Zygmunt Olechnowicz ps. "Zygma" - część 3
Zagłada niezłomnych
Z początkiem 1949 roku MWD przystępuje do ostatecznej rozprawy z „nieuchwytnym Olechem” i jego partyzantką. Wczesna wiosna przynosi dotkliwe straty.
W dniu 19 marca wpada w zasadzkę „Cygan”, również w tym miesiącu ginie Alzatczyk „Peter” i jego 10 żołnierzy. Zostają otoczeni w leśnej „melinie”.
Z każdym dniem sytuacja polskiego podziemia w Lidzkiem staje się coraz bardziej beznadziejna. Aresztowania i obławy dziesiątkują konspiratorów i miejscową ludność wspierającą „Olechowców”. W końcu kwietnia komendant wraz ze swoim kilkunastoosobowym oddziałem zatrzymuje się na odpoczynek w zaścianku szlacheckim Stankiewicze.
Wiosna 1947 r. Oddział
ppor. Anatola Radziwonika "Olecha" (siedzi w środku), na prawo od
"Olecha" siedzi sierż. Paweł Klukiewicz "Irena" - poległ 17 maja 1947 w
starciu z NKWD pod Starodworcami; ciężko ranny w obie nogi osłaniał
odwrót grupy po czym zastrzelił się nie chcąc wpaść w ręce Sowietów.
Mieszkańcy Stankiewicz od wieków słynęli w okolicy z żarliwego patriotyzmu i umiłowania ojczyzny. W czasie okupacji niemieckiej niemal wszyscy byli silnie zaangażowani w konspirację w szeregach AK. Przez te wszystkie lata drugiej okupacji sowieckiej stanowili zawsze pewne oparcie dla „Olecha” i jego żołnierzy. Następuje jednak zdrada, ktoś donosi o miejscu postoju oddziału. O północy 23 kwietnia 1949 roku, kwaterujący oddział zostaje okrążony przez obławę Wojsk Wewnętrznych. Wywiązuję się walka, w trakcie której ginie Wacław Szturma ps. „Doktor”, są też ranni. „Olechowi”, podobnie jak wielokrotnie wcześniej i tym razem udaje się jednak wyrwać z kotła. Tragiczny jednak los spotyka Stankiewicze, których mieszkańcy zostają aresztowani i skazani na wieloletnie wyroki ITŁ. Jakby tego było mało, karę ponoszą też urocze drobnoszlacheckie dworki zaścianka, które bezlitośnie zostają zniwelowane przez czerwoną władzę. Tymczasem partyzanci, tropieni, mijając obławy, odskakują na północ, „Olech” czuje się źle, jest słaby, dokucza mu niewyleczona rana postrzałowa. Oddział rozbija obozowisko w lasach koło wioski Raczkowszczyzna. Jest 12 maja 1949 roku.
Na obrzeżach lasu, w którym obozowali „Olechowcy” znajdował się mały chutor państwa Stubiedów. Byli to ludzie biedni lecz odważni i szlachetni. Już wcześniej wielokrotnie pomagali „Olechowi”. Tak było i tym razem. Gospodyni ugotowała rosół z trzech kur, dała śmietanę i chleb – wszystko co miała najlepsze. Jak się okazało był to ostatni wspólny posiłek partyzantów i ich Komendanta. W nocy, tuż przed świtem rodzinę Stubiedów obudził huk wystrzałów. To oddział „Olecha” próbował przebić się przez sowiecką obławę. Tym razem organizowaną w sile aż pułku Wojsk Wewnętrznych.
„Otoczyli nas poczwórnym pierścieniem – wspomina Witold Wróblewski ps. „Dzięcioł”, jeden z tych, którym udało się przeżyć masakrę pod Raczkowszczyzną – pierwsze trzy pierścienie udało nam się przerwać. Nie udało się natomiast przełamać czwartego pierścienia. Zostaliśmy rozbici.”
Na ostatnim z tych pierścieni ciężko ranny zostaje Zygmunt. Próbuje się dobić, szybsi są jednak bolszewicy. Ostrzeliwujący się i ranny „Olech” wycofuje się, idąc dla zmylenia tropiących go psów korytem rzeczki Niewiszy. W końcu dosięga go śmiertelna kula. Giną: Józef Bogusławski ps. „Bolek”, Bronisław Makaro ps. „Przybysz”, Bronisław NN. ps. „Potęga”, „Bocian” NN. i Wacław Szwarabowicz ps. "Słowik" – "Kiepura". Trzy osoby ocalały, poza wspomnianym już „Dzięciołem”, jest też jego siostra Genowefa ps. „Stokrotka” i Zygmunt.
Więzienia i Łagry
Początkowo Zygmunt Olechnowicz przebywa w szpitalu więziennym. Stamtąd zabierają go do więzienia w Grodnie, gdzie po ciężkim śledztwie zapada wyrok. Po latach, w łagrze „Zygma” opowie jednemu z towarzyszy niedoli o metodach śledztwa i torturach, którym został poddany w Grodnie. Wśród przeróżnych, wymyślnych tortur, jedna się powtarzała – powie – okładali mnie kijami po głowie.
Widok na przedwojenne Grodno.
Wyrok zapadł, 23 letni Zygmunt zostaje skazany na 25 lat łagru i 5 lat pozbawienia praw publicznych. Zsyłają go do Kazachstanu. Obóz w Dżezkazgan.
Do roku 1957, razem z wieloma innymi Akowcami, a także z litewskimi „Leśnymi Braćmi”, Ukraińcami, jeńcami niemieckimi, Łotyszami i dziesiątkami innych narodowości, siedzi w kazachstańskich obozach. Z relacji p. Józefa Berdowskiego, ps. „Mały Ziuk”, również żołnierza „Olecha”, który podczas zsyłki miał kontakty z "Zygmą" wiemy, że właśnie w 1957 roku dużą grupę żołnierzy AK z Grodzieńszczyzny i Nowogródzkiego odesłano do obozu zbiorczego pod Moskwę, a następnie do PRL, gdzie wraz z innymi również Zygmunt miał dalej odsiadywać swój wyrok. Na to przynajmniej się zapowiadało. Olechnowicz dojechał na etap pod Moskwą, ale tam go od reszty oddzielono i z powrotem przetransportowano do łagru. Nie wiadomo dokładnie dlaczego. Jedna z wersji sugeruje, że Zygmunt znalazł się w grupie około 30, specjalnie wyselekcjonowanych przez KGB, tzw. „najgroźniejszych przestępców”, których Sowieci nie zamierzali przekazać nawet bratnim towarzyszom z PRL.
Kolejne lata swojej zsyłki „Zygmunt” zaliczył też w Kazachstanie, w
każdym razie wyroku mu nie skrócono… przesiedział pełne 25 lat!
Nawiązał wtedy krótkotrwały kontakt z rodziną w Białymstoku.
Więźniowie pracujący w Gułagu.
Wnętrze obozowych baraków.
Szpital
Prawdopodobnie w 1974 roku Zygmunt przyjechał do „siebie”, do domu – do Lidy. Wyrok miał już za sobą, lecz nadal pozbawiony był praw publicznych. Nie było dla niego pracy, nie miał gdzie mieszkać, nie mógł dostać meldunku. Odwiedzał nielicznych, żyjących jeszcze znajomych, podobno spotkał się też z byłą dziewczyną z Kolesiszczy, ale najczęściej spał na dworcu czy dokładniej w okolicach dworca w Lidzie. Za włóczęgostwo w Sowietach karano. Zygmunt też za to oberwał. Chyba z dworca zabrali go na milicję. A stamtąd do „psychuszki”. Wkroczył w ostatni ze swoich „kręgów piekieł”! Zabrany przez milicję, przekazany „bezpiecznikom”, zostaje następnie zamknięty w szpitalu psychiatrycznym na przedmieściach miasta.
Z informacji uzyskanych w tym zamkniętym zakładzie przez brata Zygmunta – Czesława - wynika, że Zygmunt przebywał tam od maja 1974 roku do stycznia 1975 roku. Później następuje, dziwna dla mnie, dwutygodniowa przerwa. Nie jestem lekarzem psychiatrą, niemniej zważywszy na to, iż szpital był zamknięty oraz na fakt, że według posiadanego przeze mnie dokumentu, wystawionego i podpisanego przez ordynatora tej palcówki, Zygmunt cierpiał na „przewlekłą chorobę umysłową”, jest mało prawdopodobne, by go zwyczajnie wypuszczono... zresztą gdzie? Prawdopodobnie został wypożyczony przez KGB. A tam? Co z nim robili, czego jeszcze od niego chcieli? Możemy się tylko domyślać. Pastwili się znowu, pewnie starym zwyczajem raz po raz bili po głowie. A może stosowali bardziej wyrafinowane tortury? W końcu zwrócili go do szpitala. Tam przebywał, do 24 sierpnia 1976 roku.
Gdy przed przeszło 12-u laty pisałem tekst o Zygmuncie, zakończyłem go następująco: „Tutaj ślad się urywa... Nie mam aktu zgonu. Jedno jest za to pewne: dla „Zygmy” nie było „chrześcijańskiego przebaczenia”, o które tak bardzo apelują „autorytety III RP”, zwłaszcza gdy wypowiadają się o katach żołnierzy Niepodległej. Jeśli Zygmunt żyje, ma 69 lat. Proszę o kontakt kogokolwiek, kto mógłby udzielić jakiejkolwiek informacji o dalszych losach Zygmunta Olechnowicza – "Zygmy" - "Groma".
Pisząc te słowa, wbrew rozsądkowi łudziłem się, że Zygmunt może jeszcze żyć. A jeśli tak, snułem w głowie fantastyczne plany zabrania go, bez względu na jego kondycję, do tej nowej wolnej Polski „aż po Bug”, do której kiedyś jechał z Kazachstanu na dalsze „odsiedzenie kary”, i do której nie dojechał.
Jakiś czas później dostałem informację, że Zygmunta Olechnowicza odesłano z "psychuszki" w Lidzie z powrotem do Kazachstanu. Tam zmarł. Osadzony w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, gnił w nim do początku lat 90-tych. I w końcu odszedł na swoją wieczną wartę. Było to gdzieś, za „Suchockiej”. Nastał czas budowania III RP. Polska miała prezydenta wybranego w wolnych wyborach, głośno już mówiono i nawet uczono dzieci o Armii Krajowej, WiN i NZW. Ostatni adres „umierania za życia” Zygmunta Olechnowicza to ulica Wostocznaja 6, Karaganda, Kazachstan.
Karaganda
Nie wiem czy Zygmunt został w ogóle pochowany, nie wiem też co zrobiono z jego ciałem, być może je splugawiono, podobnie jak i doczesne szczątki jego komendantów i kolegów.
Nie znam też jego oprawców, agentów, funkcjonariuszy MWD, śledczych, oskarżycieli, klawiszy, bolszewickich sędziów, może też i lekarzy. Na kopii wyroku odczytałem nazwiska przewodniczącego składu „Wojennego Trybunału Wojsk MWD Grodzienskiej Obłastii”, towarzysza majora Komarowa, młodszego porucznika Szawełki i sekretarza sądu, kapitana Ananjewa. Wiem, że brutalnymi naczelnikami więzienia w Grodnie byli: płk. Kuperman i Dolinskij. Za skuteczną likwidację „terrorystycznej bandyckiej grupy Olecha” awansowany i przeniesiony do centrali w Mińsku zostaje towarzysz Piotr Sitnikow, szef rejonowego MGB. Wspomniany już Anatolij Andriejew w nagrodę za operacyjne rozpracowanie „Olechowców” dostaje pistolet, wręczony osobiście przez samego Berię. Znamy też dowodzącego operacją pod Raczkowszczyzną. Był to naczelnik obwodowego MGB – Frołow. Jest bardzo prawdopodobne, że ludzie ci nie żyją. Czy żyją inni zbrodniarze? Nawet jeśli, nie uda się ich zapewne osądzić i wręcz niewiarygodne, by polski prokurator ich przesłuchał. Czy można jednak umyć ręce? Zadaję to pytanie retorycznie, wierząc, że pion prokuratorski Instytutu Pamięci Narodowej podejmie trudne zadanie wyjawienia prawdy o katach, kierując się sentencją Józefa Mackiewicza, że "jedynie prawda jest ciekawa...”.
Często myślę o Zygmuncie. Każdego roku - 12 maja – w rocznicę walki pod Raczkowszczyzną - idę, kłaniam się, modlę i palę świeczkę pod tablicą poświęconą pamięci nowogródzkich dowódców Armii Krajowej, a wśród nich też i ostatniego, ppor. Anatola Radziwonika ps. „Olech". Traktuję tę tablicę w katakumbach kościoła Świętego Antoniego, przy ulicy Senatorskiej w Warszawie jako symboliczną mogiłę Zygmunta i wszystkich zapomnianych kresowych rycerzy.
P.S. Pragnę złożyć ogromne podziękowania dla Andrzeja Poczobuta za pomoc przy pisaniu niniejszego tekstu.
Michał Wołłejko
Powyższy tekst, autorstwa Michała Wołłejko, ukazał się pierwotnie w Niezależnej Gazecie Polskiej Nr 6(28)/2008. Dziękuję autorowi za zgodę na publikację artykułu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1403 odsłony