O stoczniach od Zachodu.
Wszyscy piszą o stoczniach polskich w zdecydowanej większości emanując żalem nad tym co się stało. Piszą, ale naprawdę nikt, chyba, nie zabrnął w swych rozważaniach do sedna sprawy. Dlaczego i komu polskie stocznie przeszkadzały? Tym z rządu? No na pewno bo były deficytowe.
Czy musiały być? Na pewno nie, tak samo jak na pewno polska flota handlowa nie musiała wyjechać „na saksy” i tułać się pod bandreami takimi jak maltańska, która to nazwana została w morskim światku „bucket of rust” (zardzewiały kubeł).
Co my tak naprawdę wiemy o naszych stoczniach i co one dla nas Polaków znaczyły?
Byłem całe swoje życie związany z gospodarką morską a glob ziemski przemierzam od lat czterdziestu bez mała, w większości na statkach zbudowanych w polskich stoczniach.
Napatrzyłem się na innych, nauczyłem się jak funkcjonują sprawy morskie na Świecie i muszę przyznać że fakt że będąc wykształcony w polskiej szkole morskiej, nauczony praktycznie fachu w polskim przedsiębiorstwie armatorskim i pływający na statkach zbudowanych w polskiej stoczni, był zawsze dla mnie powodem do dumy.
Polska bandera była najlepszą reklamą dla Polski a i powodem że nasz kraj, mimo że członek obozu komuny, cieszył się choćby tylko z tego jednego powodu zasłużonym szacunkiem.
W latach siedemdziesiątych gdy znikły floty handlowe prawie wszystkich państw europejskich, szkolnictwo morskie zniwelowane zostało do poziomu czasów admirała Nelsona a oficerowie i marynarze musieli szukać chleba na obczyźnie, polska gospodarka morska mogła być wzorem dla reszty Świata.
Polskie stocznie budowały statki pod nadzorem polskiego towarzystwa kwalifikacyjnego Polskiego Rejestru Statków (dodać tu należy że był on kiedyś członkiem tzw. „wielkiej dziewiątki” International Association of Classification Societies i miało to niebagatelne znaczenie prestiżowe, potem, po upadku komuny, został z tego związku wylany na zbity pysk gdyż statek będący pod technicznym nadzorem PRS rozleciał się w sztormie), polscy oficerowie uczyli się w polskich szkołach morskich a polskie politechniki kształciły fachowców z dziedziny budowy okrętów. Administracja morska też była godna pochwały; PRS nadzorował budowy i za komuny robił to dobrze, a polskie urzędy morskie pilnowały żeby nasze statki bezpiecznie żeglowały po morzach i oceanach.
W tym samym czasie nasi europejscy partnerzy borykali się z wielkimi problemami, tonęły tankowce rejestrowane pod banderami Liberii, Panamy i innych egzotycznych krajów, ginęli ludzie a środowisko naturalne ponosiło niewyobrażalne straty.
Budowę okrętów zmonopolizowali prawie całkowicie Azjaci, gigantem jak zawsze byli Japończycy, potem dokooptowała Korea Południowa a potem nawet Chiny Ludowe.
Europa przestała się liczyć, no niezupełnie, istniały tam stocznie w szczątkowej formie realizujące głównie zamówienia na okręty wojenne lub statki specjalistyczne, oraz to wszystko czego potrzebował rozwijający się dynamicznie przemysł naftowy.
Ale nawet takie zamówienia nie były w stanie zapewnić stałego zatrudnienia stoczniowcom i rządy krajów europejskich chcąc nie chcąc zmuszone były do przemysłu stoczniowego dokładać.
Pierwsze skrzypce w europejskim shippingu zaczął grać koncern morski należący do duńskiej rodziny Maersk.
Stał się wiodącym przewoźnikiem kontenerów, posiada wieże wiertnicze, statki dostawcze, banki, zatrudnia 110 tys, ludzi w 130 krajach a w 2008 wypracował 61.1 miliarda dolarów zysku.
Polskie stocznie były i są im absolutnie niepotrzebne, statki buduje w Chinach, kapitanami są głównie Hindusi a marynarzami Filipińczycy (są od tego wyjątki, na kontenerowcu należącym do Maerska ostatnio porwanym przez somalijskich piratów była załoga amerykańska tyle że nie było to spowodowane sentymentem do Ameryki, lecz przepisami dotyczącymi shippingu między portami USA). Wszytko, byle taniej.
I tu wyłania się sedno problemu, Polacy są członkami EU, to oni mogliby przejąć część zamówień stoczni europejskich i produkować taniej a może nawet lepiej gdyż mamy jeszcze spawaczy-artystów z uprawnieniami Lloyda, mamy konstruktorów, budowniczych a takich brakuje w reszcie Europy gdyż już od wielu lat, jak wspomniałem, gospodarka morska straciła tam na atrakcyjności. Polacy mogą być potrzebni, tyle że nie w Polsce.
Nasz kraj, zresztą, nigdy nie był brany w EU jako potentat i partner przemysłowy, oni chcą żebyśmy sadzili lasy, uprawiali ekologiczną marchewkę, rozwijali agro-turystykę a najlepiej zbiednieli na tyle żeby sprzedać naszą ziemię tym z zachodu, sami zadowalając się strzyżeniem trawników, ścieleniem łóżek w hotelach, no i Broń Boże nie obrażali się gdy przyszły pracodawca nazwie nas szmak (schmuck).
Napisał: Colas Bregnon
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1845 odsłon
Komentarze
Polski przemysl zniszczylo natychmiastowe (po upadku PRL)....
8 Lutego, 2010 - 08:05
wprowadzenie nieodpowiedniego kursu walut do zlotowki.Kurs PLN-u trzeba bylo budowac latami.Zrobic to dzis Chinom,a za 5 lat znow glodni beda chodzic.
Detergent
Nie jestem pewien czy ..
8 Lutego, 2010 - 13:41
Colas Bregnon
W określeniu parytetu złotówki być może był gruby przekręt.
Otóż Świat jak wszyscy wiemy dawno już odszedł od parytetu złota a w zamian o wartości środka płatniczego decydował potencjał przemysłowy, a co za tym idzie polityka eksportowa.
Krótko mówiąc, im więcej państwo jest w stanie wyeksportować
(i znależć kupców oczywiście) tym silniejsza jest jego waluta.
W IIIRP w czasie masowego pozbywania się własnego potencjału przemysłowego określono stosunek PLN do dolara.
Coś mi tu nie gra.
A mówili już starożytni "ten winien komu korzyść przynosi".
Mogę tylko podejrzewać że oddanie dorobku moich Rodziców i Rodziców każdego obywatela RP związane było z olbrzymimi prowizjami które wylądowały w... domyślcie się sami.
Wieść gminna mówiła o różnych ciekawych przypadkach.
I tak PODOBNO pani Suchocka nabyła za wyjątkowo psie pieniądze tereny nadwiślańskie między Łomiankami a Warszawą.
Ile teraz mogą być warte?
1000 razy więcej niż zapłaciła?
1,000,000 razy więcej (gdyby to przekwalifikować na działki budowlane?).
Czas pokaże jak panic S. zacznie sprzedawać.
Na tym portalu zgłosiłem akcję Colas Bregnon na Prezydenta.
Ja bym wsadził do mamra tych wszystkich byłych członków rządów RP, od Bolka począwszy i dokładnie przyjrzał się ile mają i na czym się dorobili.
Bonzom z PRL dałbym średnią krajową, to samo byłym siepaczom z SB.
Z ustępującymi dygnitarzami rządowymi postąpiłbym zgodnie ze zwyczajem wziętym z ateńskiej Agory.
Otóż Ateńczycy, po zakończeniu kadencji, sprawowali nad tymi co rządzili sąd.
A tak SĄD.
I określali jak ci ostatni sprawowali rządy.
Jak źle to "po kulach".
Ja bym stworzył 5 różnych pensji dla np. byłego prezydenta czy premiera, powiedzmy 10,000 PLN. 8,000 PLN 5,000 PLN 2,000 PLN a ostatnia to tyle ile wynosi zasiłek dla nezdolnych do pracy, czyli 500 PLN.
Niech mają tyle na ile zasłużyli.
I to byłoby określane za pomocą obywatelskiego referendum w czsie wyborów na następcę ustępujacego.
Czyli koszta żadne. Jeden "ptaszek" więcej.
Cóż mam tylko jeden problem.
Muszę muszę znależć wyborców i być wybrany.
A to przecież fikcja.
No nie?
Cheers
Colas
Colas Bregnon
do upadku Stoczni w znacznej mierze przyczyniły się BANKI,a
8 Lutego, 2010 - 12:52
szczegolnie jeden z nich,czyli PeKa O SA,a było
to za czasow.........chyba Wasacza,albo Kaczmarka......
"włosko-Polski " Bank był gwozdziem do trumny......
ale dlaczego....?
haniebne lata 1999-2000
gość z drogi
Stanislaw Michalkiewicz
8 Lutego, 2010 - 16:08
pisał, czerwone światło dla afery stoczniowej /bardziej umoczeni/.Ciekawa to komisja by była, a jaki zakres czasu? Zielone światło dla afery hazardowej/łatwiej się
osuszyć/,rzeż niewiniątek Miro,Zbycho....jak mało to kogoś
dorzucić.Wszak plotka żyje trzy miesiące, do wyborów będziemy piękni,młodzi,bardziej wykształceni a wtedy te kurduple co nam zrobią? Ktoś z peło powiedział - już nikt, nigdy w platformie za żadną aferę nie będzie skazany.Można
im wierzyć na słowo.Pozdrawiam.
Stanisław Michalkiewicz - Michalczewski?
8 Lutego, 2010 - 16:19
Nie znam :)
Aktywuje się brać przed wyborami !
"Wsiąść do pociągu - byle jakiego -....... nie dbać o bilet"