MONTELUPICH KRAKOWSKIE BRYGIDKI Z POLSKIM GETTEM W TLE
MONTELUPICH KRAKOWSKIE BRYGIDKI Z
POLSKIM GETTEM W TLE
Areszt śledczy w Krakowie w latach Polski „ludowej” i obecnie znajduje się przy ul. Montelupich 7. Ulicę nazwano tak dla uczczenia pamięci włoskiej rodziny kupiecko – bankierskiej Montelupich, przybyłej do Krakowa w XVI wieku m.in. założycieli pierwszej poczty w Rzeczypospolitej w Krakowie. W Krakowie pozostał po nich dwór, późniejsza siedziba Radia Kraków oraz kamienica na Rynku Głównym pod nr 7 tzw. „Dom Włoski”.
Od 1905 roku funkcjonował tam, przeniesiony z Wawelu przez władze austriackie, Rejonowy Sąd Wojskowy. Na mocy rozkazu ministra spraw wojskowych z 29 października 1919 roku powstało tam także wojskowe więzienie śledcze. W czasie okupacji hitlerowskiej znajdowało się tutaj więzienie Komendy Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w dystrykcie Kraków. Oficjalna nazwa to „ Polizei – gefangnis Montelupich (Więzienie Policyjne Montelupich), zwano je też „Sichergefangnis Krakau” ( Więzienie Policyjne Kraków). Polacy mówili na nie „Montelupich”, „Monte”, lub - w żargonie – „Montelupa”. W koszarach zaś rozlokowała się „Orpo” (Policja Porządkowa).
We wrześniu 1941 roku stan więźniów wynosił 500 – 600 osób i liczba przetrzymywanych nadal rosła. Z tego powodu w tym czasie w bocznym prawym skrzydle budynku Zakładu dla Ubogich im. Helclów powstał odział kobiecy więzienia Montelupich: „ Sicherheitspolizeigefangnis – Montelupich Kloster (Więzienie Policji Bezpieczeństwa – Klasztor Montelupich), lub „Kloster”; mieszkańcy Krakowa mówili „Klasztor”, albo „Helclów”.
W GG „Monte” stało się w 1942 roku jedynym więzieniem, gdzie część pomieszczeń przystosowano do czynności śledczych, czyli głównie do przesłuchań. To, co się działo w pokojach zwanych Vernehmungszimmer oraz opisy mordów na Polakach i Żydach mogą zmrozić krew w żyłach.
Tak więc służby RSHA (Reichssicherheitshauptamt (RSHA) – Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy. Centrala państwowej policji bezpieczeństwa – Sicherheitspolizei (Sipo) i służby bezpieczeństwa Sicherheitsdienst (SD), jeden z dwunastu urzędów SS, pełną parą pracowały przy ul. Pomorskiej 2 (katownia Gestapo), „Monte” oraz w „Klasztorze”, wypluwając coraz to nowe transporty do kacetów, albo na „tamten świat”. Ale z czasem i to było mało – w 1943 roku zaczęto usuwać z zakładu pensjonariuszy i siostry szarytki, by zrobić więcej miejsca dla SS i Sipo. Katownia Gestapo przy ul. Pomorskiej 2 w Krakowie wymaga oddzielnego opracowania.
W czasie okupacji hitlerowskiej, a później stalinowskiej na terenie „Monte” odbywały się egzekucje więźniów, niekiedy przyjmujące formę masowych rozstrzeliwań. To właśnie tam już po „wyzwoleniu” przez Armię Czerwoną zamordowano 14 września 1949 roku strzałem „katyńskim” m.in. niezłomnego księdza Władysława Gurgacza SJ pseudonim „Sem” patrona Starosądeckiej Drużyny Harcerzy „LEŚNI” KAPELANA PPAN (Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej oraz „Żołnierzy Wyklętych” z oddziału PPAN.
Na „Monte” w czasie okupacji niemieckiej w celi śmierci na wyrok oczekiwał Stanisław Marusarz skoczek, legenda polskiego narciarstwa. Dawny mistrz skoków ruszył na kurierski szlak, idąc przez Tatry na Węgry w kurniawy i zawieje. Schwytany przez Niemców, cały czas myślał o ucieczce. Wreszcie mu się udało, a skok oddany z okna celi na drugim piętrze więzienia na Montelupich po latach nazwał jednym z najważniejszych w swoim życiu. Był to bowiem skok po życie. Literatura faktu nie podaje w jaki sposób Marusarz wyłamał kraty okienne.
O ile Historia w pewien sposób uczyniła zadość Sprawiedliwości i w 1948 roku wykonano w więzieniu 22 wyroki kary śmierci przez powieszenie oprawców niemieckich z KL Auschwitz (skazanych w tzw. I procesie oświęcimskim, to sowieccy okupanci i kaci z NKWD i WUBP mogli się cieszyć bezkarnością.
W Oddziale II Aresztu Śledczego, w tzw. „getcie” siedzieli więźniowie skazani na karę śmierci. W „getcie” trzymano tymczasowo aresztowanych rozpracowywanych przez Wydział Śledczy SB których poddawano nadzwyczajnym metodom pracy operacyjnej. Przed wprowadzeniem stanu wojennego byli to głównie groźni przestępcy kryminalni oraz podejrzani o szpiegostwo. Natomiast po 13 grudnia 1981 roku osadzano tam działaczy „Solidarności”, KPN, NZS i innych niezależnych organizacji. Byli tam poddawani intensywnej inwigilacji i prowokacjom ze strony agentury celnej. Wszystko to musiało się dziać za wiedzą i akceptacją administracji aresztu śledczego. Jeżeli nawet nie znali szczegółów to musieli wiedzieć, że łamane jest tam prawo. Musieli wiedzieć np. że politycznych, w tym młodocianych, umieszcza się w celach ze skazanymi na śmierć bandziorami, musieli wiedzieć, że rozpracowuje się ich za pomocą prowokacji. Musieli wiedzieć, bo każde przemieszczenie więźnia z celi do celi odbywało się za aprobatą podległego im Działu Rozmieszczania.
Wystarczy prześledzić losy kolejnych śledztw z udziałem tymczasowo aresztowanych, którzy trafili do „getta”, aby przekonać się jak skuteczne były metody stosowane przez Sekcję Operacyjną Wydziału Śledczego SB. To też bardzo szybko po pierwszych aresztowaniach następowały kolejne, o później wyroki skazujące. SB swoje sukcesy śledcze zawdzięczała głownie stosowanym metodom w „getcie”.
Tajni współpracownicy celni (TWC) w „getcie” to kategoria TW której samo nawet istnienie było ścisłą tajemnicą. Faktu istnienia takiej kategorii osobowych źródeł informacji nie potwierdza żadna instrukcja pracy operacyjnej, obowiązująca w peerelowskim MSW. Jej opisu nie odnajdziemy nawet w żadnych opracowaniach wydanych przez IPN. Choć wszyscy funkcjonariusze SB wiedzieli, że istnieją agenci celni, to nawet ich oficjalnie o tym nie informowano. Niektórzy dostawali jedynie od swoich szefów, do spraw które prowadzili, kopie raportów TWC przydatnych do ich pracy. Sekcja Operacyjna Wydziału Śledczego prowadząca celną agenturę, była grupą elitarną, do której włączano zaufanych i sprawdzonych funkcjonariuszy. Oprócz agentów SB na Monte operowali też agenci Wydziału Kryminalnego oraz Wydziału Dochodzeniowo – Śledczego KW MO oraz - najliczniejsza grupa – agenci celni Służby Więziennej ( mieli zapewnić spokój wewnątrz więzienia, informować o konfliktach między więźniami, o subkulturach więziennych, czy też o planach buntów lub samookaleczeń).
W praktyce wszystkie te służby wymieniały się informacjami, służby też użyczały sobie wzajemnie agentów. Z zachowanej szczątkowo dokumentacji wynika pewność, że część agentury więziennej, w tym cała agentura działająca w „getcie” podlegała Wydziałowi Śledczemu SB. W warunkach stanu wojennego było to głównie rozpracowanie działaczy politycznych i związkowych. Agenci celni Służby Więziennej byli prowadzeni przez dział ochrony wewnętrznej – wyspecjalizowaną część SW działającą wewnątrz każdego więzienia i aresztu (obok działu ochrony zewnętrznej, zabezpieczającego mury, wieżyczki, bramy, budynki). Zastępcy szefa ochrony do spraw ochrony wewnętrznej podlegali komendanci pawilonów – odpowiedzialni za poszczególne oddziały aresztu. To oni prowadzili agenturę celną SW i całą jej dokumentację. Właśnie oni te wszystkie teczki pracy agentury spalili w połowie grudnia 1989 roku w kotłowni aresztu, wraz z całą dodatkową dokumentacją pracy operacyjnej, wykonując polecenie z góry, z Centralnego Zarządu Zakładów Karnych. Obok nich, na każdym oddziale byli tzw. oddziałowi – „klawisze” zajmujący się przeprowadzaniem więźniów po terenie więzienia ( na spacer, do łaźni, na przesłuchanie, czy widzenie), sprawdzaniem zabezpieczeń i stanu osobowego cel.
W „getcie” faktycznie rządziła SB, ale cały II Oddział, którego była częścią kierowany był przez Służbę Więzienną. Funkcjonariusze SB nie wchodzili do cel, nie mieli do nich w ogóle kluczy, stąd konieczność współdziałania ze służbą więzienną. W „getcie” obok funkcjonariuszy SB pracowali więc na co dzień funkcjonariusze SW zwłaszcza oddziałowi oraz wychowawca, psycholog i pracownik kulturalno – oświatowy.
„Kwarantannę” przed „Monte” stanowił areszt śledczy MO przy ul. Batorego i ul. Siemiradzkiego w Krakowie. Na przełomie lat 1951/52 w tym areszcie śledczym osadzony był m.in. przez okres 6 tygodni polski opozycjonista, twórca Instytutu Katyńskiego Adam Macedoński. Przebywał tam (ul. Batorego) w dużej nieogrzewanej sali. Na noc więźniowie układali swoje ubrania w „kostkę” i wystawiali na zewnątrz pomieszczenia. Więźniowie dysponowali w nocy piętrowymi łóżkami, a z powodu nadmiernego zagęszczenia sypiali po dwóch na jednym wąskim łóżku, bez przykrycia. Pomieszczenie sanitarne było jedno, wyposażone w muszlę ustępową bez deski. Zamiast urządzenia spłukującego nad muszlą zainstalowano kran wodociągowy bez kurka, lejący bez przerwy. Urządzenie służyło również do mycia.
Areszt tymczasowy MO przy ul. Siemiradzkiego w Krakowie stanowił dla wszystkich osadzonych wymyślną torturę. Była to suterena z jednym pomieszczeniem, z okratowanym, zamkniętym oknem, o powierzchni ok. 12 m2 mieszcząca zwykle 10 – 12 osadzonych. Wyposażenie składało się z lekka pochyłej ławy drewnianej osadzonej na całej szerokości pomieszczenia o wysięgu ok. 1,5 m. W ciągu dnia na ławie tej mogli siedzieć nieliczni więźniowie, natomiast w nocy musieli się zmieścić wszyscy leżąc na boku. Zmiana pozycji leżącego była niemożliwa, chyba, że wszyscy leżący zrobili to równocześnie. „Pomieszczenie” sanitarne stanowiła blaszana beczułka przeznaczona wyłącznie do oddawania moczu. Codziennie ok. godz. 4 nad ranem wszystkich więźniów przenoszono do pomieszczenia sanitarnego, gdzie pod dwoma kranami można się było „umyć”, a do istniejących dwóch muszli ustępowych wypróżnić. Zważywszy, iż cała ta „operacja” trwała ok. 5 minut i do kranów i muszli ustępowych tworzyła się kolejka, umycie się wszystkich i wypróżnienie praktycznie było niemożliwe. Ci więźniowie, którzy nie wytrzymywali w ciągu całej doby parcia fizjologicznego, wypróżniali się „pod siebie”, wytwarzając nie dający się wytrzymać smród w pomieszczeniu o małej kubaturze, bez wietrzenia, bez możliwości otworzenia zakratowanego okna. W dodatku prawie wszyscy więźniowie palili papierosy.
Marzeniem tych więźniów MO z ul. Siemiradzkiego było uwięzienie ich na Montelupich.
Może wśród tych nieszczęsnych byli i tacy którzy ocalili swoje życie z kaźni gestapowskiej przy ul. Pomorskiej 2 w Krakowie?
Oto fotoreportaż doktora Józefa Wieczorka
z promocji książki:
„Gaz na ulicach”, czyli stan wojenny w Krakowie
w książce Mirosława Lewandowskiego i Macieja Gawlikowskiego
kandydującej na “Książkę Historyczną Roku”.
Spotkanie autorskie 22 października 2012 w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie
http://wkrakowie2012cd.wordpress.com/2012/10/22/gaz-na-ulicach-czyli-stan-wojenny-w-krakowie/
Aleksander Szumański
Literatura, źródła, cytaty:
- Mirosław Lewandowski, Maciej Gawlikowski „Gaz na ulicach” KPN w Krakowie – stan wojenny – 1981 – 1982,
- Aleksander Szumański „Nie tylko lwowskie przypadki Adama Macedońskiego” „Kresowy Serwis Informacyjny” X. 2011 – I. 2012,
„Brygidki” – więzienie we Lwowie,
- Aleksander Szumański „Adam Macedoński i Aleksander Szumański z siedmiu pagórków fiesolskich”.
W dniu 12 stycznia 2012 roku Konfederacja Polski Niepodległej zorganizowała spotkanie opłatkowe. W czasie tego spotkania otrzymałem „pod choinkę” od autora Pana Mirosława Lewandowskiego II tomową książkę „Gaz na ulicach” z dedykacją:
„Alinie Borkowskiej – Szumańskiej i Alkowi Szumańskiemu
Mirek Lewandowski,
Kraków, 12 stycznia 2012 r.
opłatek KPN-owski
W czasie spotkania opłatkowego
p. Mirosław Lewandowski wskazał mi do ew. publikacji rozdział „Na Monte” opracowany według Grzegorza Hajduka.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 910 odsłon