Ratujmy hipopotamy!

Obrazek użytkownika Chłodny Żółw
Blog

Ostatnio temperatura dyskusji politycznych w blogosferze mocno się podniosła. Opowieści o hipopotamach wylegujących się (tuż obok ZOMO) w politycznym błotku,  też mogły się do tego przyczynić :) Czy niektórzy z działaczy i wiernych sympatyków którejś z partii politycznych poczuli się takimi porównaniami osobiście urażeni? Jeśli tak, to niesłusznie.

Kilka wyjaśnień w punktach (z myślą o tych, którzy nie mają tyle czasu, żeby doczytać do końca):

1) Nie chciałem nikogo urazić. Nie mam nic przeciwko miłości politycznej i nikomu jej nie wzbraniam ("Niektórzy twierdzą, że nie można żyć bez miłości... Osobiście uważam, że tlen jest ważniejszy"). 

2) Nie straszę nikogo sojuszem PiS-SLD i wydaje mi się, żedo takiego nigdy nie dojdzie. Zamieszanie wokół wypowiedzi Hofmana i Lipińskiego uważam za wszech miar pożyteczne i... pomocne dla przywódców PIS na przyszłość (pomogliśmy im!).

3) Nie ma miłości bez odpowiedzialności :) Wydaje mi się, że im bardziej kochamy jakieś ugrupowanie polityczne, tym więcej, dla jego dobra,  powinniśmy od niego wymagać.

4) Drodzy działącze i Sympatycy PiS, na pewno nie chcielibyście aby Wasza partia zostałą opanowana przez marketingowe "małe dziewczynki" opowiadające bajeczki na poziomie pozornego "kandydata na kandydata" perorującego o niskim wzroście konkurentów...

Teraz kiedy już wyjaśniliśmy sobie, że wyzłośliwiam się z miłości, przypomnę o rzeczach elementarnych... 

Nie jestem fanem ani "europejskiej demokracji", ani tej naszej, swojskiej "demokracji wieszatieli".

Nie jestem fanem żadnej partii politycznej, ani żadnego konkretnego zawodnika ze stawki  "pudrowanych nosków".

Gdybyśmy traktowali poważnie opowieści jakimi raczą nas politycy w kampanii wyborczej to mielibyśmy ból głowy... Przecież oni wszyscy chcą nam przychylić nieba!

A jak to bywało przed poprzednimi wyborami? Zacytuję z krzywego zwierciadła własnej pamięci.

- Słowo harcerza liberalnego uczciwe dajemy, że tą razą z budżetu państwa partia nasza grosiczka nawet wziąć nie weźmie, a gdyby nawet wzięła to zrobi to niechętnie, wbrew własnej woli, a nawet z nieukrywanym obrzydzeniem- zachęcali jedni z najbardziej wiarygodnych.

- My antykomuniści polscy zapewniamy, że wśród ministrów i pomniejszych działaczy ugrupowania naszego funkcjonariuszy partii komunistycznej nie ma żadnych, a jeżeli są, to chętnie udamy, że wiedzy żadnej na ten temat mieć nie mieliśmy- deklarowali inni z najgodniejszych zaufania.

- Jako na spowiedzi uczciwie zapewniamy, że partia nasza moralne odrodzenie w kraju przeprowadzi, a dowodem morale podnoszących  zamiarów naszych niech będzie obecność na listach wyborczych partii posła Łyżwinowskiego, Lebberki i Filipiaka. Bo przeciez kto wcześniej nie upadł, ten podnieść się nie może!-tłumaczyli sprytnie najtężsi moralizatorzy.

- My, reprezentanci polskiej klasy robotniczej zapewniamy jako to zbytki kapitalistyczne i luksusy wstrętne są nam  okrutnie i choćbyśmy mieli do końca życia z majątków naszych i kont szwajcarkich (których słowo rewolucjonisty, mieć nie mamy) się rozliczać, to i tak, przez wstręt wcześniej wspomniany, ani słowem o tym nie bąkniemy. Chyba, że po pijaku - przebijają innych rewolucjoniści.

Chciałoby się poprzeć każdego ze szlachetnych zaklinaczy elektoratu! A tu tylko jeden głos...

W porządku! Samo głosowanie, nawet według mnie,  nie jest jeszcze jakimś ciężkim przestępstwem (co najwyżej drobnym występkiem, który powinien być karany mandatem w wysokości 5 złotych). 

Gorzej jednak, że nawet po głosowaniu fanatyczni wyborcy nie przestają być wielbicielami swoich politycznych idoli. Ich miłość jest ślepa. Przez pełną uwielbienia ekstazę nie są w stanie patrzeć na ręce partyjnych aktywistów.

Nie widzą i nie słyszą, za to czują! Czucie i wiara mówią do nich wyjątkowo silnie, tyle, że najczęściej mylnie.

I to właśnie było zasadniczą treścią opowieści o hipopotamach...

Brak głosów