Protokół rozbieżności, czyli "gwoździe w mózgu", cz. 1
Z wpisem tym noszę się już od dłuższego czasu. Do realizacji zmobilizował mnie wreszcie Chevalier tekstem „Rzeczpospolita aferalna”, który porusza kilka zajmujących mnie kwestii (mam tu na myśli zwłaszcza jego krytyczne odniesienia do niektórych tez głoszonych przez polską prawicę).
W moim „protokole rozbieżności” chciałbym się odnieść do niektórych postulatów podnoszonych przez środowiska dominujące na polskiej prawicy (w pierwszej części) i lewicy (w drugiej). Wątpliwości, które tu wyrażam, przyczyniają się do rosnącej „schizofrenii ideowej” – mojej, ale i, jak przypuszczam, wielu inteligentnych ludzi. Zjawisko to (można je też określić „nie odnajdowaniem się w istniejącym w Polsce podziale ideowym”) może świadczyć o wyczerpaniu się czy też niefunkcjonalności pewnej formuły tego podziału i o potrzebie głębokiej meta-politycznej zmiany. Zmiana ta powinna oprzeć się na odkryciu (którego sam już dokonałem:)), że niektóre frakcje prawicy więcej łączy z lewicą aniżeli z kamratami ze swojej strony barykady. I vice versa. Ale o tym może na końcu.
Na początek chciałbym zaznaczyć: nie piszę tu o „prawicy” i „lewicy” z wikipedii czy innych podręczników politycznych teorii. Nie piszę o „typach idealnych”, ale o bytach realnie istniejących. Twierdzę, że dyskusje na temat: co jest „prawdziwą lewicą / prawicą”, a co nią nie jest, chociaż bywają niezbędne by ustalić minimum wspólnego języka, zbyt często dominowane są przez „wikipedystów”, ludzi, którym przekonania dotyczące tego, czym lewica/prawica „powinna być” przesłaniają rzeczywistość. Dyskusje o ideach mają sens, kiedy mają odniesienie do rzeczywistości, a przynajmniej przyjmują do wiadomości pewne jej elementy, takie jak fakt, że „typy idealne” prawicy i lewicy nie w zasadzie nie występują w czystej formie, że w każdej rzeczywistości społeczno-historyczno-kulturowej nabierają własnej specyfiki. W Polsce po 1989 roku sytuacja pod względem tożsamości ideowej jest bardziej zagmatwana, niż kiedykolwiek. Tradycja polskich socjalistów (która sama w sobie odbiega pod pewnymi aspektami od zachodnioeuropejskiej, czy sowieckiej) jest pod niektórymi względami żywsza na prawicy, niż na lewicy, a tradycje stańczykowskie czy endeckie u Michnika i Tuska (pisali o tym ciekawie m. in. Michał Łuczewski, a także Filip Memches: tu, tu i tu).
Chciałbym skupić się na postulatach podnoszonych przez środowiska, które uważam za – z jednej strony – pod wieloma względami najsensowniejsze, a z drugiej (ze względu na obecność w mainstreamie medialnym) najbliższe wyrażenia tego, na czym polega podział lewica-prawica w Polsce ad 2010. Z jednej strony mam tu na myśli „młode” środowisko skupione wokół „Krytyki Politycznej”, oraz bliskie jej, ale pod wieloma względami autonomiczne środowisko „starsze”, wyznaczane przez nazwiska takie, jak Agnieszka Graff, Konrad Modzelewski czy Jacek Żakowski. Z drugiej strony chodzi mi o ludzi prawicy rozproszonych po rozmaitych środowiskach, od „Rzeczpospolitej”, przez „Teologię Polityczną” i „Frondę”, po „Gazetę Polską”. W przypadku tak rozumianej prawicy można też mówić o reprezentacji politycznej przez takie postacie, jak chociażby Jarosław Kaczyński, Ludwik Dorn czy Antoni Macierewicz.
Tak rozumiana prawica ma tę przewagę nad lewicą, że stawia wspólną i dość spójną diagnozę społeczno-polityczną współczesnej Polski. To tej diagnozie – Polski jako państwa słabego, niepodmiotowego (zarówno wobec zagranicznych partnerów, jak i wewnętrznych grup interesu), zdominowanego przez post-nomenklaturowy Układ – Prawo i Sprawiedliwość (a w 2005 roku również Platforma Obywatelska) zawdzięcza swój awans do politycznej czołówki i wyborcze sukcesy. To ironia losu – chociaż i zarazem rzecz w pełni zrozumiała – że polska prawica zyskała polityczną pozycję wówczas, gdy diagnoza, wywodząca się w zasadniczej mierze z lat 90., traciła już aktualność.
Prawica: Redefinicja „układu” i wizja wspólnoty
Nie, nie chcę tu wypowiedzieć jednej z szablonowych krytyk polityki „rozliczeń” pod tytułem: „20 lat temu to może jeszcze miało jakiś sens…”. „Układ” lat 90., ze swoimi politycznymi, biznesowymi, medialnymi i mafijnymi odgałęzieniami nie zniknął. Stał się jednak – co celnie odnotowali niektórzy obserwatorzy polskiej rzeczywistości, m. in. Jadwiga Staniszkis, jednym z wielu układów, które tworzyły się i tworzą od czasu uwolnienia polskiego rynku (czynnikiem jest tu m. in. kapitał zagraniczny, którego udział w polskim rynku przewyższa już, jak sądzę, wielokrotnie udział byłej nomenklatury). Układy, grupy interesu, mafie i „kręcenie lodów” są cechą czy raczej tendencją występującą w każdej gospodarce kapitalistycznej (nie tylko w tej „młodej”, jak chciałby Chevalier). Nie jest to argument przeciwko polityce antykorupcyjnej, antyukładowej, polityce wzmacniania państwa. To element – niezbędnego, w moim przekonaniu – uaktualnienia diagnozy, jaką stawia polska prawica.
Ktoś mógłby powiedzieć: banały. Jakie wnioski płyną jednak z takiego uaktualnienia? Otóż dosyć radykalne. O ile w diagnozie dominującej na polskiej prawicy wróg, jakkolwiek potężny, jest jeden, a w (zwycięskiej) przyszłości rysuje się perspektywa państwa i rynku wolnego od patologii (ten element słusznie krytykuje Chevalier), o tyle w nowej diagnozie nie ma miejsca na świetlaną przyszłość. Podmiotowe, silne państwo – także w sensie regulatora gospodarki – musi takim pozostać nawet gdy wymrą wszyscy agenci. Uzdrowione państwo, które wycofuje się z rynku (w sensie: ograniczeń i reguł nakładanych na wielki kapitał), ale zarazem jest w stanie zapewnić równość reguł gry w społeczeństwie – nie ma racji bytu.
Druga sprawa. Faktem jest, że dzisiaj to polska prawica mówi głosem wykluczonych. Co więcej, to polska prawica odwołuje się do argumentu wspólnotowego (lewica rzadziej, a jeśli już do w odniesieniu do „wspólnoty postulowanej” raczej aniżeli tej realnie istniejącej – wierzę, że można takiego, umownego oczywiście, rozróżnienia dokonać). Często – czy to wprost, czy implicite – nawiązuje do tradycji „solidarystycznych” i piłsudczykowskich. Zarazem jednak – co podnosiło już wielu lewicowych krytyków rządów PiS – deklaracje te nie mają przełożenia na politykę społeczną i ekonomiczną. Nie twierdzę, że każdy polityk odwołujący się do wspólnoty musi być radykalnym socjalistą w sferze społeczno-ekonomicznej; ustanowienie pewnego, minimalnego choćby poziomu redystrybucji, ustanawiającego materialną, a nie tylko symboliczną, międzyobywatelską solidarność i wzajemną odpowiedzialność, uważam jednak za potrzebne.
Także w sferze symbolicznej można mieć do polskiej prawicy zastrzeżenia. Można się przykładowo zastanawiać czy element „łączący” społeczeństwo nie wymaga pewnego wzmocnienia względem radykalizmu wizji. Daleko mi do „polityki miłości”. Uważam również, że każda wizja wspólnoty musi być do pewnego stopnia „polemiczna”, a więc wykluczająca. Nie nawołuję też do porzucenia polityki historycznej, w której „czarne jest czarne, a białe jest białe”. Wydaje mi się jednak, że czegoś w tej wizji brakuje, czegoś, co było obecne w Solidarności, co umożliwiało, mimo całej ostrości podziału my-oni, próby porozumienia z „poziomymi strukturami PZPR”.
Ostatnią kwestią, do przemyślenia której namawiałbym prawicę, jest tożsamość w sferze symboliczno-obyczajowej. Wiele mówi się na prawicy o tradycji „Jagiellońskiej”. Nie tak dużo wcześniej lubił nawiązywać do niej Adam Michnik, więc w wersji „prawicowej” musiało to nawiązanie mieć charakter cokolwiek odmienny. I tak też, o ile Michnik podkreślał jej aspekt „wielokulturowościowy”, o tyle prawica widzi nawiązuje do samych niemal rozwiązań strukturalnych (I RP jako republikański system polityczny oraz jako rozwiązanie dylematów geopolitycznych). Oczywiście, można politykę historyczną Michnika odrzucić jako całkowicie mityczną i abstrakcyjną w rzeczywistości homogenicznego państwa narodowego. Zgoda. Tyle, że model „współistnienia” można „przekładać” na inne, nie-narodowe podziały w społeczeństwie, takie jak religijne, światopoglądowe, obyczajowe… Nie musi to być ani pełne podporządkowanie się „jedynemu” katolickiemu systemowi wartości, ani roztopienie wszelkich etycznych i kulturowych form w relatywistycznym tyglu (nie chodzi tu także o legitymizację obecnej u pewnej części polskiej lewicy wojującej postawy: precz z wszelką tradycją, precz ze wszystkim co „kościelne” – o niej pisał będę w drugiej części).
Cdn.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 4234 odsłony
Komentarze
Kiła intelektualna
23 Stycznia, 2010 - 01:10
zlepek stwierdzeń z analizy fałszywych tez .
Harcerz
23 Stycznia, 2010 - 01:49
Nie przesadzasz ze swoimi jedynkami?
Wpis jest bardzo ciekawy i zasługuje na więcej niż na jedynkę.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Ciekawy bo tak piszesz ?
23 Stycznia, 2010 - 11:18
Ciekawy inaczej:) 0K :)))))).
Przygotowałem się do ewentualnej obrony "wpisu" przez pochlebców lub autora . Czekam :)
@ Danz
23 Stycznia, 2010 - 16:51
Dzięki. :)
autor
23 Stycznia, 2010 - 12:14
Krzysztof J. Wojtas
Na razie to dość dobra charakterystyka pisana w stylu poprawności politycznej - broń Boże, aby za dużo nie napisać.
Tylko, czy tędy droga do znalezienia sensownego wyjścia z sytuacji patowej?
Krzysztof J. Wojtas
KJ Wojtas
23 Stycznia, 2010 - 12:34
Na inne warunki to może i "poprawny", ale raczej nie tutaj. :)
Choć prawdę mówiąc to nie wiem co konkretnie jest w nim "poprawne politycznie" - poza nielubiana konstrukcją "dwustronną" (troche o lewicy, troche o prawicy). Ale co robić, to blog, i wynika ona z tego jak czuję ten temat, a nie z chęci dostosowania się do standardów jednej czy drugiej gazety.. Jesli sam fakt posiadania pogladow ktore nie do konca pasuja pod polska lewice i prawice (wspolczesne), czy tez innymi slowy, pasuja trochę tu, trochę tam, jest u Pana "poprawny", to trudno, niech będzie i poprawny, choć się nie poczuwam.
Pozdr
KM
23 Stycznia, 2010 - 13:17
Krzysztof J. Wojtas
Jednak poprawny - nawet jak na NP.
Jakoś nikt nie zastanawia się nad ewolucją wyobrażeń i matactw na tym tle; kiedyś normalnym hasłem było twierdzenie, że Unia Wolności to partia prawicowa.
Chodzi mi o to, że brak jest kryteriów odniesienia dla prawicowości, lewicowości, czy liberalizmu.
To, co funkcjonuje medialnie - jest często zaprzeczeniem pierwotnego znaczenia. Aby zatem dojść do jakiejś sensownej konkluzji konieczne jest "odwikłanie" znaczeń.
Moje "sięganie" najpierw dotyczyło podstaw cywilizacyjnych (jestem zwolennikiem Konecznego, ale Spengler chyba też jest ważny, o ile nie wcześniejszy), a ostatnio to już tyczy roli Biblii w kształtowaniu świadomości społeczeństw naszego kręgu cywilizacyjnego.
Obawiam się, że brak odniesień - nie pozwoli na pełne wyjaśnienia.
Ale zawsze lepsze to niż ogólne memłanie o d... Maryni.
Krzysztof J. Wojtas
KJ Wojtas
23 Stycznia, 2010 - 13:40
Tak jak to na wstępie sformułowałem - widzę to inaczej. Tzn. nie mam aż takiego przywiązania do pierwotnych znaczeń lewicy i prawicy. Uważam, że to są i zawsze były konstrukty, zależne od partykularnych okoliczności czasowych, kulturowych, historycznych.
W związku z tym, o ile rozumiem, że w latach 90. zakłamywane różne znaczenia i - dodatkowo - w różnych momentach z różnym etykietom establishment przydawał wartości wg swego uznania (vel "prawicowy publicysta"), o tyle nie wierzę, że to, jak Pan mówi, "odwikłanie" jest kluczowe. Nie wiem, czy zdarzają się w ogóle okoliczności, gdzie medialny obraz "prawicowości" i "lewicowości" nie jest w większej czy mniejszej mierze zakłamany. Wątpię. Najzdrowsza z możliwych - na moje czucie - jest nie tyle sytuacja, gdzie wszyscy mają te same, "rozwikłane" znaczenia, ale kiedy żadna z arbitralnych interpretacji podziału nie ma monopolu.
Pozdrawiam
PS Nieco inaczej niż w przypadku "prawicy" i "lewicy" widzę sprawę z "konserwatyzmem", "liberalizmem", etc - tu znaczenia winny być znacznie bardziej określone.
KM
23 Stycznia, 2010 - 14:09
Krzysztof J. Wojtas
" Najzdrowsza z możliwych - na moje czucie - jest nie tyle sytuacja, gdzie wszyscy mają te same, "rozwikłane" znaczenia, ale kiedy żadna z arbitralnych interpretacji podziału nie ma monopolu."
Tu jest problem, bo następuje relatywizacja wartości.
Kto ma być moderatorem?
A może właśnie o to chodzi?
Nad tym też należy się zastanowić.
Krzysztof J. Wojtas
KJ Wojtas
23 Stycznia, 2010 - 15:23
Nie zgadzam się. Nie następuje relatywizacja wartości, lecz relatywizacja etykiet. Prawica i lewica to naczynia, które się dopiero wypełnia wartościami. Brak "naturalnych" powiązań pomiędzy wartościami a etykietami lub monopolu na "przyporządkowanie" nie jest relatywizmem.
Pozdro
Czytam
25 Stycznia, 2010 - 07:03
Wreszcie moge spokojnie rpzeczytac calosc, wiec czytam. Tutaj na chwile przerywam, aby wyrazic swoje uznanie dla celnosci mysli. Tak, to jest dokladnie tak: nastepuje relatywizcja etykiet, a nie wartosci!
Kaska
Kaska
Moim zdaniem
25 Stycznia, 2010 - 07:20
3 części warte przeczytania i przeanalizowania.
Nie da się tego czytać "przy kawie".
Pozdrawiam.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
@ Pyzol i Danz
25 Stycznia, 2010 - 14:28
Bardzo mi jest miło, że ta pisanina komuś przypada do gustu. :)
Pozdrawiam
KM
23 Stycznia, 2010 - 17:44
"Wydaje mi się jednak, że czegoś w tej wizji brakuje, czegoś, co było obecne w Solidarności, co umożliwiało, mimo całej ostrości podziału my-oni, próby porozumienia z „poziomymi strukturami PZPR”.
wg mnie, to wlasnie przez te "proby porozumienia" doszlo do katastrofy
chyba, ze nie bardzo rozumiem co i kogo miales na mysli piszac o "poziomych strukturach PZPR"
czy mozesz wyjasnic?
dobra kobieta
@ dobra kobieta
23 Stycznia, 2010 - 18:32
Poziome struktury PZPR to z całą pewnością nie wierchuszka ani SBcja. Wziąłem w cudzysłów, bo nie mam pewności na ile "poziome struktury" były konceptem/postulatem/nadzieją niektórych grup opozycyjnych aniżeli realny podmiotem. Odnosi się to określenie natomiast do różnych oddolnie powstających inicjatyw w obrębie albo przylegle do PZPR, zwłaszcza w latach 80. Z tego typu środowiskami był np. z tego co wiem związany wówczas Zybertowicz.
Ale to co miałem przede wszystkim na myśli, to nastrój jedności narodowej, o którym mówi wielu, wielu uczestników tamtych wydarzeń (1980-81), który był oparty o antykomunistyczny podział my-oni, i jednocześnie go przekraczał.
Pozdrawiam
KM
23 Stycznia, 2010 - 20:26
czyli, ze mialam nosa :)
nie podzielam takiej opini "ze jednoczesnie przekraczal"
zaznaczam, ze ten "nastroj jednosci narodowej" przezylam na wlasnej skorze
wlasnie to byl blad, ze "proby porozumienia" byly
a nie powinno byc zadnych porozumien z nimi
pozdrawiam
dobra kobieta
@dobra kobieta
23 Stycznia, 2010 - 21:28
Ja tam myślę, że to jednak dwie różne rzeczy: porozumienie na górze i porozumienie na dole.
"Jeżeli spokój jest u góry, to na dole musi być wojna", że tak powiem. :)
Pozdrawiam
KM
23 Stycznia, 2010 - 22:15
duzo by mozna o tym ...
Kaska ma racje – bardzo ciekawy tekst
czekam na cd i dyskusje
dobra kobieta
@dobra kobieta
23 Stycznia, 2010 - 23:03
Dzięki serdeczne. :)
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy tekst
23 Stycznia, 2010 - 20:47
Niestety, w dyskusje bede mogla wlaczyc sie dopiero w poniedzialek, ale nie omieszkam - czekam tez na cd.
Kaska
Kaska
Panie Kazimierzu
24 Stycznia, 2010 - 19:31
pisze Pan:
[quote]Nie twierdzę, że każdy polityk odwołujący się do wspólnoty musi być radykalnym socjalistą w sferze społeczno-ekonomicznej; ustanowienie pewnego, minimalnego choćby poziomu redystrybucji, ustanawiającego materialną, a nie tylko symboliczną, międzyobywatelską solidarność i wzajemną odpowiedzialność, uważam jednak za potrzebne.[/quote]
Pytanie czy solidarność musi być związana z redystrybucją. Ja na przykład jestem przeciwnikiem przymusu szkolnego i ubezpieczeniowego, no i czy lansuję skrajny egoizm i równie skrajny indywidualizm?
Poza tym w Polsce jest problem w prawicą. Mamy raczej socjalistów ateistycznych (SLD), socjalistów chcących tylko napchać sobie kabzę (PO, PSL), no i socjalistów rzekomo pobożnych (PiS). Prawica sensu stricto w naszym jest bytem marginalnym tak naprawdę. Raczej cierpimy na dominację lewicy.
pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
@ Kirker
24 Stycznia, 2010 - 21:08
[quote=Kirker]
Poza tym w Polsce jest problem w prawicą. Mamy raczej socjalistów ateistycznych (SLD), socjalistów chcących tylko napchać sobie kabzę (PO, PSL), no i socjalistów rzekomo pobożnych (PiS). Prawica sensu stricto w naszym jest bytem marginalnym tak naprawdę. Raczej cierpimy na dominację lewicy.
[/quote]
Tutaj wdaje się Pan w kwestie, o których pisałem na samym wstępie. W takiej dyskusji bardzo łatwo o kłopoty z komunikacją, bo zaraz ktoś odpowie Panu, że jest dokładnie na odwrót (za przykłady podając kwestie takie jak polityka gospodarcza - od Balcerowicza, przez Hausnera, Millera, po Gilowską - czy stosunek do KRK). A ja twierdzę, że spierając się o definicje prawdziwej prawicy albo lewicy odrywamy się od rzeczywistości.
[quote=Kirker]
Pytanie czy solidarność musi być związana z redystrybucją. Ja na przykład jestem przeciwnikiem przymusu szkolnego i ubezpieczeniowego, no i czy lansuję skrajny egoizm i równie skrajny indywidualizm?
[/quote]
Niewątpliwie Pańskie myślenie opiera się na perspektywie indywidualistycznej, tzn. jednostka i jej prawa. Czy to stoi w sprzeczności z solidarnością? To oczywiście kwestia tego, jak zdefiniujemy solidarność. W moim rozumieniu konfliktu politycznego na osi jednostka-wspólnota - tak, ale nie chodzi przecież o to, żeby się spierać o prawa do danego słowa czy symbolu, tylko żeby dyskutować o tym, co za tymi słowami i symbolami, o treści, esencji czy jak by tego inaczej nie nazywać.
Pozdrawiam,
KM, bez przymiotników :)