Ocalić od zapomnienia

Obrazek użytkownika Martin Antofagasta
Historia

Jutro 19 sierpnia minie kolejna rocznica śmierci dwóch żołnierzy Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, sierż. Stanisława Suchołbiaka "Szarego", komendanta Powiatu "Błękit", oraz strzelca Henryka Milewskiego "Ciętego", żołnierza KP "Błękit", działających na północnym Mazowszu do roku 1949. Poświęćmy ich pamięci kilka minut swojego czasu i doczytajmy do końca fragmenty dwóch raportów operacyjnych autorstwa "Szarego". Niech wydarzenia tamtych dni będą dla nas jeszcze jedną okazją do refleksji nad własną historią.
   
1949 czerwiec 10.  Raport komendata Powiatu "Błękit" sierż. Stanisława Suchołbiaka "Szarego" dotyczący walki z siłami resortu bezpieczeństwa, stoczonej przez oddziały NZW nocą z 3 na 4 czerwca 1949 r.

W dniu 3 na 4 czerwca 1949 r. zostaliśmy otoczeni przez bierutowców w miejscowości Wólka Rakowska, pow. Maków Mazowiecki, w lesie bagnistym. Noc była ciemna i dżdzysta, tłumiła zbliżające się kroki wroga. Wartownik, Kol. strz. "Cięty", zameldował, że zauważył jakiś szelest i postacie. Mnie zaś przebudził w namiocie ogień zaporowy karabinów maszynowych. Natychmiast przebudziłem swoich kolegów. W chwili gdyśmy wyskoczyli ze swego namiotu, przed nami stał Kol. strz. "Cięty", st. strz."Ogień", strz. "Borsuk" i kapr. "Danuta".  Ogień karabinów maszynowych nie ustawał, kierowany w poszczególne namioty.  Nie zważając na ogień wroga, całością podskoczyliśmy do Komendy Okręgu "Tęcza". W namiocie nie było nikogo.  Przy sąsiednich namiotach leżeli komuniści zabici i ranni. Zdrowi w dalszym ciągu bili z broni automatycznej.  Całością nadsłuchiwaliśmy głosów swoich Kolegów, ale na próżno. Jedynie ze strony komunistów słychać było wrzaski i jęki. Nadsłuchiwaliśmy gwizdka Komendanta Okręgu "Tęcza", jako hasła wycofania się, też słychać nie było. W dalszym ciągu strzały i huk granatów, nawet już poza namiotami.

Orientowałem się, że Koledzy nasi musieli się przebić.  Zwróciłem się do Kolegów:  "Koledzy, jesteśmy okrążeni jak widać, bo wszędzie dokoła namiotów słychać w bagnie plusk, więc siłą mocy jak najszybciej musimy przebić się przez linię, bo już dzień wstaje, a wróg dysponuje dużą siłą". W chwili tej dałem rozkaz: " W kierunku za mną, wycofywać się.  Ja z Kol. strz. "Ciętym", pierwsi z bronią odbezpieczoną, poszliśmy na szpicę.

Skoro odskoczyliśmy około 20 m po pas w bagno, w czasie tym komuniści usłyszeli nasz plusk i szelest.  Od razu pokryli ogniem karabinów maszynowych i oświecili nas rakietami.  W tym to czasie przysiedliśmy w tym błocie.  Za nami nie widać naszych Kolegów, jedynie dalej i bliżej jedyny plusk i huk.  Komuniści przeważającą siłą szli naprzód.

W tym to czasie krzyknąłem:  Kol. "Ogień"!, Kol. "Ogień"!  Niestety odpowiedzi nie miałem.  Zatrzymałem się jeszcze chwilę, ale na próżno. Jak zorientowałem się, Koledzy pod naciskiem strzałów i oświetlających rakiet przybrali inny kierunek.  Z racji tej począłem wycofywać się z Kol. strz. "Ciętym", dalej naprzód.  Po drodze dookoła było widać przesuwające się patrole komunistów. My zaś pod osłoną krzaków i zbóż wycofujemy się szczęśliwie.  Gdy byliśmy pośrodku drogi, w kierunku od namiotów naszych, z szosy Drążdżewo-Budy usłyszeliśmy znowu silny ogień zaporowy karabinów maszynowych i huk granatów.  Od razu zorientowałem się, że to nasi Koledzy muszą przebijać się przez szosę, że tam także samo są zgotowane silne zasadzki.  Z racji tej przybrałem kierunek inny, przez Elżbiecin i na kładkę przez Orzyc przy kościółku w Drążdżewie.  Przez Orzyc wycofaliśmy się szczęśliwie.  Po upływie 5 minut czasu Orzyc był już obstawiony przez komunistów.

1949 czerwiec 11.  Raport komendata Powiatu "Błękit" sierż. Stanisława  Suchołbiaka "Szarego" dotyczący spotkania z obławą sił resortu bezpieczeństwa 6 czerwca 1949 r. pod wsią Grzybki.

W dniu 6 czerwca 1949 r, zakwaterowałem w miejscowości Grzybki, celem ściągnięcia dokładnego wywiadu z akcji z dnia 4 czerwca.  Miejsce pobytu miałem poza wioską 200 m, w życie. Kolegę strz. "Ciętego" wysłałem na pewien punkt za wywiadem, ja zaś przez pewien czas, tak samo jak Kol. "Cięty", po cywilnemu, tylko z krótka bronią i granatem, poszedłem do wioski, aby wysłać łączniczkę na punkt ostatniej potyczki.  Rzeczy nasze, tj. broń długa i mundury, pozostały w życie dlatego aby nie narażać wioski.  W tym to czasie komuniści zbożami, cichaczem podciagnęli do wioski.

Gdy zostałem ostrzeżony było już ich pełno we wsi i tyraliery z lewej i z prawej strony wioski.  Tak, że nie było już możliwości skoczyć i zabrać pozostawione rzeczy.  Liczyłem nawet na to, że w życie pozostaną bezpieczne. Mnie zaś widzieli po cywilnemu lecz szczęśliwie prawie między zbożami wycofałem się.  Ledwie odmaszerowałem kilkadziesiąt metrów rzeczy te zostały przez bierutowców odnalezione.  Zaraz zorientowali się, kto to wycofywał się. Natychmiast z psem śledczym i w pogoń za mną, lecz znając dobrze teren i ludzi, do tego osłona zbóż, wyszedłem z pacyfikacji cało.

Ale cóż z tego, pozostał mi tylko pistolet i granat, poza tym nic.  Utraciłem dwa mundury, dwa pasy, dwie czapki, jeden bergmann, kbk i granat, papiery i pieczęć Komendy Powiatu oraz swoje własne dokumenty partyzanckie.  Takiego nieszczęścia w szeregach partyzanckich jeszcze nie miałem.  Naprawdę chwila ta ciężka do przeżycia.

Na wieczór 6 czerwca skontaktowałem się z Kolegą "Ciętym".  Kol. "Cięty" usiadł na miedzy wśród zbóż i mówi: " Już nie ma dla nas życia, proszę, strzelajmy się tu na miejscu obaj, niech tu będzie nasza mogiła".  Moim zdaniem, tłumaczyłem, zginąć tak haniebnie nie warto.  Więc chodźmy dalej walczyć z barbarzyńską komuną i zgińmy na polu chwały, jak przystało na żołnierza partyzanta.

Dwa mięsiące później, 19 sierpnia 1949 r. w okolicy wsi Amelin agenci wewnętrzni UBP, byli żołnierze NZW, zamordowali w czasie snu komendanta XVI Okręgu NZW Witolda Boruckiego „Babinicza” oraz Tadeusza Milewskiego „Ciętego”.  W tym samym czasie dwaj inni agenci wewnętrzni zamordowali Stanisława Suchołbiaka „Szarego”. Resort bezpieczeństwa chcąc utrzymać w tajemnicy rzeczywisty przebieg wydarzeń i rolę swoich agentów, upozorował obławę KBW w rejonie Amelina i walkę z partyzantami NZW. Agenci zostali błyskawicznie przerzuceni na inny teren z misją zamordowania komendanta Powiatu „Wiosna” Eugeniusza Lipińskiego „Mrówki”, którego zlokalizowano wraz z patrolem 15 października pod wsią Olszewka. W starciu poległ „Mrówka” wraz z czterema partyzantami. Ich ciała upozowane przez UB przedstawia załączona fotografia.

Henryk Pająk, w swej obszernej monografii "Oni się nigdy nie poddali", we wstępie zatytułowanym "Moriturinte salutant, Polsko!", tak napisał: 

Powojenną wojnę z polskim powstaniem narodowym, sowiecki okupant wygrał dzięki polskim donosicielom.  Gorzka to prawda. Dla wielu prawda nie do przyjęcia, efektowna lecz myląca hiperbola, mająca przenosić ciężar odpowiedzialności za zbrodnie, za mordy i egzekucje, za eksterminację dziesiatków tysięcy patriotów, z UB, NKWD, MO i ORMO na tychże niewidzialnych, 'mitycznych" donosicieli.

A jednak tak było.  Upewniałem się w tym przekonaniu z każdym rokiem mojej siedmioletniej kwerendy w archiwach, zwłaszcza w aktach procesowych Wojskowych Sądów Rejonowych, w rozmowach z setkami byłych więźniów reżimu.

Traktujmy tę jego uwagę jako przestrogę - zwłaszcza młodzi niech o tym nie zapominają - bo naprawdę nie wiadomo co jeszcze może przynieść nam przyszłość.  Niech nam się nie wydaje czasem, że doświadczenie historyczne to anachroniczny przeżytek nie przystający do wyzwań XXI wieku.

 

Brak głosów

Komentarze

Najwierniejsi z wiernych. Poświęcę takim jak oni swój następny tekst.
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#376356

także dzisiaj. Dlatego powiadam, brak dekomunizacji, krótko mówiąc pozostawienie przy życiu takich kanalii może spowodować, że nas niedługo nie będzie.
Zostaną kanalie i ich ubeccy potomkowie.
Takie Baumany.

Vote up!
0
Vote down!
0

Joanna K.

#376401