Wciąż się chwalę, że czytałam Lenina.Czytałam. Wtedy, kiedy kiedy już wyrzucano to na bruczek.
Zaprzyjaźniona właścicielka ksiegarni - z nowiutkiej, właścicielskiej generacji tych sierioznych księgarzy, którzy nie chcieli niczego wyrzucać (ani Lenina, ani JPII, ale kredyt należało spłacić, a Wódz Proletariatu na półce w tym nie pomagał) - powiadomiła mnie o tym niecnym zamiarze, wiedząc że...