Polityka polska, styczeń 2-11: Wrzenie w PO

Obrazek użytkownika foros
Kraj

 Najważniejszym wydarzeniem stycznia mijającego roku był ferment wewnątrz PO i ujawnienie się antytuskowej opozycji w tej partii.

Sygnały pojawiły się już w pierwszej połowie miesiąca, np. enuncjacje o tym, że śledztwo MAK nie odbywa się według konwencji chicagowskiej lecz na podstawie doraźnej rosyjsko - polskiej umowy. 
 
Bomba odpalona została po raporcie MAK. 
Donald Tusk znając jego treść już wcześniej zapowiadał protest. Rosjanie szybko opublikowali raport, dołączając doń część polskich uwag (co może być wynikiem tarć wewnętrznych w Rosji). 
Premier, swoim zwyczajem, w trudnych momentach był gdzieś schowany, tutaj akurat na urlopie w Dolomitach, i obserwował reakcje. A były one zadziwiające. Oto rząd zaatakowany został przez wszystkie media, zwłaszcza przez swoje. Więcej, Putin odrzucił wszelkie, wygłaszane ustami min. Millera możliwe formy kompromisu (w tym 90% winy polskiej, 10 rosyjskiej), a ustami Ławrowa zabroniona została też Polsce możliwość protestu. 
Widząc siłę wewnętrznej opozycji premier zdecydował się na działanie. Przede wszystkim zgodził się z Rosjanami, potwierdzając ustalenia MAK zapowiadając jednak ewentualne uzupełnienia. Następnie zaczął robić porządki w partii, nie dozwalając na pogłębianie się podziałów, poprzez wywołanie kolejnej silnej awantury z PiS. Tym razem przed sejmową debatą uzgodnione zostały działania z mediami, które natychmiast podjęły zasugerowany przez premiera wątek. Walenie w PiS doprowadziło do częściowego uspokojenia nastrojów w PO. Co ciekawe, premier spotkał się tutaj z pomocną dłonią prezesa Kaczyńskiego, który wystawił w debacie młodego posła, który personalnie zaatakował Tuska. Sam w swoim przemównieniu też nie skupił się na konkretach, co najbardziej uderzyłoby w Tuska, lecz bardziej na elementach emocjonalnych, grając też w ten sposób na sprawdzony twardy elektorat. 
 
W odpowiedzi grupa antytuskowa odkryła przygotowywaną już wcześniej kartę, czyli alternatywę wobec i Tuska, i Kaczyńskiego czyli swobodnego elektrona Leszka Balcerowicza. Wkrótce też w mediach rządowych zagościli inni unici, coraz więcej pojawiło się też informacji z dziedziny ekonomii, dotychczas upychanych po branżowych pisemkach, m.in. przedarła się informacja o możliwym bankructwie Polski, przewidywanym na przykład przez prestiżowy brytyjski bank spekulacyjny, jak i niektóre agencje ratingowe. 
Jako kolejna alternatywa dla PO zaczęła być przedstawiana SLD, której politycy mają frazeologię  identyczną jak centrum PO, podlaną jednak antykościelnym sosem. 
Odpowiedzią na ten ruch z kolei było wszczęcie przez PiS ofensywy w mediach. Przejawiła się ona w bytności w kilku mass mediach prezesa Kaczyńskiego jak i w przedstawianiu programów stronnictwa na poszczególne dziedziny państwa. 
 
Tusk tymczasem przygotowywał się do kolejnej batalii, będącej w istocie rzeczy próbą sił z wewnątrzpartyjną opozycją, czyli do walki o utrzymanie min. Klicha. 
Wniosek o dymisję dla Klicha, złożony przez PiS, był czymś trudnym dla PO, ale w sumie raczej wzmacniał niż osłabiał Tuska. Oto bowiem obóz trwania (antypis) postawiony został wobec wymuszającej jedność konfrontacji. A antytuskowcy zmuszeni zostali w ten sposób do wspierania ministra, który jako najsłabsze, obok Rostowskiego, ogniwo rządu obrany został przez nich jako środek do krytykowania premiera. O realnej sile antytuskowców świadczy fakt, że by obronić Klicha premier zmuszony był uciec się do szantażu wobec PSL, o sile Tuska zaś, że szantaż ten był jawny. Odtąd, na jakiś przynajmniej czas, PSL przestanie liczyć się jako autonomiczny gracz na scenie.
 
Klich został, zgodnie z przewidywaniami, obroniony. Jednak obóz antytuski nie zawiesił broni. W przyjaznych PO mediach zaczęły się spekulacje o istnieniu różnych frakcji w tej partii. Jako lider tego ruchu zaczął się kreować marszałek Schetyna, jawnie rzucona rękawica spotkała się z ostrą reakcją Tuska polegającą na zwołaniu zjazdu, w którym każdy miał się zadeklarować, po której stoi stronie. Schetyna na zjeździe położył uszy po sobie, ale nie był to już styl Halickiego, który musiał się kajać całując buty premiera. Otwarta konfrontacja została więc odsunięta w czasie, na co znowu nie zgodził się obóz tuskowy wszczynając konstruowanie list do wyborów parlamentarnych (podpowiedziane zresztą przez Rosjan). 
 
Przy okazji prztyczka od antytuskowców dostał też PiS, zasugerowano bowiem, i to bardzo poważnymi, w sensie zajmowanego stanowiska, bo m.in. prezydenckimi ustami, że raport Millera obciąży za katastrofę nie tylko PiS ale i personalnie J. Kaczyńskiego, za jedną z podstawowych przyczyn katastrofy uznając jego rozmowę telefoniczną z bratem. W odpowiedzi Tusk odsunął w czasie kwestię ogłoszenia raportu Millera. 
 
*  *  *  *  *
 
Gdyby powyższa analiza okazała się poprawna, to okazałoby się, że w styczniu doszło do taktycznego sojuszu PiS z Tuskiem, którego celem miało być przytłumienie wewnętrznej opozycji  w PO. Kto jest tą opozycją? Na jej szefa kreowany jest marszałek Schetyna, którego ludzie mieliby walczyć o władzę w regionach z ludźmi Tuska i spółdzielnią Grabarczyka (co w ciekawym świelte ukazuje nam relacje z kryzysu na kolei i informacje o nowopowstałych autostradach). Być może mamy też do czynienia z sojuszem skrzydeł (prosolidarnościowych etosowców z wprost-bezpieczniackimi pragmatykami (obóz prezydencki)) przeciw nic-nie-robiącemu centrum.  
 
PSL zostało przewalcowane i siedzi cicho.
 
SLD czeka na przetarg dyskretnie rosnąc w siłę i sięgając po starych sprawdzonych przywódców. 
 
PiS dąży do braku wywórcenia się skompromitowanego premiera. Licząc z jednej strony na lepszy wynik wyborczy, z drugiej obawiając się bezpośrednich rządów b.WSI czy innych prorosyjskich służb w partii rządzącej. 
 
Innym ciekawym pytaniem, na które odpowiedzi nie znam, jest to na ile zawirowania na polskiej scenie politycznej spowodowane są przyszłorocznymi wyborami prezydenckim w Rosji. 
 
Skonstatujmy też, że rządy PO, zwlaszcza posmoleńskie coraz bardziej ukazują pogłębiającą się repeerelizację Polski. Chodzi nie tylko o rosnącą wrażliwość (pogłębiającą się współpracę) polskich władz na sygnały płynące z Rosji, lecz również na procesy wewnętrzne typu monopolizacja mediów,  propaganda sukcesu, niechlujstwo urzędników, procesy nomenklaturowe. Być może wynika to z umocnienia się na kluczowych stanowiskach starych postpeerelowskich sterników państwowej nawy. 
 
Brak głosów