Po co nam Senat?

Obrazek użytkownika Colas Bregnon
Blog

Jak powszechnie wiadomo ojczyzną systemu parlamentarnego jest Zjednoczone Królestwo.
Tam to powstały podwaliny tego co teraz mamy u siebie i musimy borykać się z archaicznymi naleciałościami systemu, wymyślonego z zupełnie innych powodów niż nam się teraz wydaje. Nawet Brytyjczycy wreszcie zdecydowali się na reformę Izby Lordów, której archaiczna forma jest w współczesnym układzie polityczno – społecznym Albionu nie do przyjęcia.

Otoż dawno, temu w Królestwie Wielkiej Brytanii uznano że monarcha musi podzielić się władzą z narodem a tenże naród będzie ją sprawował przez swych legalnie wybranych przedstawicieli.
Nazwali to monarchią konstytucyjną a system demokracją parlamentarną.
Pierwszym problemem nowej władzy było określenie co to takiego naród, bo przecież odzwierciedleniem jego struktury miała być grupa wybranych do sprawowania rządów.
Stąd to, jak oficjalna historia mówi, powstał podział parlamentu brytyjskiego na Izbę Gmin i Izbę Lordów i był niczym innym jak odzwierciedleniem struktury społecznej, są jednak tacy, którzy twierdzą że dwie izby parlamentu powstały ze względów znacznie bardziej prozaicznych.
Otóż stało się to z braku higieny osobistej.
Wiadomo że nasi pradziadkowie w wiekach średnich zdecydowanie stronili od wody i mydła i po prostu śmierdzieli tak bardzo że przebywanie większej ich grupy w jednym zamkniętym pomieszczeniu było, nawet dla ich zdecydowanie niewybrednych średniowiecznych organów powonienia, nie do wytrzymania.
Dodatkowo członkowie arystokracji i plebsu wydzielali odmienne zapachy.
Arystokraci, „sfrancuziali” jak ich określano, naturalne wonie przytłumiali perfumami, proletariusze natomiast, zwolennicy purytanizmu i prostoty obyczajów, unikali pachnideł uważając je za objaw zniewieścienia i śmierdzieli adekwatnie.
Często natomiast dla przywrócenia świadomości, której utrata była dość powszechnym skutkiem braku wystarczającej ilości tlenu zjawiskiem, stosowali roztwory amoniaku i octu.
Na marginesie pragnę nadmienić że, miła skądinąd tradycja bukietu ślubnego, pochodzi również z Albionu. Otóż panna młoda trzymała ten bukiet w takiej pozycji żeby aromat kwiatów byl naturalną niejako zaporą chroniącą nozdrza i świadomość pana młodego przed przedwczesnym kontaktem z wonią wydzielaną przez pewną, istotną bardzo w małżeństwie, część ciała oblubiennicy. Zrozumiałym było, biorąc powyższe pod uwagę, że w czasach owych to co dziś nazywamy przyjemnością, wtedy określano mianem obowiązku małżeńskiego.

W Królestwie członkiem Izby Lordów zostawało się ze względu na pochodzenie i sprawowało swą funkcję dozywotnio.
Nie można było przecież pozwolić aby nisko urodzeni parweniusze rządzili krajem.
Przeciętny brytyjski arystokrata w czasach owych nie bardzo mógł liczyć na zwycięstwo w wolnych wyborach, gdyż nie tylko nie grzeszył wykształceniem, lecz na dodatek często był genetyczną ofiarą pospolitego wśród arystokracji brytyjskiej „braku świeżej krwi”.
Zjawisko to wymaga nieco bliższego wyjaśnienia.
Otóż w Zjednoczonym Królestwie skutkiem polityki zwanej „splendid isolation” pary małżeńskie kojarzono często między bliskimi krewniakami, a dzieci zrodzone z takich związków pod względem zarówno zasobów intelektu jak i aparycji, delikatnie mówiąc, pozostawiały dużo do życzenia.
W odróżnieniu od plebejuszy, którzy to nie byli tak wybredni w kojarzeniu związków, wiele podróżowali w interesach i często znajdywali oblubiennice na kontynencie, co zdecydowanie poprawiało rasę i było przydatne w interesach, które to w czasach owych w taki właśnie sposób pieczętowano.

Wracając do reszty Świata, z Polską włącznie, system dwuizbowy przyjął się niemal wszędzie, z wyjątkiem krajów relatywnie sprawnie rządzonych, jak np. Imperium Otomańskie gdzie parlament zwany Dywanem był jednoizbowy.
Tak było również z rosyjską Dumą.
Ciekawostką historyczną być powinno że jakikolwiek kraj, który w pewnym okresie historycznym osiągnął niespotykaną wielkość, czy potęgę militarną, zawsze był rządzony systemem totalitarnym i przez pojedyńczego satrapę.
Historia zna takich przypadków wiele, od Aleksandra Macedońskiego począwszy, na Napoleonie, Churchillu, czy nawet Hitlerze i Stalinie skończywszy.

Gwoli sprawiedliwości zaznaczyć tu należy że po zakończeniu Drugiej Wojny ówczesne wladze PRL zorganizowały referendum pod nazwą „3 X Tak” i podobno Naród Polski w jednym „Tak” zlikwidował dwuizbowy parlament.
Oczywiście gdy nastała „prawdziwa demokracja” powrócono do starego modelu, tym razem bez pytania Narodu o zdanie.

Problemem było jedynie to że gdy zawalił się system „demokracji ludowej” nikt tak naprawdę nie wiedział czym go zastąpić.
Pierwszym prezydentem nowopowstałej III RP został komunistyczny generał a drugim elektryk z podstawowym wykształceniem zawodowym.
Jeden i drugi musieli bazować na grupie doradców; i tak pierwszemu doradzali byli dygnitarze systemu komunistycznego, drugiemu członkowie KORu, którzy z robotnikami mieli tyle wspólnego że słowo robotnik figurowało w nazwie ich organizacji.
Dodam jeszcze że w czasie negocjacji z Solidatnością i KOR-em w Gdańsku, tow. Fiszbach, skądinąd trzeźwo myślący członek KC PZPR zauważył „przecież to prawie sami Żydzi....” i nikt wtedy na to nie zwrócił większej uwagi, a potem już skłoniono tow. Fiszbacha aby więcej na żadnych łamach na ten temat się nie wypowiadał.

Jedni i drudzy doradcy bardzo starannie zadbali o swe własne interesy i zdecydownie odrzucili koronną zasadę poprzedniego systemu, uznawaną dotychczas za dogmat – „sprawiedliwy podział środków produkcji”, co doprowadziło do praktycznego rograbienia majątku narodowego, który nasi Rodzice i my sami w pocie czoła odbudowywaliśmy po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej. Ktoś kiedyś skonstatował że nowy system zrodził się ze starego tylko dlatego tak bezboleśnie, bo ci którzy dosyć obłowili się przez pierwsze 40 lat PRL-u chcieli mieć swobodę cieszenia się nagromadzonym dobrem.
I tak się stało, a polska klasa robotnicza znów obudziła się „z ręką w nocniku”.
Mają teraz znacznie gorsze warunki podstawowej egzystencji, niepewną przyszłość, za to posiadają wolność słowa i wyznania, co prawie wszystkim kojarzy się z prawem że każdy może robić to co mu się podoba i co zaowocowało w kolosalnym wzroście przestępczości.

Jeden z rządów w RP, zdecydował że już wszystko co można było „opylić”, opylono skutkiem czego to co kiedyś nosiło nazwę majątku narodowego wylądowało w rękach prywatnych.
Ponieważ jednak członkowie rządu będącego wtedy u władzy nie załapali na prowizje, zdecydowali że należy rozpuścić odkrywczą ideę że powinno się to co rozgrabiono odebrać i być może zwrócić społeczeństwu.
Miało to dwie dobre strony, primo; dodawało rządowi w oczach społeczeństwa splendoru, secundo; pozwalało mieć nsdzieję że po jakimś czasie można by znowu to co odebrano ponownie "opylić", tym razem załapawszy się na grube prowizje. Prawda li to? Możliwe to li?
Ano wystarczy spotrzec że członkowie każdego bez mała rządu kończyli kadencje znacznie bogatsi niż zaczynali.

Wracając do sedna władza o której mowa skonstatowała że za dużo demokracji to gorsze od komunizmu i postanowiła dokonać zmian, które, de facto, cieszyły się milczącym poparciem większości społeczeństwa.
Wywoływały też spontaniczny sprzeciw tych, którzy nauczywszy się głośno krzyczeć, zrozumieli że to co się dzieje może być zamachem na ich „demokratyczne swobody obywatelskie” i co gorsza na ich, dość świeży jeszcze, stan posiadania.
Otóż tu jest błąd merytoryczny, który chciałbym sprostować.
Powyższe określenie „demokratyczne swobody obywatelskie” to paradoks, demokracja w swej czystej formie oznacza nic innego jak WŁADZĘ WIĘKSZOŚCI i to jest kamieniem węgielnym tego systemu.
Nawet marksistowska definicja państwa określa je jako „aparat ucisku” i zdecydowanie ma rację.
Większość decyduje (Majority Rules) - to kamień węgielny demokracji, nawet gdy część społeczeństwa z decyzjami większości może się nie zgadzać.
Każdy system państwowy, jakikolwiek by nie był, jest „dyktaturą” a demokracja po prostu, jest dyktaturą klasdy rządzącej, posiadacze zaś odmiennego zdania muszą się tym decyzjom podporządkować.
Tyle że klasą rządzącą jest cały naród a zasadniczą i niepodważalną swobodą systemu demokratycznego jest WOLNY WYBÓR.
Co oznacza że każdy obywatel może, w drodze wolnego głosowania, wybrać swego przedstawiciela w rządzie.
I na tym się demokratyczna swoboda kończy, cała reszta zależy od decyzji większości, a namacalnym dowodem że społeczeństwo dorosło do demokratycznych przemian jest prosty fakt że umie się decyzjom większości podporządkować.
My Polacy mamy z tym jeszcze dość duże problemy.

Demokracja jednakże, tzw. zachodniego typu znacznie odbiegła od klasycznego schematu greckiej Agory.
Tam uważa się powszechnie że każdy może robić to co chce i na tym właśnie polega system „wolności” z którego tak dumni są bracia Amerykanie.
Nie widzą tylko że ich kraj powoli zanurza się w otchłań anarchii.
Podziały społeczne dotyczą niemal każdej dziedziny życia tego kraju.
Od sprawy nielegalnych emigrantów począwszy, na aborcji i małżeństwach homoseksualistow skończywszy.
Takie zrożnicowanie opini czasami kończy się tragicznie, bywały wypadki zabójstw lekarzy którzy dokonywali zabiegów przerywania ciąży.
Nielegalni emigranci manifestują na ulicach miast amerykańskich powiewając flagami krajów skąd pochodzą, domagając się PRAW, i to takich o jakich marzyć by nie śmieli w swych własnych krajach.
I co ciekawe wielu obywateli USA się z nimi zgadza a jednym z największych zwolenników pozostawienia nielegalnych emigrantów w USA jest kościół katolicki.
No cóż Latynosi są katolikami, chodzą na msze i zawsze mogą coś rzucić na tacę.
A kościoły katolickie w USA świecą pustkami, specjalnie po serii oskarżeń o gwałty dokonywane przez księży- homoseksualistow na nieletnich pozostawionych pod ich opieką, chłopcach.

Polska jednakże, jest jeszcze w tej dobrej sytuacji że nie posiada znacznych rozmiarów mniejszości narodowych a szczególnie takich, których traktowania w przeszłości każdy uczciwy człowiek powinien się wstydzić.
Nic innego jak poczucie winy jest motorem stosunków między grupami mniejszościowymi a białą większością w USA.
To samo w EU, w krajach z kolonialną przeszłością.
UK czy Francja będą miały niebawem ciężki orzech do zgryzienia, a adaptacja społeczna 15 milionów żyjących w Eurokołchozie muzułmanów, do życia w sferze kultury europejskiej, przebiega zdecydowanie nie tak jak by sobie tego niektórzy liberalnie nastrojeni optymiści życzyli.

My, Bogu dzięki, takich problemów nie mamy i winniśmy zrobić wszystko co w naszej mocy abyśmy ich nigdy nie mieli.
A jest to niebezpieczny bagaż, który nasi partnerzy z EU mogą się starać na nasze barki przerzucić.

Polacy jednak na razie mają większy problem, do dziś posiadamy zdecydowanie mętne pojęcie jaki system polityczno - społeczny będzie można zaadoptować, lub samemu sobie wytworzyć.
I jaka jest recepta na świetlaną przyszłość.
Jeżeli chcemy mieć naszą Polskę, taką z której moglibyśmy być dumni to musimy ją sobie sami od nowa zbudować.
Systemu politycznego nie da się po prostu przeszczepić od innych, należy go sobie samemu wytworzyć.
Rozumiał to już nasz „Wielki Rodak” przez antagonistów zwany „Krwawym Felkiem”, który zapytany przez żurnalistę Johna Reed’a, jedynego Amerykanina pochowanego na Kremlu; czy można przetransferować system społeczno-polityczny z jednego kraju do drugiego rzekł :”Da możno, no strany żałko” (Tak, można tylko kraju szkoda).
Rozumiał to Feliks Dzierżyński, nie rozumie tego dotąd Bush i Obama, ciągle i uparcie przynoszący „wolność i demokrację” narodowi Iraku.

A że najlepiej system polityczny samemu sobie zbudować klasycznym przykładem są Chiny.
Odwrót od twardogłowego komunizmu robią, mimo powszechnej krytyki, bardzo powoli, po kawałku, starannie sprawdzają każde posunięcie, nie zachłystują się wolnościami jak reszta byłego Wschodniego Bloku, rozumieją doskonale że danie pełnej swobody doprowadziłoby do katastrofy.
I mają rezultaty – Chiny posiadają największe rezerwy walutowe na całym Świecie, ani grosza zadłużeń i zero bezrobocia.
Krótko mówiąc jest to jedyny w Świecie kraj, w którym zmiany polityczno-ekonomiczne spowodowały wzrost zamożności i poprawę bytu całego społeczeństwa.
A że rządzi tam jedna partia, że ona jest właścicielem większości szybko rosnącego majątku narodowego, to w pewnych przypadkach może i lepiej, okazuje się że pewne witalne dla egzystencji narodu dziedziny gospodarki nie powinny być w prywatnych rękach.
Chińczycy zrozumieli to już dawno, Amerykanie zrozumieją dopiero gdy cena za baryłkę ropy, jak prorokują pesymiści, dojdzie do 200 dolarów.
Oby tak się nie stało, ale to kapitalizm, a tam rządzi nie naród, rządzi pieniądz.
Pieniądz decyduje o wyborze władz z prezydentem włącznie, pieniądz, a nie dobro narodu decyduje o polityce finansowej państwa, czego konsekwencją jest największy w historii USA deficyt w handlu zagranicznym.
I bardzo niewielu się tym, tak naprawdę, przejmuje.
Z tymi co są za ten kraj odpowiedzialni, włącznie.

I tu chciałbym wrócić do Senatu.
Co nasz rodzimy polski robi, tego nikt nie wie, natomiast kosztuje społeczeństwo masę pieniędzy, których niejednokrotnie brakuje na służbę zdrowia, oświatę czy zapewnienie ładu.

Amerykański senat zaś przez ostatnie 40 lat przeforsował uchwały, które stworzyły podatny grunt do terażniejszego bałaganu.
Wspomnę tylko o ś.p. Edwardzie Kennedym, który będąc senatorem prawie pół wieku był odpowiedzialny za monstrualny bajzel panujący w USA.
Mam na myśli ustawy emigracyjne, amnestię w latach 80-tych a nawet ustawy determinujące poziom edukacji narodowej jak „No child left behind” i najgłupsza z głupich „Alternative Action Plan”, która to doprowadziła do eskalacji tendencji rasistowskich bardziej niż całokształt działalności osławionego Ku Klux Klanu w całej jego niesławnej historii.

I moim skromnym zdaniem „wrzuciła wsteczny bieg ewolucji”.

My Polacy możemy się uczyć na błędach USA, wyłącznie na błędach, bo sukcesów nie mają żadnych.
Ale to też nauka.
Obyśmy tylko nie przegapili okazji, obserwowali dokładnie i wyciągali prawidłowe wnioski.

Nie naśladujmy innych, uczmy się na ich porażkach, aby ich unikać i zawsze bądźmy gospodarzami w swym własnym kraju – POLSCE.

Cheers

Colas Bregnon

Brak głosów

Komentarze

100 nierobów utrzymujemy, należało by też zmniejszyć liczbę posłów, ale obiecanki cacanki z przed wyborów, cudów też nie ma.

Vote up!
0
Vote down!
0

Marika

#46279