Figlarny vox populi - ulica się śmieje.
No, to odetchnęliśmy z ulgą - zdrowie premiera w porządku.
Pozostaje modlić się o rozum.
A jest o co.
Podobno pyskowanie na władzę nie jest groźne - jest tylko "wentylem bezpieczeństwa".Podobno rewolta rzadko zaczyna się od rzucania śrubami - ludzie się wyszaleją, a straty pokryje się w końcu z ich podatków. Najwyżej ich pobliski szpital ( o ile da się zlokalizować sprawców) nie dostanie czegoś, co mu się z wieku i urzędu należy, najwyżej kasę na drogi im się zabierze - niech sobie kamieniami wybrukuja, zamiast nimi rzucać w okna- nie daj, Boże - władzy. Gwoli przypomnienia - kto tu w końcu rządzi.
Groźnie jest wtedy, kiedy ludzie zaczynają się śmiać.
Już właśnie zaczęli.
Myślałam, że moje piękne oczy mnie zwiodły, ale jednak nic mi się nie przywidziało: duet Zalewski - Mazurek potwierdza, że demonstracja energetyków zaopatrzyła się w uroczy transparent, na którym stało jak wół: "DONEK - KUTAFONEK".
Nie ma w tym śmiechu nic zabawnego(proszę się nie czepiać, oksymron zamierzony): wszyscy pamiętamy...no, dooobra, już nie "Miłość i Zaufanie" - ale namiętne apele do PiSu o natychmiastowe oddawanie władzy, bo Tuskowi było wstyd...
No i co z tym wstydem?
Większość -i nie były to wyłacznie lemingi - nabrała się na madrość, patriotyzm i urok osobisty, a juz zwłaszcza biznesowy(!) tych, którzy się wstydzili za Polskę, sprowadzaną przez nich samych i ich apolegotów do roli zaścianka Europy, włócząc Ją po zagranicznych brukowcach w zbożnym celu wykazania tego polskiego "buractwa", które śmiało nie wybrać "Donka" (& co), choć tak bardzo chciał!A już szczególnie -"buractwa" wybranych. Z odmianą "katroflaną", żeby nie było monotonnie.
Udało się - Europa chętnie uwierzyła, że po polskich ulicach nie chodzą już białe niedźwiedzie, chodzi natomiast "bydło".
No, jeżeli tak twierdzą uznane (ostatnio uznanie zreszta cofnięto) polskie, szalenie patriotyczne, przejęte losem nieszczęsnego kraju - autorytety...
Myślę, że wspomniany figlarny vox populi obejmuje także podopiecznych,protegowanych, oraz innych "krewnych i znajomych królika", którzy już - cuzamen do kupy - pogubili się w działaniach, na skutek - jak widać nawet okiem nieuzbrojonem - pustych szuflad.
Można - podobno - spokojnie się opieprzać , "bo prezydent zawetuje".Zawetował zaś dwie głupie ustawy, zawetuje oczywiście - i znów przy poparciu "lewej nogi" - kombinacje a`la Sawicka.Lewica nie ma tu żadnego wyboru, a już zwłaszcza, kiedy w ustawie brzmi donośne echo taśm pełnych "lodów do krecęnia".
A tymczasem oddelegowany do roli urzędowego błazna Palikot odkrywa, że naczelnym nygusem jest... marszałek Komorowski.Porąbało Palikota - czy dostał nowe zdania partyjne? Bo chyba własnej producji nie konsumuje?
Nawiasem mówiąc, jakieś wyjaśnienie jest - coś z tym Komorowskim nie gra: co, u licha, robił u niego plk. L? Niezależnie od tego, czy - i komu - marszałek zgłosił fakt wizyty L. - w powietrzu wisi pytanie: dlaczego człowiek śmiał iść do Komorowskiego - i dlaczego został przyjęty?
Palikot jest dobry na wszystko?
Trzęsą się portki?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1114 odsłon
Komentarze
@mona
8 Sierpnia, 2008 - 11:50
Świetnie napisane, a pod koniec bardzo interesujące rodzynki na deser.
Przeoczyłem informację Palikota na temat wizyty płk L. u marszałka Komorowskiego. To naprawdę interesujący detal. Równie interesujące są Twoje pytania na końcu tekstu. Czy ktoś jeszcze podjął ten wątek?
Pokornie żądam informacji, a poza tym myślę, że jest to sprawa, którą trzeba i warto drążyć...
Pozdrawiam!
Rewizor
Rewizor