Jeszcze o Czerwonych Khmerach

Obrazek użytkownika Martin Antofagasta
Świat

W związku z wpisem Jadwigi Chmielowskiej "Pola śmierci", pragnę przypomnieć pewien krótki fragment z dokumentalnego filmu produkcji francuskiej pt. "S-21, la machine de mort Khmère rouge (2003)". Wspomina w tym filmie niejaki Heng Nath, artysta malarz, przetrzymywany w latach 1978-1979 w okrytym ponurą sławą więzieniu Tuol Sleng w Phnom Penh. Naczelnikiem więzienia był wówczas Khang Khek Ieu znany powszechnie jako towarzysz Duch.

Heng Nath opowiada spokojnym beznamiętnym głosem. Przegląda właśnie kartotekę więzienną, znajduje notę dotyczącą jego przybycia do więzienia:

"Wiersz 18: Heng Nath, lat 35. Nowi ludzie z Regionu 4. W przeszłości artysta malarz z obwodu kontrolowanego przez siły przeciwnika. Przybył 7 stycznia 1978 roku. Zachować do dalszego użytkowania."

I dalej taką snuje ponurą opowieść:

Gdybym nie został "zachowany" celem "dalszego użytkowania" byłbym już nie żył. Tak, poznaję - to odręczny charakter pisma Ducha. Ta czerwona linia. To Duch ...

W tamtym czasie, malowałem w tej właśnie sali. Duch obserwował mnie siedząc w krześle lub stojąc zaraz za moimi plecami. Przyglądał się mojej pracy i opowiadał o takich sławnych malarzach jak Van Gogh czy Picasso. Wszystko co mogłem wówczas zrobić to przysłuchiwać się w milczeniu. Nie słyszałem wcześniej o tych malarzach.

Kiedy malowałem włosy, moje ruchy pędzlem musiały być delikatne, w żadnym razie gwałtowne, bo oznaczałoby to brak respektu dla Ducha. Musiałem okazywać szacunek, lekko muskać płótno, malować twarz w różowych odcieniach. Niczym gładką delikatną skórę, tak cudowną jak skóra młodej dziewicy. To czyniło go szczęśliwym i aprobował mój obraz.

Wiem, że wielu artystów pracowało wcześniej dla niego. Ale wszyscy oni zostali rozstrzelani. Niektórzy przetrwali miesiąc lub dwa, inni pozostali 4 do 10 dni. Ich rysunki nie zdobyły uznania, więc zostali zlikwidowani. Miałem to szczęście, że przeżyłem, ponieważ moje obrazy podobały się.

Czasem myślę o moim losie. Było wielu, których tu przywieziono. Wszyscy oni nie żyją. Zostałem tylko ja jeden. Czasem myślę o tamtych i nie daje mi to spokoju. Dlaczego oni? Przecież, niektórzy z nich malowali lepiej ode mnie. Jakie tragiczne przeznaczenie, że nie dane im było przeżyć. Wszyscy pomordowani.

Brak głosów