PONURE ZBRODNIE CZERWONEJ ZARAZY
PONURE ZBRODNIE CZERWONEJ ZARAZY
Jak przyznają sowieckie źródła, atak Niemców zaskoczył całkowicie kierownictwo polityczne i wojskowe ZSRR, choć przygotowań do takiej akcji Niemcy nie potrafili ukryć i były one oczywiste dla dowództwa ZWZ w Warszawie, a także we Lwowie, o czym świadczy korespondencja radiowa ppłk. Macielińskiego i Zycha. Jeszcze 14 czerwca 1941 roku agencja TASS twierdziła, że pogłoski o zamiarze Niemiec zerwania paktu i przedsięwzięcia napaści na ZSRR są pozbawione wszelkich podstaw.
Dopiero 21 czerwca późno wieczorem Komisarz Ludowy Obrony marsz. Siemion Timoszenko oraz szef sztabu generalnego gen. Żukow skierowali do przygranicznych okręgów wojskowych rozkaz uprzedzający o możliwości nagłego ataku niemieckiego na ZSRS w ciągu następnych dwóch dni. Do wielu jednostek nie zdołał on dotrzeć, gdyż już o godz. 4 rano wojska niemieckie otwarły na całej linii ogień artyleryjski, a lotnictwo rozpoczęło bombardowanie lotnisk, w tym lwowskiego lotniska na Skniłowie. Śródmieście Lwowa już pierwszego dnia po południu zostało dwukrotnie zbombardowane (o godz. 13 i 15.30). Bomby spadły na pocztę główną i w jej pobliżu, uszkodziły trzy kamienice na ul. Sykstuskiej, trafiły w pasaż Mikolascha, gdzie zginęło wiele osób, w kawiarnię De la Paix, plac Świętego Ducha, kilka kamienic przy ul. Brajerowskiej i fabrykę wódek Baczewskiego na Zamarstynowie. Bomby dokonały jednak niewielkich zniszczeń w budynkach, ale spowodowały duże straty w ludziach - podobno do 300 osób. Rozeszły się pogłoski, że zostały zniszczone zbiorniki wody wodociągowej w Karaczynowie.
Już w pierwszym dniu wojny, a szczególnie w drugim, ludność Lwowa stała się świadkiem panicznej ewakuacji Armii Sowieckiej i napływowej ludności sowieckiej. Podobno dla ewakuacji wykorzystano pociągi przygotowane dla kolejnej czwartej już „wywózki”, która miała nastąpić w nocy z 22 na 23 czerwca i objąć - we Lwowie i okolicy - 70 tysięcy ludzi. Czoło odwrotu stanowiły oddziały NKWD i milicji. Opuściły one swoje posterunki, komisariaty, urzędy, straże opuściły więzienia, zamknąwszy szczelnie ich bramy. Więzień tych było we Lwowie cztery: przy ul. Kazimierzowskiej „Brygidki”, dawne więzienie wojskowe przy ul. Zamarstynowskiej oraz zamienione na więzienia dawne budynki policyjne przy ul. Łąckiego (ul. Sapiehy 1) i przy ul. Jachowicza. Przed swą ucieczką NKWD - w pierwszym dniu wojny - zdołało jeszcze ewakuować 800 więźniów z któregoś z więzień lwowskich; pędzono ich piechotą aż do Moskwy, dokąd przybyli 28 sierpnia. Po drodze, kto nie mógł iść, ten został przebity bagnetem, po czym konwojent badał puls, czy skonał, jeśli nie, to powtórnie przebijał. Z Moskwy ewakuowano ich dalej, już koleją. Gdy w połowie listopada zostali dowiezieni do Pierwouralska, okazało się, że przeżyło tylko 248 osób. Ewakuowano też obozy jeńców.
We wtorek 24 czerwca mieszkańcy ul. Łyczakowskiej i przypadkowi przechodnie byli świadkami, jak wczesnym rankiem, a potem ponownie po południu, pędzono tą ulicą na wschód jeńców polskich. Przed kolumną jechali kawalerzyści sowieccy i zapędzali ludzi z chodników do bram domów, potem szli piesi żołnierze z bronią gotową do strzału, a za nimi kolumna jeńców, niosących kuferki, które niektórzy porzucali, widocznie nie mając siły ich nieść. Ten smutny pochód zamykały karetki z więźniami.
Ewakuowano zdaje się wszystkie obozy jeńców. Rozbiegli się jedynie, przynajmniej częściowo, jeńcy z obozu pod Przemyślem. Pracujących przy budowie lotniska w Olszanicy pędzono pieszo do Wołoczysk, zabijając po drodze słabnących. W Wołoczyskach załadowano po 100 osób do wagonów towarowych i wieziono do Starobielska, dając po drodze po 150 g chleba i po słonej rybie, bez wody. Z kamieniołomów w Bolesławiu obok Skolego 600 jeńców pognano 27 czerwca do Doliny. Stamtąd koleją, po 65 ludzi w wagonie, jechali 24 dni, również do Starobielska. Tam zwolniono wszystkich 31 lipca.
W tym samym dniu, 24 czerwca, w centrum Lwowa zaczęła się strzelanina. Okazało się, że była to próba - przedwczesna - opanowania Lwowa przez Ukraińców. Wojsko sowieckie szybko opanowało sytuację, przeprowadzając rewizje i rozstrzeliwując na miejscu mężczyzn napotkanych z bronią w ręku. W związku z tym nieudanym „powstaniem" ukraińskim, którego celem było opanowanie miasta i wydanie go w ręce Niemców, władze sowieckie nakazały, by wszystkie okna były pozamykane, bramy przymknięte. Zdarzały się wypadki, że do otwartych okien żołnierze sowieccy strzelali, a jednocześnie byli ostrzeliwani ze strychów. Te, raczej tylko pojedyncze incydenty, a nie większe akcje ukraińskie, stały się podłożem dla wyrosłych potem legend o „rozgorzałym powstaniu zbrojnym" ukraińskim we Lwowie i walkach wojsk sowieckich z bojówkami OUN. Pierwsze tego rodzaju wiadomości (np., że Bandera schronił się do katedry greckokatolickiej św. Jura i broniąc się tam dzielnie, doczekał przybycia Niemców) pojawiły się w warszawskim „Biuletynie Informacyjnym" z 1941 r. (z 21 sierpnia i 2 października), a następnie w publikacjach powojennych zarówno Ukraińców na Zachodzie, jak i sowieckich.
Dopiero 24 czerwca w „Czerwonym Sztandarze" zamieszczono tekst przemówienia radiowego Mołotowa z 22 czerwca oraz dekrety o stanie wojennym i mobilizacji. Następnego dnia dowództwo wojskowe ogłosiło stan wojenny we Lwowie i w obwodzie lwowskim, co powtórzono w rozkazie nr l (i ostatnim) naczelnika garnizonu, wojskowego komendanta miasta. Rozkaz ten wprowadzał zakaz wychodzenia na ulice w godzinach od 22 do 5.
W Brygidkach, opuszczonych wieczorem 23 czerwca przez funkcjonariuszy NKWD, więźniowie zaczęli się dobijać do drzwi cel, gdy nikt ich nie otwierał dla wyniesienia przepełnionych „paraszy" (kiblów). Nad ranem, zaniepokojeni, dojrzeli przez szpary .między deskami „kozyrków" (blind), że na „wyszkach" (kogutkach - wieżach strażniczych) nie ma strażników. W jednej z cel wyrwali deski z podłogi i używając ich jako taranu wyłamali drzwi, w innej - wylali „paraszę" na podłogę, rozbili ją i obręczami wyłamali drzwi. Potem otworzyli inne cele. Tłum więźniów zebrał się na podwórzu więzienia, ale nie mogli oni sforsować zewnętrznych bram. Część tylko zdołała znaleźć wyjście i wydostała się z więzienia - przez wyważoną z zewnątrz bramę i przez dach. Jeszcze w nocy z wtorku na środę, 24 na 25 czerwca, krótko po północy uwolniono z jednej z cel wielu księży, a wśród nich ks. Bogdanowicza. Nie opuścił on jednak więzienia, chcąc nieść pomoc innym.
Około godz. 4 rano powróciła jednak załoga więzienia i z dwu stron otworzyła ogień z karabinów maszynowych na zgromadzonych więźniów. Niektórzy uciekający zginęli już na ulicy. Ci, których nie dosięgły na podwórzu kule, powrócili do swoich cel, do współwięźniów, którzy bali się je przedtem opuścić. Cele zamknięto, więźniom kazano ułożyć się na podłodze, nie pozwalając się podnosić, a następnie zaczęto wywoływać po trzech, czterech i rozstrzeliwać przy warkocie zapuszczonych silników samochodowych. Zwalniano z więzienia jedynie więźniów kryminalnych. Pozostający jeszcze w więzieniu przy życiu więźniowie nie dostawali już odtąd jedzenia. Tak trwało przez wszystkie dni aż do soboty. W sobotę zapadła w więzieniu cisza. Z jednej z ocalałych cel na piętrze zobaczono odjeżdżających samochodami funkcjonariuszy NKWD. Zdołano jakoś otworzyć klapę „karmuszki" - otworu we drzwiach, przez który podawano do celi jedzenie - i jakiś chudy więzień przedostał się tędy na korytarz. Otworzył drzwi swej celi i celi naprzeciwko, gdzie jeszcze pozostali żywi więźniowie. Zaczęli ostrożnie schodzić na dół. Dostali się do kuchni, gdzie w kotłach była jeszcze gorąca zupa. Potem uwolnili jeszcze zamknięte w jednej z cel siedzące tam przerażone, półnagie kobiety. Spod jakichś drzwi spływał na korytarz strumyk krwi. Gdy drzwi otwarto, oczom ukazały się ułożone w stosy ciała pomordowanych więźniów. Krew płynęła spod bramy więziennej ulicą Byka i spływała do ścieku podwórzowego po drugiej stronie ulicy, gdzie był skład żelaza.
Spośród kilku tysięcy więźniów trzymanych w Brygidkach ocalało - poza tymi, którym udało się zbiec wcześniej - zaledwie około stu mężczyzn z dwu cel i garstka kobiet. Wśród tych ostatnich znalazły się warszawskie kurierki ZWZ - aresztowana jeszcze w pierwszej połowie 1940 r. Helena Wiślińska „Ala" („Kinga"), idąca we wrześniu do Lwowa z „Marcyniukiem", „Hanka" Nehrebecka oraz Maria Masłowska „Mura", ujęta przy przekraczaniu granicy w 1941 r. Więźniowie, opuszczając gmach więzienia, podpalili wewnętrzny budynek, w którym mieściła się kancelaria więzienna aby zniszczyć akta, nie chcąc, by dostały się w ręce Niemców. Z więzienia w Brygidkach wydostał się też - jako jedyny ocalały z grupy Weissów - młodszy Sklarczyk. „Hanką", ciężko chorą, zajęły się serdecznie ocalałe wraz z nią więźniarki kryminalne.
Trzeba tu wspomnieć o szczególnej tragedii prof. Romana Renckiego, czołowego lwowskiego internisty. Uratowany z Brygidek, wyczerpany i chory - miał 74 lata - został po kilku dniach aresztowany przez Niemców i 4 lipca rozstrzelany na Wzgórzach Wuleckich wraz z innymi profesorami.
W więzieniu zamarstynowskim nie potrafiono wykorzystać krótkiego okresu, gdy we wtorek pozostało ono niestrzeżone. W czwartek, 26 czerwca, zaczęto w południe wywoływać więźniów z cel. W celi, w której znalazła się kurierka ppłk. Macielińskiego, Wanda Ossowska, została tylko ona jedna. Czekałam, miotając się po celi - wspomina - niezdolna do myślenia, do skupienia się na modlitwę. Nic, tylko obłędny strach i chaos. Tak upłynęła godzina, może dwie. Słyszałam z oddali stłumione głosy wielu ludzi, zdawałam sobie sprawę, że ten tłum więźniów czeka na samochody, czy może ustawiają ich w grupy i prowadzą na dworzec kolejowy. Ale nagle ten gwar ludzi przerwał szum motorów, a więc jadą, już się pewno ładują, stłoczeni pod brezentem wozów, obstawieni strażą . I nagle w szum motorów wdziera się krzyk . Ten krzyk goni detonacja, strzelają . Boże, znów strzelają. Całą noc słyszę ten hałas. Zmieszane dźwięki motorów, krzyków, strzałów. Czasem ponad ten gwar wyrywa się krzyk rozpaczy, strachu, bólu . Już świt, gwar przycicha. (Wanda Ossowska „Przeżyłam – Lwów – Warszawa 1939 -1946”.
W całym więzieniu pozostało wśród żywych 5 kobiet i 65 mężczyzn. a wśród nich towarzysz Ossowskiej, Roman Fedas. W sobotę w południe przybyli do więzienia ludzie z miasta, opuszczonego już przez Armię Czerwoną, i pomogli więźniom wydostać się. Lekarz, który prowadził Ossowską przez korytarz więzienia, po drodze zaglądał do cel i pokoi. Wejście do jednego zasłonił przed Ossowską, było bowiem pełne zmasakrowanych zwłok, na podłodze były ślady zakrzepłej krwi, dochodził mdły zapach.
W trzecim więzieniu przy ul. Łąckiego ocalało zaledwie kilka osób, które udając zabitych upadły między trupy. Tak przypuszczalnie ocalili się dwaj radiotelegrafiści - „druciki" - przydzieleni płk. Okulickiemu w drodze do Lwowa. W więzieniu tym pastwiono się nad mordowanymi więźniami, przybijano ich do ścian, kobietom obcinano piersi...
W „Brygidkach” na podworcu widziałem (Aleksander Szumański) na ścianach krew zmieszaną z mózgami. Więźniów NKWD mordowała kolbami karabinów, uderzając nie tylko w głowy więźniów.
Mieszkańcy Lwowa, żyjący ostatnio w obawie przed nowymi wywozami, które dotknęły już północne Kresy, z pewną satysfakcją obserwowali wycofywanie się Armii Czerwonej i paniczną ucieczkę Sowietów, urzędników i ich rodzin. Niczego dobrego nie można było spodziewać się po Niemcach, ale zanim się zagospodarują... Od środy lub czwartku - wspomina A. Rzepicki - nastrój ten gasić poczęły obiegające miasto, coraz to pewniejsze wieści, że we wszystkich więzieniach słyszano strzały, że więźniowie są w nich rozstrzeliwani.
W nocy z soboty na niedzielę ostatnie oddziały krasnoarmiejców, krążąc ciężarówkami po mieście, podpalały publiczne gmachy. Ostatnie wycofujące się małe grupki żołnierzy sowieckich widziano jeszcze w niedzielę rano, potem miasto zostało bezpańskie i wreszcie w poniedziałek 30 czerwca nad ranem wkroczył do Lwowa prawie bez wystrzału ukraiński batalion „Nachtigall" (Słowiki), a w kilka godzin później, również bez walki, wtoczyły się niemieckie wojska zmotoryzowane; zaczęły płynąć ulicami miasta na wschód piechota i kawaleria.
Zaraz po odejściu Sowietów - pisze A. Rzepicki - ruszono ławą do więzień i zgodnie ze strasznym przewidywaniem znaleziono w nich tylko zwłoki, pełno zwłok. Przez następne dni, począwszy już od niedzieli, do wszystkich więzień ciągnęły nie kończące się procesje lwowian, którzy wśród zamordowanych poszukiwali swoich bliskich, starając się ich rozpoznać. Często było to niemożliwe, bo w upalną pogodę zwłoki gwałtownie rozkładały się. Potworny zaduch, wyczuwalny na setki metrów, mniej wytrzymałym nie pozwalał nawet na zbliżenie się do zwłok układanych rzędami na więziennych podwórzach.
Straszliwa ta hekatomba zdawała się sprawiać hitlerowcom satysfakcję. Oficerowie nadjeżdżali samochodami, fotografowano, kręcono filmy. Dopuszczono wszystkich do oględzin, starano się je ułatwić przez uporządkowanie ciał. A jak się do tego zabrano? Mamy dotychczas przed oczami - pisze dalej A. Rzepicki - wstrząsające wspomnienie: Na podwórzu więziennym długi szereg poczerniałych, obrzmiałych zwłok, - pośród nich jedne - straszne jak wszystkie inne - w pozycji półsiedzącej. Nagle, co to? Ofiara zaczyna się poruszać, wstaje! Okazało się, że był to zmasakrowany, ale wciąż jeszcze żywy Żyd! Do wynoszenia zamordowanych i układania ich na podwórzach zatrudniono bowiem skompletowane w łapankach grupy lwowskich Żydów, których tak skatowano, że nie różnili się prawie od umarłych . Do spełnienia tego okrucieństwa, do zapędzania Żydów użyto żołnierzy ukraińskich, z oddziału „Nachtigall".
Wspomina Wanda Ossowska:
W poniedziałek weszli Niemcy do Lwowa i zaczęły się nowe okrucieństwa i terror. Pierwsi oczywiście byli Żydzi. Byłam w mieście i widziałam, jak na Wałach Hetmańskich Żydzi na czworakach byli pędzeni do więzień, aby tam pracować przy rozkładających się zwłokach pomordowanych. Niemcy otwierali cele i bardzo starali się, żeby wszyscy mieszkańcy zobaczyli, co się tam dzieje. A działy się rzeczy straszne. Na Brygidkach były cele zamurowane z ludźmi tak upchanymi, że umarli stojąc. Stosy ciał bestialsko pomordowanych były we wszystkich więzieniach. Żydzi mieli co robić. A zaduch był taki, że na ulicy nie można było oddychać, a cóż dopiero obmyć takie zwłoki i ułożyć je na podwórzu więziennym .
Wanda Ossowska poszła też na Zamarstynów i odnalazła zwłoki swych towarzyszek niedoli z celi, z której tylko ona jedna ocalała.
Do więzienia wojskowego na Zamarstynowie wybrał się też w ów poniedziałek ppłk Sokołowski ze swą współtowarzyszką Jadwigą Tokarzewską „Teresą":
Bramy więzienia były szeroko otwarte. Wewnątrz na dziedzińcu więziennym pełno ludzi. W domku strażniczym przy bramie zobaczyłem moc skrzynek wyglądających na kartotekę.
Znalazł tu m.in. kartę swego syna Andrzeja, aresztowanego w lutym 1940 r., z adnotacją, że został wywieziony (pchor. Andrzej Sokołowski poległ pod Monte Cassino 13 V 1944 r.). I dalej relacjonuje ppłk Sokołowski:
Weszliśmy na dziedziniec. Powitał nas straszliwy odór gnijących ciał, idący z otwartych drzwi parteru. W tym smrodzie, zapierającym dech, pracowali Żydzi. Wynosili na plecach z otwartych drzwi okropne, nagie, zmasakrowane ciała ludzkie. Umazane krwią i ociekające posoką, pogryzione prawdopodobnie przez szczury, pozbawione oczu, bez twarzy, rozdęte, były już nie do poznania i miały przerażający wygląd. Jedyne, co im jeszcze pozostało z ludzkiego wyglądu, to włosy. Były tam trupy mężczyzn i kobiet. Żydzi wynieśli ze dwadzieścia zwłok i hitlerowcy przerwali dalsze wynoszenie. Teresa podbiegła do otwartych drzwi i jeszcze szybciej powróciła półprzytomna. Poszedłem i ja. W dużej sali, wyglądającej na wozownię, leżały rozrzucone pod sufit zwłoki ludzkie. A na oko było ich chyba z setka.
Jak pisze A. Rzepicki; brak ścisłych danych o liczbie zamordowanych. Musiała być wielka, bo więzienia lwowskie zapełnione były przez NKWD po brzegi, nawet w małych celach siedziało po kilkudziesięciu więźniów, a z Brygidek w pierwszych dniach wojny wydostała się ich zaledwie garstka. Najczęściej powtarzano liczbę około 5000 ofiar i nie mogło być ich mniej.
Według danych niemieckich w więzieniu na Zamarstynowie zamordowano ok. 3 tys. więźniów, przy ul. Łąckiego - 4 tys. W Brygidkach zginęło również wielu więźniów - przypuszczalnie podobna liczba - ale większość zwłok spłonęła w pożarze wznieconym przez uciekających NKWD. Z budynku przy ul. Jachowicza nie zdołano wynieść rozkładających się zwłok; cele na razie zamurowano i opróżniono je dopiero w zimie. W sierpniu zwłoki z więzień chowano we wspólnych grobach na Cmentarzu Janowskim.
Wspominał ks. Banach:
Kapłan kropił wodą święconą zwłoki pomordowanych i co pewien czas intonował pieśń żałobną, którą podchwytywano i wśród szlochania płynęła pieśń – „Dobry Jezu, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie”!
Wśród zwłok pomordowanych więźniów poszukiwano uczestników procesu grupy braci Weissów i Kobylańskiego. Zwłok ich jednak nie odnaleziono, ale też - poza młodym Sklarczykiem - nie powrócili oni nigdy do rodzin. Przypuszczalnie więc zdołano ich wywieźć ze Lwowa i zamordowano w drodze lub w którymś z prowincjonalnych więzień. Nie odnaleźli się też nie osadzeni dr Kultysówna i kpt. Rutkowski „Smrek". Znaleziono jedynie zwłoki adwokata Antoniego Konopackiego, następcy Kobylańskiego, którego pochowano na Cmentarzu Łyczakowskim. Szczęśliwie natomiast wydostała się z więzienia przy ul. Kazimierzowskiej znaczna część nie osadzonych jeszcze harcmistrzów i działaczy harcerskich, w tym por. Adamcio, por. Feja i Szczęścikiewcz. Uszedł z pogromu też Leopold Ungeheuer, ale miał odbite nerki i zmarł niedługo po powrocie do domu. Przyniósł on wiadomość o dr. Czamiku, którego widział w więzieniu w ostatnia noc przed masowym mordem; dr Czamik jednak zaginął - zwłok nie odnaleziono.
Lwowskie więzienia nie były jedynymi, w których wymordowano w okrutny sposób więźniów. Wszędzie zdążyły dotrzeć rozkazy w tym względzie - z kijowskiej, jeśli nie z moskiewskiej centrali. Nie zdołano zaalarmować wszystkich garnizonów wojskowych, ale za to, nawet w położonych tuż przy linii demarkacyjnej Oleszycach k. Lubaczowa 22 czerwca rano spalono żywcem trzymanych tam w zamku Sapiehów więźniów. Dokonała tego straż graniczna.
W Samborze, w ostatnich dniach przed zajęciem tego miasta przez wojska niemieckie, co nastąpiło 29 czerwca, wymordowano również część więźniów. Pisał w swych wspomnieniach jeden z ocalałych tamtejszych więźniów, Stefan Duda:
Bez przerwy wyciągano z cel więźniów, po 5-10 zawlekano do piwnic , tam mordowano, rozstrzeliwano w tył głowy i składano trupy w pryzmę, a gdy już wszystkie piwnice były załadowane, wówczas wyprowadzano po 50 i więcej na plac więzienny i strzelano do nich z okien z karabinów maszynowych , a nawet zaczęto rzucać ręczne granaty.
W jednej z cel rozbili wówczas więźniowie drzwi „kiblem" i zaczęli otwierać inne cele, rozpoczynając walkę ze strażnikami, uzbrojeni w deski, „kible", znalezione żelazo. NKWD wycofało się, próbowali jeszcze wprowadzić do akcji wojsko, ale wobec zbliżania się Niemców opuścili miasto. W ten sposób część więźniów ocalała. Wśród pomordowanych były harcerki, które zostały zgwałcone, obcięto im także piersi.
Nawet w małym miasteczku, w Szczercu, więźniów pomordowano, wyprowadziwszy ich z więzienia. Po wkroczeniu Niemców rozpoczęto ich poszukiwanie. Ukraińcy w tej sprawie porozumieli się z Niemcami, a ci wyłapali miejscowych Żydów i kazali im w ciągu godziny odnaleźć więźniów lub ich zwłoki. Okazało się, że zwłoki zakopano płytko w stodole probostwa. Wypływała stamtąd krew. Niemcy zmusili Żydów, by rękami rozgrzebali jamę, wyciągnęli i obmyli zwłoki, składając na prześcieradła. Zamordowani mieli poobcinane nosy, uszy, powykręcane do tyłu stopy... Wszystkich, Polaków i Ukraińców, pochowano uroczyście we wspólnej mogile koło cerkwi. Zginęło tam około 30 osób.
W Drohobyczu - jak pisze A. Chciuk:
22 czerwca 1941 NKWD powiedziało więźniom, ze ich wypuszczają, zabierajcie się „s wieszczami". Gdy tłum więźniów stał na dziedzińcu więzienia, z wież wartowniczych zaczęły strzelać karabiny maszynowe [...].
Znajoma Chciuka upadła zanim dosięgły ją serie i przeleżała pod trupami cały dzień. Gdy w nocy wydostała się i przyszła do domu, powitały ją słowa: „Boże, tyś zupełnie siwa..."- Działo się to w drohobyckich „Brygidkach".
Z Borysławia jest relacja jednego z tamtejszych Żydów, których po wkroczeniu wojsk niemieckich zapędzono do usuwania zwłok z aresztu: Zaprowadzili nas [...] na NKWD. Tam już było z 300 Żydów i stamtąd z piwnic kazali wyciągać i segregować trupy. Masy trupów. Część z tych trupów kazali myć. [...] Te trupy nie były zakopane. Były one przysypane ziemią na 5, 10 cm. To wszystko były poza tym świeże trupy. To byli [...] ludzie zaaresztowani tydzień lub 10 dni wcześniej. Tam był też Kozłowski i jego starosta. Siostra, ona miała jakieś 16 lat, miała wyrwane sutki, jakby obcęgami, twarz miała spaloną [...]. Natomiast on jednego oka w ogóle nie miał, a drugie miał zapuchnięte, usta też miał zszyte drutem kolczastym, ręce miał spalone, a zarazem zmiażdżone [...], W sumie tych trupów było jakieś kilkadziesiąt [...].
W Stryju więzienie ewakuowano 2 lipca i więźniów samochodami odwożono na dworzec kolejowy. Ale przedtem, w nocy z 1 na 2 lipca, rozstrzelano w piwnicach i na podwórzu tych, którzy mieli większe wyroki. W Stanisławowie, w czasie gdy NKWD chwilowo opuściło więzienie, pomoc z zewnątrz zorganizował kpt. Ignacy Lubczyński. Pod Nadworną, w Bystrzycy Nadwórniańskiej, w lipcu 1941 r. odkopano masowe groby pomordowanych w więzieniu w Nadwornej - ostatni z pochowanych tam byli zabijani uderzeniem młotka w tył głowy. W Złoczowie, dokąd Niemcy wkroczyli l lipca, NKWD na zamku zamienionym na więzienie zamordowało też wielu więźniów. Również tu Niemcy i Ukraińcy zmusili Żydów do odkopywania zwłok, a następnie ich zamordowali. Pogrzeb pomordowanych więźniów odbył się 6 lipca. W Brzeżanach od 26 czerwca zaczęto rozstrzeliwać więźniów, wyprowadzanych pojedynczo na dziedziniec więzienia, zagłuszając odgłos strzałów warkotem motoru traktora. Zwłoki wywożono do przygotowanych i maskowanych potem dołów. Po nalocie niemieckim na miasto, od nocy 29 czerwca do następnego dnia zwłoki nadal rozstrzeliwanych wrzucano z mostu do rzeki Złota Lipa. W sumie zginęło ponad 300 więźniów, reszta - około 80 - uratowała się, gdy straż opuściła więzienie podczas nowego bombardowania. Masowy mord więźniów miał miejsce i w Tarnopolu. Część więźniów - około tysiąca - ewakuowano jednak 30 czerwca, pędząc ich piechotą do Podwołoczysk. W czasie marszu ludzie padali ze zmęczenia i pragnienia, a NKWD-ziści kolbami zmuszali ich do dalszej drogi. Usiłujących uciekać rozstrzeliwano na miejscu. Dalej tarnopolskich więźniów wieziono koleją. Koleją ewakuowano też więźniów z Czortkowa, ładując po 135 osób do nie oczyszczonych wagonów kolejowych. Podróż trwała 17 dni. W jednym z wagonów, w którym jechał relacjonujący, spośród 135 osób zmarły w drodze 34. Trupy usuwano z wagonów co parę dni, a więc jechały z żywymi w lipcowym upale. To samo działo się i na Wołyniu. W Łucku zamordowano około 2 tys. więźniów, w Równem - 500, w Dubnie - 450.
Oprócz pomordowanych w więzieniach, wiele osób zginęło z rąk cofających się w panice i strzelających na oślep i bez powodu żołnierzy sowieckich – jak również z rąk ukraińskich nacjonalistów. We Lwowie w ostanim dniu wycofywania się Armii Czerwonej, 29 czerwca, zginęli na ulicy kurierzy ppłk. Macielińskiego, Jan Lutze-Birk i Jerzy Mędrzecki. Mieli po 21 lat. Po wkroczeniu Niemców na murach Lwowa ukazały się ich klepsydry.
wg. Jerzego Węgierskiego
Aleszumm Aleksander Szumański
http://www.lwow.com.pl/wegierski.html
źródła:
Wanda Ossowska „Przeżyłam"... "Lwów – Warszawa 1939 – 1946”
„
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1414 odsłon
Komentarze
Historia się powtarza, o czym znów świadczy korespondencja Zycha
20 Maja, 2015 - 17:02
Historia się powtarza, korespondent Zych przypomina tylko niektóre daty:
1922 - http://pl.wikipedia.org/wiki/Układ_w_Rapallo
1925 - http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_z_Locarno
1939 - http://pl.wikipedia.org/wiki/Pakt_Ribbentrop-Mołotow
1939-1941 - http://pl.wikipedia.org/wiki/Konferencje_Gestapo-NKWD
1944+ - https://www.dropbox.com/s/ehbkppy8f6cc9ts/%C5%BBYDOWSCY%20KACI%20NKWD%20I%20SB%20W%20POWOJENNEJ%20POLSCE%20%7C%20Niepoprawni.pdf?dl=0
1944+ - https://www.dropbox.com/s/69ca45usdj5y64n/Prawda%20o%20rodzinie%20Kwa%C5%9Bniewskich.pdf?dl=0
1990+ - http://antydotum.pl/Anty/wbpanty/Krucjata/Egzekutorzy/kwach.php
2014 - http://www.burisma.com/ru/index.html
2014 - https://www.dropbox.com/s/59pvvv1dvs30466/Murder%20in%20Monaco%20Crime%20Magazine.pdf?dl=0
2015 - https://www.dropbox.com/s/2gzhkb3ptmrvil7/RWE%20closes%20%245.7%20billion%20DEA%20sale%20to%20Russian%20tycoon%20%7C%20Reuters.pdf?dl=0
Na wschodniej Ukrainie sowieccy okupanci (powszechnie nazwywani przez główne ścieki consolidated news "prorosyjskimi separatystami") przeprowadzają aktualnie kolejną eksterminację rdzennej ludności miejscowej (niezmongolizowanych i niezsowietyzowanych Rosjan zwanych Ukraińcami, Tatarów, Polaków, niedobitków Ślązaków - wywiezionych tam jako niewolników wraz ze Śląską infrastrukturą przemysłową w 1945 roku i innych) i znów nikt nie zauważa związków z Niemcami, Żydami i NWO.
Tymczasem na Śląsku trwa analogiczna sytuacja - od Rozbarku po Zgorzelec - sowieccy okupanci, głównie pochodzenia Żydowsko-Ukraińskiego, a podający się za "Polaków", "patriotów" i "Kresowian" kontynuują eksterminację rdzennej ludności Śląska oraz jej słowiańskiej, ocalałej mimo stuleci zaborów, kultury oraz rabunkową eksploatację resztek skarbów Śląkiej ziemi i natury. Nawet Polscy patrioci są ślepi wobec sytuacji na Śląsku, widząc w nim jedynie Polską prowincję i pogarszają tym jedynie sytuację, zamiast wspomagać Ślązaków w walce o wolność. Nie neguję zagrożenia przez RAŚ, który wydaje się być jedynie koniem trojańskim sowieckiej nomenklatury PO.
Sowiecki GuŁag w kołchozie zwanym Polsza funkcjonuje na wysokich obrotach i wspomagany jest aktualnie w ramach wydatków na "infrastrukturę" i "służbę" zdrowia przez EU i NWO.
Dodatkowo niektóre obiekty (Kiejkuty, Szymany) zrewaloryzowano na potrzeby germańskiej armii okupującej t.zw. Amerykę i inne kontynenty.
Od lat 1990-tych rządowe przestępstwa wyraźnie się nasilają.
Warto też wspomnieć o podziemnych i innych przemysłowych obozach zagłady i preparowanych w nich t.zw. "katastrofach" - patrz http://sbb-music.jimdo.com
Jako jedna z wielu ofiar t.zw. "terapii" (patrz: http://niepoprawni.pl/blog/2218/psychiatryczny-archipelag-gulag#comment-1470575 ), którą udało mi się przeżyć z wynikiem trwałego kalectwa i stałego zagrożenia ponowną, tym razem terminalną "terapią", mogę jedynie potwierdzić fakty.
Historia grupy Śląskich i międzynarodowych artystów z którymi wiele lat współpracowałem, reprezentowana głównie przez zespół SBB http://sbb-music.jimdo.com pełna jest takich przypadków.
1977 - Apostolis Anthimos - gitarzysta i perkusista zespołu - trwale okaleczony chemikaliami został w ostatniej chwili uratowany interwencją przyjaciół przed usmażeniem mózgu elektowstrząsami w sowieckim obozie koncentracyjnym (obiektem "służby zdrowia") we Wrocławiu.
1988 - Bolesław Bielecki - technik zespołu - zmuszony do opuszczenia Ojczyzny, umiera podczas eksperymentów medycznych dokonywanych na nim w jednym ze szpitali w Kopanicy (Berlinie).
1991 - Grzegorz Maniecki - technik i współzałożyciel zespołu (także zespołów Tadeusza Nalepy i Haliny Frąckowiak) - trwale okaleczony chemikaliam i prawdopodobnie elektrowstrząsami w sowieckim obozie koncentracyjnym (obiekcie "służby zdrowia") w Lublińcu.
2003 - Mariusz Zych - technik i archiwista zespołu, potomek rdzennej Śląskiej szlachty - po pobiciu, obrabowaniu, uprowadzeniu i torturach wykonywanych przez sowieckich funkcjonariuszy VI "komendy policji" w Krakowie, trwale okaleczony chemikaliam, narzędziami i przemocą fizyczną w sowieckim obozie koncentracyjnym (obiekcie "służby zdrowia") w Krakowie-Kobierzynie.
2004 - Zbigniew Wiatr - technik zespołu, inżynier dźwięku, współpracownik Stanisława Sojki, Tomasza Stańko, Tomasza Szukalskiego, braci Pospieszalskich, Pat'a Metheny'ego, Donovan'a - po wielu latach prześladowań, aresztowań i masywnej inwigilacji umiera bezdomny, obrabowany przez funkcjonariuszy i komorników, wyrzucony bezprawnie z mieszkania. Na domiar sowieccy okupanci dłużni są wciąż Zbyszkowi ponad 40 000 zł.
2004 - Mariusz Zych - technik i archiwista zespołu, potomek rdzennej Śląskiej szlachty - zaledwie pół godziny po powrocie do Polski, po pobiciu, obrabowaniu, uprowadzeniu i torturach wykonywanych przez sowieckich funkcjonariuszy VI "komendy policji" w Krakowie, okaleczony chemikaliam, narzędziami i przemocą fizyczną w sowieckim obozie koncentracyjnym (obiekcie "służby zdrowia") w Krakowie-Kobierzynie.
2007 - Andrzej Kozioł - kierowca i technik zespołu, umiera w przytułku wskutek braku terapii i pomocy lekarskiej.
2008 - Artur Kamiński - technik zespołu, bliski współpracownik Grzegorza Manieckiego, producent Józefa Skrzeka - znika bez śladu po latach prześladowań i masywnej inwigilacji.
2008 - Mariusz Zych - technik i archiwista zespołu, potomek rdzennej Śląskiej szlachty - po pobiciu, obrabowaniu, uprowadzeniu i torturach przez sowieckich funkcjonariuszy VI "komendy policji" i ABW w Krakowie i ponownym zamknięciu w sowieckim obozie koncentracyjnym (obiekcie "służby zdrowia") w Krakowie-Kobierzynie ucieka z obozu wspierany przez krakowskich muzyków jazzowych.
2009 - Mariusz Zych - technik i archiwista zespołu, potomek rdzennej Śląskiej szlachty - po pobiciu, obrabowaniu, uprowadzeniu i torturach wykonywanych przez sowieckich funkcjonariuszy VI "komendy policji" w Krakowie poddany radioaktywnemu napromieniowaniu w jednym z "regularnych" resortowych obiektów "służby zdrowia" w Krakowie oraz ponownym torturom w ABW w Krakowie.
2009 - Kamil Rubik - młody radioreporter PR3, rozpieszczony synalek sowieckiej nomenklatury z Katowic (Stalinogrodu), protegowany sowieckiego agenta Marka Niedźwiedzkiego, znajomy zespołu - trwale okaleczony, na zlecenie swoich własnych sowieckich rodziców, chemikaliam w sowieckim obozie koncentracyjnym (obiekcie "służby zdrowia") w Toszku.
2011 - Mariusz Zych - technik i archiwista zespołu, potomek rdzennej Śląskiej szlachty - po pobiciu, obrabowaniu, uprowadzeniu i torturach wykonywanych przez sowieckich funkcjonariuszy VI "komendy policji" w Krakowie poddany radioaktywnemu napromieniowaniu w jednym z "regularnych" resortowych obiektów "służby zdrowia" w Krakowie.
2011 - Jerzy Woźniak - technik zespołu - umiera w szpitalu w Siemianowicach Śląskich wskutek powikłań po wielokrotnych t.zw. "aresztowaniach prewencyjnych".
2012 - Tomasz Szukalski - wybitny muzyk jazzowy, przyjaciel zespołu - po zrabowaniu przez sowieckich agentów m.in. warszawskiego majątku jego rodziny, w tym domu rodzinnego i masywnych prześladowaniach połączonych ze stałą, bezczelną inwigilacją, umiera bezdomny w podwarszawskim przytułku dla artystów, gdzie poddawany jest niewyjaśnionej terapii.
2013 - Mariusz Zych - technik i archiwista zespołu, potomek rdzennej Śląskiej szlachty - po pobiciu, obrabowaniu, uprowadzeniu i torturach wykonywanych przez sowieckich funkcjonariuszy w aresztach na Śląsku, w Krakowie i w Nowej Hucie, budynku ABW w Katowicach i komorze gazowej w Bytomiu wielokrotnie napadany przez funkcjonariuszy w cywilu na ulicach Bytomia i Rozbarku - wielokrotne zniszczenia mienia, próby włamania i pogróżki zamordowania wykonywane przez funkcjonariuszy.
2014 - Mariusz Zych - technik i archiwista zespołu, potomek rdzennej Śląskiej szlachty - zaocznie skazany na zamknięcie w sowieckim obozie koncentracyjnym (obiekcie "służby zdrowia") o wzmożonym stopniu bezpieczeństwa w Rybniku celem TERAPII TERMINALNEJ. Cały majątek (łącznie z domami, polami, kontami, komputerami, telefonami, nośnikami danych, dokumentami…Mariusza Zycha i jego licznej wymordowanej i wypędzonej rodziny, zajęty przez sowieckich okupantów.
2011 - przygotowanie do "terapii".
https://www.dropbox.com/s/zbh59g1jx9cdf43/2011-07-17-invigilation%20copy.jpg?dl=0
2011 - na świeżutkiej koszulce i czystych spodniach wyraźnie widoczne świeze ślady "terapii" wykonywanej głównie przy użyciu policyjnego obuwia bojowego.
https://www.dropbox.com/s/dypfgcn0e733b8i/Mariusz-Zych-tortures-2011-shirt-back%20copy.jpg?dl=0
2011 - Mariusz Zych po "terapii" - twarz, strona prawa.
https://www.dropbox.com/s/55idsg8yzpjbpsv/Mariusz-Zych-tortures-2011-face-right%20copy.jpg?dl=0
2011 - Mariusz Zych po "terapii" - twarz, strona lewa.
https://www.dropbox.com/s/bafzfhacbzaiwpb/Mariusz-Zych-tortures-2011-face-left%20copy.jpg?dl=0
2011 - Mariusz Zych po "terapii" - plecy.
https://www.dropbox.com/s/457twdwpw06rkek/Mariusz-Zych-tortures-2011-back%20copy.jpg?dl=0
2011 - Mariusz Zych po "terapii" - stopy
https://www.dropbox.com/s/eurllbyw8e95y9e/Mariusz-Zych-tortures-2011-feet%20copy.jpg?dl=0
Po więcej faktów na temat sytuacji na Śląsku zapraszam na:
http://sbb-music.jimdo.com
Nieznana Śląska szlachta Spyra, Spera, Spiera, Spira, Szpyra, Szpera i.t.p. herbu Pernus (właściwie: Pernuś) http://pl.wikipedia.org/wiki/Pernus / https://www.dropbox.com/s/rjxbt4fmhmy3a6n/Korona%20Polska%20%28Staatsbibliothek%20M%C3%BCnchen%29.pdf?dl=0 , właściciele Rozbarku i sporej części jego wschodnich okolic zostali do lat 1970-tych niemal doszczętnie wymordowani i wypędzeni przez, pochodzących głównie z Ukrainy i podających się za "Polaków" i "Kresowian", sowieckich okupantów.
Rozbark - najbogatsza prastara Śląska wieś przymusowo wcielona przez Niemców do zniemczonego, a obecnie zsowietyzowanego Bytomia.
Z Rozbarku pochodzi najprawdopodobniej legendarne srebrne drzewo w Karakorum, czy ok. 30% światowej produkcji cynku w pierwszej połowie XX wieku, poza tym niesamowite ilości najlepszej jakości węgla kamiennego i ołowiu. Polska kultura została zachowana na Rozbarku, pomimo władz Czeskich i Węgierskich oraz intensywnej germanizacji połączonej z eksterminacją żywiołu Słowiańskiego (100 lat po zlikwidowaniu przez Niemców zakonów katolickich, pradziadek Mariusza Zycha wraz z rodziną ufundował neoromański kościół pod wezwaniem Św. Jacka Odrowąża), powstania Śląskie były organizowane na Rozbarku, a pod sowiecką okupacją Polska kultura (słynny strój ludowy Rozbarski czy grupa muzyczna SBB) i "Solidarność".
Przez "wieś" Rozbark można było przejechać tramwajem elektrycznym kilka lat zanim tramwaje takie pojawiły się w Krakowie i Warszawie.
Po exterminacji rdzennej ludności Rozbarku i rozszabrowaniu skarbów, majątków i zabytków przyszła kolej na systematyczne i doszczętne wyburzenie brutalnie kontynuowane przez sowieckie-ukraińskie władze i bezpośrednio rabunkowo eksploatującego zrabowane Rozbarskie majątki niemieckiego sowieta Jerzego Buzka (Georg Busseck).
]]>http://sbb-music.jimdo.com]]>