczypospolitej.
Mijały wieki. Rzeczpospolita zmieniała swoje oblicze wielokrotnie. Bywało, że znikała z map politycznych na długie lata, albo rysowała swoje graniczne kontury w nieznanych wcześniej kształtach. Burzliwy los targał krajem i niczym sztorm, poniewierał nim jak żaglówką na wezbranym oceanie.
Dawno rozpadła się unia polsko-litewska i rzadko kto dzisiaj o niej pamięta. Imion królów - władców Polski, dzieci uczą się na lekcjach historii, ziewając z nudów, a berła i korony ogląda się wyłącznie w muzealnych gablotach. Zamierzchłe czasy interesują jedynie pasjonatów historii.
 
Jest jednak pewna niewielka społeczność, która niezmiennie kultywuje pamięć o czasach Zygmunta Augusta, a jego samego, nosi głęboko w swoim sercu. W Knyszynie - małym miasteczku na północnym Podlasiu, zygmuntowska legenda oparła się upływowi czasu.
Nie znajdzie się nikogo w mieście, kto nie znałby losów Zygmunta Augusta i z dumą nie opowiedziałby wszystkiego, co mu o tym wiadomo. Każdego przyjezdnego gościa raczy się opowieścią, czy tego chce, czy nie. Taka przypadłość - można powiedzieć, że wrodzona, sprawia, że wielu popatruje na knyszynian z pewną dozą pobłażliwej ironii.
 
Na pograniczu Polski i Litwy, wśród rozległych kniei, istniało zaciszne ustronie - malownicze miasteczko, gdzie Zygmunt August odpoczywał, rozmyślał, tworzył swoją wizję szczęśliwej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Knyszyn był miejscem, w którym przecinały się szlaki handlowe na Litwę. Z Poznania, Gniezna, Krakowa ciągnęły wozy załadowane towarem, a miasto gościnnie koiło trudy podróży, zapewniając godny odpoczynek w doborowym towarzystwie.
Zygmunt i Barbara
Znamienite rody osiedlały się w Knyszynie, a wszystko z potrzeby przebywania jak najbliżej Ich Królewskich Mości, które często przemierzały kraj w drodze do wileńskiego zamku, zatrzymując się na dłużej w miasteczku. Syn królewski od dziecka otaczał się ludźmi o barwnej osobowości i światłych umysłach. Czyż postać Jana Kochanowskiego, który pełnił funkcję sekretarza w kancelarii królewskiej, nie przemawia sama za siebie? Jego krewni, jak przypuszczają dociekliwi knyszynianie, zasiedlili przedmieścia zwane Grądami. Innymi wielkimi na ówczesne czasy rodzinami : Chodkiewiczów, Mierczyńskich, Dzienisiewiczów, Iwanowskich, Rachańskich i całym mnóstwem znamienitych obywateli obojga narodów, zasiedlano okoliczne tereny, kolonizując je i wzbogacając.
Najbliższe, otaczające zamek domostwa, zamieszkiwali dworzanie, którzy utrzymywali miejsce w stałej gotowości na przybycie władcy. Cała rodzina królewska odwiedzała Knyszyn, ale szczególnym upodobaniem obdarzył go Zygmunt August. Z jego to fantazji powstały dekoracyjne formy przestrzenne, doskonale komponujące się z ukształtowaniem terenu i to jego wizji, Knyszyn zawdzięcza malowniczo położone obiekty wodne i leśne.
Śmierć Barbary Radziwiłłówny
Zatrudnieni w tym celu znamienici fachowcy, z wielką skrupulatnością wcielali w życie projekty zrodzone w królewskiej głowie. Knyszyn piękniał, rozwijał się i bogacił. Był dumą Zygmunta Augusta, który popisywał się majątkiem przed licznymi gośćmi z kraju i zagranicy.
Ożeniony z niekochaną księżniczką Elżbietą Habsburżanką, król często oddawał się romansom i przygodom. Śmierć żony wyzwoliła go niejako z pęt, które nakładało małżeństwo i Zygmunt stał się atrakcyjnym wdowcem do wzięcia. Skorzystała z tego rodzina Radziwiłłów, podsuwając mu swoją kuzynkę, również owdowiałą - Barbarę. Czy to czary, czy prawdziwa wielka miłość, dość, że coś odmieniło nagle pokornego syna - posłusznego dotąd woli despotycznej królowej matki - Bony. W potężnym afekcie i wielkiej determinacji, przeciwstawiając się zakazom rodziny i opierając naciskom szlachty - Zygmunt August poślubił Barbarę Radziwiłłównę.
Knyszyn stał się dla nich rajem, w którym szczęście zdawało się nigdy ich nie opuścić.
Kobieta ta, jak wieść niesie, została koronowaną królową wbrew woli matki Zygmunta Augusta - Bony. Kiedy ukochana Barbara nieszczęśliwie zmarła, szeptano ze zgrozą o truciźnie zadanej przez teściową.
Zjawa Barbary Radziwiłłówny - Giżanka?
Rozpacz Zygmunta Augusta czarnym kirem spowiła miejsca, które wspólnie z Barbarą ulubili. Nie cieszyły już królewskich oczu przepyszne sadzawki, wykładane lustrami, rozciągające się wokół knyszyńskiego dworu. Nie zajmowało uwagi jezioro, co to je Mistrz Twardowski, zaprzęgając diabła do roboty, w ciągu jednej nocy wykopał i nazwał imieniem ukochanego Króla. Tysiące wspaniałych rumaków z królewskich stadnin, nie zdołały odciągnąć myśli Zygmunta od Barbary Radziwiłłówny.
Zamykał się, nieszczęsny, w wybitej czarnym aksamitem komnacie i cierpiał w żalu po swojej ukochanej.
Nic nie zmieniło kolejne małżeństwo z księżniczką Katarzyną - była wstrętna dla niego, bowiem blask urody nieboszczki Barbary, gasił wszystkie gwiazdy. Wzgardzona, oddaliła się w poczuciu sromotnej porażki.
Nie mogąc patrzeć na przedłużającą się żałobę Króla, kilku zmyślnych dworzan zaradziło jej podstępną intrygą. Znajdując w Warszawie mieszczkę o fizjonomii bliźniaczo podobnej do zmarłej królowej, sprytnie podstawili ją Zygmuntowi Augustowi w seansie spirytystycznym, poprowadzonym przez Jana Twardowskiego. Rzeczywiście, Barbara Giżanka, bo tak zwała się owa warszawianka, wywarła na królu niesamowite wrażenie.
Śmierć Zygmunta Augusta
Wkrótce przedstawiono ją władcy, już jako osobę z krwi i kości, a ten znalazł w jej ramionach ukojenie i pociechę. Giżanka została jednym ze sławnych „sokołów” - nałożnic Zygmunta Augusta, które krążyły wokół owdowiałego króla. Jej wpływ na kochanka był jednak wyraźnie znaczniejszy niż pozostałych „sokoląt”, a wsparta zapobiegliwością swoich mocodawców, prócz uczuć króla, zdobyła tez wiele innych intratnych korzyści.
Czasy prosperity dla Knyszyna skończyły się wraz ze śmiercią Zygmunta Augusta. Umierał otoczony swoimi „wiernymi dworzanami” w sypialnianej komnacie knyszyńskiego dworu. „Do jutra” odłożył podpisanie dokumentów, bo zmęczona prawica ciążyła niemiłosiernie. Nie wierzył, że umrze, bo przecież wywróżona mu śmierć, miała przyjść dopiero „w siedemdziesiątym drugim roku życia”. Pojawiła się 7 lipca 1572 roku.
Kronikarze powiadają, że dworzanie ogołocili Króla ze wszystkiego. Mnożyły się waśnie o schedę i zapisy, dokonane jakoby pod naciskiem „sokołów”, ale… zwykle tak bywa, kiedy chodzi o spuściznę.
Rzeczpospolita pogrążyła się w żalu po stracie władcy, a groza bezkrólewia zawisła nad krajem.
Dla knyszynian ważne stało się to, co zlecił uczynić Zygmunt August. Wolą króla było, aby serce jego spoczęło w Knyszynie. Trzewia miały zostać wydobyte z ciała i według jego pragnień, winny na wieczność pozostać w mieście, które ukochał. Trumna z ciałem spoczęła na krakowskim Wawelu.
Uszanowano wolę i w specjalnym, zdobnym sarkofagu, umieszczono zygmuntowe serce w miejscowym kościele na środku rynku. Pozostawało tam przez długie lata, otoczone czcią i poszanowaniem.
Z czasem kościół rozebrano, ale pozostawiono na rynku sarkofag, by żaden knyszynianin nigdy nie zapomniał o swoim Królu. Odtąd każdy, kto przechodził, czy przejeżdżał opodal, z sentymentem spoglądał na królewską urnę, przypominając sobie czasy potęgi Rzeczypospolitej.
Nadeszły czasy zaborów. Rosyjski najeźdźca z wyjątkową zaciekłością zwalczał dumne charaktery mieszkańców pokrólewskich włości. Poirytowany butą, która przejawiała się między innymi tym, że Knyszyn, jako jedno z dwóch miast regionu, nie pisał sprawozdań po rosyjsku, ukarał knyszynian. Pewnego jesiennego dnia 1824 roku, sarkofag z sercem króla zniknął.
Miasto przestało się rozwijać. Narastał marazm i poczucie opuszczenia. Epidemie, zarazy, pożary i wojenne pożogi, targały nim bezlitośnie, jakby karząc mieszkańców za to, że nie potrafili uchronić serca swojego założyciela i patrona. Czy więc to dziwne oddanie Zygmuntowi Augustowi, które cechuje mieszkańców Knyszyna, nie bierze się przypadkiem ze swoistego rozliczenia z sumieniem? Z jego wyrzutami i pospolitą sromotą? Mogli wszak stanąć murem wokół sarkofagu i ochronić swój skarb przed zakusami najeźdźców. Pokazali, że potrafią tak działać, kiedy w czasach współczesnych, bronić im przyszło swojego szpitala.
Chyba że…świadomie , w trosce o jej bezpieczeństwo, ukryto niegdyś urnę w miejscu bezpiecznym, o którym wiedzę mieli nieliczni, a ci - zabrali ją ze sobą do grobu.
Knyszynianie ciągle wierzą, że wcześniej, czy później ,serce króla odnajdą. Czują z nim bowiem magiczną więź - metafizyczny łańcuch pamięci, którego żadne siły nie potrafiły nigdy rozerwać.
 
 
Vote up!
0
Vote down!
0
#238493

Jan Bogatko

...Nowolitwini to nie Litwini w potocznym, polskim rozumieniu tego pojęcia. Nowolitwini to produkt Małej Litwy, enklawy w Prusach Wschodnich, język której to mieszkańców, z Polakami raczej nie spokrewnionych, pruski uniwersytet w Królewcu wykreował na nowolitewski ramach akcji o antypolskim obliczu w wieku XIX. Tak powstało miejscowe esperanto.

Moja rodzina spędziła w WXL ponad 300 lat, krwi litewskiej w mych żyłach płynie niezła struga.

Pozdrawiam,

ps: polecam lekturę Nad Niemnem.

Vote up!
0
Vote down!
0

Jan Bogatko

#238625

łatwo. Nieco trudniej jest zauważać inną nację, a tym bardziej to napisać:)))

Upomną się o Kolosseum? Na razie to wycieczki żydowskie plują na łuk Tytusa, a państwo Izrael upomina się o coś tam wywiezionego pono w I wieku.

Organizacji Hear, "upominającej się", też nie wspiera raczej państwo litewskie.:)

No, ale pewnie, trzeba takie rzeczy też zauważać. Byle nie tylko takie, także i te które są nieco bardziej znaczące, choć rzecz jasna bezpieczniej ich nie dostrzegać.

Vote up!
0
Vote down!
0
#238503

Jan Bogatko

Jeśli wierzyć prof. Sandowi, żydzi z Izraela nie są Zydami w sensie etnicznym; równie wydumane prawa mają Nowolitwini do Wilna,

pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

Jan Bogatko

#238626