Ważne, bo celowo odsuwane na drugi plan!!!!
Zastanawiałam się dlaczego właśnie dzisiaj w takim pośpiechu ujawniano stenogramy? Już wiem media będą przez najbliższy tydzień rozkładać każde słowo na części pierwsze prowokując jeszcze większy zamęt, a tymczasem Jarosław Kaczyński ma tydzień paneli programowych o których nikt nie usłyszy.
Dlatego postanowiłam zacząć je relacjonować gdzie się da. Szkoda, że nie mam WIELKIEJ TUBY, żeby rozgłosić treść paneli, ale myślę, że w paru miejscach uda mi się trochę "pokrzyczeć".
Dzisiaj w Hotelu Europejskim w Warszawie Jarosław Kaczyński debatował z prof. Jadwigą Staniszkis o wyzwaniach, jakie stoją przed Polską i Europą. Moderatorem debaty był europoseł PiS Paweł Kowal, a przysłuchiwało się jej kilkaset osób.
Prof. Jadwiga Staniszkis w większości spraw zgadzała się z Kaczyńskim. Wytknęła mu jednak m.in., że ten „wyrzuca do kosza IV RP". A ona by tego nie robiła. Po tym stwierdzeniu sala zareagowała oklaskami.
To pokrótce sprawy jakie poruszał Kandydat PiS na prezydenta.
Podkreślał, że potrzebne są zmiany, które przewidywał projekt IV RP (jak widać płonne były nadzieje kontrkandydata, że pan Jarosław zrezygnował z tej idei), ale konieczne jest też używanie w polityce innego języka.
"Jeżeli chodzi o inne elementy odnoszące się do korupcji, do polityki historycznej itd., to ja się z tego nie wycofuję. Ja tylko nie chcę używać języka, który daje pretekst do tego, żeby później powrócił sposób dyskutowania, który - w moim przekonaniu - był w Polsce czymś niesłychanie niszczącym i który w efekcie przyniósł tragedię” - powiedział kandydat na Prezydenta.
Przekonywał, że w czasie tej kampanii spróbuje wykorzystać eksplozję dobrych uczuć Polaków, pokazania się prawdziwej Polski. W związku z tym chce on uczynić wszystko, by uniknąć powrotu do dawnego dyskursu. Wg niego IV RP została obciążona znaczeniami zupełnie nie związanymi ani z jej teorią, ani z praktyką.
Mówił „Tej zgody w żadnym przypadku być nie może. Nie może być tak, żebyśmy słyszeli - a w tej chwili słyszymy - że byczo jest......Polityka nie jest zabawą, musi być na poważnie. Być na poważnie to mieć wizję rozwoju kraju, którą da się realizować i która nie podporządkowuje się każdym okolicznościom.”
Jarosław Kaczyński oświadczył też, że nie przyjmie zasady pełnego zaufania w sprawie prowadzonego przez Rosję śledztwa dotyczącego katastrofy pod Smoleńskiem, jak wg niego premier Donald Tusk oraz pełniący obowiązki prezydenta marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Zaznaczył, że jest to kwestia naszego honoru, interesu, suwerenności, a także "przyzwoitości w sensie takim ogólnospołecznym, ogólnonarodowym".
Kandydat na Prezydenta mówiąc o polskiej polityce zagranicznej podkreślał, że należy odrzucić w niej klientyzm, który jest złą metodą nawet przy najskromniej zdefiniowanych interesach państwa.
Kandydat na Prezydenta powiedział też, że Polska powinna znaleźć się w grupie G-20.
Tyle dzisiejszej relacji. Ale ja tu jeszcze wrócę Was Pisiorowy Reporter.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4113 odsłon
Komentarze
BRAWO !!!
2 Czerwca, 2010 - 00:02
tylko tak dalej ,a na pewno zostaniesz reporterką(zresztą jak do tej pory bardzo dobrą)
Tak trzymać!!!
żałuję
2 Czerwca, 2010 - 01:17
Żałuję że nie byłam na tym spotkaniu.Niestety życie nas pożera:) praca, praca.
ale powtórzę jeszcze raz ten wywiad z RZEPY,
Rosyjskie śledztwo budzi wątpliwości
Jacek Przybylski 27-05-2010, ostatnia aktualizacja 27-05-2010 20:47
Obserwujemy przemyślaną kampanię, której celem jest skierowanie uwagi Polaków, Rosjan oraz opinii międzynarodowej na jedną przyczynę katastrofy pod Smoleńskiem: błąd pilota - przekonuje Andriej Iłłarionow, były doradca Władimira Putina w rozmowie z Jackiem Przybylskim
źródło: AP
Donald Tusk i Władimir Putin na miejscu katastrofy prezydenckiego Tu-154, 10 kwietnia 2010 r.
+zobacz więcej
• Katastrofa Tu-154: pytania do Rosjan
Był pan jednym z pięciu sygnatariuszy listu rosyjskich dysydentów wyrażającego zaniepokojenie przebiegiem śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Dlaczego go państwo napisali?
Andriej Iłłarionow: To zaszczyt być nazwanym dysydentem, ale ja formalnie nim nie jestem. Wiele lat pracowałem w rosyjskim rządzie. Byłem m.in. doradcą ówczesnego prezydenta, a obecnego premiera Władimira Putina. W niektórych sprawach popieram politykę rosyjskich władz, a w innych – jak stosunek do praw człowieka, demokracji i wolnych mediów – przyjmuję postawę krytyczną.
Jeśli zaś chodzi o list otwarty, to napisaliśmy go, bo katastrofa w Smoleńsku była wielką tragedią, zarówno dla Polski, jak i Rosji. Sam byłem jednym z tych wielu Rosjan, którzy zapalili świeczki przed polskimi konsulatami i kładli kwiaty przed ambasadami.Katastrofa ta zdarzyła się przy okazji uroczystości upamiętniających ofiary Katynia. Historia zaś zna wiele przypadków tajemniczej śmierci osób, które próbowały się dowiedzieć, co się stało w Katyniu, i przekazać tę wiedzę światu. Katastrofa samolotu z Władysławem Sikorskim na pokładzie wydarzyła się wkrótce po tym, gdy poprosił on Międzynarodowy Czerwony Krzyż o śledztwo w sprawie Katynia. W 1946 roku podczas procesów norymberskich jeden z polskich prokuratorów, Roman Martini, został zamordowany, gdy przekonywał, że zbrodnia była dziełem NKWD. W maju 1946 jeden z członków rosyjskiej delegacji w Norymberdze – Nikołaj Zoria – wyrażał wątpliwości co do tego, że Niemcy byli sprawcami tej zbrodni. Następnego ranka znaleziono go martwego w pokoju hotelowym.
Sugeruje pan, że na polskiego prezydenta dokonano zamachu?
Tego nie wiemy. Wbrew obietnicom śledztwo w sprawie katastrofy nie jest ani transparentne, ani dynamiczne. Polska strona nie ma pełnego i swobodnego dostępu do dokumentów i zgromadzonych dowodów. Polakom późno udostępnia się czarne skrzynki, choć niemal od razu było wiadomo, że są one w dobrym stanie i można odczytać ich zapis. Obawiamy się więc, że śledztwo nie jest prowadzone we właściwy sposób i dlatego napisaliśmy list otwarty, który wysłaliśmy do "Rzeczpospolitej", "Gazety Wyborczej" i dziennika "Polska The Times".
A jak według pana powinno wyglądać śledztwo?
Spójrzmy, jak badano sprawę katastrofy nad Lockerbie w 1988 roku. Nikt nie przeżył, a samolot rozpadł się na ogromną liczbę malutkich kawałków. Pozbieranie wszystkich dowodów, stwierdzenie, że na pokładzie doszło do eksplozji, ustalenie, gdzie umieszczona była bomba i kto ją tam umieścił, zajęło śledczym trzy lata. Gdy ginie tak wiele osób, trzeba dokładnie przeanalizować wszelkie możliwe hipotezy. Oczywiście, pod koniec może się okazać, że przyczyna była prozaiczna. Nie można jednak lekceważyć żadnego scenariusza. Trzeba rozwiać wszelkie wątpliwości.
Po 11 września w USA nie badano jednak hipotezy zakładającej, że za atakiem na WTC stała tajna grupa amerykańskich oficjeli, choć niektórzy Amerykanie w taki spisek wierzą. Czy śledztwo, o którym pan mówi, nie tworzyłoby niepotrzebnie teorii spiskowych?
Staram się unikać teorii spiskowych. I chciałbym myśleć, że to nie był spisek. Proszę mi jednak pozwolić przypomnieć śmierć Aleksandra Litwinienki w Londynie. Wiele osób myślało, że to był przypadek, a pracownicy brytyjskiego Scotland Yardu – choć mają opinię najlepszych na świecie – przez ponad 20 dni nie byli w stanie dojść do prawdy. Sprawę udało się wyjaśnić dzięki próbce moczu, którą pobrano na krótko przed śmiercią Litwinienki. To wtedy się dowiedziano, że otruto go przy użyciu materiałów radioaktywnych. Gdyby nie pobrano tamtej próbki, do dziś nie wiedzielibyśmy, iż było to morderstwo wykonane z zimną krwią i przy dużym udziale środków rządowych. Chciałbym być absolutnie pewny, że przy wyjaśnieniu katastrofy prezydenckiego samolotu zostaną użyte przynajmniej takie środki jak w przypadku sprawy Litwinienki.
Po katastrofie rosyjskie władze wykonały wiele przyjaznych gestów, które mogą świadczyć, że im też zależy na wyjaśnieniu sprawy.
Szczerze powiedziawszy, miałem i mam wrażenie, że podejście członków rosyjskich władz do tej kwestii jest tylko formalne.
Współczucie wyrażane przez Dmitrija Miedwiediewa czy Władimira Putina nie było szczere?
Nie chcę mówić o konkretnych osobach. Przechodząc do samego śledztwa, to po pierwsze uważam, że sposób jego prowadzenia nie spełnia standardów badania tego typu katastrof. Po drugie przez ostatnie 45 dni nie spełniono obietnic dotyczących dostarczenia materiałów ze śledztwa i ujawnienia części z nich opinii publicznej. Po trzecie wreszcie obserwujemy przemyślaną kampanię, której celem jest skierowanie uwagi Polaków, Rosjan oraz opinii międzynarodowej na jedną przyczynę katastrofy – błąd pilota.
Bo takiego błędu nie można wykluczyć.
I ja go nie wykluczam. Ale tego typu wnioski powinny być ogłaszane dopiero po zakończeniu śledztwa, przeanalizowaniu oraz odrzuceniu innych hipotez na podstawie jasnych dowodów. W przeciwnym razie twierdzenia o błędzie pilota są czystą spekulacją. W tym wypadku wygląda jednak na to, że nie mamy do czynienia ze spekulacją, lecz konsekwentną kampanią prowadzoną bez przerwy od 45 dni.
Bardzo dużo uwagi poświęcono analizie czarnych skrzynek, co oczywiście jest postępowaniem właściwym i potrzebnym. Dotąd nie mamy za to wiarygodnych przekazów dotyczących informacji, jakie kontrolerzy lotów przekazywali pilotom. Wiemy, że pogoda zepsuła się tak bardzo, że żaden samolot nie mógł wylądować co najmniej 40 minut przed zaplanowanym czasem lądowania samolotu prezydenckiego. Jak ta informacja została przekazana? Jaka była reakcja załogi? Najważniejszą rzeczą jednak jest sprawa położenia samolotu. Dlaczego, gdy zaczął kosić czubki drzew, znajdował się co najmniej 100 metrów niżej, niż powinien? Dlaczego zboczył o 40 metrów na lewo od kursu, który powinien był przyjąć? Czy kontrolerzy lotów nie widzieli na radarach jego pozycji? A jeśli widzieli, to dlaczego nie ostrzegli pilotów? Dlaczego po prostu nie zabronili lądowania, do czego mieli prawo?
Takie pytania padały już wiele razy. Wiemy, że kontroler lotu nie zachowywał się ściśle zgodnie z procedurami, a trzy dni po katastrofie odszedł na emeryturę. Dlaczego tak szybko? Zamiast rozwinięcia tego wątku słyszymy długie dyskusje na temat tego, kto poza załogą był w kokpicie. Początkowo miała to być kobieta, potem się okazało, że to jednak mężczyzna.
Sugeruje pan, że polski rząd daje zbyt dużą wiarę w zapewnienia rosyjskich władz? Premier Donald Tusk wielokrotnie zapewniał, że ma zaufanie do rosyjskich śledczych.
Jeżeli premier Tusk rzeczywiście tak mówił, to popełnił ogromny błąd. Niezależnie od osobistych relacji ostatnia rzecz, jaką może zrobić szef rządu, to zaufać komukolwiek spoza swojego kraju. To podstawy dyplomacji, które mają zastosowanie nawet do najbliższych sojuszników. Sam spędziłem trochę lat w rządzie i wiem, że w polityce zagranicznej nie można postępować w ten sposób. Jako osoba prywatna może pan wierzyć, komu chce, bo jeśli się pan pomyli, to tylko pan poniesie odpowiedzialność za swój błąd. Ale urzędnik państwowy, premier, prezydent, nie mają do tego prawa. Stosunki międzynarodowe to branża, w której nie można poprzestać na zaufaniu. W Rosji mamy takie powiedzenie: "ufaj, ale sprawdzaj".
W Polsce też mamy. Władze w Warszawie szybko wykluczyły jednak hipotezę, że za katastrofą mogły stać władze rosyjskie.
Każdy śledczy wie, że dopóki ostatecznie nie wyjaśni się danej sprawy, nie może wykluczać żadnej hipotezy. Historia zna wiele przykładów śledztw, w których scenariusz, choć początkowo wydawał się absolutnie niemożliwy i niewyobrażalny, ostatecznie okazywał się prawdziwy. Niedaleko miejsca, w którym rozmawiamy, mieści się Muzeum Szpiegostwa. Umieszczono w nim slogan: "nic nie jest takie, jakie się wydaje". To ważne hasło, gdy ma się do czynienia z tego typu katastrofami. Wraz ze znajomymi zebraliśmy 44 pytania, na które mimo publikacji raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wciąż nie znamy odpowiedzi. Zaczęliśmy również gromadzić przypadki jawnych kłamstw. I mamy już 27 przykładów kłamstw, które trafiły do mediów i przez jakiś czas obowiązywały.
Niby jakie?
Tuż po katastrofie usłyszeliśmy, że pilot cztery razy podchodził do lądowania. Wszyscy na lotnisku wiedzieli, że była tylko jedna próba lądowania. Przez wiele dni powtarzano jednak kłamstwo o czterech próbach. Potem zaczęto rozpowszechniać dezinformację, że polski pilot był niedoświadczony. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że miał wystarczające doświadczenie. Mówiono, że nie znał rosyjskiego i nie mógł się porozumieć z wieżą. To też było kłamstwo. Wreszcie nieprawdziwy okazał się czas katastrofy. W kabinie pilotów nie było też żadnej kobiety.
Ponad 50 tysięcy Polaków żąda od premiera Tuska utworzenia międzynarodowej komisji do zbadania katastrofy. Czy zdaniem pana jej powoływanie miałoby jeszcze jakiś sens?
Międzynarodowa komisja powinna powstać tuż po katastrofie. Mówiło o tym wiele osób. Nienaciskanie w tej sprawie na rosyjskie władze było błędem polskiego rządu. Obecnie nie wiemy, jakie dowody zniszczono, a które przetworzono tak, by nic nie dało się już wykryć. Warto przy okazji przypomnieć inne śledztwo, prowadzone w 1944 roku pod przewodnictwem Nikołaja Burdenki przez Radziecką Komisję Specjalną w Katyniu. Jego wyniki były jawną manipulacją, ale kłamstwo o niemieckiej odpowiedzialności obowiązywało przez 50 lat. Mimo że niszczono wiele dowodów, międzynarodowej komisji udało się jednak ustalić prawdę. Nie ulega więc wątpliwości, że prędzej czy później międzynarodowa komisja badająca katastrofę pod Smoleńskiem powinna powstać.
Może ona jednak dojść do tych samych wniosków, co autorzy raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego.
Byłaby to dobra wiadomość. Wszyscy mieliby wówczas pewność, że dla wyjaśnienia tej sprawy zrobiono wszystko, co było można.
Jak rosyjskie władze zareagowałyby na próbę stworzenia takiej komisji?
Nie można wykluczyć negatywnej reakcji. Najpierw musielibyśmy jednak widzieć zainteresowanie tą kwestią polskiego rządu. Tymczasem w sprawie śledztwa zajmuje on bierną postawę. Po katastrofie Donald Tusk zrobił na mnie wrażenie człowieka zaszokowanego tragedią, ale potem nie widziałem w nim siły, która kazałaby mu wyciągnąć od Rosjan jak najwięcej informacji. Takiej postawy nie widzę też u Bronisława Komorowskiego.
Po katastrofie władze Rosji wykonały wiele propolskich gestów. Polscy politycy mogli je wziąć za dobrą monetę.
O tym właśnie pisaliśmy w liście otwartym. Wydaje się, że dla polskiego rządu udawanie zbliżenia z obecnymi władzami Rosji jest ważniejsze niż ustalenie prawdy w jednej z największych tragedii narodowych. Tymczasem powołania międzynarodowej komisji z udziałem Czerwonego Krzyża domagał się w Moskwie Władysław Sikorski, choć zdawał sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji dla siebie i dla jego rządu na uchodźstwie. W 1943 roku toczyła się krwawa wojna, a istnienie Polski stało pod znakiem zapytania. Mimo to Sikorski uznał, że nie może zignorować losu polskich oficerów, i zażądał prawdy. Dobrych relacji – nieważne, jak piękne słowa i deklaracje padają – nie da się zbudować na kłamstwach.
Dlaczego rosyjskim władzom miałoby zależeć na śmierci Lecha Kaczyńskiego?
Chcę myśleć, że rosyjski rząd nie maczał palców w tej katastrofie. Nie można jednak zapominać o wydarzeniach, które doprowadziły do tego, że Lech Kaczyński poleciał do Katynia 10 kwietnia, a nie 7. Najpierw prezydenckie zaproszenie do Auschwitz w upokarzający sposób odrzucił Dmitrij Miedwiediew. A po zaproszeniu przez Władimira Putina na uroczystości do Katynia Donalda Tuska robiono wszystko, by nie przyleciał na nie Lech Kaczyński. Te okoliczności pokazują, że w najlepszym razie toczono z Polską grę, która miała upokorzyć jedną część polskiego społeczeństwa i ustanowić dobre, specjalne relacje z drugą. Działania rosyjskich władz można uznać za ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski. Taką politykę rosyjskie władze uprawiały od kilku lat, nie traktując polskiego prezydenta z szacunkiem, który należy się każdej głowie państwa.
Czym naraził się Kaczyński?
Wojna o polskie mięso, opóźnienie porozumienia między Rosją a UE czy fakt, że był on głównym sprawcą tego, iż Rosja nie zwyciężyła podczas ataku na Gruzję. Jeszcze ważniejszy był jednak jego udział w czyszczeniu wojskowych służb wywiadowczych z ludzi, którzy byli związani z rosyjskimi służbami. To była największa wina Kaczyńskiego i nie ma wątpliwości, że w Rosji dla niektórych osób było to niewybaczalne.
Czy chce pan powiedzieć, że służby specjalne podjęłyby ryzyko organizacji zamachu na prezydenta? Nie brzmi to wiarygodnie.
Toteż ja wcale nie myślę, że tak było. Ale gdy w 2004 roku w Katarze został zamordowany Zelimchan Jandarbijew (były prezydent Czeczenii – red.), wiele osób też nie mogło uwierzyć, że stały za tym rosyjskie władze. Również w 2004 roku mało kto myślał, że kandydat na prezydenta Ukrainy Wiktor Juszczenko może zostać otruty. A w 2006 roku nikt sobie nie wyobrażał, że ktoś mógłby zorganizować morderstwo w centrum Londynu z użyciem radioaktywnego polonu. Dwa lata później nikt się nie spodziewał, że rosyjskie wojska przekroczą uznawaną na całym świecie granicę niepodległego państwa, że będą okupować znaczną część gruzińskiego terytorium i zdecydują się na bombardowania, w których zginęły setki ludzi. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać.
Lech Kaczyński był jednak głową państwa, które jest członkiem NATO!
No i? A co NATO mogłoby zrobić? Przecież NATO wznowiło pełne stosunki z Moskwą zaledwie kilka miesięcy po agresji na Gruzję. Dlatego co najmniej dwa razy bym się zastanowił, zanim powiedziałbym, kto w tej grze jest twardszy.
Z rosyjskimi władzami trzeba grać twardo?
Nie mogę dawać rad rządom innych państw. Polska sama musi zdecydować, jaka polityka będzie dla niej najkorzystniejsza. A jeśli chodzi o dobro świata, to już lata 30. XX wieku pokazały nam, że jeśli agresor nie zostanie powstrzymany na samym początku, to rośnie w siłę tak bardzo, że potem trudno go powstrzymać.
W liście pojawiła się pozytywna ocena odezwy do Rosjan, jaką wygłosił Jarosław Kaczyński. Rzeczywiście mu pan uwierzył? Przecież Jarosław i Lech Kaczyńscy uchodzili za rusofobów. A tu nagle apel do "przyjaciół Rosjan".
Rzeczywiście, rosyjskie media nazywały ich rusofobami. Ale trzeba odróżniać rzeczywistość od propagandy. Przeczytałem wystąpienia obu polityków i nie znalazłem w nich nic, co świadczyłoby o rusofobii. Apel Jarosława Kaczyńskiego do narodu rosyjskiego brzmiał dla mnie szczerze. Gdyby Donald Tusk czy Bronisław Komorowski wygłosili podobne lub jeszcze lepsze apele do narodu rosyjskiego, to o nich też wspomnielibyśmy w liście. Niestety, żaden z nich tego nie zrobił.
A o co chodzi w państwa apelu wzywającym do obrony polskiej niepodległości? Pana zdaniem jest ona zagrożona?
Patrząc na to, jak przebiega śledztwo w sprawie katastrofy, nie widzę żadnych prób ratowania polskich interesów. Nie mówię, że Polska nie powinna mieć przyjaznych stosunków z innymi krajami, w tym z Rosją. W przeciwieństwie do rosyjskich władz nie wskazuję, na kogo powinni głosować Polacy. Uważam tylko, że niezależnie od tego, kto będzie u władzy, nie powinien rezygnować z obrony polskiego interesu narodowego. Wówczas relacje polsko-rosyjskie będą mogły być oparte na wzajemnym szacunku. Niestety, wygląda na to, że polskiemu rządowi bardziej zależy na udawaniu, że ma dobre relacje z rosyjskimi władzami, niż na odkryciu prawdy. Tymczasem dobre stosunki można zbudować na prawdzie, nie na kłamstwie.
Andriej Iłłarionow
Urodził się w 1961 roku w Leningradzie (obecnie Petersburg). Jest jednym z najbardziej znanych na świecie rosyjskich ekonomistów i krytyków polityki Kremla. W latach 2000 – 2005 był doradcą gospodarczym ówczesnego prezydenta Rosji Władimira Putina. Do dymisji podał się na znak protestu przeciwko prowadzonej przez niego polityce. Publicznie oznajmił wówczas, że Rosja przestaje być krajem demokratycznym i że dochodzi w niej do nagminnego ograniczania swobód politycznych. Twierdził, że kraj jest rządzony przez wielkie korporacje kierujące się własnymi interesami. Krytykował też między innymi decyzję o uwięzieniu i skazaniu Michaiła Chodorkowskiego oraz faktycznej "nacjonalizacji" należącego do oligarchy koncernu naftowego Jukos. Był jednym z 34 sygnatariuszy opublikowanego 10 marca 2010 roku w Internecie manifestu "Putin musi odejść". Obecnie pracuje w waszyngtońskim liberalnym think tanku – instytucie CATO.
Rzeczpospolita
Prof. Jadwiga Staniszkis i Jaroslaw Kaczynski w Europejskim
2 Czerwca, 2010 - 09:17
capitanemo Obejzalem za pomoca youtube, Szkoda ze nie mozna sciagnac jednego pliku w calosci. Mozna by bylo lepiej sledzic dyskusje. Dyskusja ktora strescil Pisiorowy Reporter. Mysle ze Jaroslaw Kaczynski ktory potrawi dobrac sobie wartosciowych ludzi. Ma wielka szanse na wyprowadzene na prosta Polski. Jak sie tak slucha. Dochodze do wniosku ze obecnie przy wladzy jest stado amatorow. Zadziwiajace jest jak dlugo, bo juz 3 lata utrzymuje sie to przy wladzy. Mieszkam okolo 7 tysiecy kilometrow od Polski. I dlatego moze nie widze jak rodacy. Ale wydaje mi sie cos niepokojacego. Iz PO ma take poparcie. Skad az tyle ignoractwa. Aby popierac ten motloch u wladzy. Wszedzie na calym swiecie. Narody walcza o lepsza przyszlosc a Wy Rodacy wybieracie i popieracie kontynuacje wladzy cziemniakow. Po tylu latach komuny i 21 lat zmarnowanych. Taki, Komorowski ma wieksze poparcie od Kaczynskiego. Nie rozumie Was Rodacy. Jak mozna wybierac na menadzera przedsiebiorstwa o nazwie Polska takie prowizorki jak Tusk, Komorowski, Sikorski itp. Moze czas na przebudzenie?
capitanemo
Z daleka czasem lepiej widać.
2 Czerwca, 2010 - 09:59
Może nie wszystko, ale napisał Pan mądre słowa.
W Polsce po 10 kwietnia nastąpiło przebudzenie sporej ilości osób. Nas też dziwią wyniki w sondażach Komorowskiego, bo odczucia społeczne są zupełnie inne. Jeśli ma Pan polskie obywatelstwo to zapraszam na stronę sympatyków PIS. Tam spotka Pan przebudzoną Polską.
Pozdrawiam serdecznie.
s. G.
GosiaNowa
Nie nastąpiło żadne przebudzenie.
2 Czerwca, 2010 - 13:09
Jestem tego pewny , nie było i nie będzie przebudzenia.
Komorowski zostanie prezydentem i nikt tego nie zmieni
polacy za bardzo wierzą we wszystko co zobaczą w telewizji.
Nie bez racji
2 Czerwca, 2010 - 13:30
- Wedle mojej prywatnej opinii takoż przebudzenia nie było. Nie "przebudzenie nieświadomych" a jedynie "demonstracja tych (od dawna) świadomych". Media chwilowo ogłupiałe, zrobiły błąd i pokazały jedność oraz ilość "świadomych". Dobre i tyle. Może do paru osób dotarło.
Teraz o Komorro: też mam osobiste obawy, że to on zostanie prezydentem, bo jako żywo, pokłady głupoty w Polsce są większe niż polskie zasoby bilansowe srebra (bodajże 3 na świecie!, czy coś koło tego, w kazdym razie czołówka). Poza tym człek przewidujący, robiąc swoje, i tak przygotowuje się na fiasko swoich poczynań, ma w pogotowiu plan "B" na wypadek klęski swoich racjonalnych poczynań, dzięki czemu w efekcie... i tak klęski nie ponosi. Zatem w mojej prywatnej opinii musimy być "przygotowani" na Komorrę, żeby dać sobie rady (a jak przyjdzie 'zaskoczenie", to będzie tylko miłe i oby tak się stało). Ale to już inny temat.
Moim końcowym wnioskiem jest to, żeby (pomimo możliwej wygranej Komuchruskiego) nie poddawać się zwątpieniu (wszak o to przeciwnikom chodzi!!) i... po prostu dalej robić swoje - popierać właściwe osoby, dawać wyraz swojemu wsparciu dla nich, piętnować niewłaściwe zagrywki, domagać się wyjaśnień (np. w sprawie katastrofy smoleńskiej, mizerii akcji p-powódź i in. żywotnych sprawach).
Nie bądzmy sceptykami
2 Czerwca, 2010 - 13:57
zapraszam na stronę
http://sympatycypis.pl/
tam można zobaczyć czy Naród się obudził, a jeśli ktoś uważa, że nie to niech coś robi. Choćby chodzi z dzwonkiem i budzi!!!
Pozdrawiam i głowy do góry.
GosiaNowa
Też tam byłam
2 Czerwca, 2010 - 15:59
Dzięki portalowi "Niepoprawni" - bo tu właśnie znalazłam ogłoszenie o spotkaniu. Wielkie dzięki za nie... dziś już nie wiem, komu, więc ogólne DZIĘKI!
Słuszne spostrzeżenie, jeśli chodzi o termin publikacji "stenogramów" (na ile zgodnych z oryginałami czarnych skrzynek - tego nie wiemy).
Co do rezygnacji z samego hasła IV RP, to jest to chyba dobra decyzja, bo hasło to zostało wdeptane w glebę przez media Michnika, Waltera i inne reżimowe tuby stworzone "na pomieszanie dobrego i złego". To cytat z wiersza Czesława Miłosza pt. "Który skrzywdziłeś". Swoją drogą, ten wiersz tak bardzo pasuje mi do sytuacji Kaczyńskich i PiS w ogóle w ostatnich latach. Widzę te kabarety, które naśmiewają się z tego, co najświętsze, pacanów wkładających flagę narodową w psie gówno. I totalne odwrócenie pojęć - to co piękne i dobre nazwano "moherem" i wdeptano w błoto, a to co mierne, niskie, podłe i obleśne (vide wystąpienia tzw. autorytetów) postawiono na piedestale i uznano za godne szacunku. Nie mam słów, żeby wyrazić to, co czuję. Przychodzi mi do głowy skarga natchnionego psalmisty: "Dusza nasza jest nasycona szyderstwem zarozumialców i wzgardą pyszałków."
444Polska.bloog.pl
"Nasze miejsce po stronie odwagi bezbronnej" - Jan Pietrzak
Właśnie dlatego,żeby nie wpaść w pesymizm
2 Czerwca, 2010 - 16:56
Piszę to wszystko. Uważam, że jeśli każdy zrobi coś maleńkiego dla Polski to wygramy.
Pozdrawiam i więcej wiary - ona góry przenosi.
GosiaNowa
Proszę nie mylić pesymizmu z... realizmem:)
2 Czerwca, 2010 - 22:37
i chłodem w działaniu (tj. że bez emocji, na zimno, ROBI SIĘ SWOJE. Dla Polski oczywiście.)
A głowy do góry podnosić nie będę - zawsze nosiłam ją wysoko:)
Wiary - też sobie nie żczyę;) - ja swoich rozmówców przekonuję martwą, surową logiką:) a nie "wiarą":)
A niektórym zadaję pytanie: co ze mnie za "moher", jak mam na moher uczulenie:)? (Autentycznie mam - hihi.)
Żeby nie było całkiem drętwo, to pozwolę sobie zakończyć kawałem. Rosyjskim;)
Otóż pytanie brzmi, czym się różnią rosyjski optymista, persymista i realista.
optymista siedzi w domu i uczy się angielskiego. Pesymista siedzi w domu i uczy się chińskiego. Realista siedzi w domu i... czyści kałacha:)
Nie, nie namawiam nikogo do wzniecania ruchawki, tym bardziej zbrojnej:). Chodzi mi o czysty, luzacki pragmatyzm:)
Pozdrawiam