Diabeł się czai u Prady i nie tylko

Obrazek użytkownika Bogdan Lichy
Humor i satyra
Wcześniej czy później musiała nastąpić ta chwila. Praktycznie stale jestem pod napięciem. Po albo przed. W sumie każdy jest albo przed albo po ale najważniejszy jest chwilowy błogostan i niepokój o to czy tym razem uda się przeciągnąć kolejny odcinek czasu możliwie jak najdłużej. Jest to znane z teorii względności zjawisko opisywane jako spowolnienie. Jednakże  to tylko teoria bowiem osobą praktycznie fizyczną jest moja żona która w przeciwieństwie do niezależnego obserwatora czyli do mnie posiada naturalne przyspieszenie.
 
Oczywiście dotyczy ono bardzo konkretnej rzeczy a mianowicie tego żeby koniecznie coś kupić. Jest to zrozumiałe bowiem dla każdej kobiety czas mierzy się częstotliwością prezentów jakie powinna sobie sprawić z pieniędzy swojego męża i ma ona charakter  własnej miary prędkości która prawdopodobnie spowalnia realny upływ czasu  dzięki czemu utrzymuje wieczną młodość.
 
Tak więc tam gdzie moja żona Weronika. przyspiesza to ja spowalniam a tam gdzie ja spowalniam to ona przyspiesza. Raz ja jestem w teorii a ona w praktyce a kiedy indziej odwrotnie. Spotykamy się jak zwykle w tym momencie gdy już nie mam wyjścia i daje za wygraną. A wtedy wiadomo jest że klamka zapadła i trzeba to kupić      
 
Najistotniejszy jest ciężar tego czegoś a w tym przypadku chodziło o biżuterie. Taki tam drobiazg  jakiś  wisiorek który sobie upatrzyła tak jakby nie było nic ciekawszego na co mogłaby patrzyć choćby  ja sam.
 
 O cenie lepiej nie mówić  W każdym razie w jej mniemaniu zrobiła rzecz najważniejszą czyli go znalazła a więc tak jakby już był jej.
 
 Reszta czyli sprawa mało istotna ,  należała z urzędowego obowiązku do mnie.  Miałem go po prostu iść i kupić W końcu nic nadzwyczajnego. Nie ma się nawet nad czym zastanawiać. Podała mi numer katalogowy i cenę i ostrzegła że lepiej żebym się pospieszył bo zatrzymają go jedynie do godziny piątej.
 
Miałem więc zachować się jak mężczyzna. Skoro tak to musiałem najpierw obejść kilka sklepów jubilerskich w centrum miasta żeby mieć rozeznanie w tym co kupuje. W końcu to ja jestem mężczyzną i to ja decyduje na co wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze. Tak czy nie!?.
 
Zbliżała się jednak godzina W czyli wyroczni więc udałem się pod wskazany adres. Sklep był dwupoziomową galerią Gabloty, mebelki ekspozycje w wertikach, stoliczki dla klientów wszystko delikatnie podświetlone.
 
Na szczęście dla mnie było w niej sporo ludzi bowiem nie lubię być sam na sam z ekspedientką gdyż mam wrażenie że  nikt tu niczego nie kupuje a biedna sprzedawczyni jest jak dziewczynka z zapałkami z baśni Andersa i jej los zależy od tego czy uda się jej coś sprzedać czy nie bo inaczej zamarznie na mrozie.
 
Takie sprawy życia i śmierci trochę mnie krępują więc rozluźniony zacząłem oglądać wyroby udając zainteresowanie. Cen na nich nie było zupełnie jak u Prady z filmu z Mary Streep. Jak klasa to klasa. Wiadomo biżuteria jest dla ludzi bogatych.
 
Napawając się  swoim statutem społecznym bo w końcu była to jedyna korzyść jaką miałem z zakupu kawałka kamienia i metalu że przez chwile mogłem być kimś wyjątkowo ważnym, zupełnie nie zauważyłem że tuż przede mną z drugiej strony lady stoi kobieta w wieku bez wieku i pochyla się troskliwie jak matka.
 
Jej macierzyńską serdeczność dokumentował spory dekolt który jednak sugerował zupełnie inne źródła zainteresowania jej mną i mojego jej.
 
Wyraźnie było to zupełnie całkiem innego. Udając nonszalancje poprosiłem więc o pokazanie kilku egzemplarzy   po których sięgniecie wymagało głębszego nachylenia się . Diablica zrobiła to z wyjątkową gracją. Spojrzałem na stolik a ona w lot zrozumiała ze powinniśmy usiąść. Jak się spodziewałem miała wyjątkowo krótka spódniczkę i bardzo zgrabne nogi.
 
 Zaczęliśmy dyskutować na temat wyboru i w przypływie dobrego samopoczucia i wyjątkowego rozluźnienia  pozwoliłem sobie przyłożyć do jej szyj przykładowy egzemplarz tak jakby artystyczny charakter przedmiotu stanowił rzecz najważniejszą. Moje ręce znalazły się na milimetr od jej dekoltu wyczuwając przyspieszony oddech  lekkiego zdziwienia a jednocześnie pytania, które najprawdopodobniej zamierzała mi postawić a które musiało dotyczyć oceny.
 
Ocena była bardzo dobra. Powiedział bym szóstka. Bukiet wyjątkowo jędrny, sprężysty i pulsujący szkoda tylko że okoliczności nie pozwalały mi tego potwierdzić organoleptycznie. Zatroskany o  merytoryczną stronę materii rzeczy  podjąłem kolejną próbę zatrzymując się na ułamek sekundy w geście prośby o zgodę.
 
 Zrozumiałem że jak najbardziej i tym razem przybliżyłem wzrok do szlachetnego kamienia zaintrygowany zapachem tła .Pachniało wyjątkowo powabnie. Nie znam się na perfumach ale te miały bardzo naturalną ciepłą woń. Moją podróż w głąb aromatu przerwały dźwięczne słowa których treści z racji oddalenia a raczej zanurzenia nie bardzo mogłem słyszeć ale natychmiast się domyśliłem o co chodzi. Były one uporządkowane w zdanie . „I jak się Panu podoba”.
 
Nadzwyczajne - przyznałem z podziwem, lekko kręcąc głową.
 
Naprawdę –zaczepnie i z lekkim uśmiechem indagowała mnie nieznajoma.
 
 Nie może być inaczej nadzwyczajne - powtórzyłem  i uśmiechnąłem się szerokim i szczerym wachlarzem prowokacji.
 
To znaczy że się Pan zdecydował ?
 
Ja ? zdziwiłem się lekko a cóż to człowiek może decydować wyznałem filozoficznie. Życie to kwestia przypadku .
 
 
Zapadła nieoczekiwana cisza, którą po chwili przerwała bogini złota i diamentów..
 
To jak  bierze Pan?- próbowała nakłonić mnie do kupna.
 
Czy biorę –zapytałem teatralnie Proszę Pani gdyby nie okoliczności to wziąłbym natychmiast z największą przyjemnością i bez wahania zwłaszcza że oferta jest wyjątkowa   ale widzi Pani jest to nadzwyczaj trudne - kontynuowałem swój wywód rozsiadając się na fotelu…..
 
..bo nie ma pan pieniędzy -przerwała ekspedientka
 
Pieniądze? żachnąłem się Pieniądze rzecz nabyta one nie mają żadnego znaczenia. Najważniejsze jest to coś. Jedni to mają a inni nie- skwitowałem pewny siebie.
 
A pan ma- wtrąciła zaczepie.
 
Ba żeby tylko to. Mam jeszcze zlecenie od swojej żony na ten wyrób i podąłem jej karteczkę z zapisanym numerem bacznie obserwując jej reakcje.
 
Machinalnie przeleciała wzrokiem po rzędzie cyfr i wstając oświadczyła -Proszę chwileczkę poczekać.
 
Nie pozwalając jej się oddalić stwierdziłem autorytatywnie…I  niech pani od razu zapakuje w jakiś eleganckie etui.
 
To nie będzie pan oglądał –zdziwiła się
 
Chętnie odpowiedziałem ale wolałbym to zostawić na inną bardziej romantyczną okazje –odparłem.
 
Podeszliśmy do kontuaru , ja przed ona za i pokazując mi wisiorek który upatrzyła sobie moja żona nadała mu kształt wytwornego prezentu.
 
Czar zakupów powoli mijał. Podąłem jej kartę bankową i uregulowałem należność. Wręczając mi zakupiony towar poinformowała mnie rzeczowo. Gdyby były jakieś zastrzeżenia ze strony pana żony to proszę się z nami skontaktować. Zajmę się to sprawą osobiście. I wręczyła mi wizytówkę firmy.
 
Pożegnałem się i udałem się do wyjścia trzymając w jednym reku niewielką torebkę a w drugiej sztywny prostokątny kartonik z reklamą jubilera. Już miałem machinalnie dołączyć go do zakupionego prezentu kiedy coś mnie tknęło .Odwróciłem wizytówkę  i na drugiej stronie zobaczyłem kobiecym charakterem pisma zapisany numer telefonu.
 
Zatrzymałem się na chwile przed drzwiami wyjściowymi i ukłoniłem się ekspedientce z daleka. W odpowiedzi  pomachała mi dwukrotnym skinieniem dłoni. W samochodzie wrzuciłem adres sklepu z numerem telefonu do notatnika który trzymam zwyczajowo w kasetce.
 
A swoją drogą kobiety są dzisiaj tak bardzo samodzielne i na dodatek dobrze zarabiają choćby na przykład moja żona, czy one nie  mogą sobie same kupować takich prezentów. Po co narażać męża na niebezpieczeństwo. Przecież to z jej strony bardzo nierozważne zwłaszcza że ja przecież bardzo kocham swoją żonę a ona mnie, czego jestem absolutnie pewien. No cóż ale  czego się nie robi dla  miłości. Chciała mi się jak widać tym razem odwdzięczyć za kolejny drogi prezent i widocznie  domyśliła się ze powinienem go kupić sam. Ach ta intuicja kobieca.   
 
 
PS. Diabeł się czai nie tylko u Prady bo także w internecie i może zrobić z każdego tekstu to co mu się żywnie podoba.
Brak głosów