Rasizm czy wypełnianie obowiązków

W niedziele 30 maja w Warszawie odbył się marsz przeciwko rasizmowi, po tragedii, do której doszło w ubiegłą niedzielę rano podczas kontroli na bazarze. W manifestacji uczestniczyło około 200 osób. Nieśli transparenty z hasłami:
"Max nie był agresywny, nie atakował policji, więc dlaczego nie żyje",
"Rasizm Stop. Ukarać zabójcę Maxwella Itoyi",
"Rasizm Stop. Stop Brutalności policji",
"Warszawiacy zjednoczeni przeciwko brutalności policji". Podczas marszu skandowali m.in. "Rasizm stop", "Policja, mordercy".
Manifestacja była spokojna i właśnie ta oskarżana policja udaremniła atak na protestujących agresywnej grupy młodych krótko ostrzyżonych ludzi wyraźnie wrogo nastawionych do uczestników marszu. Trzeba przyznać, że również manifestanci nie pozwalali również na żadne agresywne zachowania.

Jestem Warszawianką i wiem jak wygląda handel pod stadionem. Miałam również styczność z grupą czarnoskórych handlarzy. Sprzedawali oni podrabianą odzież sportową. Proponowali bardzo niskie ceny i proponowali negocjacje na boku. Córka z zięciem nie byli zbyt zainteresowani, a gdy na dodatek zauważyli, że handlarzy robi się wokół nich coraz więcej i jakoś dziwnie się zachowują, wycofali się szybko w pełną ludzi alejkę, gdzie czekałam z wnukami. Nie byli to, jak chcą to przedstawić protestujący mili ludzie zarabiający na życie, ale handlarze podrabianym towarem o dość agresywnym zachowaniu. Jeśli zabity nie miał nic na sumieniu, dlaczego uciekał.

Według policji, gdy funkcjonariusze po cywilnemu, zajmujący się przestępstwami gospodarczymi podeszli do grupy czarnoskórych mężczyzn, ci zaczęli się zachowywać agresywnie , jeden zaczął też uciekać. W pogoń za nim ruszył policjant. W tunelu przewrócił go na ziemię i próbował założyć mu kajdanki. Pomiędzy policjantem a ściganym mężczyzną miało też dojść do szamotaniny. Z relacji jego kolegów wynikało, że próbowano mu wyrwać broń, wtedy padł strzał. Nigeryjczyk został postrzelony w tętnicę udową. Policjant próbował udzielać rannemu pomocy. Obrzucony został jednak kamieniami, cegłami i rurami. Podobnie jak pięciu innych policjantów został ranny. Sytuację udało się opanować dopiero po przyjeździe dodatkowych sił prewencji, 36-latka nie zdołano jednak uratować.

Zważywszy na to co sama widziałam, jestem skłonna uwierzyć w relację policjantów. Wiem, że ogólnie się ich nie kocha, ale proszę mi wierzyć, że praca policji na warszawskiej Pradze nie należy do najłatwiejszych.
Wiem, że zginął człowiek, ale nie było to spowodowane rasizmem policji. Mogło nie dojść do tej śmierci, gdyby zabity zajmował się uczciwym handlem i pozwolił nie utrudniał pracy funkcjonariuszom.