A.Ścios - Orędzie nienawiści. Jak Komorowski nakręcał strach przed „kaczyzmem”

Obrazek użytkownika contessa
Artykuł

Od przegranych wyborów parlamentarnych w roku 2005 jedynym czynnikiem integrującym środowisko Platformy stała się nienawiść do wszystkiego, co związane z partią Kaczyńskich. W równej mierze była ona efektem ambicjonalnej traumy Donalda Tuska oraz nie mniej mocnego lęku, jaki musiał odczuwać Bronisław Komorowski, obawiając się publikacji treści aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI.

Wielu innych polityków PO, biznesmenów, dziennikarzy i ludzi życia publicznego odczuwało wówczas zagrożenie możliwością ujawnienia ich kontaktów i interesów prowadzonych pod dyktando wojskowej bezpieki. Wkrótce więc pod szyldem Platformy zgromadziło się dość wszelkiego rodzaju renegatów, frustratów i „skrzywdzonej” rządami PiS agentury, by uczynić z tego środowiska skansen agresywnych typów, złączonych wspólnotą nienawiści i żądzą odwetu.

Fundament PO

Działający w ideowej pustce ludzie PO musieli znaleźć formułę, która pozwoliłaby im dotrzeć do społeczeństwa. Nie potrafiąc przedstawić żadnej koncepcji pozytywnej, postanowili odwoływać się do negatywnych emocji i najniższych instynktów, tworzenia fałszywych obrazów, budowania irracjonalnej niechęci i lęków. Na tym fundamencie zbudowano pozycję Platformy, wmawiając społeczeństwu, że wybór ekipy Tuska uchroni Polaków przed straszliwą katastrofą „kaczyzmu”. Bez PiS i braci Kaczyńskich środowisko PO nie tylko nie potrafiłoby zbudować żadnego przekazu, ale i nie miało motywacji do działania. To nienawiść do rywali politycznych i lęk przed utratą władzy od początku wyznaczały poszczególne etapy działań: począwszy od czystek w służbach specjalnych i poszukiwania prokuratorskich „haków”, poprzez aferę marszałkową i bondaryzację służb, po zbliżenie z putinowską Rosją i zastawienie pułapki smoleńskiej.

Kreowanie na męża stanu

Kampania nienawiści, jaką do dziś prowadzi reżim, nie jest niczym nowym. „Ruchy i systemy totalitarne wszelkich odcieni potrzebują nienawiści nie tyle przeciw zewnętrznym wrogom i zagrożeniom, ile przeciwko własnemu społeczeństwu; nie tyle by utrzymać gotowość do walki, ile by tych, których wychowują i wzywają do nienawiści, wewnętrznie spustoszyć, obezwładnić duchowo, a tym samym uniezdolnić do oporu. Nieustające, bezgłośne, lecz całkiem jasne orędzie powiada: »Wy jesteście doskonali, tamci są zgnili ze szczętem. Już dawno żylibyście w raju, gdyby złość waszych wrogów nie stała na przeszkodzie«” – pisał w latach 70. Leszek Kołakowski. Nie mógł wiedzieć, że 40 lat później tymi słowami będzie można zdefiniować środowisko, które pod przykrywką „obywatelskości” uczyniło z nienawiści główną broń polityczną.

Kwintesencją orędzia, o którym mówił Kołakowski, mogłyby stać się słowa Bronisława Komorowskiego z 13 listopada 2009 r.:
„Póki jest ten prezydent, nie da się dobrze rządzić” i ich kłamliwe uzasadnienie: „Do wyborów prezydenckich trudne reformy będą leżały odłogiem, bo urząd prezydenta jest wielkim i skutecznym hamulcowym”. Komorowski wyraził wówczas nadzieję, że „nowym prezydentem zostanie ktoś, kto będzie wspierał modernizację Polski i brał na siebie cząstkę odpowiedzialności za trudne decyzje, bo prezydent nie może być wyłącznie recenzentem pracy rządu i hamulcowym”. Stwierdził również, że nie zna „ani jednego przykładu, gdy prezydent zachęcał do jakiejkolwiek reformy czy zmiany”, a na uwagę, że Lech Kaczyński wspierał likwidację WSI, Komorowski odparł, że „zlikwidowanie wojskowego wywiadu nie zasługuje na miano reformy, tylko szaleństwa”.

Dzisiejszy lokator Belwederu był przez lata głównym krzewicielem orędzia nienawiści i tylko szczelnej osłonie medialnej oraz tchórzostwu żurnalistów Polacy zawdzięczają, że może być dziś kreowany na zwolennika ugodowości i koncyliacyjnego „męża stanu”.

Niemal każda wypowiedź Komorowskiego na temat rywali politycznych budowana była na retoryce nienawiści. Pamiętamy cyniczne słowa: „Jaka wizyta, taki zamach”, „Póki jest ten prezydent, nie da się dobrze rządzić” czy wypowiedziane trzy miesiące przed tragedią smoleńską życzenie: „Chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego”. Określenia „popłuczyny endeckie, które szkodzą Polsce”, „ekipa oszalała na punkcie nienawiści do WSI”, „sekta wierząca w politycznego szatana” czy „Polska w rękach drobnych cwaniaczków, drobnych pijaczków, którzy sięgają po najwyższe funkcje” – należą do mniej znanych epitetów, jakimi Komorowski obdarzał przed laty swoich przeciwników.

O kulturze politycznej tego człowieka, jak też o jego rzeczywistym stosunku do kobiet (szczególnie w kontekście późniejszych umizgów i bredni o parytetach) niech świadczy wypowiedź ze stycznia 2009 r. dotycząca chamskich słów, jakie Janusz Palikot, najbliższy przyjaciel Komorowskiego, wypowiedział na temat posłanki PiS Grażyny Gęsickiej: „Kobieta w polityce podlega takim samym regułom jak mężczyzna” – perorował wówczas Komorowski i uznał, że „Donald Tusk nie powinien przepraszać za słowa Janusza Palikota o »politycznej prostytucji« Grażyny Gęsickiej”.

Etap walki o krzesło

Niewiele miesięcy później w dokumencie zatytułowanym „Moja wizja Polski” kandydat na prezydenta Komorowski przedstawił zbiór emfatycznych frazesów, wśród których znalazły się słowa: „Polsce potrzebna jest polityka oparta na rozwadze w działaniu, szacunku dla ludzi inaczej myślących i dostrzeganiu w politycznym przeciwniku partnera”.

Miarą owego „szacunku” był widok roześmianej twarzy Komorowskiego, gdy prezydent Kaczyński wracał w trumnie z nieludzkiej ziemi oraz zanegowanie całego dorobku politycznego poprzednika. W wywiadzie, jakiego Komorowski udzielił portalowi Onet w listopadzie 2010 r., znalazły się słowa, które można nazwać esencją szyderstwa: „Wielu w Europie z ulgą przyjęło, że zakończył się etap walki o samolot, krzesło, o to, kto jedzie na jaki szczyt itp.”. Autor życzenia „chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lecha Kaczyńskiego”, które po trzech miesiącach znalazło spełnienie w lesie smoleńskim, nie potrafił ukryć swojego stosunku do polskiego prezydenta.
(...)

http://niezalezna.pl/44506-oredzie-nienawisci-jak-komorowski-nakrecal-strach-przed-kaczyzmem

Brak głosów