Dworki z Adamowizny

Obrazek użytkownika GosiaNowa
Historia

Wracając do cyklu o polskich dworkach chcę zaprosić do miejscowości między Grodziskiem Mazowieckim, Żabią Wolą , czyli Adamowizny.

Wieś niezwykła i osobliwa na Mazowszu, bo tu znajdują się aż trzy przedwojenne dwory będące domostwami spadkobierców właścicieli. Dwa z nich należą do potomków Adama Chełmońskiego, brata malarza Józefa Chełmońskiego. Trzeci należał do Zofii i Gustawa Zahrtów.

Chociaż żadnego z tych domów nie można zwiedzić i nie wiadomo, czy właściciele utrzymują we wnętrzach nastój ziemiańskich siedzib, to cieszy fakt, że zostały one w rękach prawowitych właścicieli i są wzorem dla innych mieszkańców, bo w okolicy powstaje sporo domów przypominających swoją bryłą architektoniczną szlacheckie dworki.

Na niewielkim wzgórzu w otoczeniu pomników przyrody i rzeczki Mrownej stoi niewielki dwór drewniany konstrukcji zrębowej z gontowym dachem z poł. XIX w., przeniesiony z Kuklówki ok. 1900 r. przez Adama Chełmońskiego. Dr Adam Chełmoński, był bratem słynnego malarza Józefa, specjalizował się w leczeniu chorób płuc. Przez wiele lat był ordynatorem szpitala dziecięcego im. Dzieciątka Jezus w Warszawie. W 1899 r. stał się właścicielem niewielkiego, niezabudowanego terenu w młynarskiej osadzie Stare (obecna Adamowizna). Po przeniesieniu dworku, urządził 2-hektarowy park krajobrazowy, do którego wykorzystano naturalne warunki terenu i istniejący starodrzew. W 1910 r. Adam Chełmoński zakupił od młynarza Jaśkiewicza młyn wodny wraz z budynkami. Posiadłość znajdowała się w rękach rodziny Chełmońskich do 1939 r., do 1945 r., zajmowali go różni lokatorzy, po czym powrócił do rodziny.

Dworek dr Mateusza Chełmońskiego, bratanka Adama, zaprojektowany przez architekta

Witolda Pokrowskiego z 1930 r. można podziwiać z drugiego brzegu stawu (utworzonego sztucznie na rzece Mrownie). Zachował się on w niezmienionej formie. Parterowy, drewniany, otynkowany budynek stoi na kamiennej podmurówce. Od frontu ma szerokie wejście oparte na czterech kolumnach. W 1983 r. willę przejął spadkobierca dr Mateusza Chełmońskiego – Piotr Stefański z rodziną. Obiekt jest w rękach prywatnych i możemy podziwiać go tylko z daleka.

Ten sam architekt jest autorem projektu dworku Zahrtów, znajdującego się nieopodal i wybudowanego mniej więcej w tym samym czasie. Gustaw Zahrt był aptekarzem warszawskim, właścicielem apteki na rogu ulicy Chłodnej i Wroniej pomagającym Żydom z getta. Zofia Villaume-Zahrt była najlepszą przyjaciółką Zofii Nałkowskiej. Budując dwór jeden z pokoi przeznaczyła dla słynnej pisarki, która w czas II wojny światowej, a zwłaszcza w czasie Powstania Warszawskiego spędziła w Adamowiźnie, gdzie na pisała „Węzły życia”. Jej niecodzienna metoda pracy wymagała absolutnej ciszy i skupienia, a gościnny dom państwa Zahrtów.

Tadeusz Breza wspominał:

„Tam na wsi, goszcząc za mnóstwem nawrotów, świadomie i przemyślnie napędzana do roboty przez swoich odwiecznych przyjaciół, mogła Nałkowska dokonać tej wyczerpującej pracy, a technicznie rzecz biorąc zupełnie niepojętej, do której się uciekała, swoje powieści klejąc. Bo odpowiednie jest w tym wypadku takie właśnie wyrażenie. Książki Nałkowskiej powstawały we wszystkich miejscach na raz. Wyrastały wszędzie na całej przestrzeni przyszłego dzieła jak kiełki na roli. Zarys powieści był autorce dokładnie znany. Nałkowska myślała o niej, już widząc całość. Zabierała się zaś do niej w ten sposób, że przez całe miesiące rankami notowała na kartkach kawałki późniejszego tekstu. Dziś rzeczy do jednego rozdziału, następnego dnia do innego. To stąd, to zowąd. Po trosze do różnych opisów, do różnych rozmów, wszystko dość bliskie ostatecznej stylizacji, ale właśnie z rozdziałów nie po kolei i w ogóle niepodporządkowane tokowi przyszłego opowiadania. Aż wreszcie powstawała odpowiednia góra takich akapitów, biała czupryna gotowych do dalszego użytku paseczków. (…) Wtedy pisarce potrzeba było największego spokoju, i to na czas długi, by mogła się wziąć do trudnej sztuki scalenia cząsteczek, zalania luk często znacznych oraz wypolerowania całości do uzyskania owej cudownej, gładkiej, jednolitej powierzchni, jaka cechuje wszystko, co wychodziło spod jej pióra. (…)

Wśród paseczków, wśród papierków, wśród stroniczek, w okularach, z ołówkiem w ręku, bo do pracy twórczej nie używała pióra, łączyła, naklejała, wiążąc wszystko w całość. (…) Że w tej olbrzymiej stercie potrafiła się wyznać, to też był cud. Tak samo jak nie lada wyczynem, wręcz cudownym, było w tych warunkach [dla gosposi Geni Goryszewskiej] – mając sobie zakazaną lekturę chociażby jednej linijki z tych paseczków i karteczek – ‘prowadzenie papierów pani Nałkowskiej’. A trzeba było je prowadzić, bo na to, żeby osiągnęły swój cel, musiał w nich zapanować nie tylko duchowy ład, ale jakiś porządek ziemski. ‘Nałkowska to pisze na kartkach, jakoś jej kroi, zlepia śliną i ma powieść!’ – zdumiewał się po odwiedzinach w Adamowiźnie Włodek Pietrzak.” („Wspomnienie o ‘Węzłach życia’ ”)

Przypominam, że wszystko co zebrałam dotąd na temat tego co zostało uratowane lub zniszczone z przedwojennej architektury - głównie dworskiej można znaleźć tutaj - http://hej-kto-polak.pl/wp/?p=36315

Brak głosów

Komentarze

Dzięki za przywołanie wspomnień:)
Znam Adamowiznę i jej szczególny podwarszawski klimat.
Utkwiło mi w pamięci drzewo w środku drogi:)
Dzięki też za to wspomnienie o Zofii Nałkowskiej,
tak teraz przemilczanej...
Pozdrawiam z dyszką

"My nie milczymy, my rośniemy,zmieniamy w siłę gorzki gniew- I płynie w żyłach moc tej ziemi, jak sok w konarach starych drzew" Yuhma
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
 

Vote up!
0
Vote down!
0
#222387

Cieszy mnie, że te wpisy przydają się do wspomnień i refleksji.
Zapraszam na ciąg dalszy. :)

Vote up!
0
Vote down!
0

GosiaNowa

#222421